Zawoalowanie sensu wszystkich jej "propozycji", "idei" i "działań", strategiczna mimikra jej przedstawicieli utrudniająca rozpoznanie, pozwala im występować na zewnątrz w masce pionierów i nonkonformistów - Wiesław Borowski, "Pseudoawangarda", 1975
Wśród natłoku wydarzeń artystycznych, dyskusji i wystaw produkowanych w coraz szybszym tempie łatwo było przeoczyć wymyślone przez Andrzeja Przywarę a zrealizowane przez Pawła Polita w Galerii Dokumentu Zamku Ujazdowskiego "Ożywienie balu w Zalesiu". Jednodniowe wydarzenie w reżyserii m.in. Pawła Althamera i następująca po nim skromna wystawa (zaaranżowana przez Paulinę Ołowską i Joannę Zielińską) nie są prostą rekonstrukcją zakrapianej alkoholem artystycznej imprezy, która odbyła się prawie czterdzieści lat temu, lecz dotykają kwestii kształtu historii sztuki polskiej po 1945 roku. Wielość znaczeń projektu próbowała uchwycić zorganizowana przez CSW rozmowa z udziałem weteranek balu Natalii Svolkien i Anki Ptaszkowskiej, a także Joanny Mytkowskiej z Fundacji Galerii Foksal i Luizy Nader, która w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego pisze doktorat o konceptualizmie w Polsce. W kolejnych akapitach postaram się opisać przebieg spotkania i skomentować tę moderowaną przez Pawła Polita rozmowę, której przysłuchiwało się ok. dwóch tuzinów ekspertów z pola sztuki - krytyków, kuratorów, historyków sztuki.
Dyskusję rozpoczęło skierowane do Anki Ptaszkowskiej pytanie o sens ożywiania imprezy dziś. Pytanie - wydawałoby się oczywiste - pozostało bez odpowiedzi, gdyż Ptaszkowska odbiła piłeczkę i o to samo zapytała pytającego ją Pawła Polita. Wydaje się, że odpowiedzi mógłby udzielić autor pomysłu Andrzej Przywara, ten jednak był na spotkaniu nieobecny. Pośrednio i już w trakcie dyskusji, kwestii zasadności ożywiania balu dotknęła pracująca z Przywarą w Fundacji Foksal Joanna Mytkowska, która wspomniała o domknięciu tym szczególnym projektem rozpoczętego w latach 90. procesu pracy nad historią Galerii Foksal i nad szerzej rozumianą historią sztuki, pracy - można dodać - polegającej na re/konstruowaniu znaczeń i rewizji całych sekwencji, fenomenów i nazwisk z przeszłości (Kantor, Hansen, Krasiński...)
Właściwym początkiem dyskusji było podjęcie kwestii politycznego wymiaru balu, dla którego kontekstem, jak piszą Polit i Svolkien, były wydarzenia z marca 1968. Anka Ptaszkowska opisując działania tej, jak to ujęła, "walczącej awangardy" przywołała szczególny stan bycia "zaangażowanym bez angażowania się" bezpośrednio w wydarzenia polityczne, któremu próbowali być wierni przez cały czas pracy w Foksalu (1). "Paroksyzm zabawy" i chłodny dystans przeciwstawione zostały martyrologii i minorowym nastrojom panującym wśród studentów i inteligencji, która doświadczała represji ze strony komunistycznego aparatu władzy. W tym kontekście działania "awangardy" polegały na obronie i podkreślaniu wywalczonego w ramach małej stabilizacji Wiesława Gomułki niewielkiego marginesu autonomii dla celebrowanej w tym elitarnym środowisku sztuki (2). Balowanie w gronie przyjaciół w udekorowanym przez artystów ogrodzie willi na przedmieściach i trzymanie się z dala od polityki nie budzi kontrowersji - możemy sobie wyobrazić, że tego gorącego lata 1968 roku nie tylko w tej willi balowano - ale nazywanie tego "zaangażowaniem" rodzi pytania o charakter działań środowiska ówczesnego Foksalu (3). Co ciekawe, proces dojrzewania świadomości związku balu z wydarzeniami marca - protestami studentów bitych przez ORMO na ulicach Warszawy i innych miast trwał, jak przyznała Joanna Mytkowska, kilkanaście lat. Połączenie balu z polityką - legitymizowane przez instytucję nadającą rangę temu "wydarzeniu" przez umieszczenie go w programie - każe myśleć o całym projekcie nie tyle w kategoriach dehistoryzacji, co raczej zaczarowania historii i dalszej mitologizacji zjawiska "Foksalu" w sztuce polskiej (4). Interesujący jest również fakt nieświadomości artystów biorących udział w projekcie: w trakcie dyskusji w CSW Paulina Ołowska przyznała, że o tym politycznym kontekście w ogóle nie wiedziała i w trakcie tego spotkania zaproponowała uwzględnienie go w scenografii ekspozycji, którą przygotowywała (5).
