Adam Mazur: Muzeum zostało otwarte. Właściwie nie tyle muzeum, co sam budynek, który przed wyborami samorządowymi musiał zostać przedstawiony potencjalnym wyborcom z Krakowa i okolic. Wiem, że nie masz jeszcze tam zainstalowanych biur. Kiedy otworzysz pierwszą wystawę z prawdziwego zdarzenia?
Maria Anna Potocka: Faktycznie budowa poszła fenomenalnie szybko i budynek jest już gotowy. Termin został nie tyle dotrzymany, ile nawet wyprzedzony. Muzeum jest już w pełni gotowe sale ekspozycyjne, wszystkie instalacje, oświetlenie. Za moment dostaniemy wyposażenie i sprzęt multimedialny. Budynek jest skończony, ale funkcje muzealne spełniać będzie dopiero za kilka miesięcy. Podobnie było z innymi nowymi muzeami. W dwóch "rzutach" otwierał ms2 Jarek Suchan w Łodzi, tak samo było w Osace, Bilbao i Berlinie. Najpierw otwiera się budynek, następnie się go wyposaża, suszy, logistycznie oswaja, itd. Równolegle przygotowuje się wystawę - w naszym wypadku wystawy - otwarcia. W MOCAK-u to merytoryczne otwarcie odbędzie się wiosną 2011 roku.
Masz na myśli wystawę kolekcji czy program wystaw czasowych?
Otwierając budynek, pokazaliśmy zapowiedzi programu merytorycznego. Na inauguracji muzeum będzie można zobaczyć dwie wystawy. Jedna to Historia w sztuce, międzynarodowa wystawa 44 artystów. To będzie wystawa współczesna, ale pojawią się na niej również prace Matejki czy Wyspiańskiego. Przygotowujemy też prezentację "startera" kolekcji MOCAK-u, czyli wystawę około 20 prac, również międzynarodowych. Zestaw będzie zapowiedzią programową kolekcji, która zamierza unikać deklaracji ideowych, pokazując niespotykaną dotychczas w historii sztuki różnorodność postaw, mediów i interpretacji. Kolejnymi, bardzo ważnymi przedsięwzięciami muzeum są prace nad biblioteką Mieczysława Porębskiego - na razie profesor przekazał nam część krakowską - oraz opracowywanie darowanej MOCAK-owi spuścizny Mikołaja Smoczyńskiego. Przygotowujemy również film i publikację z wywiadów z Wilhelmem Brassem, głównym fotografem Auschwitz. Jako komentarz do lokalizacji muzeum pokazaliśmy film o Zabłociu, czyli o "naszej" dzielnicy.
Opowiedz mi o Zabłociu, o kontekście tej instytucji.
Zabłocie jest dzielnicą starą. Jest to XIV-wieczna część Kazimierza, założona przez Kazimierza Wielkiego jako zaplecze ekonomiczne dla Krakowa, głównie dla transportu soli z Wieliczki. Jest sporo śladów tej "słonej" przeszłości. Potem zrobiono tu dystrykt przemysłowy, który pod koniec zamienił się w śmietnik pofabryczny. Dużo tu chaotycznej zabudowy fabrycznej i zabudowań jak z małego miasteczka. To wszystko chcieliśmy w ostatnim momencie uwiecznić na wspomnianym filmie, bo natychmiast się zmieni. Dzielnica poszła pod czuły nóż kapitalizmu i szybko stanie się snobistyczna. W pewnym sensie naszym zadaniem jest nadanie temu miejscu bardziej wyrafinowanego charakteru.
Rozumiem, że władze miasta chcą powtórzyć fenomen Bilbao: muzeum ma pociągnąć za sobą inwestycje, wzrost cen gruntów i nieruchomości, przyciągnąć kapitał?
Wiadomo - są na to liczne badania - że kultura czyni takie cuda. Dlatego zrobiliśmy film dokumentujący stan zastany, już trochę naruszony, bo w sąsiedztwie muzeum mamy "wypasione" apartamentowce, a za dwa lata zostanie nakręcony następny film.
