Przedmowa do cierpień rewolucjonisty

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Wobec całej książki przedmowa jest sprawą nieznaczną. A przecież czyż dokładna lektura przedmowy nie prowadzi nas wprost do sedna sprawy?1

Przedmowa jest wymierzona przeciwko systemowi, przeciwko „całej książce", jest jak plucie przez okno - emocjonował się Søren Kierkegaard w przedmowie do swoich Przedmów. Chciał wyzwolić ją jako osobny gatunek literacki, uczynić wolną i bezcelową, przeciwstawić bezformie formie, wymierzyć indywidualny akt wypowiadania przeciwko mowie wspólnoty. Dlatego ten, kto pisze przedmowę, jest zdaniem filozofa osobą niemoralną: gwałcącą prawa celowości. I jeszcze to pragnienie... Musisz je odczuwać, by napisać przedmowę, „to jakby bez żadnego ryzyka uczestniczyć w czymś ryzykownym", to jak oczekiwać w napięciu.2

Leszek Knaflewski, PREFACE, 2011, DVD, fot.: autor
Leszek Knaflewski, PREFACE, 2011, DVD, fot.: autor

Wystawa Przedmowa/Preface Leszka Knaflewskiego jest niczym spełnione marzenie Kierkegaarda o modelowej przedmowie: gwałci, pluje i rozpina rozporek. A wszystko to przy niesłyszalnym akompaniamencie wściekłej muzyki. Na kameralną prezentację składają się trzy prace. Tytułowa projekcja Preface przedstawia performera odtwarzającego swoją prywatną listę przebojów na obnażonym (sztucznym) penisie. „To ja. To on. On wie wszystko. On mnie zna" - otwiera prezentację artysta. Po czym sięga kolejno po przypięte do kieszeni marynarki wyciągnięte ze szpul taśmy magnetofonowe, przeciąga je przez zamontowaną w penisie głowicę, za każdym razem ze skupieniem przysłuchując się dźwiękowi przewijanej energicznie taśmy i rozpoznając dany utwór. I tak dowiadujemy się, że numerem jeden jego dziesiątki przebojów jest kultowe Children of the Revolution zespołu T-Rex. Potem kolejno: Burning down the house Talking Heads, Low self opinion Rollins Band, Gimmie danger The Stooges, Problems Sex Pistols, Back in black AC/DC, Know your enemy Range Against the Machine i It's you PJ Harvy. Po odegraniu na penisie ośmiu przebojów rebelianckich zespołów, dziewiąta na tej muzycznej liście okazuje się sentencja Krishny Murti Who am I; dziesiąta taśma jest nie nagrana. Po skonstatowaniu, że numer dziesięć nie zawiera żadnego nagrania, Kanflewski kwituje ten fakt krótko i niekulturalnie: „Chuj wie".

Leszek Knaflewski, Full Screen, 2011, obiekt, detal, fot.: autor
Leszek Knaflewski, Full Screen, 2011, obiekt, detal, fot.: autor

Projekcja Preface sąsiaduje z olbrzymią instalacją: aluminiową ramą stanowiącą niejako obrys sześcianu. Do zakreślonej przez nią przestrzeni można wejść - niczym do pokoju bez ścian - przy czym ta niewinna minimalistyczna forma z bliska okazuje się najeżona ponad tysiącem ostrych szpikulców. Jeden nieuważny ruch i można się zranić. Rzędami szpikulców rządzi rytm pięciolinii: co piąty jest zawsze dłuższy. W kontakcie z tą jedyną na wystawie pozbawioną dźwięku pracą w uszach zdają się pobrzmiewać slowa Pink Floyd z lat 70.: We don't need no education. We don't need no thought control. Nam nie trzeba edukacji Instalacja może równie dobrze przypominać sceniczne pudło bez ścian, jak i pokój w szkole muzycznej, w którym uczeń zamknięty na całe godziny z nauczycielem poddany jest opresyjnemu rytuałowi wykonywania i powtarzania tysięcy ćwiczeń. Zmieść się w bezwzględnej matematyce nut, a scena będzie (w przyszłości) twoja. Z oków muzycznej tresury wyzwolisz się ku scenicznej traumie.

Praca Full screen staje się niejako ramą dla kolejnej projekcji - This is the soundtrack. Obserwujemy na niej wijący się, uciekający poza kadr i powracający doń mikrofon, który w spazmatycznym szale uwolnił się od swej scenicznej funkcji, by teraz, konwulsyjnie odbijając się od desek podłogi, nagrywać sam siebie czy też nagrywać dźwięk samej sceny.

