Łódź Biennale

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Łódź Biennale jest jedną z niewielu naprawdę dużych, cyklicznych imprez artystycznych w Polsce i chociażby dlatego wzbudza duże nadzieje; chciałoby się zatem, by było powodem do dumy. Na tegoroczne Łódź Biennale składa się przede wszystkim wystawa "Mentality/ Umysłowość, czyli coś z niczego", ale także bogaty program towarzyszący rozgrywający się w łódzkich galeriach Wschodniej, 96, FF, Ikona i Centrum Sztuki Patio. Biennale stało się też okazją do zaprezentowania po raz pierwszy świetnej kolekcji Łódzkiego Towarzystwa Zachęty w Muzeum Sztuki. Jednak, najważniejsza wystawa... Czytaj teksty:
Justyny Kowalskiej, Jaka jest nowa umysłowość?;
Marcina Krasnego, Artysta pracuje mózgiem;
Alicji Cichowicz, Co warto zobaczyć na biennale w Łodzi;
Gabriela Jarzębowska, "Mentality" czy "Teraz Polska"?

Laura Pawela, Natural View, kadr z filmu, fot. aut
Laura Pawela, Natural View, kadr z filmu, fot. aut

Laura Pawela, Natural View, kadr z filmu, fot. aut
Laura Pawela, Natural View, kadr z filmu, fot. aut

Dominik Lejman, Kadry z filmu Znak pokoju pokazywanego na wystawie Mentality, fot. autor
Dominik Lejman, Kadry z filmu Znak pokoju pokazywanego na wystawie Mentality, fot. autor

Dominik Lejman, Kadry z filmu Znak pokoju pokazywanego na wystawie Mentality, fot. autor
Dominik Lejman, Kadry z filmu Znak pokoju pokazywanego na wystawie Mentality, fot. autor

Jaka jest nowa umysłowość?

Łódź Biennale jest jedną z niewielu naprawdę dużych, cyklicznych imprez artystycznych w Polsce i chociażby dlatego wzbudza duże nadzieje; chciałoby się zatem, by było powodem do dumy. Na tegoroczne Łódź Biennale składa się przede wszystkim wystawa "Mentality/ Umysłowość, czyli coś z niczego", ale także bogaty program towarzyszący rozgrywający się w łódzkich galeriach Wschodniej, 96, FF, Ikona i Centrum Sztuki Patio. Biennale stało się też okazją do zaprezentowania po raz pierwszy świetnej kolekcji Łódzkiego Towarzystwa Zachęty w Muzeum Sztuki. Jednak, najważniejsza wystawa kuratorowana przez Jolantę Ciesielską jest, w przeciwieństwie do pierwszej edycji Biennale, ogranicza się do artystów z Polski, co mam nadzieję, można tłumaczyć zbieraniem sił na kolejną edycję i przyczajeniem się przed wielkim skokiem.

Jolanta Ciesielska tłumacząc koncepcję wystawy o zastanawiającym tytule "Mentality" odwołuje się do silnej w Łodzi tradycji neoawangardowej i konceptualizmu. Odnosząc się do "starych mistrzów" pragnie zaprezentować młode pokolenie rozwijające sztukę pojęciową, "główny nurt rozwoju sztuki współczesnej, której odbiór i ocenę wartości kształtuje w równym stopniu umiejętność przygotowania i przedstawienia konceptu (dziś powszechnie nazywanego "projektem"), jak i inteligencja techniczna pozwalająca na jego urzeczywistnienie w określonych warunkach." Drugi cel to próba uchwycenia tradycji racjonalistycznego, analitycznego i technologicznego sposobu myślenia oraz przybliżenie widzom najbardziej współczesnych przykładów sztuki medialnej. Dzisiaj to sztuka medialna, wykorzystująca technologię i poruszająca się w obszarze wirtualności, jest nowym wcieleniem konceptualnej idei robienia sztuki "z niczego" - tak czytamy we wstępie do katalogu.

Wystawa sprawia wrażenie potpourri. W fantastycznych wnętrzach fabryki Scheiblera mieszają się prace bardzo dobre obok słabych, prace pasujące do koncepcji kuratorki i takie, do których trudno znaleźć kuratorski klucz. Z jednej strony punktem odniesienia ma być racjonalność. Z drugiej strony na przykład serie fotografii z dziwnymi rozbłyskami czy niezidentyfikowanymi kształtami przywołują raczej atmosferę tajemniczości i niezbadanej sfery naszego umysłu. Nie inaczej trzeba chyba też odbierać seans hipnozy zaserwowany widzom przez Artura Malewskiego. Jeśli zatem kuratorka odwołuje się do racjonalności to trzeba chyba wziąć pod uwagę różne jej rodzaje.

Wystawę otwierają dzwoniące telefony Kamila Kuskowskiego. Rozsiane po różnych pomieszczeniach natrętnie dzwonią i dzwonią, prowokując do podniesienia słuchawki po czym okazuje się, że to artysta (poprzez swoich asystentów) w rzeczy samej dzwoni do widza, by zapytać go jak mu się podoba Biennale. Klasyczna interakcja osiągnięta za pomocą prostego, celnego pomysłu wytwarza rzeczywiście "coś z niczego".