Czy ten film to muzealna realizacja?
Tak, muzealna. Współpracujemy z młodym operatorem i reżyserem, Adamem Uryniakiem. Powstał dokument na podstawie scenariusza Macieja Miedziana, historyka Nowej Huty i Podgórza, który wybrał najważniejsze miejsca i "smakowite" historie związane z Zabłociem, wskazał dom, w którym mieszkał Polański, i miejsce, gdzie Wittgenstein pisał swój Tractatus logico-philosophicus.
Otwarcie budynku dla polityków już za nami. Przed nami otwarcie właściwe. Co przygotowujesz na ten czas "pomiędzy"?
To otwarcie nie było wyłącznie dla polityków. Oddanie budynku to jedyny moment, kiedy można udostępnić wszystkie zakamarki. Potem już ponad połowa przestrzeni jest wyłączona z dostępu publicznego. Dlatego będziemy teraz udostępniać budynek przez trzy tygodnie. Ludziom się to bardzo podoba i mamy świetną frekwencję. Z otwarciem na wiosnę związane będą - jak wspomniałam - trzy wydarzenia. Otworzymy wtedy bibliotekę Mieczysława Porębskiego. To będzie swobodna aranżacja jego gabinetu, z książkami, meblami i ulubionymi obrazami, które "od zawsze" wisiały w Krakowie. A wydarzeniem "flagowym" będzie wystawa Historia w sztuce.
Rozumiem, że ty będziesz kuratorką tej wystawy?
Tak, ale wystawa powstaje w ścisłej współpracy kuratorskiej z Delfiną Piekarską i Moniką Kozioł.
Czyli to jest wystawa główna, a kolekcja?
Na wystawę kolekcji złoży się około 20 należących do muzeum prac artystów międzynarodowych, nie będzie obejmowała depozytów. Nie mam nic przeciwko instytucji depozytu, ale na początku chciałam pokazać podwaliny "majątku" muzeum.
Od kiedy kupujesz prace do zbiorów?
Są kupowane mniej więcej od marca, czyli praktycznie od samego początku istnienia instytucji.
To prace polskich artystów?
Nie, międzynarodowe.
A co z twoją kolekcją?
Zostanie zinwentaryzowana i przekazana muzeum.
Czyli na otwarciu muzeum twoja kolekcja będzie włączona w ramy ekspozycji otwierającej instytucję?
Nie. Ta kolekcja nie będzie egzystowała jako byt osobny, jako "moja kolekcja". Nie ma takiego pojęcia. To są prace, które zbierałam, by je ofiarować do muzeum. Nie będę zabiegała, żeby ten zbiór był wyodrębniony. Ta kolekcja od początku była tworzona dla muzeum, artyści wiedzieli, że prace ofiarowane po wystawie trafią w końcu do muzeum.
Jaka jest specyfika zakupów, które są przez was robione do muzeum?
Najogólniej mówiąc, szerokie spektrum medialno-problemowe.
Nazwiska, prace, konkret?
Na stronie są wszystkie. Tu nie ma żadnych tajemnic.
Podaj trzy przykłady, które twoim zdaniem wskazywałyby na specyfikę tego zbioru.
Ale właśnie chodzi o uniknięcie specyfiki, a raczej o nieprzyjmowanie odgórnej koncepcji. Specyfika ma się ujawnić w zbiorze, narzuci ją sztuka. Najogólniej - jak już wcześniej wspomniałam - chodzi o różnorodność problemowo-medialną. Jest grupa AES+F, Krzysztof Wodiczko, Jarosław Kozłowski, Lars Laumann, Robert Kuśmirowski, Bartek Materka, Leopold Kessler...
Jak w ogóle traktujesz "współczesność", której to muzeum jest poświęcone. Czy masz porządek zakupów? Kupujesz artystów międzynarodowych z całego świata, czy z jakiegoś konkretnego regionu? Po 1989 czy po 2000, czy tylko prace nam współczesne?