O ile związek między balem a polityką postronnemu widzowi musi wydać się dość luźny, to uderzające jest podobieństwo między odtworzonymi współcześnie inscenizacjami a ich pierwowzorami sprzed czterdziestu lat (z kolei wzorowanych na obrazie Petera Bruegla). Nawet Ptaszkowska była zaskoczona tym, że artyści "nie odlecieli", lecz powtórzyli możliwie dokładnie składające się na inscenizację ornamenty wykonane przez Krasińskiego i Gostomskiego. Zdaniem uczestniczki balu nie ma w tym nic złego, natomiast porównanie obu wydarzeń pozwala jeszcze lepiej dostrzec różnicę. I rzeczywiście, kopia, czy też symulacja balu AD 2006 wydaje się przerastać oryginał AD 1968. Powtórzeniu towarzyszy przesunięcie znaczeń, nałożenie nowych ram imprezie sprzed lat. Na przesuwających się przed naszymi oczami obrazach zwizualizowany został proces reprodukcji establiszmentu kulturowego, który zamarł w paroksyzmie - to słowo powracało w trakcie dyskusji wielokrotnie - zabawy. Uprawiana publicznie "polityka historyczna" wokół Foksalu przypomina lepienie kolejnej po projekcie "Broniewski" Świetlicy Raster pałuby (skojarzenie wzmacnia obecność na slajdach z balu 2006 roku autora słynnego tekstu "Po Broniewskim", Piotra Rypsona) (6).
Wiele osób uznało, że balowanie w czasie represji po marcu 1968 jest niesmaczne i niestosowne, mówiła Anka Ptaszkowska, tłumacząc, że był to gest wycofania się z typowo polskiej martyrologii. Zamiast żałoby po stłumionych protestach, zabawa, która wyzwala - to mogłaby być odtrutka, ale slajdy wyraźnie pokazują, że to nie był paroksyzm zabawy wykluczonych, represjonowanych (przyszłość była bardziej różowa, np. zaraz po wakacjach Kantor, który na bal przyleciał z żoną prosto z wciąż "majowego" Paryża, objął zaszczytne stanowisko profesora ASP w Krakowie) (7). Symptomatyczne są tu wspomnienia uczestniczki balu Natalii Svolkien, która pewnego dnia przez przypadek znalazła się na czele studenckiej demonstracji. Ot ciekawa przygoda młodej damy, która także opisuje swoje doświadczenia z dekadenckiego balu sylwestrowego z udziałem czerwonej śmietanki, który staje się prefiguracją balu w Zalesiu. Dwa bale łączy ekskluzywna suknia, fetyszystyczny obiekt pożądania przywdziany przez nieletnią imprezowiczkę na noc pełną wrażeń. W tym kontekście użyteczna mogłaby się okazać ukuta bodaj przez Michaela Frizota kategoria "arystokratycznego modernizmu", która z pewnością uzupełniłaby rozważania Piotra Piotrowskiego o meandrach znaczeń modernizmu w Polsce.