Leszek Knaflewski, THE SOUNDTRACK, 2011, DVD, fot.: autor
Leszek Knaflewski, THE SOUNDTRACK, 2011, DVD, fot.: autor

Trzy prace odsyłają do siebie nawzajem pytanie o możliwość wyzwolenia z wewnętrznej lub zewnętrznej opresji. Jeśli - idąc za tezą Freuda3- kultura jako system ponosi największą część odpowiedzialności za nasze nieszczęścia, to Leszek Knaflewski próbuje się z niej wyzwolić. Rozpina rozporek i używa mocnych wulgaryzmów. Wspomaga swoją małą rewolucję, przywołując kultowe utwory rockowych i punkowych, politycznie zaangażowanych formacji i skandując tytuły piosenek niczym wywrotowe hasła: Children of the revolution!, burn down the house! fuck the norm! Nie tylko kultura jest źródłem cierpień, ale także - podążając za tekstem Freuda - nasze ciało i drugi człowiek, stąd dalej artysta zdaje się autorefleksyjnie stwierdzać ustami Henry'ego Rollinsa: Get yourself a break form self rejection!, by chwilę później orzec za Sex Pistols: The problem is you! I dodać za AC/DC: Don't try to push your luck, just get out of my way! W końcu performer wydaje się poddawać, przywołując liryczne i tęskne pragnienia rozkoszy miłości PJ Harvey, a następnie pyta: Who am I? Kim jestem w kulturze i wobec kultury? Kim jestem w relacji do drugiego? Gdzie mogę znaleźć miejsce, w którym otwierają się przestrzenie wolności? Gdzie czeka na mnie pocieszenie? Jak rozbić spiętrzoną strukturę opresji i agresji? „Chuj wie" - odpowiada sam sobie, atakując kulturę jako źródło wszelkich cierpień i jednocześnie przyznając się do bezradności wobec niej.

Kultura jest przeciwieństwem osobistej wolności. Knaflewski obnaża się, klnie i przyzywa na pomoc rockowo-punkową rebelię, próbując uczynić wyłom w systemie. Fuck the norm! Eros wypowiada walkę kulturze i nieznośności, do której nas doprowadziła. Artysta nie ulega jednak naiwnym złudzeniom co do możliwości wyrwania się z opresji i odgrywa kolejne taśmy magnetofonowe na penisie w niezwykle kulturalny, wysublimowany sposób. Czy kulturę można zmienić, czy też konflikt między nią a roszczeniami wolnościowymi jednostki jest nie do rozwiązania? Czy można, zrobiwszy wyłom w całości, zwyciężyć ją wyrwanym z niej fragmentem? Wokalista Rage Against the Machine wykrzykuje w cytowanym przez Knaflewskiego Know your enemy, że rozwali mikrofon, scenę i system. Tymczasem na wystawie mikrofon neurotycznie rzuca się po scenie, pozostając z nią w miłosno-nienawistnej zależności, a kultura, przeciwko której obnaża się artysta, pozostaje częścią systemu ekspozycji.

Leszek Knaflewski, Soundtrack, 2011, DVD, Full Screen, 2011, obiekt; fot.: Zygmunt Gajewski
Leszek Knaflewski, Soundtrack, 2011, DVD, Full Screen, 2011, obiekt; fot.: Zygmunt Gajewski

W ramach jej zamkniętego obiegu opresyjne urządzenie pt. Full screen faktycznie przybiera pełnoekranowy wymiar i tylko poprzez ten ekran mogą się komunikować ze sobą obie projekcje: obiecująca wyzwolenie Preface oraz obrazująca pozorną wolność This is the soundtrack. Na obu też obiekty (penis i mikrofon) stają się częściowo samowystarczalne, na pozór oderwane od rozdwojonego podmiotu. Prowadząc swoje niezależne, rozbuchane i ekshibicjonistyczne życie, pozostają jednak nieuchronnie w relacji z systemem, z którego udało im się wychynąć. Preface to wystawa niezwykle muzyczna, przy czym jej linia melodyczna niesie ze sobą zarówno ducha rewolty, jak i udręczenie opresji. Rewolta wydaje się zwycięskim wyrwaniem się z opresyjnej sytuacji, ale ostatecznie wyzwolenie okazuje się ułudą: przybiera postać konwulsyjnych drgawek oszalałego mikrofonu, który po każdej ucieczce z kadru znów do niego wraca, by namiętnie tłuc o podłogę.

Przed-słowie stanowi również niejako czasoprzestrzeń przed mową, czyli przed wspólnotą. We freudowskim ujęciu jawi się niczym locus amoenus - wyśnione miejsce i czas przed-cierpieniem oraz przed-oddzieleniem, w którym używa się nie-mowy. Owo fantazmatyczne miejsce-niemiejsce to zarazem przestrzeń, do której Knaflewski usiłuje się włamać, raniąc się o najeżony tysiącem ostrych szpikulców ekran. A jednak zdaje się powtarzać za Kierkegaardem: „Tylko jedna myśl przepełnia moją duszę, jedna tęsknota, jedno pragnienie - by zagubić się w lirycznym gąszczu przedmowy i tam hasać do woli"4.

 

Leszek Kanflewski, Przedmowa/Preface, Poznań, galeria Piekary, 25.11.2011-13.01.2012

  1. 1. S. Kierkegaard, Przedmowy [w:] Powtórzenie. Przedmowy, tłum. i oprac. B. Świderski, Warszawa 2000, s. 249.
  2. 2. Tamże, s. 252.
  3. 3. Por. Z. Freud, Kultura jako źródło cierpień [w:] Pisma społeczne, tłum. A. Ochocki, M. Poręba, R. Reszke, oprac. R. Reszke, Warszawa 1998, s. 165-227.
  4. 4. S. Kirkegaard, Dziennik, cyt. za: B. Świderski, O Przedmowach [w:] S. Kirkegaard, Przedmowy, op. cit., s. 241.