Kontrowersje wokół "Urban Legend". Tekst Izy Kowalczyk, polemika Marka Wasilewskiego

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Czy w Poznaniu pojawił się duch Beuysa?

Izabela Kowalczyk

(Festiwal sztuki w przestrzeni Publicznej "Urban Legends", 13 czerwca 2009, Poznań)

Sobota, 13 czerwca, Poznań, Park Sołacki, godz. 11 - wśród zieleni przechadzają się pary nowożeńców wraz z fotografami. Par jest około czterdziestu, więc co rusz natykają się na siebie, czekają na lepsze miejsce, w którym mogą się sfotografować, szukają co bardziej romantycznych zakątków. Wygląda to dość surrealistycznie, niektórzy biegają z balonami, jeszcze inni jeżdżą na rowerze, jeszcze inni przyprowadzili na sesję psy, jest też wyskakująca z krzaków małpa. Później wszyscy zbierają się, aby posilić się weselnym tortem i zrobić sobie wspólne, zbiorowe zdjęcie.

Izabella Gustowska, Love Stories
Izabella Gustowska, Love Stories

Od akcji "Love Stories" Izabelli Gustowskiej rozpoczął się Festiwal Sztuki w Przestrzeni Publicznej "Urban legend" (przygotowany przez poznańską Fundację ASP, a zorganizowany przez Izabellę Gustowską - pomysłodawczynię imprezy, Ramana Tratsiuka oraz Pawła Leszkowicza). W akcji "Love Stories" artystka nawiązała do legendy Parku Sołackiego, romantycznego zakątka Poznania, który przynosi szczęście młodym parom. Artystka uważa, że tradycja fotografowania się nowożeńców w tym parku powoli ustępuje zwyczajom robienia sobie zdjęć np. w centrach handlowych i dlatego postanowiła swoją akcją ocalić od zapomnienia ten zwyczaj i to niezwykłe miejsce.

Wycieczka w poszukiwaniu legend miejskich dopiero się rozpoczyna. Po sesji fotograficznej na Sołaczu, udajemy się do stojących nieopodal autobusów i ruszamy w miasto. Oprowadzać nas będzie Paweł "Fabulous" Leszkowicz. Jest znakomitym przewodnikiem, a w jego opowieściach autentyczne historie związane z miastem przeplatają się z mitami, baśniami, ciekawostkami i historiami wymyślonymi przez artystów biorących udział w festiwalu.

W jednym z autobusów konkurencją dla Leszkowicza jest Pan Szymon z instalacji dźwiękowej Sławka Sobczaka, "opowiadający" o poznańskich Jeżycach. Niestety są to jedynie pokrzykiwania, w jakimś sensie naśladujące dźwięk silnika samochodowego. Legenda Jeżyc pozostaje nieznana... Wobec tego rodzaju prac niektórzy stawiają słuszne zarzuty, że artyści zorganizowali sami dla siebie rodzaj festu, dobrej zabawy, z której niewiele wynika1. Jednakże prac, które w ten sposób można zaatakować było podczas całego festiwalu niewiele.

Przemysław Nowak, Grawitacja
Przemysław Nowak, Grawitacja

Najpierw jedziemy odsłaniać tablicę pamiątkową upamiętniającą aktywność pioruna kulistego na ulicy Czartoria na Chwaliszewie (praca "Piorun Kulisty" Jakuba Czyszczonia i Honzy Zamojskiego). Później trafiamy na poznańskie mosty. Na moście Jordana zastanawiamy się, czy jest możliwe, aby most odfrunął (projekt "Grawitacja" Przemysława Nowaka), gdyż przęsła tego mostu zostały przeniesione z innego mostu - mostu Rocha (historia autentyczna), a przywiązane przez Nowaka balony sugerują, że możliwe, iż uniesie się on i zabierze nas w inną rzeczywistość. Poniekąd zresztą taki jest cel naszej wycieczki... Z innego mostu przyglądamy się przez lornetkę figurze Edgara Allana Poe umieszczonej na moście św. Rocha w instalacji "Śniąc sny" Piotra Kurki. Za chwilę znajdujemy się pod samą figurą pisarza. Jedna z legend mówi o tym, że Poe miał brata bliźniaka, który w tajemniczych okolicznościach zaginął i odnalazł się w Polsce, być może w samym Poznaniu. Na głowie figury umieszczony jest kruk, bohater najbardziej znanego wiersza Poe'go. Rzeźba ta jest też dla nas wskazówką, że wkraczamy w obszar opowieści niesamowitych, pełnych tajemnic, grozy, czających się w wyobraźni demonów. Wycieczka staje się coraz bardziej dziwna, za autobusami podążą wielka czerwona wywrotka Tatra w "AAA Rauchsignale Aktion" Mirosława Bałki. Czy chodzi o uśpienie naszej czujności ("Aaa" - to pierwsze słowa kołysanki)? Czy o symbol zanieczyszczenia powietrza (spalinowe sygnały)? A może raczej o podkreślenie tego, że przez jakiś czas (czas wycieczki) znajdujemy się w jakiejś innej rzeczywistości, gdzie realność splata się z fantazją i gdzie niemal wszystko jest możliwe...