"Władza boi się zabawy", zdanie Anki Ptaszkowskiej wypowiedziane w trakcie spotkania zabrzmiało jak cytat z sytuacjonistów, bardziej Veneigema niż Deborda, ale to tylko dalekie echo rewolucyjnych koncepcji. Trudno bowiem rewolucyjnym paroksyzmem zabawy nazwać uniesione w górę ręce Ptaszkowskiej, czy poluzowanie krawatów przez wymuskanych dżentelmenów. "No Risk, No Fun" - skomentowała w pewnym momencie sytuację Paulina Ołowska, dotykając być może nieświadomie sedna problemu - zerowego ryzyka imprezy (8). W kontekście paryskiej wiosny i sytuacjonistów - notabene tłumaczonych także przez Ptaszkowską - warto zadać sobie pytanie jak władzy, która wykorzystywała "Dziady", protesty studenckie i nagonkę antysemicką do wewnętrznych rozgrywek miałby przeszkadzać prywatny bal o niskim w porównaniu z wydarzeniami np. na Uniwersytecie potencjale politycznym? W kontekście balu nasuwa się pytanie - podejmowane również przez Piotrowskiego - na ile "sztuka awangardowa" była na rękę władzy, jakie miejsce w hierarchii zajmowała i jaką rolę odgrywała w polu kultury PRL "awangarda" artystyczna? Być może "walcząca awangarda" faktycznie wyprzedziła świadomość zarówno rodzącej się opozycji jak i czerwonego establiszmentu - zamiast walczyć, trzeba było się bawić, walczyć bawiąc się lub bawić się w walkę. Wydaje się, że władza nawet tak zgrzebna jak za czasów towarzysza Wiesława - wbrew Ptaszkowskiej -balowania się nie boi. Osobną kwestią jest porównanie działań podejmowanych przez awangardę z działaniami w szerzej rozumianym polu kultury. Innymi słowy, dlaczego zaangażowanie ludzi teatru, filmowców, pisarzy i poetów znalazło inne ujście niż impreza towarzyska?
W dyskusji pojawił się także głos Luizy Nader, która - co nietypowe dla zwykle zdystansowanych do tematu akademików - dała wyraz swojemu poruszeniu wystawą. Kluczowa dla interpretacji balu była dla niej kategoria traumy, której rodzajem przepracowania miał być sam bal. Przy czym, z dalszej rozmowy z panelistami, nie wynikało jednoznacznie, czy miałaby być to trauma związana z wydarzeniami Marca '68, z polityką w ogólności czy z socrealizmem. Propozycja Luizy Nader wydaje się interesująca, ale chyba nie do końca w sposób, w jaki widziałaby to badaczka. Próba zastosowania tej kategorii psychoanalitycznej obnaża jeszcze dosadniej rozdźwięk między powagą psychicznego czy kulturowego urazu, próbami "ogrywania" go a towarzyskim spotkaniem środowiska artystycznego. "Traumatycznej" interpretacji balu stanowczo sprzeciwiła się Ptaszkowska, która podkreślała zabawowy, lekki charakter wydarzenia.
Luiza Nader podkreślała znaczenie prezentacji slajdów na zasadzie slajd, puste miejsce, slajd, puste miejsce... które, jak twierdziła, oddawało mechanizm funkcjonowania pamięci (9). Koncepcja ta wprowadziła ciekawy kontekst pamięci, historii, a co za tym idzie problem wykluczenia, którą, zdaniem Nader, ten projekt podejmuje. Choć, podobnie jak w wypadku traumy, nie zostało jednoznacznie powiedziane, kto właściwie jest tu wykluczonym. Spotkanie w CSW rozpadało się na część autobiograficzną, wspominkową (Ptaszkowska, Svolkien) i próbę ujęcia tematu od strony bardziej teoretycznej, historycznej, czy też po prostu akademickiej (Polit, Nader, Mytkowska). O ile ze świadectwami trudno dyskutować, o tyle próby ujęcia tego wydarzenia od strony teoretycznej nie przekonywały, jego potencjał się rozsypywał, nie pojawiła się jakaś spójna i przekonująca propozycja tłumacząca, czym właściwie ten bal miałby być.
