Rok 2011 nie był zbyt dobry dla sztuki.

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
 

Najbardziej niepokoją restrykcje, które dotykają artystów w krajach niedemokratycznych. Od listopada 2010 do lutego 2011 w więzieniu o zaostrzonym rygorze w Sankt-Petersburgu przebywali Oleg Vorotnikov i Leonid Nikolaev, artyści z grupy Wojna. Zarzucano im chuligaństwo oraz działania motywowane nienawiścią. Natomiast w kwietniu chińskie władze aresztowały pod zarzutem przestępstwa finansowego, bigamii oraz rozpowszechniania pornografii artystę o międzynarodowej sławie, Aia Weiweia. Artysta został zwolniony z więzienia pod koniec czerwca.

Jednak również w krajach demokratycznych nie w pełni przestrzegane są zasady swobody twórczej i dochodzi do aktów cenzurowania sztuki. W Polsce niestety stało się to już pewną tradycją. Kontrowersje pojawiały się przy okazji różnego typu prac i obiektów wizualnych, można tu wspomnieć choćby o aferze wokół komiksu Chopin. New Romantic czy o niedopuszczeniu do prezentacji na stacjach warszawskiego metra fotografii propagujących naturalne karmienie, przygotowanych przez fundację Mleko mamy. Cenzura pojawiła się także na gruncie międzynarodowym. Chodzi o głośną wystawę w berlińskim Martin-Gropius-Bau Obok. Polska - Niemcy. Tysiąc lat historii w sztuce, z której po cichu zdjęto pracę Artura Żmijewskiego pt. Berek. Jak się później okazało, do ekspozycji nie zostały dopuszczone Lego Zbigniewa Libera oraz praca Piotra Uklańskiego. Zadziwia, że polskie środowisko artystyczne nabrało w tej kwestii wody w usta, jakby cenzura nikomu nie przeszkadzała.

Również bez jakichkolwiek protestów zamknięta została w Poznaniu Galeria ON - decyzją władz miejscowego Uniwersytetu Artystycznego. Powodem był brak funduszy na utrzymanie galerii. Dziwi jednak, że zarówno uczelnia, jak i miasto zapomniały o kapitale symbolicznym tej galerii, budowanym przez niemal 35 lat jej istnienia, podczas których miały miejsce ważne wystawy, festiwale i sympozja. Przy tej okazji warto się zastanowić, czy w wolnorynkowej gospodarce mają jeszcze szanse funkcjonować galerie niekomercyjne, autorskie. Czy te, które jeszcze utrzymały się w obiegu, też są skazane na powolne dogorywanie? Czy w pełni już funkcjonujemy w sytuacji, gdzie sztuka liczy się głównie jako towar, drogocenny luksus dla wybranych?

O tym ostatnim świadczyła w sposób przewrotny projekcja Jenny Holzer na poznańskim budynku Starego Browaru, która towarzyszyła kwietniowej wystawie tej artystki w galerii Art Stations. Bo choć i tym razem, jak w wypadku większości prac Holzer, projekcja miała miejsce w przestrzeni zewnętrznej, to trudno byłoby mówić o przestrzeni publicznej. Projekcja odbywała się od strony parku, który jako teren prywatny jest ogrodzony, a fasadę budynku zasłaniają drzewa. Projekcji nie widzieli zatem ani przypadkowi przechodnie, ani nawet ludzie robiący zakupy w Starym Browarze. Istotne są więc również pytania o sztukę w przestrzeni publicznej, o szanse jej zaistnienia oraz o to, czy w dobie komercjalizacji wszystkiego mamy jeszcze w ogóle do czynienia z przestrzenią publiczną?

Sztuka jest traktowana jak towar, ale z drugiej strony w Polsce twórca to wciąż jeden z najgorzej opłacanych zawodów. Nadal zdarzają się sytuacje, że artyści nie otrzymują honorariów za udział w wystawach, niekiedy nie zarabiają nawet na sprzedaży swoich prac. Wielu z nich żyje z chałtur, często bez ubezpieczenia zdrowotnego i emerytalnego. Niekiedy oczekuje się od artystów, że będą pracować za darmo. Wielu twórców wskazuje, że ich sytuacja materialna jest fatalna. Dobrze, że sprawa ta została podniesiona między innymi przez Obywatelskie Forum Sztuki i stała się przedmiotem dyskusji. Czy są jednak szanse na zmiany? Ponadto warto pamiętać, że ten swoisty wyzysk dotyczy w większym stopniu artystek (w ostatnim czasie na ten problem wskazał projekt Anki Leśniak pod tytułem Zarejestrowane).