Jak pisaliśmy w programie, punktem wyjścia jest sztuka konceptualna, ale nie będzie ona głównym przedmiotem kolekcjonowania. Zakupy przede wszystkim dotyczyć będą prac po roku 2000. Ale przyjęcie takiego sztywnego postanowienia, że nie kupujemy niczego wcześniejszego albo nie kupujemy niczego od artysty, który przekroczył 70 lat, to absurdy.
Podobno pozyskujesz całe zbiory i archiwa po artystach. Wspomniałaś na przykład archiwum po Mikołaju Smoczyńskim. Jaką rolę zbiór tych prac będzie odgrywał w muzeum?
Będzie pełnił kilka funkcji. Po pierwsze, zabezpieczenie bardzo cennej i artystycznie ważnej twórczości. Po drugie, wydanie publikacji pokazującej tę twórczość. A po trzecie, przygotowanie wystawy retrospektywnej. Sporo prac Mikołaja Smoczyńskiego mam również w swojej kolekcji i te oba zbiory zostaną połączone.
To jest zakup czy depozyt rodziny?
To jest dar od rodziny.
Ten dar rozczarował chyba kolegów z lubelskiej Zachęty, którzy myśleli, że będzie to część tamtejszej kolekcji, tymczasem okazało się, że Smoczyński, ku rozpaczy lubliniaków, pojechał do Krakowa.
Ku ich rozpaczy? Przecież oni nie mieli tego ani gdzie przechowywać, ani jak konserwować! Część prac była na granicy destrukcji. Są rozczarowani? Rozumiem, ale oni nie dysponują możliwościami zabezpieczenia i opracowania tego zbioru. A tu były konieczne natychmiastowe działania.
Wróćmy do programu muzeum. Mamy ustalone już dwie rzeczy zasadnicze. Po pierwsze, twoja wystawa Historia w sztuce. Po drugie, kolekcja stała. Czy kolekcja będzie miała jakiś temat?
Nie ma powodów, by narzucać początkom kolekcji takie pseudokuratorskie kleje.
W porządku, w takim razie opowiedz mi o trzeciej części, która będzie składała się na otwarcie na wiosnę?
Jak wspomniałam wcześniej, to będzie biblioteka Porębskiego, która będzie dostępna, ale nie dla każdego, tylko dla piszących prace naukowe. Będzie tam również ekspozycja jego pracowni z obrazami.
Czy to też jest dar? Zarówno książki, jak i obrazy?
Muzeum otrzymało w darze bibliotekę krakowską profesora. Natomiast obrazy będą w długoletnim depozycie. To będzie ważne wydarzenie intelektualne. Nie czytałeś wywiadu z Porębskim, który zrobiłam? Tam jest piękna historia wszystkich jego bibliotek, które przepadały i przepadały, aż w końcu ta ostatnia się uratowała.
Ile muzeum będzie miało metrów na przestrzeń wystawową? Jak chcesz zorganizować tę przestrzeń?
Mamy cztery tysiące metrów kwadratowych na ekspozycje. Duże sale ekspozycyjne - po dwie - umieszczone są na dwóch poziomach. Jest również część ekspozycyjna, odchodząca od holu głównego, gdzie można pokazywać bardziej kameralne wystawy. Obok budynku głównego jest zespół pomieszczeń, gdzie będą malutkie galerie, na przykład designu i tekstu. Obok będzie przeszklony gabinet z pracownią Porębskiego, a dalej nasza biblioteka, której na początek przekazuję swoją bibliotekę i archiwum galeryjne.
Wspominałaś, że w drugim budynku będzie galeria designu i galeria tekstu. Rozumiem, że już masz program tych galerii i możesz mi opowiedzieć, jak będą działały?
Ja nie będę ustalała szczegółowych programów tych galerii, tylko kuratorzy czy osoby prowadzące. Niemniej nadrzędną funkcją tych miejsc ma być wskazywanie związków designu, tekstu, muzyki itd. ze strategiami sztuki, z myśleniem sztuką.
Ile chcesz przeznaczyć przestrzeni na wystawy czasowe?
Mniej więcej połowę.