Temat wykluczenia powrócił w nieco innej formie z chwilą, gdy Piotr Kowalik z "Sekcji" zadał pytanie o wykluczenie mężczyzn (konkretnie walczącego ostatnio z Fundacją Foksal Wiesława Borowskiego) z udziału w panelu zdominowanym przez kobiety (10). Na pytanie odpowiedziała pół żartem, pół serio Joanna Mytkowska, której zdaniem "mężczyźni wyeliminowali się sami".
Na zakończenie spotkania pojawił się temat groteski w czasach apokalipsy - również wprowadzony przez Luizę Nader. Niestety, nikt z dyskutantów go nie podjął. Być może kategoria dekadencji, czy elitarnego snobizmu trafiłyby na podatniejszy grunt. Ostatecznie, nie była to aż tak duża apokalipsa dla tego środowiska, choć groteski w zachowaniach balowiczów było, jak się wydaje, sporo.
Rozmowa miała wiele wątków pobocznych, meandrów, wyskoków i krytycznych uwag, jak ta wygłoszona przez Joannę Mytkowską, której zdaniem bal, podobnie jak nasycona znaczeniami "Teoria miejsca", nie został jeszcze w pełni zrozumiany. "Teorii", jej zdaniem, nikt dobrze nie rozumie pomimo upływu czterdziestu lat od jej napisania. Dziwny i niezrozumiały to sąd, zważywszy, że tekst ten interpretują i muszą rozumieć studenci na czwartym roku historii sztuki - a przede wszystkim wykładowcy - analizując polską sztukę po 1945 roku.
Osobną kwestią jest dlaczego znana z precyzyjnego doboru kontekstu realizowanych projektów Fundacja Foksal zdecydowała się na ożywianie balu właśnie w CSW? Różnica między prywatną imprezą w ogrodzie a kontekstem, jaki stwarza instytucja w rodzaju Zamku Ujazdowskiego ma zasadnicze znaczenie dla powtórzenia, które niejako automatycznie jest legitymizowane, staje się wydarzeniem par excellance "artystycznym". W ten sposób sama impreza zostaje nie tylko jeszcze raz przemyślana, ale właściwie wyprodukowana od zera. Dodajmy, retrospektywnie w narrację historyczną włączone zostaje wydarzenie, które wcześniej - w sensie dyskursywnym - nie istniało.
Na koniec subiektywnej relacji z inspirującej dyskusji, toczonej wokół kolejnego powtórzenia, powraca pytanie o zasadność frankensteinowskiego ożywiania balu, które skazuje widmo "walczącej awangardy" na dalszą tułaczkę po scenie sztuki współczesnej w Polsce (11). Być może odpowiedzi należy szukać nie w teorii, lecz praktyce artystycznej. Niespodziewany epilog ożywienia balu nastąpił o poranku dnia następnego: zrekonstruowane przez Althamera figury już czekały na transport na targi do Bazylei, gdzie, jak donosiły gazety, po dzieła artystów z Polski ustawiła się kolejka milionerów zakochanych w sztuce. Gdy Paulina Ołowska wypowiedziała przywołane wcześniej zdanie "No Risk, No Fun", ktoś z sali dodał "No Money, No Fun". Czy tak kończy swoją "walkę" awangarda z Foksal i Górskiego?
Przypisy:
(1) Czy nie przypomina to sylogizmu w rodzaju "jestem za a nawet przeciw"?