Piotr Kurka, Śniąc sny
Piotr Kurka, Śniąc sny

Podczas tej peregrynacji zostaje przywołana też historia. Najpierw w filmie wideo Piotra Bosackiego "Jak Greisera wieszali" prezentowanym na dworcu letnim. Autor zestawił fragmenty starych filmów o Poznaniu, ukazane w taki sposób, że przedstawiają zapętloną wycieczkę od Jeżyc, przez Dworzec Główny, w stronę ulicy św. Marcina, a więc fragmentem dawnego Traktu Pruskiego. Film wskazuje tym samym na niemieckość miasta, którą w 1946 roku symbolicznie zakończyła śmierć Arthura Greisera, który pełnił funkcję namiestnika Fuhrera w Kraju Warty. Jego egzekucja jest przywołana we wspomnieniach starej mieszkanki Poznania. Najbardziej zadziwia jej litość dla Greisera, jednego z najbardziej zagorzałych nazistów, który przeprowadzał brutalną germanizację Wielkopolski, prześladował i doprowadził do zgładzenia wielu obywateli żydowskiego pochodzenia, przeprowadzał również akcję germanizacji polskich dzieci koordynowaną przez organizację Lebensborn. Przedziwne jest więc wzruszenie, jeśli nie wręcz żal tej kobiety opowiadającej o egzekucji Greisera... Ukazuje to poniekąd, jak działa autorytet władzy, jak silnie zagnieżdża się w ludzkiej psychice.

Historia zostaje też przywołana w instalacji "Baltic" Sylwii Czubały, która przed już nieistniejącym kinem "Bałtyk", na chodniku rozstawiła składane krzesła. O tym, co było w tym miejscu kiedyś, przypominała projekcja wyświetlana na reklamowym ekranie nad parkanem osłaniającym plac budowy. Co kilka minut pojawiała się tam animacja przypominająca neon z kowbojem, kosmonautą oraz Indianinem.

Aleksandra Ska, Fat Love
Aleksandra Ska, Fat Love

Aleksandra Ska, Fat Love
Aleksandra Ska, Fat Love

Później przed galerią "Stereo" ma miejsce awantura, gdy jedna z mieszkanek kamienicy udaremnia występ Leszka Knaflewskiego. Ludzie jednak wciąż niechętni są sztuce, nie bardzo wiedzą, jak się do niej odnieść. Co rusz, ktoś z przechodniów wydymał usta, mówiąc z sarkazmem: "I to ma być sztuka!". Ale byli i tacy, którzy przyłączali się do naszej wycieczki, śledząc te dziwne legendy. Wielki tłum zebrał się przed delikatesami mięsnymi "Prosiaczek", w którym miała miejsce wideo-projekcja Aleksandry Ska pt. "Fat Love". Za ladą, gdzie prezentowane są wyroby mięsne, kiełbasy oraz szynki, umieszczony został ekran, również cały obwieszony kiełbasami. Film ukazywał twarz i dekolt pulchnej kobiety, która na szyi zamiast korali miała zawieszone białe kiełbasy, częściowo umoczone w musztardzie. Kobieta z wielką rozkoszą zajadała te kiełbaski, oblizując palce i już zaraz sięgając po następne. W zamierzeniach artystki cała ta instalacja służyła temu, aby oddać hołd legendarnej białej wielkopolskiej kiełbasie. Wszyscy widzowie również zostali nią poczęstowani, a na degustacji zjawiła się nawet właścicielka Prosiaczka. Na marginesie warto wspomnieć i o tym, że w cały festiwal włączyło się też kilku niezwiązanych ze sztuką, poznańskich przedsiębiorców, dzięki czemu sztuka mogła wejść na obszary sobie obce (jak sklep mięsny, budka z kurczakami czy ogródek piwny, o czym za chwilę). Ale ta znakomita praca Aleksandry Ska naprowadzała też na inne kwestię. Przede wszystkim film ukazywał wielką przyjemność zajadającej kobiety, która momentami była niemal obsceniczna. Być może dlatego jeszcze przed naszym przyjściem, klienci delikatesów "Prosiaczek", prosili sprzedawczynie o wyłączenie filmu, byli nim zgorszeni i zażenowani. A przecież ukazana przez Aleksandrę Ska kobieta nie zachowywała się wulgarnie, ona po prostu z wielką przyjemnością jadła kiełbasy. Ale była w tym sklepie naddatkiem, nadmiarem. Wiadomo przecież, że kobiety nie powinny się obżerać, powinny dbać o linię i raczej nie powinny okazywać przyjemności czerpanej z jedzenia. Bo czy można wyobrazić sobie kobietę, której cieknie ślina; pożera coś, aż jej się uszy trzęsą; mlaska i się oblizuje? Oj nie! Kobiety swoje namiętności powinny trzymać w ryzach, powinny okiełzać swój apetyt zarówno na jedzenie, jak i apetyt seksualny. Z drugiej strony w umiejętności czerpania przyjemności z jedzenia, niektórzy dopatrują się też umiejętności przeżywania rozkoszy seksualnej. Można też tu przypomnieć stare powiedzenie "Przez żołądek do serca". Była więc ta projekcja przede wszystkim hołdem oddanym cielesnym rozkoszom, a kobieta z kiełbaskami jawiła się niczym pogańska bogini życia. Można przywołać jeszcze inny aspekt całej tej akcji. Kiedy tak tłoczyliśmy się pod sklepem mięsnym, aby dostać się do środka i obejrzeć pracę "Fat Love", przypomniały nam się dawne czasy kolejek przed sklepami, ktoś zażartował na temat kartek, ktoś inny zaproponował nawet zawiązanie komitetu kolejkowego. Warto jednak przypomnieć, że w tamtych czasach sklepowe półki pozostawały puste, szare i smutne. Projekcja Oli Ska prezentowała się fantastycznie również ze względu na grę otaczającego ją materiału, którym były różnego rodzaju kiełbasy, kabanosy, parówki, szynki, żeberka, ozdobione liśćmi oraz żółtymi kartkami prezentującymi ceny. To wszystko wyglądało przepysznie, wskazywało na przepych, nadmiar, dobrobyt (pomimo kryzysu!), wielką różnorodność tych wszystkich produktów. A więc pracę można odczytać również w kontekście konsumpcjonizmu, który oferując nam tak różnorodne i wymyślne produkty, zarzucając nas wręcz nimi, i tak wciąż podsyca w nas głód i poczucie nienasycenia. Bogini przyjemności z pracy Aleksandry Ska jest więc jednocześnie boginią konsumpcjonizmu...