Przyświecające tej wystawie idee Konstrukcji w Procesie zakładały tworzenie dzieła dla miejsca. Na ostatnim Biennale pracą najsilniej odnoszącą się do przestrzeni byłej fabryki włókienniczej była dźwiękowa "Tkalnia" Kim Sooji. W tym roku Agata Michowska fabryczną rzeczywistość zaczarowała w "Baśń". Biała rzeźba z rozciągającą się na parę metrów suknią, której towarzyszy opowieść o księżniczce to nie tylko najbardziej efektowna, ale i najcelniejsza praca na wystawie. Agata Michowska subtelnie i wdzięcznie wydobywa różnicę między powierzchownością i wnętrzem ukrytym pod piękną suknią. Odwołuje się do miejsca przesiąkniętego historią kobiet, do feministycznego odczytania mitu o Penelopie i uwzniośla, czy nawet uniwersalizuje przemysłową przestrzeń.

Z kolei pomysł zaprezentowania obrazów Roberta Maciejuka wydaje się zupełnie odległy od neoawangardy, do której odwołuje się kuratorka. Maciejuk w swoich najnowszych obrazach sięga do stojącej na przeciwnym biegunie tradycji kolorystów. Choć na innej płaszczyźnie istotne staje się jego zanurzenie w świat filmu i czerpanie z dorobku łódzkiej wytwórni filmowej Se-ma-for w całej serii portretów Colargola i Uszatka.

Laura Pawela dwa lata temu stworzyła w Galerii Okna w Zamku Ujazdowskim pokój Windows 96 i wirtualny świat wnętrza monitora zręcznie przekształciła w toporną rzeczywistość. Na Biennale dokonała zabiegu zgoła odwrotnego - udowadniając, że granica między rzeczywistością namacalną i wirtualną nie istnieje. Wyświetlany na całej ścianie pulpit Windows XP noszący wdzięczną nazwę "Idylla" i przedstawiający charakterystyczną jaskrawozieloną łąkę oświetloną promieniem słońca i błękitne niebo upstrzone chmurkami to... autentyczny, polski krajobraz zarejestrowany przez artystkę po długich i żmudnych poszukiwaniach w całym kraju. Okna z pulpitu Pawela "wyciągnęła" przed projekcję ustawiając je jako wygodne pufy, na których można spocząć by kontemplować idyllę. Mało który z widzów orientował się w tak osiągniętej symulacji wirtualności, choć artystka wprost ostrzega na jednym z okien-pufów: "Attention! Natural View". Głosem młodego, postkonceptualnego pokolenia ma być, wedle założeń kuratorki, także praca Agnieszki Świtoń. W małej sali na piętrze łódzka artystka umieściła studnię z czarnym lustrem wody kreując spowitą w mgłę przestrzeń zdającą się przynależeć do jakiegoś innego, osobnego świata, któremu daleko jednak do racjonalności. Inna melancholijna instalacja to "Wszystko będzie dobrze" Agnieszki Chojnackiej. W zniszczonej pofabrycznej sali wypełnionej dźwiękiem spadających kropel znajdujemy cztery fotele zapraszające do wysłuchania czterech opowieści o tym, co dostarcza nam w życiu nadziei i daje poczucie bezpieczeństwa. Siedząc w fotelach podsłuchujemy świat dziecięcy, szczęśliwe zakończenie telewizyjnego romansu, wróżkę przepowiadającą świetlaną przyszłość z opiekuńczym mężczyzną i kościelne śpiewy. Ciepło i nostalgia płynąca z słuchawek zderzone są z zimnym dźwiękiem ociekającego prania, którego krople bezlitośnie odmierzają czas.

"Urządzenia" Łukasza Skąpskiego są wreszcie tą pracą, która wprowadza na wystawie wątek racjonalizatorski. Wideo i fotografie dokumentują młodych wynalazców-amatorów i pomysłowe urządzenia ułatwiające im życie. W zestawieniu ze Świtoń i Chojnacką to naprawdę kompletnie różne światy.

Sztuka konceptualna "będąc łatwą w tworzeniu i niemal każdemu dając szansę bycia artystą, była też tania oraz w miarę bezpieczna" pisał Piotr Piotrowski. Przystaje to do demokratyzacji sztuki nowych mediów i do analogii, którą przywołuje kuratorka podkreślając, że jej celem było "przybliżenie widzom najbardziej współczesnych przykładów sztuki medialnej". Na wystawie jednak takich przykładów nie ma.

Jeśli powrócić jeszcze do frapującego tytułu, to model umysłowości wyłaniający się z łódzkiej prezentacji najbliższy jest Welschowskiej koncepcji rozumu, który funkcjonuje w przejściach między różnymi formami racjonalności. A Welsch wśród głównych czynników określających nową racjonalność wymienia pluralizację, powikłanie i nieład. Te określenia pasują do spaceru po fabryce Scheiblera.

Justyna Kowalska

^^^

Świtoń Agnieszka
Świtoń Agnieszka

Performance Janusza Bałdygi, fot. Agata Gorządek
Performance Janusza Bałdygi, fot. Agata Gorządek

Performance grupy Sędzia Główny podczas otwarcia wystawy Mentality, fot. Agata Gorządek
Performance grupy Sędzia Główny podczas otwarcia wystawy Mentality, fot. Agata Gorządek

Fragment instalacji Danieli Krystyny Jałkiewicz eksponowanej na wystawie Mentality, fot. Agata Gorządek
Fragment instalacji Danieli Krystyny Jałkiewicz eksponowanej na wystawie Mentality, fot. Agata Gorządek

Artysta pracuje mózgiem

Drugie biennale sztuki w Łodzi to przede wszystkim wystawa "Mentality / Umysłowość, czyli coś z niczego" oraz otwarcie Muzeum Konstrukcji w Procesie. Pierwsza jest obszerną prezentacją polskiej sztuki, której korzenie tkwią - jak twierdzi jej kuratorka Jolanta Ciesielska - "w tradycji myślenia ukształtowanej przez artystów tworzących ruch neoawangardowy, zwłaszcza w odmianie konceptualnej i intermedialnej".