Już na początku będziesz miała dwa tysiące metrów kwadratowych zajętych przez kolekcję?
To zależy od modelu ekspozycji, ale mniej więcej tyle.
Czy mogłabyś mi opowiedzieć o spotkaniu programowym, które zorganizowało muzeum, zapraszając do dyskusji dyrektorów innych instytucji krajowych? Czy to spotkanie miało umiejscowić twoje muzeum na muzealnej mapie Polski?
Moja intencja była inna. Chciałam skłonić kolegów do przedstawienia programów ich instytucji i porównania zakresów. Nie chodziło o to, że ja przedstawię swój, a inni go ocenią. Chodziło o porównanie, doprecyzowanie, a przy okazji zastanowienie się nad istotą programu. Na ile jest możliwy, na ile powinien być doprecyzowany, czy przyjęcie programu określonego z góry nie ogranicza, itp. Według mnie - jest na to mnóstwo przykładów - programy są w osobach, które prowadzą instytucje. Te programy to procesy, a nie manifesty, które się ogłasza i potem sztywno się ich trzyma. Do tego dochodzi rola kontekstów. Muzeum warszawskie próbuje wejść w kontakt mentalno-inspiracyjny z miastem. Ten program wychodzi z dyskusji, z procesu. Oczywiście, trzeba przyjąć na początku pewne założenia, ale tworzenie muzeum to nie jest organizacja armii. To jest proces, który wymaga wielkiej, na bieżąco modyfikowanej uwagi.
Jak widziałabyś relacje między MOCAK-iem a instytucjami krakowskimi, takimi jak Muzeum Narodowe czy Bunkier Sztuki?
Wszyscy jesteśmy grzecznie zakolegowani, a przy tym dość ostrożni i trochę obcy. Chciałabym zbudować bardziej sensowną współpracę, ufniejszą. Instytucje ciągle obawiają się zbyt bliskich kontaktów.
Zamierzasz raczej współpracować, a nie rywalizować?
Zdecydowanie współpracować. Rywalizacja? W tym kontekście rywalizacja to ambicjonalne wynaturzenie.
A od strony programowej? Z jednej strony MOCAK to muzeum, a z drugiej sztuka współczesna. W Krakowie muzea są potęgą, ale jest też Bunkier Sztuki. Jak widzisz styk muzeum i sztuki współczesnej, na czym to będzie polegało?
Nie wiem, jak będzie prowadzony Bunkier. Ja go prowadziłam trochę w stylu przyjętym w tego typu galeriach, czyli w duchu elitarności i funkcjonowania wewnątrz pewnego środowiska. Muzeum powinno być dużo bardziej otwarte na nieprofesjonalistów. Zamierzam unikać wystaw służących zawiłej satysfakcji intelektualnej kuratorów.
Czyli wystawy będą bardziej popularne, skierowane do widza?
Nie tyle popularne, co otwarte, opatrzone różnymi wyjaśnieniami. Nie będą lansowały twórczości kuratorskiej, tylko pogłębiały odbiór sztuki. Doceniając przy tym kuratorów, którzy potrafią to robić.
Innymi słowy, nie będzie to model, jakiego wiele osób się spodziewało: że wstawisz swoją kolekcję i będziesz dalej robiła to, co robiłaś w Bunkrze.
Nie.
Czy mogłabyś podać przykłady działań na rok 2011. Zakładam, że prace nad programem są już dość zaawansowane?
Przygotowuję ten program ostrożnie, ponieważ nie wiem, jakie koszty mnie czekają po odebraniu budynku. W przyszłym roku - o czym mówiliśmy już dwa razy - będzie Historia w sztuce i kolekcja. Następnie wystawa kilkunastu młodych artystów polskich, zorganizowana na konkurs szwajcarskiej fundacji Vordemberge-Gildewart. Udało mi się ich przekonać do "zainwestowania" w przyszłym roku nagrody w Polsce. Wybrany artysta dostatnie roczne wsparcie pozwalające pokryć koszty "życia i sztuki". My wybraliśmy artystów, a ich jury wybierze laureata. W drugiej połowie roku pokażemy wystawę Podróż na Wschód, której kuratorem jest Monika Szewczyk. A pod koniec roku zaprezentowana zostanie kolekcja Essla według kuratorskiego wyboru Stanisława Rukszy. Następna to wystawa Władysława Hasiora, ale tu już w grę wchodzi rok 2012.