Agata Michowska, Dziewczynka i szczury
Agata Michowska, Dziewczynka i szczury

Później przenosimy się na Stary Rynek, gdzie na poznańskim Ratuszu została umieszczona instalacja z dźwiękiem "Anna, Barbara, Elżbieta, Katarzyna" autorstwa Katarzyny Podgórskiej-Glonti upamiętniająca poznańskie służki, na które nałożono grzywny za zbyt strojne ubieranie się i z tych kar ufundowano w XVI wieku poznański pręgierz z umieszczoną na nim figurą kata. Strój służących oraz wysokość kar regulowała uchwała miejskich rajców z 1535 roku. Służki w gruncie rzeczy, jak objaśnia nam przewodnik, Paweł Leszkowicz, karane były z zawiści poznańskich mieszczek, które nie aprobowały, że ich służące ubierały się strojniej od nich samych. Artystka w czterech arkadach umieściła plansze z kolorowymi, kobiecymi strojami, natomiast dźwięk, który wydobywał się z instalacji przypominał dźwięki związane z karą chłosty. Pojawiają się więc tym samym legendy o kobietach, wykluczonych i dyskryminowanych. Nie może zabraknąć też postaci czarownicy. Na jednej z przylegających do Starego Rynku uliczek, z piwnicy dobiegają krzyki i lamenty. Za kratką w piwnicznym oknie umieszczony jest monitor telewizora, natomiast film ukazuje czarownice torturowane przez polską telewizję publiczną. Jest to praca Virgins Deluve Edition - duetu autorek o niepokojąco brzmiących pseudonimach Alexis Anorexis i Marija Hysteria. Na moment więc pojawia się pytanie o współczesne wykluczenia oraz o to, kim są dzisiejsze czarownice. Ale już za chwilę z powrotem przenosimy się w świat bajkowych opowieści, które jednakże również podnoszą wątki społeczne. Podążamy bowiem do figurki Agaty Michowskiej przedstawiającej "Dziewczynkę i szczury". Została ona umieszczona za kratą na małym podwórku przy ulicy Sierocej. "Fabulous" Leszkowicz opowiada średniowieczną baśń o sierotce Adelce, która została przygarnięta przez parę poznańskich mieszczan, jednak, gdy zaczęła dorastać, pani w obawie o uczucia swojego męża, pozbyła się dziewczyny, najpierw ją uwięziła, a potem próbowała utopić w rzece Warcie. Adelka została uratowana przez dobrego rybaka Józefa, natomiast szczury, które dokarmiała podczas jej uwięzienia, zemściły się na jej złej opiekunce, gryząc i tym samym niszcząc jej wszystkie stroje (mniej więcej tak to było, bo jak wiadomo ustne opowieści mają tendencję do ewoluowania...). Figurka wygląda uroczo w tym opuszczonym i smutnym zaułku, każe również zastanowić się nad nazwą ulicy i jej historią (znajdował się tu kiedyś sierociniec). Z pozoru jedynie bajkowe prace naprowadzają więc na kwestie wykluczeń społecznych. Drugą pracą odnoszącą się do tego problemu jest "Życie organiczne" grupy Bergamot. Są to tabliczki żebracze, które jako cenne manuskrypty trafiły do poznańskiego Muzeum Narodowego i wystawione są w jego witrynach. Autorzy mówią o kwestiach materiałowych, szarym kartonie, na którym żebracy wypisują zwykle pisakiem rozmaite napisy, jak np. "Jestem bezdomny. Zbieram na życie jak w Madrycie i na chleb. Dziękuję", albo: "Zbieramy na karmę dla psa i szczepienie". Są też napisy o zdrowej młodzieży, która zbiera na wakacje, ale również jest prośba matki, aby ktoś zabrał jej syna do lekarza, bo jest chory. Leszkowicz w swej opowieści akcentuje właśnie wątek społeczny. Jakiś czas temu władze miasta Poznania rozpoczęły akcję pod hasłem "Stop żebractwu w Poznaniu" mającą na celu wyeliminowanie żebraków z przestrzeni miasta. Miasto wydało 23 tysiące złotych na plakaty informujące, że nie wszyscy żebracy potrzebują pomocy. Cała ta akcja była bardzo kontrowersyjna, gdyż np. za żebraków uznano także ulicznych grajków, którzy wystawiają puszki na datki. W całym tym programie walki z żebractwem, nie przewidziano pomocy osobom żebrającym, ale za to na ulicach pojawiły się patrole mające karać żebraków mandatami2 . Pojawia się więc pytanie o "czyszczenie" przestrzeni publicznej z elementów zbędnych, przeszkadzających, nie pasujących do wizerunku, o innych, którzy zakłócają nasze poczucie porządku. Jak napisał jeden z dziennikarzy "Gazety Wyborczej", przeraża taka wizja sterylnego miasta, w którym niedługo nie będzie już można nawet kichnąć. Symboliczne było więc umieszczenie tych tablic żebraczych w witrynach Muzeum Narodowego, bo niemożliwe jest już zobaczenie ich w przestrzeni "naturalnej", a więc na ulicy.