Oglądając "Umysłowość" można dojść do wniosku, że właściwie każdego aktywnego dziś artystę można by określić tymi słowami. Niewykluczone, że to prawda, lecz w jakim celu organizować wystawę w hołdzie awangardowym ideom, której jedynym kryterium doboru artystów jest "umiejętność przygotowania i przedstawienia konceptu, jak i inteligencja techniczna pozwalająca na jego urzeczywistnienie w określonych warunkach"? Po co, skoro stwierdzenie, że artysta powinien dziś przede wszystkim pracować mózgiem jest dziś informacją dla przedszkolaka? W efekcie takich założeń powstała wystawa, na której intelektualne prace Janusza Bałdygi sąsiadują z prostymi fotografiami ubogich mieszkańców Łodzi i Wenecji autorstwa Agnieszki Podkówki, a kpiarska instalacja Łodzi Kaliskiej z abstrakcyjnymi obrazami Małgorzaty Borek, która "pragnie relacjonować swoje przeżycia". Nie wspomnę już o wielkich drewnianych klocach Danieli Krystyny Jałkiewicz obok interesującej realizacji Łukasza Skąpskiego.

Co prawda wystawa odwołuje się rzekomo do zbiorowej prezentacji "Falochron" z 1981 roku "ukazującej w szerokim aspekcie alternatywne i kontestujące postawy niezależnych artystów polskich" - jak napisał dyrektor programowy Biennale Janusz Głowacki. Artyści z "Umysłowości" kontynuują według niego "swoje poszukiwania nieco z boku modnych wątków kuratorskich". Jeśli w ogóle jest coś takiego, jak modne wątki kuratorskie, to można zapytać, czy rzeczywiście tak często prezentowani w publicznych instytucjach artyści, jak Maciejuk, Lejman lub Bąkowski znajdują się poza nimi. Tak prowizorycznie przygotowane założenia wystawy kłują w oczy tym bardziej, że dwa lata temu, na pierwsze łódzkie Biennale, Aneta Szyłak przygotowała rewelacyjną pod każdym względem wystawę "Palimpsest Museum", precyzyjnie wpisaną w gęsty kontekst wnętrz Pałacu Poznańskiego.

Trudno. Nie ma zatem większego sensu próbować zrekonstruować koncepcję wystawy, lecz od razu rozejrzeć się za interesującymi pracami, które mogą zrekompensować widzom brak myśli przewodniej. Zacznijmy od najlepszych: Dominik Lejman zrealizował olbrzymi fresk wideo, na którym widać z góry tłum ludzi stojących w kościele. Wszyscy są nieruchomi, tworząc na ścianie dekoracyjny wzór. Po chwili następuje poruszenie. Ktoś macha ręką, głowy się obracają. Słowa księdza "Przekażcie sobie znak pokoju..." wywołują chwilową aktywność. Wewnątrz tłumu występują drobne akty komunikacji. Po kilku sekundach wszystko się jednak uspokaja, wracając do pierwotnego stanu. "Ilu kościelnych ławek sięga dziś działanie tego - tak uniwersalnego - gestu w kraju powszechnej nietolerancji?" - zadaje pytanie Lejman.

Z kolei Łukasz Skąpski na fotografiach i filmie prezentuje efekty pracy domorosłych konstruktorów i zwolenników indywidualnej produkcji. Niektóre są naprawdę niezwykłe mimo swej prostoty, jak "Hand made video projector". Bardziej wyrafinowany jest miotacz ciast przypominający kształtem ręczną wyrzutnię rakiet. Poza tym są jeszcze składane stoliki, szafki zbudowane "z niczego" i inne efekty prywatnej działalności produkcyjnej. Praca "Urządzenia" dowodzi chyba, że odpowiedzią na konsumpcjonizm może być kreacjonizm.

Inne klimaty przywołuje natomiast "Fairy Tale" Agaty Michowskiej, która za pomocą filmu oraz dużej instalacji opowiedziała baśń o królewnie, która nie chcąc wyjść za księcia przebrała swoją służącą we wspaniałą suknię ślubną, którą sama uszyła, po czym wysłała ją na ceremonię małżeństwa, a sama uciekła z ukochanym. Opowieść, w której główną rolę gra niebywale długa suknia jest snuta wewnątrz pofabrycznych hal zakładów włókienniczych Unionteksu, w których odbywa się Biennale. Do tego kontekstu odwołuje się Michowska, jednak jej pracę można czytać na wiele różnych sposobów, z feministycznym na czele.

Na uwagę zasługuje również praca Kamila Kuskowskiego, który przed wejściem na wystawę zainstalował nieustannie dzwoniące aparaty telefoniczne. Ci, którzy przełamią swoje przyzwyczajenia dotyczące niedotykalnej sfery dzieła sztuki i podniosą słuchawkę, będą mogli z kimś porozmawiać. Interesujące są też "Palindromy", czyli fotografie Tomasza Mażewskiego, który z fotografii fabrycznych ruin za pomocą prostego zabiegu uczynił fantastyczne przestrzenie przypominające niekiedy miejsca tajemniczego kultu. Natomiast prace Kuby Bąkowskiego i Roberta Maciejuka można pamiętać z innych wystaw (choćby "W samym centrum uwagi" w CSW).