(2) Wielość znaczeń i sprzeczności rozumienia modernizmu i awangardy analizował Piotr Piotrowski. Wydaje się, że z lektury "Znaczeń modernizmu" nie wyciągnięto jeszcze należytych wniosków. Por. np. "Jeżeli polscy artyści odrzucali paradygmat pikturalizmu, modernistyczną mitologię obrazu z całą jej sferą wartości formalnych, odrzucali estetykę jako kategorię definiowania obrazu, to w gruncie rzeczy poruszali się jednocześnie w kręgu pewnych kategorii, które stanowiły fundament modernizmu, przede wszystkim jednak w kręgu koncepcji autonomii sztuki". "Znaczenia modernizmu", Poznań 1999, s. 175.
(3) I dalej pytania o dynamikę napięć między współczesnym Foksalem i Fundacją Galerii Foksal, która pracuje nad historią i kapitałem macierzystej Galerii. Osobną sprawą jest incydentalny udział CSW Zamek Ujazdowski, gdzie ożywiany jest bal.
(4) Być może uczestnikom balu - pretendującym do miana polskich uczestników globalnego jet set - potrzebna była pusta forma przypominająca zaangażowanie. O wiele bardziej autentyczny wydaje się, indagowany przez Piotra Uklańskiego, Roman Polański, który w 1968 roku bez oporów mknął na barykady czerwonym Ferrari... Por. "Piotr Uklanski. Earth, Wind and Fire", (kat. wyst), Kunsthalle, Basel 2004.
(5) Osobną sprawą jest pytanie czy aby artystką nie posłużono się jak narzędziem, którym odpowiednio manipulując uprawia się "politykę historyczną".
(6) Por. http://www.obieg.pl/recenzje/2542
(7) Na osobny tekst zasługiwałaby kwestia relacji artystów (np. Kantora) i kuratorów Foksalu ze studentami i szerzej ich stosunek do kultury studenckiej w ogóle. Szczególnie wyraźnie widać różnicę, jeśli porównać praktykę Foksalu w latach 70. z działaniami galerii (także studenckich), które redefiniowały pojęcie sztuki awangardowej i hierarchicznej kultury współczesnej narażając się ze strony Foksalu na oskarżenie o "pseudoawangardowość". Osobną kwestią jest udział w balu Krzysztofa Niemczyka, jednego z niewielu, jak się wydaje, autentycznie radykalnych uczestników imprezy. Za zwrócenie uwagi na postać Niemczyka dziękuję Luizie Nader.
(8) Abstrahując od kontekstu wiosny 1968 roku w Polsce, warto zastanowić się nad wpływem wydarzeń paryskiego maja ma postawy związanych z Foksalem twórców i teoretyków. Wybiórcze przejmowanie poszczególnych haseł, gestów przypomina zawłaszczanie idei rewolty w celu pomnożenia - bez ryzyka - własnego kapitału symbolicznego.
(9) Podobno taki układ slajdów wymusiła technika - nie było wystarczającej ilości zdjęć, które można było włożyć do magazynku projektora.
(10) Por. W. Borowski, "Skok hybrydy na galerię", http://www.obieg.pl/recenzje/240
(11) W pewnym momencie Anka Ptaszkowska snuła analogię między współczesnością a rokiem 1968. Wydaje się jednak, że nawet dla mało uważnego obserwatora życia politycznego w Polsce porównanie między PIS a partią wodzowską w rodzaju PZPR, PRL a początkami IV RP jest delikatnie mówiąc naciągane. Z drugiej strony, robocza hipoteza, że ożywiony bal pozostaje w tej samej relacji do polityki, co bal sprzed czterdziestu lat wydaje się dość kusząca.
"Co to był za bal?!" Rozmowa o balu zorganizowanym w Zalesiu w 1968 roku towarzysząca wystawie "Pożegnanie wiosny" w Galerii Dokumentu CSW. W rozmowie, która miała miejsce 12.07.2006 o g. 18 w sali Konferencyjnej Centrum Sztuki Wspolczesnej Zamek Ujazdowski udział wzięli: Anka Ptaszkowska, Natalia Svolkien, Joanna Mytkowska, Luiza Nader. Rozmowę prowadził Paweł Polit.
Zdjęcia z dyskusji: Piotr Woźniakiewicz/CSW Zamek Ujazdowski