Bergamot, Życie organiczne
Bergamot, Życie organiczne

Bergamot, Życie organiczne
Bergamot, Życie organiczne

Przestrzeń publiczna naszych miast kurczy się, nie jest już przestrzenią, gdzie każdy może spotkać każdego. Podlega coraz większej prywatyzacji i komercjalizacji, zostaje opanowana przez neoliberalne reguły rynku. Wskazywała na to między innymi praca "Zaklęcia (wersja promocyjna)" Andrzeja Syski. Była to taśma z napisem: "pewność, zaufanie" dokonująca segregacji przestrzeni, wskazująca na ekonomię rynkową, która coraz bardziej tą przestrzenią zaczyna rządzić. Kojarzyła się ona z taśmami, którymi policja odgradza miejsca zagrożeń oraz wypadków. Syska wskazał na pewną sprzeczność, gdyż pozytywne hasła "pewność, zaufanie" (wzięte z reklamy któregoś z banków) zostały umieszczone na taśmie sugerującej właśnie niebezpieczeństwo i zagrożenie. Być może chciał wskazać w ten sposób na potrzebę nieustannej czujności. Na opanowanie przestrzeni miasta przez wielkie korporacje oraz sieci sklepów, wskazywała również praca "Poznański Kupiec" Wojtka Dudy i Rafała Jakubowicza. To słynna budka z kurczakami przy placu Wiosny Ludów; budka, której właściciel, prawdziwy poznański przedsiębiorca, wciąż stawia opór neoliberalnemu światu. Artyści nazwali tę budkę "Poznański kupiec" i umieścili na niej logo - dwa trykające się kurczaki ukazane w taki sposób, jak zwykle przedstawiane są poznańskie koziołki. Takie logo z koziołkami widnieje również na stojącej obok wielkiej galerii handlowej, która nosi nazwę "Poznański Kupiec", dla której budka z kurczakami pana Dariusza Bąkowskiego jest solą w oku, gdyż właściciele Kupca chcieli również na tej działce zbudować część swojego sklepu. Bąkowski nie chciał jednak sprzedać swojej działki, chciał wybudować tam kamienicę, nie otrzymał jednak zezwolenia na budowę od miasta, które na tym terenie chciałoby widzieć jedynie przestrzeń galerii handlowej (okazało się ostatnio, że Bąkowski wreszcie pozwolenie na budowę otrzymał). Toteż w geście oporu, właściciel działki postawił tam budkę i zaczął sprzedawać kurczaki z rożna, mając obok rozrastający się budynek Kupca Poznańskiego, a także czyhających na jego potknięcia miejskich urzędników. Poprzez nadanie budce nazwy Poznański Kupiec, artyści wskazali, że tym prawdziwym poznańskim kupcem jest właśnie pan Bąkowski. Zmusili nas również, abyśmy zastanowili się nad jego oporem oraz jego walką zarówno ze sklepem, jak i urzędnikami miejskimi: "Możesz teraz zapytać, czemu mają służyć takie działania. Czy właściciel najsłynniejszego stoiska z kurczakami z rożna w Poznaniu jest zwykłym upartym człowiekiem, czy też świadomym swoich praw obywatelem, mającym na uwadze swoje dobro, a w dalszej perspektywie, również dobro miasta. Nie musisz opowiadać się w tym sporze po żadnej ze stron, bądź jedynie świadom, iż na twoich oczach powstaje prawdziwa legenda miejska, zanurzona nieco w biurokratyzmie, ale stanowiąca jednocześnie fundament artystycznych inspiracji"3 - legenda, której symbolem jest kurczak z rożna. Oczywiście uczestnicy wycieczki, dokonali konsumpcji kurczaków, dyskutując przy tym o wolności i demokracji oraz o granicach między reklamą a sztuką. Po tej akcji właściciel budki chce zachować napis oraz logo z trykającymi się kurczakami, a właściciele Kupca już się odgrażają, że oddadzą sprawę do sądu ze względu na nieuprawnione użycie marki (chociaż zarówno nazwa, jak i logo są inne) oraz narażenie wizerunku firmy4.