Dość spektakularna i programowo prześmiewcza jest nowa praca Łodzi Kaliskiej. Tylko, czy ci, którzy o tym nie wiedzą, będą się śmiać? Zainteresowani mogą również sprawdzić, czy łatwo jest ich wprowadzić w stan hipnozy, korzystając z możliwości, jaką daje jego praca Artura Malewskiego "Hipnoza regresyjna". Wystarczy położyć się wygodnie i słuchać monotonnego głosu z taśmy. Autorowi tego tekstu nie udało się ulec hipnozie, ale może któryś z jego czytelników będzie miał bardziej "otwarty" umysł. Nową pracę przygotowała również Laura Pawela, która nie straszyła hipnozą, lecz zaproponowała relaks na sofach przypominających okienka Windows ustawionych przed ekranem, na którym wyświetliła niezwykły film nakręcony na opolszczyźnie, który niezwykle przypomina standardową tapetę komputerową: niebieskie niebo i zieloną trawkę. Trudno wręcz uwierzyć, że to real, a nie fikcja. Zwyczajowy porządek ulega odwróceniu.

Tego, co obok wspomnianych prac robiły na wystawie akademickie prace Arkadiusza Sylwestrowicza zafascynowanego abstrakcyjnymi "grami malarskimi", nawet nie próbuję dociekać. Obrazy i monitory z prawie statycznymi projekcjami wideo umieszczone zostały na paletach transportowych. Całość przypomina studenckie ćwiczenie na temat autonomii obrazu w konserwatywnej Akademii.

Podsumowując - na "Umysłowości" prezentowane są tak odmienne strategie artystyczne, modele sztuki i sposoby jej pojmowania, że naprawdę trudno zgadnąć, w jakim celu została zorganizowana. Konsternację po obejrzeniu tej wystawy można jednak łatwo zastąpić fascynacją, oglądając sąsiadujące z nią i otwarte w tym samym czasie "Muzeum Konstrukcji w Procesie", a właściwie jego zaczyn.

"Konstrukcja w procesie" była urzeczywistnioną utopią. W 1981 roku do Łodzi z inicjatywy Ryszarda Waśki zjechali się wybitni międzynarodowi artyści, aby wspólnie, praktycznie bez pomocy instytucji zorganizować wydarzenie o światowej randze. Można je było traktować jako kontynuację awangardowej tradycji tego miasta zaczynającej się już od grupy a.r. i Międzynarodowej Kolekcji Sztuki Współczesnej. Warto zresztą zauważyć, że w Komitecie Honorowym "Konstrukcji" zasiadał Henryk Stażewski - guru polskiego konstruktywizmu. Co do rangi samego wydarzenia, wystarczy wspomnieć, że brali w nim wtedy udział tacy artyści, jak Dibbets, Le Witt, Oppenheim, Serra i Uecker, nie wspominając o Emmettcie Williamsie.

Na 25-lecie "Konstrukcji" otwarto wystawę będącą w dużej części prezentacją dokumentacji po tym wydarzeniu. Funduszy na razie wystarczyło na jedno pomieszczenie, w drugim można obejrzeć jedynie rekonstrukcję aranżacji Łodzi Kaliskiej oraz projekcję filmów z "Konstrukcji". Muzeum niewątpliwie powinno stać się obowiązkowym celem wycieczek studentów Historii Sztuki.

Marcin Krasny

^^^

Balony zaprojektowane przez Kubę Stępnia (Hakobo) podczas otwarcia wystawy Mentality, fot. Agata Gorządek
Balony zaprojektowane przez Kubę Stępnia (Hakobo) podczas otwarcia wystawy Mentality, fot. Agata Gorządek

Kuratorka wystawy Mentality Jolanta Ciesielska, fot. Agata Gorządek
Kuratorka wystawy Mentality Jolanta Ciesielska, fot. Agata Gorządek

Performance Adama Rzepeckiego podczas otwarcia wystawy Mentality, fot. Agata Gorządek
Performance Adama Rzepeckiego podczas otwarcia wystawy Mentality, fot. Agata Gorządek

Praca Kamila Kuskowskiego (Mentality), fot. Agata Gorządek
Praca Kamila Kuskowskiego (Mentality), fot. Agata Gorządek

Co warto zobaczyć na biennale w Łodzi

Łódź Biennale kontynuuje idee "Konstrukcji w Procesie" - cyklicznych międzynarodowych, otwartych spotkań artystycznych (w latach 1981-2000), w duchu niezależności, demokracji i wzajemnej współpracy oraz wystaw nastawionych na proces tworzenia dzieła. W październiku tego roku mija 25 rocznica pierwszej edycji Konstrukcji, wydarzenia powstałego z inicjatywy Ryszarda Waśki. Dla jego upamiętnienia równocześnie z biennale, w jednej z pofabrycznych hal byłych zakładów włókienniczych Karola Scheiblera, otwarto Muzeum Konstrukcji w Procesie.

Można w nim oglądać - oprócz fotografii dokumentujących przygotowania i przebieg imprezy, będącej wówczas największą międzynarodową wystawą sztuki współczesnej w Europie Środkowowschodniej - także niektóre dzieła pozostawione w darze miastu. Dzieła artystów światowego formatu, m.in. Richarda Nonasa ("Tysiąc sekretarek", "Trzy Waśki"), Davida Rabinowitcha (Studia rzeźb 1-56), Maurizio Nannuciego (neonowa rzeźba "Tutaj/Tam"). Zrekonstruowano także, zniszczoną podczas stanu wojennego, pracę Sol LeWitta - sześć gigantycznych sylwetowych ujęć podstawowych figur geometrycznych, wykonanych bezpośrednio na ścianie hali.