Opowiedz mi o organizacji muzeum, o budżecie MOCAK-u, czy masz konkret ze strony miasta, czy finansowanie instytucji jest stabilne, czy jest tradycyjna szarpanina o pieniądze z urzędnikami?
To muzeum jest dla miasta priorytetowe, więc wszystkie rzeczy, które zostały obiecane, zostały dotrzymane. Budżet na przyszły rok pozwala na przeznaczenie części pieniędzy na program i zakupy. Jeżeli kryzys się nie pogłębi, sytuacja będzie optymalna. To pierwsze w Polsce muzeum sztuki współczesnej budowane od podstaw. Organizator ma tego świadomość.
Teraz chciałbym cię namówić na kilka pytań nie dotyczących już struktury muzeum, lecz ogólniejszych, dotyczących sytuacji w sztuce współczesnej krakowskiej i, szerzej, polskiej. Jako osoba szalenie wpływowa jak oceniasz ostatnie konkursy i przetasowania w instytucjach sztuki, w tym w Bunkrze Sztuki?
Wbrew nadziejom grup "rewolucyjnych", które występowały za konkursami, utrzymując, że nastąpi zalew międzynarodowych aplikacji, okazało się, że dla obcokrajowców nie jesteśmy atrakcyjni, a na naszym rynku jest pustka. Trzeba się zastanowić, w jaki sposób przygotowywać grupę, która będzie miała uprawnienia do startowania w konkursach na dyrektorów.
Jak oceniasz sytuację w Krakowie, gdzie powstał środowiskowy ferment po twojej nominacji.
Ten ferment nastąpił dużo przed moim powołaniem. Środowisko zostało sprowokowane plotkami, że urzędnicy nominują, kogo zechcą. Padały całkowicie nieprofesjonalne propozycje i zaczął się ferment rewolucyjny. Prezydent miasta spotkał się z Martą Deskur i Wilem Sasnalem i powiedział, że po konsultacjach środowiskowych zamierza powołać mnie na dyrektora. I oni się z tym zgodzili, chociaż nadal namawiali mnie na konkurs. Nie mam nic przeciwko konkursom, brałam udział w trzech, wiem, jak się wygrywa i jak się przegrywa. Ale w tym wypadku organizator - przynajmniej na okres początkowy - odmówił organizacji konkursu, co miało wiele uzasadnień. Wtedy spotkałam się z dwoma "ekspertami" demokracji, czyli Piotrem Piotrowskim i Krzysztofem Wodiczką, i zapytałam, jak postąpić w tej sytuacji. Obaj bez wahania powiedzieli, że mam to przyjąć, nawet jeżeli to oznacza pewne przykrości ze strony środowiska. Niestety, rozpęd rewolucyjny był już w tym momencie na tyle podgrzany, że środowisko nie chciało przyjąć tych argumentów, tylko domagało się bezwarunkowego zwycięstwa swoich postulatów. Było to wszystko dla mnie ogromnie przykre, bo nie jestem karierowiczką i dyrektorstwo nie jest mi ambicjonalnie potrzebne, a przy tym o muzeum w Krakowie walczyłam przez całe dorosłe życie. A najgorsze są pewne zawieszone animozje i to, że w walce o słuszną jednak sprawę zrobiono ze mnie ofiarę. Nie wspominano o innych nominowanych dyrektorach, nikogo nie wzywano do poddania się nowym procedurom. Teraz powoli środowisko zaczyna odczuwać przesadną sztywność tych zasad, przede wszystkim brak ich gotowości na precedens, co zawsze jest ważne w mądrym prawie. Już są problemy. Agnieszka Morawińska przeszła do MN w sposób - jak ktoś powiedział - feudalny, ale wszyscy wiemy, że się "nadaje". Hanka Wróblewska zdecydowanie powinna zostać dyrektorem Zachęty i wszyscy próbują wymyślić sposób, żeby w sposób demokratyczny uniknąć konkursu, który byłby jedynie przykrywką, a nie konkursem "poszukującym". Dorota Monkiewicz tworzy muzeum we Wrocławiu i powinna dostać nominację na dyrektora. To bardzo ważne, aby w fazie rozruchu doglądała wszystkiego osoba, która od samego początku brała udział w przygotowaniach.