Andrzej Syska, Zaklęcia
Andrzej Syska, Zaklęcia

Wojtek Duda, Rafał Jakubowicz, Poznański Kupiec
Wojtek Duda, Rafał Jakubowicz, Poznański Kupiec

Na skrzyżowaniu obok budki, na przejściu dla pieszych Piotr C. Kowalski umieścił swoje "Obrazy, przejezdne, przejściowe i przejechane", dokonując swoistego zaburzenia oczywistości tej przestrzeni, jaką są przejścia dla pieszych, umieszczając obrazy w takim miejscu, gdzie za bardzo nie można się zatrzymać. Obrazy były "współtworzone" przez przejeżdżające samochody oraz przechodzących pieszych, którzy zostawiali na nich ślady, rozjeżdżali je i rozdeptywali. To działanie mogło kojarzyć się z akcjami Fluxusu. Natomiast skojarzenia z akcjami Josepha Beuysa można było mieć podczas akcji "PARKowanie" przeprowadzonej przez grupę studentów architektury krajobrazu Tasak. Przewozili oni na sklepowych wózkach drzewka, część z nich poustawiali na miejscach parkingowych wzdłuż ulicy Ratajczaka. Patrząc z daleka wydawało się, że te drzewka znajdują się tam już od dłuższego czasu. Drzewka na wózkach sklepowych były elementem dość absurdalnym, a jednocześnie wskazującym na to, że w mieście jest miejsce dla sklepów, ale coraz bardziej zaczyna go brakować dla zieleni miejskiej. Niestety drzewka nie zostały posadzone, było to niemożliwe, między innymi ze względu na to, że te miejsca są zabetonowane, nie sposób przebić się przez nie z łopatą. Ta akcja, poprzez swą ekologiczną wymowę, nasuwała skojarzenie z akcjami Beuysa, między innymi z jego projektem "7000 dębów", którego realizacja (w tym przypadku chodziło oczywiście o sadzenie drzew) rozpoczęła się na Documentach 7 w Kassel w 1982 roku (ostatnie drzewo zostało zasadzone na Documentach 8 w 1985 roku).

Piotr C. Kowalski, Obrazy Przejezdne, przejściowe i przejechane
Piotr C. Kowalski, Obrazy Przejezdne, przejściowe i przejechane

Tasak, PARKowanie
Tasak, PARKowanie

Beuys, jak i inni artyści Fluxusu wychodzili z założenia, że tradycyjna sztuka nie może zmieniać życia, nie może na nie wpływać i nie mobilizuje postawy krytycznej. Dlatego, żeby zmienić rzeczywistość, sztuka musi się z nią utożsamić, powinna też wyjść na ulicę. Beuys był autorem teorii "rzeźby społecznej", zakładającej, że każdy może w sposób twórczy kształtować rzeczywistość. Dążył tym samym do zniesienia granic między rzeczywistością a sztuką, a także realizował swoją utopię sztuki, która powinna zmieniać świat na lepszy. Podczas poznańskiej wycieczki po miejskich legendach ujawniły się dwie postawy charakterystyczne dla współczesnej sztuki - postawa krytyczna, odwołująca się do znaczeń społecznych, związana z potrzebą zmiany rzeczywistość, choćby przez kształtowanie świadomości oraz postawa przejścia "na drugą stronę lustra", rozszerzająca granice wyobraźni. Niekiedy zresztą te postawy można było odnaleźć w tych samych pracach.

Alicja Wysocka, Straszne drzewo
Alicja Wysocka, Straszne drzewo

Przez chwilę poczułam się jak zaklętym świecie strasznych baśni, gdy stanęliśmy pod wielkim platanem uwięzionym przez Agnieszkę Wysocką w pracy zatytułowanej "Straszne drzewo". Przywołana tu legenda mówiła o tym, że to wielkie drzewo na Placu Wolności porywało ludzi, że poszukiwane zaginione osoby, najpewniej właśnie przez to drzewo zostały uprowadzone i zamordowane. Należy więc drzewo uwięzić, aby chronić mieszkańców miasta.