Jednocześnie na terenie Manufaktury pojawiły się pierwsze dzieła mające utworzyć Park Rzeźb. Stanęły tu instalacja Richarda Nonasa z 1991 r., dwie rzeźby Buky Schwartza z 1993 r. - pozostałe po kolejnych łódzkich edycjach Konstrukcji a niszczejące do tej pory w przestrzeni miasta oraz nowa praca Emillie Benes-Brzeziński "Forest Vertical".

Wystawa główna biennale - zajmująca pozostałe hale fabryki Scheiblera, nosi tytuł "Umysłowość, czyli coś z niczego". Jej kuratorka Jolanta Ciesielska zaprosiła do współpracy 40. polskich artystów (różnych pokoleniowo), podtrzymujących ciągłość tradycji neoawangardowej. Zwłaszcza tych, których twórczość ma konceptualno - intermedialny rodowód działań. Uczniów i kontynuatorów tej miary artystów, co Antoni Starczewski, Andrzej Partum, Jan Świdziński, Zofia Kulik, Jerzy Bereś, Natalia i Andrzej Lachowicz, czy członkowie Warsztatu Formy Filmowej - Józefa Robakowski, Antoni Mikołajczyk, Wojciech Bruszewski.

Stąd obecność na wystawie wielu realizacji multimedialnych, prac wideo, instalacji, obiektów. Wymieńmy najciekawsze z nich.

Instalacja Łodzi Kaliskiej "Chińczycy oglądają reklamę Atlasa Sztuki" przedstawia salę kinową, na którą patrzymy od strony przezroczystego ekranu. Wypełnia ją po brzegi widownia złożona z 300. identycznych, odzianych w eleganckie garnitury postaci obywateli Państwa Środka, wydrukowanych na żółtej tekturze. Pełgające po ich twarzach, padające z ekranu, delikatne światło nawiązuje do chińskiego teatru cieni. Sama zaś "armia" widzów na pierwszy rzut oka przywodzi na myśl terakotowe figury wojowników przy grobie Pierwszego Cesarza z dynastii Ts' in z końca III w. p.n.e. Warstwa dźwiękowa tej multimedialnej instalacji to groteskowa reklama słynnej łódzkiej galerii sztuki, wypowiadana uwodzicielskim głosem kobiecym i intrygującym męskim oraz jej chińska translacja. Słychać więc słowa: "Atlas Sztuki daje ci wzruszenie, piękno i mądrość. Tylko u nas w Atlasie Sztuki poznasz wielkość sztuki, doświadczysz prawdziwych emocji. Zaufaj mi, powinieneś być w Atlasie Sztuki".

Laura Pawela zaproponowała aranżację przestrzenną i wielkoformatową projekcję wideo "Natural View", zacierając granicę pomiędzy rzeczywistością a światem wirtualnym. "Widzu usiądź wygodnie i zapatrz się w pulpit Windows'a XP " - zdaje się proponować artystka. W wydzielonym bowiem przytulnym kąciku ustawiła miękkie siedziska z nadrukowanymi komendami komputerowymi, na których można odpocząć i odprężyć się wpatrując w zajmujący całą ścianę obraz płynących chmur i szumiących traw.

Dominik Lejman pokazuje wielkoformatowy fresk wideo "Przekażcie sobie znak pokoju", zacierając z kolei granicę między malarstwem i filmem. W nieruchomej niemal projekcji, pozbawionej warstwy dźwiękowej, na kilka sekund pojawia się wymieniona w tytule interakcja uczestniczących we mszy wiernych, widzianych z góry i stojących tyłem do widza.

Po chwili ludzie powracają do statycznych pozycji, a obraz przypomina abstrakcyjną "mieszaninę" barwnych plam.

Multimedialna realizacja Agaty Michowskiej "Fairy Tale" idealnie wpisuje się w kontekst miejsca w jakim znalazła się artystka. Wymyślona przez nią, czytana przez "lektora", baśń opowiada o księżniczce szyjącej najpiękniejszą na świecie suknię ślubną z dziesiątków metrów bawełny. Michowska pokazała jednocześnie obiekt przedstawiający nogi klęczącej kobiety, wystające spod kilkumetrowej długości, misternie udrapowanej białej tkaniny. Na ścianie zaś, na małym ekranie emitowany jest obraz szyjącej dziewczyny. W niewielkim pomieszczeniu na drugim piętrze jednej z hal można zobaczyć starą cembrowinę studni, wypełnioną ciemną oleistą cieczą. Zmurszała, porosła mchem jest tak doskonale wtopiona w tkankę miejsca, iż można by pomyśleć, że istnieje tu od dawna. Studnia tak wysoko? Po co to komu ? - zastanawiali się niektórzy do chwili, gdy obsługa galerii nie uruchomiła "zadymiacza" pomieszczenia, zwracając uwagę, że studnia jest obiektem Agnieszki Świtoń. Debiutująca artystka prezentuje jeszcze jedną zasługującą na uwagę pracę "Final Meal". Na metalowym stojaku umieściła kilkadziesiąt "pocztówek" z typowymi policyjnymi wizerunkami więźniów (en face i z profilu). Tytuł pracy oraz wydrukowane poniżej twarzy menu w języku angielskim pozwalają domyślać się, iż chodzi o ostatni posiłek skazanych na karę śmierci Amerykanów.