Niemniej środowisko artystyczne domaga się otwartych konkursów...
Już coraz trudniej to środowisko uchwycić, bo ono zaczyna się dzielić. Niemniej we wszystkim, co się stało, jest sens, nawet jeżeli ten sens ma charakter dialektyczny. Ważne, żeby się temu wszystkiemu dokładnie przyjrzeć i uchwycić mechanizmy. Są złe nominacje i niesprawiedliwe konkursy. Bywa również na odwrót.
W Zamku Ujazdowskim procedura konkursowa przebiegała, jak się wydaje, bez zarzutu. Wygrał właśnie cudzoziemiec, a jego kandydatura z pewnością nie byłaby brana pod uwagę, gdyby minister zdecydował się na nominację. Polski model, zgodnie z którym instytucjami kierują osoby, które od dziesiątek lat zabiegają o ich powstanie, tworzą kolekcje i im je przekazują, chyba się kończy. To było widać na przykładzie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie i odsunięcia od projektu Andy Rottenberg. O przejrzystość procedur oraz ich demokratyzację zabiega nieprzypadkowo Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej. Ale to już trochę osobna sprawa.
Anda Rottenberg nie została odsunięta, tylko sama zrezygnowała.
Faktycznie, zrezygnowała. Wracając do MOCAK-u, wspomniałaś, że niewielu jest potencjalnych dyrektorów instytucji, ale równie niewielu jest chyba dobrych, merytorycznie przygotowanych pracowników gotowych do pracy w instytucjach takich jak MOCAK. Chciałbym, żebyś mi opowiedziała o tym, jak wygląda z twojej perspektywy kompletowanie zespołu? Wiem, że część osób przeszła z Bunkra...
Głównie pracownicy techniczni.
I wicedyrektor... Ilu będziesz miała docelowo pracowników?
Pięćdziesiąt pięć osób.
Czyli jest to instytucja skalą porównywalna do Zamku Ujazdowskiego. Jak ten zespół tworzysz?
Dając ogłoszenia i spotykając się z kandydatami. Chwilowo mamy bardzo małe biuro i nie możemy przyjąć wielu pracowników. Resztę będziemy przyjmować już w nowym budynku.
Wyciągasz z innych instytucji jakichś kuratorów? W Bunkrze pracowałaś z mnóstwem osób, masz to środowisko dobrze rozpoznane.
Na razie żadnych etatowych kuratorów nie przyjmuję. Będę chciała, aby koordynatorzy programów, niektórzy po studiach kuratorskich, robili również wystawy. Ale nie zamierzam chwilowo zatrudniać kuratorów, którzy są wyłącznie kuratorami. Muzeum jest wolniejszym statkiem niż centrum, robi mniej wystaw. Kurator ma szansę zrobić maksymalnie jedną wystawę w roku, nawet mniej. Tak więc kurator jest niezwykle drogim pracownikiem. Chwilowo będziemy pracować z kuratorami zapraszanymi, również z zagranicy, dla których w tej sytuacji będzie można przeznaczyć przyzwoite honoraria.
Więc zatrudniasz ich do wystaw, które robią specjalnie dla ciebie.
Raczej zaproszę. Będę w stanie zapewnić im przejazdy i honoraria. Poza tym zrobi się większy ruch na rynku kuratorskim. W Polsce freelancerscy kuratorzy mają bardzo trudną sytuację. Nie mogą zrobić żadnej wystawy, bo wszystkie instytucje zatrudniają zbyt wielu własnych kuratorów.