Marek Wasilewski, Opór
Marek Wasilewski, Opór

Sztuka ma więc z jednej strony kształtować przestrzeń naszego życia, ale z drugiej ma też wprowadzić do oczywistej przestrzeni coś niezwykłego, zaskakującego, a nawet absurdalnego, co przedostaje się do rzeczywistości z obszaru wyobraźni. W zależności od naszych interpretacji zależy, dokąd z tym pójdziemy, czy dalej w sferę fantazji i pytań, czy dzięki sztuce możemy znaleźć się na chwilę "po drugiej stronie lustra" czy w obszary krytyki społeczno-politycznej - pytania o biedę, wykluczenie społeczne, pytanie o niewidzialnych bezdomnych, o dyskryminację; o nadmiar konsumpcji i rozprzestrzenianie się neoliberalizmu; a także o to, do kogo należy sfera publiczna. Tej ostatniej kwestii dotyczyła również projekcja wideo Marka Wasilewskiego pt. "Opór". Została umieszczona w ogródku piwnym na ul. Półwiejskiej w miejscu, gdzie w 2005 roku odbywał się zakazany Marszu Równości. Wtedy przeciwnicy Marszu krzyczeli w stronę jego uczestników: "Zrobimy z wami, co Hitler zrobił z Żydami". Marek Wasilewski nagrał cheerleaderki w kolorowych strojach wykrzykujące tę samą frazę. W tym miejscu doszło do dość burzliwej wymiany zdań pomiędzy autorem a niektórymi osobami z publiczności (sama włączyłam się w tę dyskusję jako współorganizatorka zakazanego Marszu). Chodziło mianowicie o to, że praca ma w sobie bardzo duży ładunek agresji, że powtórzenie tamtego przekazu w jakiś sposób go potwierdza. Artysta mówi, że właśnie o to mu chodziło, aby wzbudzić reakcję wśród ludzi, którym ten przekaz wydawał się obojętny, aby każdy z widzów odczuł tę agresję sam na sobie. Z drugiej strony jednak dziewczyny w różowo-niebieskich strojach skaczące i wykrzykujące te złowrogie słowa nie są już tymi samymi agresorkami, co ludzie, którzy przyszli zaatakować Marsz Równości. Dziewczyny raczej swoim wyglądem przypominały barwnych uczestników Marszu Równości. Doszło więc tu do specyficznej zamiany, bo czy uczestnicy Marszu Równości byliby w stanie coś takiego wykrzyczeć i, idąc dalej tym tropem, czy praca Wasilewskiego nie przedstawia ich tym samym w złowrogim lustrzanym odbiciu? (Podobnie dwuznaczny wydaje się tytuł: "Opór".) Ten przekaz, tak bardzo faszystowski w swojej wymowie, został więc w pewnym sensie zestetyzowany, zamieniony w barwny teledysk... To właśnie swoista banalizacja była tym, co zaniepokoiło nas najbardziej. Warto jednak podkreślić, że doszło tu do ciekawej sytuacji: krytycznej dyskusji przed samą pracą, na ulicy, wśród zebranych osób, zarówno uczestników wycieczki, jak i przypadkowych konsumentów piwa. W pewnym sensie odtworzyliśmy więc sytuację agory, tocząc demokratyczny spór... Beuys, zwolennik demokracji bezpośredniej, na rzecz której stoczył w 1972 roku mecz bokserski, mógłby być tą sytuacją zachwycony.

Problem wykluczenia oraz homofobii pojawił się również w filmie o słoniu Ninio Pawła Leszkowicza, którego projekcja miała miejsce w poznańskim klubie Spot. Paweł nie spotkał w ZOO homoseksualnego słonia. Chodził po Ogrodzie i nawoływał go, bo chciał mu dać jabłko. Słoń ukryty jest przed oczyma ciekawskich (może w geście obrony przed "promocją homoseksualizmu"?) w Słoniarnii wybudowanej za 34 miliony złotych (w sieci są nawet informacje, że kosztowała ona ponad 40 milionów), która architekturą przypomina muzea sztuki współczesnej. Miasto wydało więc pieniądze na jedną z najnowocześniejszych Słoniarnii w Europie, choć nie ma tu wciąż muzeum sztuki współczesnej... Paweł Leszkowicz wskazał tym samym na kolejne absurdy tego miasta, które finansuje bardzo drogą budowę Słoniarnii, a później słonia ukrywa. Największym absurdem, o czym opowiada Leszkowicz, było napiętnowanie słonia Ninio jako słonia geja przez jednego z poznańskich radnych, który mówił, że nie godzi się, aby taki słoń przebywał w naszym mieście, poczym inni zaczęli go przekonywać, że słoń jeszcze nie jest dojrzały seksualnie i że na pewno, gdy dojrzeje, zdobędzie "właściwą i jedynie słuszną" orientację seksualną. To wtedy słoń Ninio stał się słynny. Tym samym okazuje się, że absurdalne sytuacje prowokowane przez artystów muszą ustąpić prawdziwym absurdom, które mają miejsce w życiu politycznym tego miasta. Trzeba tylko bacznie się przyglądać, a do tego skłania nas właśnie sztuka.

Na ten jeden dzień Poznań zamienił się w miasto poszerzające granice wyobraźni, zaczarowane przez artystów, odkrywane przez naszą wycieczkę prowadzoną przez Pawła "Fabulousa" Leszkowicza. Urzekała bajkowość całego przedsięwzięcia, jego fantazyjność; oryginalna, trochę campowa, trochę baśniowa estetyka, przy jednoczesnym dość mocnym zaakcentowaniu wątków społecznych i politycznych.

Ta wycieczka po legendach miejskich zmuszała do zastanowienia się, jak funkcjonuje obecnie przestrzeń publiczna, do kogo należy i jakie rządzą nią reguły. Przy okazji prześwietlona została polityka naszego miasta. Stało się to jakby mimochodem, bo przecież impreza dofinansowana została ze środków Miasta Poznania i na pewno ten grant był krokiem w dobrym kierunku. Szkoda jednak, że zabrakło podczas wycieczki samych urzędników, którzy uważniej powinni przysłuchiwać się temu, co mają do powiedzenia artyści, zwłaszcza, że Poznań stara się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016.