Andrzej Paruzel w jednym z pomieszczeń stworzył siedzibę Biura Podróży "Soczewka", zaś reklamujące instytucję bilboardy z postaciami bezdomnych i żebraków zawisły w przestrzeni miasta.

Są także realizacje interaktywne i procesualne. Artur Malewski zaprasza do gabinetu "hipnozy regresyjnej" . Leżący wygodnie odbiorca namawiany jest przez artystę do rozluźniania poszczególnych partii mięsni i absolutnego relaksu. Jeśli całkowicie podda się półgodzinnej hipnozie, ma szansę "wyjść" ze swego ciała i przenieść do poprzedniego wcielenia.

Kamil Kuskowski z kolei w projekcie "Dryń, dryń" zmusza ludzi do spontanicznej reakcji. Podniesienia słuchawki jednego z dzwoniących telefonów, zawieszonych na ścianie. Zwyczajowe "halo", wypowiedziane przez ciekawskiego odbiorcę rozpoczyna grę. Zostaje on wciągnięty do rozmowy (głównie o sztuce) przez anonimowego interlokutora po drugiej stronie linii.

W kino-biennale zobaczyć można między innymi groteskową wideo-pantomimę Pawła Hajncla "Historia jednego narodu" i frustrujący chyba wszystkich artystów film "Wszystko już było" Supergrupy Azorro. Także prace wideo studentów Józefa Robakowskiego, Witosława Czerwonki i Konrada Kuzyszyna. "Ekipie" międzynarodowej pozostawiono w tym roku performance (Yaacov Chefez "Lecture on Dancing, Eating and Pain" i Richard Thomas "Anthropogenic Flux) oraz wykłady (Richard Vine - redaktor magazynu "Art in America, Debra Pearlman - artystka, Robert C. Morgan - krytyk sztuki, kurator, artysta). Można w nich było uczestniczyć podczas pierwszych trzech dni imprezy.

Jednorazowymi wydarzeniami artystycznymi były także instalacja Józefa Robakowskiego "Siła wyrazu" i projekt "Meta Wschodnia" Izabeli Lejk w Galerii Wschodniej.

Do 20 października w Centrum Sztuki Patio w ramach Programu Otwartego biennale prezentowany jest pokaz polskiej sztuki wideo z ostatnich trzydziestu lat. Ekspozycja "Come into my world" prezentowana jest w starej kamienicy, znajdującej się na krańcu dziedzińca WSHE. Każdy artysta dostał do dyspozycji osobny pokój. Najstarsze są realizacje Józefa Robakowskiego i Wojciecha Bruszewskiego, którzy w latach 70. , w ramach Warsztatu Formy Filmowej, jako pierwsi w Polsce podjęli eksperymenty z techniką wideo. Robakowski pokazuje także prace z lat 80., m.in.: "Bliżej-dalej", "Taniec z drzewami"' czy "Moje wideomasochizmy".

Większość realizacji to wideoinstalacje, pozostałe prezentowane są w ciekawie zaaranżowanej przestrzeni: Konrad Kuzyszyn przedłużył rzeczywistość ekranową, w której widzimy człowieka ćwiczącego w lesie tai-chi, ustawiając w pokoju doniczki z wrzosami; Tomasz Wendland umieścił monitory emitujące obraz bijącego serca na huśtawkach; na przykrytym białym obrusem stole możemy oglądać film Wojciecha Zamiary "Śniadanie". "Lola" Alicji Żebrowskiej to podwójna projekcja wideo-obrazów rzutowanych jednocześnie na podłogę i sufit, przedstawiających leżącą w wannie artystkę. Żebrowska "z podłogi" ogląda swoje sufitowe odbicie i na odwrót, bowiem postać z sufitu jest odwrócona głową w dół. Obrazy są osłonięte foliową kotarą, by zapewnić intymność kąpiącej się. Podwójną sufitowo-podłogową projekcję stosuje też Dorota Chilińska w realizacji nawiązującej do wizji sądu ostatecznego.

Z wystaw towarzyszących biennale na uwagę zasługują "Opowieści telewizyjne" Ryszarda Waśki - olejne obrazy stop-klatek z telewizyjnych newsów. Również ekspozycja rysunków Emmetta Williamsa, legendarnego współtwórcy ruchu Fluxus i prezydenta Międzynarodowego Muzeum Artystów, wykonanych podczas Konstrukcji w 1993 r., a przedstawiających jej uczestników oraz frottages. Godna polecenia jest także wystawa "Dłużniewski, Dróżdż, Gostomski" w Galerii 86.

Alicja Cichowicz

^^^

Performance Richarda Thomasa podczas otwarcia Muzeum Konstrukcji w Procesie, fot. Agata Gorządek
Performance Richarda Thomasa podczas otwarcia Muzeum Konstrukcji w Procesie, fot. Agata Gorządek

Performance Richarda Thomasa podczas otwarcia Muzeum Konstrukcji w Procesie, fot. Agata Gorządek
Performance Richarda Thomasa podczas otwarcia Muzeum Konstrukcji w Procesie, fot. Agata Gorządek

Pokaz archiwalnych filmów w Muzeum Konstrukcji w Procesie, fot. Agata Gorządek
Pokaz archiwalnych filmów w Muzeum Konstrukcji w Procesie, fot. Agata Gorządek

"Mentality" czy "Teraz Polska"?