Rok 2011 pokazał też dobitnie, że polski świat sztuki staje się coraz bardziej polityczny. W życiu artystycznym objawił się głos prawicy i, co symptomatyczne, był to głos gniewu. Chodzi o wystawę Kazimierza Piotrowskiego Thymos. Sztuka gniewu. 1900-2011 w toruńskim CSW, która miała ukazać oblicza polskiego gniewu aż do katastrofy smoleńskiej w 2010 roku. Z jednej strony dobrze, że środowisko artystyczne staje się bardziej pluralistyczne, z drugiej strony niepokoją ksenofobiczne i nacjonalistyczne treści artykułowane przez tę wystawę i jej kuratora. Trudno się dziwić, że już po jej otwarciu niektórzy artyści wycofali swe prace z ekspozycji, wskazując, że nie chcą uwiarygodniać swą sztuką ksenofobicznego przekazu. Jednocześnie ta sytuacja jest odbiciem konfliktów istniejących w polskim społeczeństwie, które najdobitniej ujawniły się podczas wydarzeń 11 listopada 2011 w Warszawie. Zarówno warszawskie zamieszki w Dniu Niepodległości, jak i wydarzenia wokół wystawy Thymos wskazują, że brakuje dyskusji między stronami konfliktu, a nawet, że ta dyskusja jest niemożliwa, gdyż całkowicie odmienne są języki, którymi posługują się obie strony, przy czym prawica głosi treści pełne pogardy i nienawiści dla wszelkiej inności czy odmienności poglądów. W kontekście tych wydarzeń projekt demokracji radykalnej, w której dochodzi do dyskusji przeciwników szanujących się wzajemnie, wydaje się projektem całkowicie utopijnym. A może sztuka znajdzie drogę do podjęcia takiej dyskusji?

Mimo pesymistycznych konstatacji na temat tego, co działo się w 2011 roku, warto wskazać na przynajmniej kilka interesujących wystaw. Nie mam jednak na myśli dużych ekspozycji, ale prezentacje w większości indywidualne, skromne, mające miejsce nie w centrum, ale raczej na peryferiach. To między innymi: ZWIERZenia. Czułość istnienia (prezentacja prac Tomasza Rogalińskiego i Filipa Sadowskiego) w toruńskiej Wozowni, Zagubione w tłumaczeniu Doroty Podlaskiej w BWA Olsztyn, Złote włosy Małgorzaty Krystyny Piotrowskiej w poznańskim Arsenale, wystawa prac Bartosza Kokosińskiego w galerii BWA w Katowicach oraz skromna, ale znakomicie zaaranżowana ekspozycja prac Marii Pinińskiej-Bereś w poznańskiej galerii Piekary czy mająca miejsce również w tej galerii prezentacja obrazów Pawła Matyszewskiego pt. Bojaźnie. Nie sposób nie wspomnieć też o ważnej wystawie Trzy kobiety: Maria Pinińska-Bereś, Natalia Lach-Lachowicz, Ewa Partum w warszawskiej Zachęcie.

Jeśli chodzi o ważne publikacje, wskazałabym na książkę Moniki Bakke pt. Bio-transfiguracje. Sztuka i estetyka posthumanizmu, która na gruncie polskiej humanistyki otwiera obszar rozważań na temat relacji między ludzkimi i nie-ludzkimi bytami, a także zmusza do namysłu nad sztuką podejmującą temat związków ludzi i zwierząt oraz nad bio-artem. Wydaje się, że to właśnie te kierunki będą coraz bardziej istotne w samej sztuce, a także, że podejmowany będzie namysł krytyczny na ten temat, o czym zresztą świadczy przygotowywany właśnie numer „Artmixa" dotyczący posthumanizmu i ekofeminizmu. Wyłania się też z tych dyskusji jakaś perspektywa etyczna i być może w najbliższym czasie dyskurs artystyczny zdominują kwestie wspólnego dobra, solidarności oraz pytanie o lepsze kształtowanie rzeczywistości dla ludzi, w tym dla współczesnych homo sacer, pozbawionych własnego głosu i możliwości reprezentacji, oraz dla nieludzkich zwierząt.