I oby nie była to impreza jednorazowa, oby takich festiwali było więcej, abyśmy mogli w sposób twórczy kształtować naszą rzeczywistość i zarażać tym innych.

W tym miejscu powinnam opowiedzieć jeszcze legendę o Beuysie, którego "Transport dla Polski" miał ponoć zostać przywieziony w 1981 roku właśnie do Poznania. Beuys tylko na pewien czas oddał ten transport do łódzkiego Muzeum Sztuki. Gdy powstanie w naszym mieście Muzeum Sztuki Współczesnej lub Nowoczesnej, "Polentransport" zostanie tu przywieziony. Według innej plotki, Beuys, jeden z założycieli Zielonych, oddał ten transport w zamian za obietnicę, że polscy artyści będą działać politycznie. Inni powiadają natomiast, że właśnie tutaj zabłąkał się legendarny kapelusz Beuysa i jest w posiadaniu pewnej bardzo prominentnej osoby...

Taki Opór - w odpowiedzi Izabeli Kowalczyk

Marek Wasilewski

W związku z tym, że na blogu Izy Kowalczyk pojawił się tekst dotyczący mojego wideo "Opór" prezentowanego podczas projektu Urban Legend w Poznaniu chciałbym przedstawić kilka uwag związanych z tą pracą. . Nie chodzi tu bynajmniej o nakłonienie Izy do zmiany jej opinii o pracy, bo jako widz i krytyk ma prawo do jej wyrażania a ja jako autor muszę przyjąć ten fakt do wiadomości. Wydaje mi się jednak, że zarówno wideo jak i tekst Izy dotyka kwestii ważniejszych niż sama praca i do tych właśnie spraw przede wszystkim chciałbym się odnieść.

Kiedy otrzymałem zaproszenie do udziału w projekcie Legenda Miejska, który miał odbywać się na ulicach Poznania wiedziałem, że nie mogę tak jak sugerowali organizatorzy wymyślać kolejnej legendy o bazyliszku. Nie interesowało mnie też wyprodukowanie hitu o tym, że "Poznań fajny jest." Jedynym sensownym rozwiązaniem było odwołanie się do tego co w mieście nieoswojone i przykryte milczeniem. Chciałem odwołać się do historii, która jest żywa, a więc taka, która dotyka istotnych miejsc zarówno w geografii jak i tożsamości miasta. Chciałem także odnieść się do tego co jest moim osobistym przeżyciem, doświadczeniem, które moim zdaniem powinno jakoś zmaterializować się w sztuce. Poznański Marsz Równości z 19 listopada 2005 roku jest nowoczesną czarną legendą miejską ukazującą chwilowy upadek porządku demokratycznego za sprawą nieodpowiedzialnej decyzji władzy. 19 listopada 2005 roku na ulicy Półwiejskiej w Poznaniu na przeciwko Starego Browaru odbył się Marsz Równości zorganizowany z okazji Światowego Dnia Tolerancji UNESCO. Władze Poznania zakazały marszu tłumacząc, że nie mogą zapewnić dostatecznej ochrony jego uczestnikom. Demonstranci wśród których przeważała młodzież zostali brutalnie zaatakowani przez znaczne siły Policji. Aresztowano ok. 60 osób, Policjanci kopali i bili pokojowo nastawionych manifestantów. Brutalnej Policji kibicowały grupy wyrostków rzucających w stronę demonstrantów jajka i kamienie. Wyraźnie słychać było okrzyki "Pedały do gazu!" oraz piosenkę pseudokibiców: "Zrobimy z wami co Hitler zrobił z Żydami". Kilka dni później Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że władze Poznania nie miały prawa zakazać demonstracji i że była ona w związku z tym legalna.

Tytuł "Opór" jest aluzją do hollywoodzkiej produkcji opowiadającej w ucukrowany sposób o żydowskich partyzantach braciach Bielskich. Praca wideo prezentowana na Urban Legend jest przewrotnym odwróceniem kierunku "Oporu" podobnie jak wydarzenia z Półwiejskiej były odwróceniem porządku demokratycznego państwa prawa. Siły porządkowe stanęły tego dnia po stronie bezprawia, a obywatele chcący brać udział w demokratycznym porządku politycznym zostali spod tego prawa wyjęci. W tym swoiście pojmowanym karnawale znajduje się źródło wszystkich odwróceń, które zaistniały w moim wideo. Zgodnie z logiką "odwrócenia" chuliganów zastępują dziewczyny cheerleaderki, które zagrzewają do dopingu widzów zawodów sportowych. Ponieważ jednym z powodów zakazu Marszu była troska o niezakłócone zakupy poznaniaków w Starym Browarze, autor chciał aby przekaz pseudokibiców skierowany został bezpośrednio do nich, by poczuli oni choć przez chwilę to czego doświadczyli uczestnicy Marszu Równości 19 listopada 2005 roku. Dlatego też sugestia ze strony znakomitego krytyka Pawła Leszkowicza, że praca ta powinna być pokazywana w galerii ludziom przygotowanym do odbioru sztuki wydaje mi się chybiona.