Jedno nie pozostawia wątpliwości. Zorganizowana przez Jolantę Ciesielską w ramach programu głównego Łódź Biennale wystawa Mentality/Umysłowość stanowi stosunkowo pełną reprezentację twórców nadających ton polskiej sztuce Anno Domini 2006. I jeśli traktować tej skali przedsięwzięcie artystyczne jedynie w kategoriach "reprezentacji" to z całą pewnością można je określić jako udane. Kuratorka zdołała zaangażować do niego artystyczną śmietankę - przede wszystkim młodych, obiecujących twórców, o których już jest lub dopiero zaczyna być głośno, ale także artystów o ustalonej pozycji i niemałym dorobku - dość wspomnieć Janusza Bałdygę, grupę Łódź Kaliska czy dawniej skandalistę, dziś już nieomal klasyka - Zbigniewa Liberę. Przekrojowy charakter ekspozycji dodatkowo podkreśla fakt, że zaprezentowane zostały na niej wszystkie bodaj środki artystycznego wyrazu - od malarstwa i rzeźby począwszy, poprzez fotografię, instalację, performance, na wideo kończąc. Uff… to naprawdę robi wrażenie! I gdyby wystawę nazwać bezpretensjonalnie "Teraz Polska" lub "Co w sztuce piszczy" wszystko byłoby w porządku. Przynajmniej nikt nie usiłowałby wzbudzić w widzu odczucia, że ma do czynienia z wystawą problemową. Tymczasem zarówno tytuł ( z wieloznacznym podtytułem "Coś z niczego" ) jak i wypowiedzi samej kuratorki sugerują coś wprost przeciwnego. Na stronie internetowej Łódź Biennale możemy przeczytać, że Ciesielska postanowiła zaprezentować artystów "tworzących ruch neoawangardowy, zwłaszcza w odmianie konceptualnej i intermedialnej", a jej założeniem była "próba uchwycenia racjonalistycznego, analitycznego i technologicznego sposobu myślenia o sztuce polskiej". Brzmi zachęcająco. Zawsze istnieje jednak niebezpieczeństwo, że widz podejmie próbę skonfrontowania założeń wystawy z jej faktyczną zawartością, wychodząc z założenia, że ekspozycja stanowi więcej niż dowolny zestaw prac, a tytuł to nie tylko pusto brzmiący ozdobnik. Wtedy może okazać się, że owe dwie płaszczyzny - fizyczna i ideowa - dopasowują się do siebie z niemałym zgrzytem.

Aby jednak nie zostać posądzoną o negatywne nastawienie postaram się zacząć wędrówkę po pofabrycznych halach Muzeum Artystów od twórców wpisujących się bez większych problemów w koncepcję wystawy. Pojęcie neoawangardy, do którego pragnie przypisać zaprezentowanych na niej artystów kuratorka brzmi wprawdzie niezbyt jasno - już w latach sześćdziesiątych stanowiło rodzaj słowa-worka, którym próbowano ujednolicić wielość tendencji w sztuce schyłku modernizmu - zakładam jednak, że chodzi o autorów kontynuujących dokonania późnej awangardy, analizujących miejsce i istotę dzieła sztuki jako medium, prezentujących postawy konceptualne i metaartystyczne. Tego rodzaju myślenie o sztuce, nie pozbawione zacięcia ironicznego, widoczne jest w prezentacji prac Roberta Maciejuka. Kiczowate landszafty malowane w manierze neoimpresjonistycznej, przyprawiające widza o mdłości płótna ukazujące kwiaty w wazonie sprawiają wrażenie banalnej kolekcji konwencjonalnego malarstwa, zebranej przez równie konwencjonalnego, staroświeckiego antykwariusza. Senny koszmar każdego awangardysty. Umieszczone na niektórych obrazach komunikaty, takie jak "dream" czy "nothing could be finer" stanowią jednak oko puszczane do odbiorcy, sugerujące, że prace bardziej niż czystym malarstwem są polemiką z nim. Tego rodzaju strategie ośmieszające sztukę tradycyjną sprawiają dziś wrażenie dosyć czerstwych - identyczną wystawę mógł zorganizować kilkadziesiąt lat temu jakikolwiek przedstawiciel pierwszej awangardy - na ironię zakrawa jednak fakt, że tradycyjne sztalugowe malarstwo, mimo tak licznych zniewag, z jakimi zetknęło się w dwudziestym wieku, nadal ma się w wielu kręgach nadspodziewanie dobrze.

Refleksja nad istotą malarstwa (czy nadejdzie kiedyś moment, gdy artyści uznają ten temat za wyczerpany?) cechuje także prace Arkadiusza Sylwestrowicza. Pokryte farbami płótna - tym razem na szczęście abstrakcyjne - umieszczone są na wykorzystywanych w transporcie paletach tuż obok ekranów wideo. Tradycyjne i nowe media zestawione są w obrębie jednego dzieła nie tylko w warstwie fizycznej - stanowią wspólny obszar poszerzonego pojęcia malarstwa. Nowa definicja nienowego medium pojawia się w dołączonym do pracy tekście Andrzeja Lisaka - według niego obrazy wideo pojawiające się na ekranach nie stanowią nowego rodzaju sztuki wizualnej, ale "nadal pozostają malarstwem", są "malowane kamerą". Zastanawia jednak, czy skoro wszystko - nawet sztuka wideo - jest malarstwem, to czy nie łatwiej byłoby określić, co nim nie jest? Dlaczego by nie zaanektować w obręb malarstwa na przykład performance lub rzeźby? Niewykluczone, że - nawiązując do również pokazywanego w ramach "Mentality" filmu grupy Azorro - to też już było.