Byłaby to istotna zmiana modelu pracy instytucji.
Dająca również większą możliwość zaproszenia do współpracy obcokrajowców.
Pierwsze wystawy rozumiem, że zrobisz ty, czy poprzestaniesz na Historii w sztuce?
Tylko Historię w sztuce, i to również przy współpracy. Wystawę kolekcji przygotują młode kuratorko-koordynatorki we współpracy ze mną. Wokół roli i pozycji kuratora jest trochę przesady. Oczywiście, zdarzają się - nie za często - wystawy, które są manifestacją artystyczno-światopoglądową kuratora. Ale większość wystaw to "porządkowanie" sztuki i bardziej stoi za nimi światopogląd instytucji niż kuratora-filozofa piszącego teksty przy użyciu dzieł sztuki. W wypadku tych wystaw ważna jest współpraca kuratorska i dobro sztuki oraz jej dostępność.
Opowiedz mi o relacjach z potężnymi krakowskimi galerzystami. Czy zakupy do kolekcji robiłaś w galeriach krakowskich?
W galeriach krakowskich jeszcze niczego nie kupiłam. Mimo że jestem przeciwna przekonaniom niektórych muzeów, że nie wolno kupować w galeriach komercyjnych, sama też wolę kupować od artystów.
Kupujesz wyłącznie u artystów?
To już nie te czasy. Lightboksy AES+F, film Laumanna i filmy Kesslera kupowałam przez galerie komercyjne, dostając bardzo przyzwoite zniżki. Obecnie większość artystów nie występuje na wolnym rynku.
W Zderzaku czy u Starmacha jeszcze nie kupowałaś?
Na Zderzak mnie nie stać. U Starmacha większość prac ma "inno-muzealny" charakter. Poza tym on jest przyjazny artystom i na pewno, jak będę chciała kupić na przykład Jadwigę Sawicką, to się zgodzi na zakup bezpośrednio od niej.
Rozumiem, że na początku nie chcesz żadnych depozytów od kolekcjonerów krakowskich i nie tylko, ale czy w przyszłości o takie długoletnie wypożyczenia w ogóle będziesz zabiegała?
Oczywiście, że będę. To ważna część polityki kolekcyjnej.
Opowiedz mi o magazynie, który chcesz wydawać.
Będzie na papierze. Gdy pytam ludzi o trzydzieści lat młodszych, okazuje się, że wciąż jest większy szacunek dla papieru niż dla Internetu. Pomysł i szkic pierwszego numeru już są. Redaktorem będzie Łukasz Białkowski.
Czy będzie to czasopismo muzealnicze?
Jeżeli przez to rozumiesz, że będzie związane z MOCAK-iem, to tak. Tak samo się będzie nazywało. Będzie podsumowaniem wystaw i innych programów muzealnych. Będzie problemowo-intelektualno-artystycznym rozszerzeniem muzeum.
Na koniec trochę o nazwie, z której niektórzy koledzy w redakcji w swoim czasie żartowali. Czy ty czytasz MOCAK przez "c", czy po angielsku przez "k" i dlaczego właściwie nie po polsku, MSW?
"Oni" zawsze lubią się trochę nabijać. Nazwę wymawiamy przez "c". Muzea przyjmują takie skróty, bo nazwy oficjalne są często zbyt długie. Polskie skróty nie brzmią jak słowa, poza tym MSW fatalnie się kojarzy. Angielski skrót ma dużo samogłosek, więc tworzy słowo. Przy wprowadzaniu nowego słowa zawsze jest taki okres znaczeniowej huśtawki. Po jakimś czasie to mija i słowo kojarzy się przede wszystkim z tym, co nazywa, i jego początkowa nienaturalność czy śmieszność mija. Mnie się podobało, że ten skrót z czymś się kojarzy. Miałam przygotowanych wiele wariantów i w końcu - po konsultacjach literacko-językoznawczych - wybrałam ten. I wtedy pierwsze, co zrobiłam, to kupiłam domenę.