 

Pytanie o to czy artyście wolno zgodnie ze swoimi potrzebami używać lub nadużywać słowa "Żyd" lub odnosić się do tematyki wiążącej się z Holocaustem wydaje mi się absurdalne. Jan Tomasz Gross w swojej książce Strach pisze: ‘Żeby się z tym dziedzictwem uporać, musimy je najpierw uczynić własnym, to znaczy przyswoić je w sobie i umieścić w historii mocą własnej narracji. Dopiero wtedy można będzie zapytać, jak to co się stało, mogło się stać". Jak można tego dokonać jeśli zgodzimy się na tematy tabu oraz autorytety, które będą odgórnie decydować komu wolno a komu nie wolno z tymi tematami się mierzyć? (Warto zauważyć, że w cytowanym przez Izabelę Kowalczyk tekście redaktora Midrasza pojawia się pogardliwy termin "wyrobnicy sztuki"- jest to wyraźne powtórzenie wielokrotnie analizowanego przez Izę schematu deprecjonowania poprzez odbieranie prawa do nazywania czegoś sztuką.)

Praca pokazuje "Opór" przeciwko "Żydom" tym prawdziwym jak i domniemanym, przeciwko tolerancji, otwartości na odmienność rasową, seksualną czy światopoglądową. ‘Opór" dotyka problemu matrycy językowej "genetycznego antysemityzmu", która "żydostwo" utożsamia z każdą formą obcości. Jest ona tak głęboko wrośnięta w strukturę naszego języka, że większość z nas pozostaje wobec tego faktu obojętna. Szczególnie mocno widoczne jest to w subkulturze kibiców. Kilka miesięcy temu Gazeta Wyborcza donosiła o przypadku nauczycielki ze szkoły podstawowej, która śpiewała w klasie z dziećmi piosenkę: "Kto nie skacze ten jest Żydem!" Pytana czy nie widzi w tym niestosowności odpowiedziała, że nie bo to jest powszechnie znana piosenka stadionowa. Pewna pani, która obserwowała moja pracę w ogródku piwnym, po wielokrotnym wysłuchaniu piosenki powiedziała do córki: Zobacz kochanie jak dziewczynki ładnie tańczą...Można by zatem powiedzieć, że to jest praca o nas, o antysemicie i homofobie w każdym z nas. Jak zauważyła Joanna Tokarska Bakir - figura geja jako synonim wykształconego, zamożnego Obcego wypełniła w naszej zbiorowej podświadomości miejsce opuszczone przez Żyda. Dzisiaj to nie Żyd lecz gej "dybie na nasze niemowlęta i spiskuje z międzynarodową finansjerą by wpędzić nas w okowy niewoli europejskiego państwa".

 

Czy praca ta nawołuje do przemocy? Nie można mylić tego co poloniści nazywają "podmiotem lirycznym" z autorem, nawet jeśli tekst pisany jest w pierwszej osobie. Istnieje różnica pomiędzy przekazem wzywającym do przemocy a przekazem analizującym przemoc. Ten pierwszy jest jednoznaczny, ten drugi przemoc pokazuje w krzywym zwierciadle, naśladując jej zewnętrzne przejawy doprowadza ją do absurdu i kompromituje. Sztandarowym przykładem takiej strategii są wideoklipy grupy Laibach. Żiżek nazywa taką strategię nadutożsamieniem z systemem.

Warto zwrócić uwagę na dwie sprawy związane z samą piosenką. Po pierwsze nie wzywa ona bezpośrednio do udziału w przemocy lecz jest groźbą skierowaną w stronę tego kto piosenki tej słucha :"Zrobimy z wami...". Po drugie radosna melodia starego szlagieru Guantanamera nabiera dodatkowo współczesnego wymiaru jeśli zdamy sobie sprawę, że w dosłownym tłumaczeniu oznacza ona: "dziewczynę z Guantanamo". To bardzo dziś złowrogie miejsce na mapie jest symbolem tego co Nicholas Mirzoef nazywa ‘Imperium Obozów" a Giorgio Agamben określa jako ukrytą matrycę porządku politycznego Zachodu.

I jeszcze na koniec - problem sztuki i zła. Ellen Handler Spitz w katalogu ( bardzo mocno krytykowanej w Polsce) głośnej wystawy Mirroring Evil pisze, że istnieje sztuka, która pokazuje zło nie z punktu widzenia ofiar lecz sprawców. Sztuka taka nie pozwala nam w łatwy sposób oddzielić się od zła, ta sztuka reprezentuje i odtwarza te momenty, które z jednej strony nas fascynują, przyciągają, uwodzą a z drugiej strony podniecają i zatruwają. Pozostawia nas z uczuciem wstrząsu z głębokimi ale trudnymi do sformułowania pytaniami.

Uważam, że zawsze warto podejmować ryzyko i prowokować do takich pytań, szkoda, że czasami towarzyszą im formułowane bardzo szybko kategoryczne oceny.

  1. 1. Por. http://projektmiasto2.blox.pl/2009/06/Fest-Urban-Legend-realizacja-S-Sobczaka.html
  2. 2. Por. Michał Gradowski, "Walka z żebrakami", "Gazeta Wyborcza", 24.05.2009.
  3. 3. Marysia Kozerska, "Poznański Kupiec", informacja o projekcie.
  4. 4. Por. Natalia Mazur, "Na Poznańskim Kupcu będą trykać się kurczaki", "Gazeta Wyborcza", 15.06.2009.