Nowe media, zwłaszcza estetyka programów komputerowych, stanowią materię i tematykę prac Laury Paweli, choć artystka w przeciwieństwie do Sylwestrowicza nie przeprowadza analogii pomiędzy nimi a malarstwem. Stanowią one raczej odrębny, kierujący się własnymi prawami obszar estetyczny. W prezentowanej na biennale pracy obszerne pufy z charakterystycznymi dla Paweli komunikatami - wzorowanymi na windowsowskich - uzupełnione są projekcją wideo. Na dużym ekranie wyświetlany jest obraz znany wszystkim użytkownikom programu Windows - sielankowy widok porośniętych soczystą trawą wzgórz i błękitnego nieba. Co chwilę martwy, generowany komputerowo krajobraz ożywia przelatujący na jego tle ptak. Pracę uzupełnia przewrotny tytuł - "Natural View". Natural? Czy może być coś odleglejszego od natury niż standardowa tapeta używanego przez miliony ludzi na świecie programu? Próba ożywienia jego zimnej stylistyki zdaje się mieć wydźwięk silnie ironiczny. Natura w świecie zdominowanym przez estetykę Windows XP i internetu zdaje się być tożsama ze swoją własną symulacją.

Sylwestrowicz i Pawela nie są zresztą jedynymi twórcami wykorzystującymi w swoich pracach projekcje medialne. Sztuka oparta na nowych mediach (choć można się zastanawiać na ile np. wideo jest zjawiskiem nowym) stanowi istotną część prezentacji "Mentality" - zarówno w postaci filmów, jak i instalacji multimedialnych. Z wypowiedzi kuratorki można wnioskować, że łączy ona nowe media z "myśleniem technologicznym", a więc racjonalistycznym, chłodnym, konceptualnym. Takie utożsamienie nie jest jednak żadną regułą. Dla współczesnych twórców projekcje z wideo i komputera stanowią naturalny obszar artystycznej ekspresji, niekoniecznie związanej z analizą medium i, ogólnie, kontynuacją tendencji awangardowych Ale oczywiście na wystawie nie brakuje prac odpowiadających określeniu Ciesielskiej. Przykładu może być konceptualna wideoinstalacja Witosława Czerwonki czy minimalistyczna "Pochwała widzialności" Konrada Kuzyszyna. Równie często pojawiają się jednak prace, w których medialność zdaje się stanowić jedynie kształtowaną przez artystę materię. "Hortus Persephonae" Justyny Zet to seria fotografii, która równie dobrze prezentowałaby się na ścianach galerii. Siła oddziaływania tej pracy nie wynika z jej medium, lecz samej tematyki. Artystka wprowadza do swojej pracy bogatą symbolikę nawiązując do mitycznej postaci władczyni podziemi, Persefony. Bajecznie kolorowe fotografie kwiatów już w pierwszej chwili budzą niepokój - przy bliższym przyjrzeniu okazują się nie tyle kwiatami, co stylizowanymi na ich podobieństwo obrazami śmieci i zniszczenia. Robaki, głowy ryb, płaty mięsa, dopracowane pod względem estetycznym i zestawione z płatkami kwiatów czy owocami granatu konstytuują obszar władania chorobliwego, frenetycznego gatunku piękna, przywodząc na myśl barokowe martwe natury podejmujące tematykę vanitas.

Prac, w których trudno dopatrzyć się tendencji będących kontynuacją "tradycji myślenia ukształtowanej przez artystów tworzących ruch neoawangardowy" jest zresztą na wystawie więcej. Przykładem mogą być poddane obróbce cyfrowej fotografie z cyklu "Lalki" Ireny Walczak, czy nawiązująca do estetyki baśni praca "Fairy Tale" Agaty Michowskiej. A grupa Łódź Kaliska? Ich nowa prześmiewcza praca nijak ma się do prowadzonych konsekwentnie na wysokim C poszukiwań nestorów i epigonów awangardy. Podobnie jak utrzymane w banalnej stylistyce dokumentalne fotografie Agnieszki Podkówki czy wykonana z różowej włóczki makieta wieżowca autorstwa Julity Wójcik. Chociaż tego rodzaju prace nie wpisują się w zarysowaną przez kuratorkę szczegółową koncepcję wystawy, to z pewnością mogą podpisać się pod jej tytułem-wytrychem: "Mentality/Umysłowość czyli coś z niczego". Chyba tylko tytuł "Sztuka" albo "Twórczość" odpowiadałby do wszystkich działań artystycznych pokazanych na tej wystawie.

Każda sztuka jest w jakimś sensie wyrazem szeroko rozumianej umysłowości i czymś powstającym z niczego. Dobra wystawa problemowa jest czymś powstającym z czegoś (tj. z dzieł sztuki), ale szkoda jednak gdy "z czegoś" nie powstaje coś, co przewyższałoby w warstwie koncepcyjnej wartość elementów, z jakich zostało złożone.

Gabriela Jarzębowska

Biennale trwa do końca października 2006
Zobacz: www.lodzbiennale.com

^^^

Otwarcie Muzeum Konstrukcji w Procesie, fot. Agata Gorządek
Otwarcie Muzeum Konstrukcji w Procesie, fot. Agata Gorządek

Otwarcie wystawy Mentality, fot. Agata Gorządek
Otwarcie wystawy Mentality, fot. Agata Gorządek