Jak ugryźć (skutecznie) Biennale Architektury w Wenecji

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Niebawem w warszawskiej Zachęcie odbędzie się (26.06.2008) konferencja prasowa dotycząca polskiej prezentacji na tegorocznym, jedenastym Międzynarodowym Biennale Architektury w Wenecji. Jest okazja by przypomnieć, jak zagadnienia dotyczące tego największego wydarzenia architektonicznego rozgryzane były na konferencji "Bite me" (CSW Zamek Ujazdowski) poprzedzającej ogłoszenie wyników konkursu na projekt wystawy w polskim pawilonie w ramach weneckiego biennale.

Wnętrze pawilonu francuskiego na Biennale Architektury w 2006.
Wnętrze pawilonu francuskiego na Biennale Architektury w 2006.

14 marca 2008 roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaakceptowało projekt "HOTEL POLONIA. Budynków życie po życiu" autorstwa architekta, Grzegorza Piątka oraz historyka sztuki, Jarosława Trybusia, którzy zaprosili do współpracy artystów, Nicolasa Grospierrre'a i Kobasa Laksę.

Zwycięska koncepcja to próba odpowiedzi na temat przewodni tegorocznego Biennale: "OUT THERE. ARCHITECTURE BEYOND BUILDING" (Architektutra poza budynkiem). Zaproponował go główny dyrektor, Aaron Betsky - z wykształcenia architekt, jeden z najważniejszych krytyków architektury, były dyrektor znanego na całym świecie Holenderskiego Instytutu Architektury (NAI) w Rotterdamie, a obecnie - dyrektor Cincinnati Art Muzeum.

Werdykt sądu konkursowego oraz liczne dyskusje regularnie towarzyszące Biennale Architektury prowokują do postawienia szerszego pytania o formułę udziału w nim Polski oraz o kształt pawilonu narodowego. Właśnie te pytania podjęli Lidia Klein i Marcin Szczelina, organizatorzy konferencji Bite me, która 8 marca 2008 roku odbyła się w CSW Zamek Ujazdowski. Architekci, historycy sztuki, projektanci oraz specjaliści od reklamy zastanawiali się na niej, czy możliwe jest zrobienie dobrej wystawy o architekturze, wystawy która zaproponuje jednocześnie fizyczne i psychiczne doświadczanie przestrzeni?

Weneckie Biennale Architektury - organizowany od 1975 r., najważniejszy, światowy przegląd poświęcony tej dziedzinie, w porównaniu z odbywającym się w Wenecji Biennale Sztuki ma zdecydowanie krótszą historię. Zapraszany co roku inny kurator (przeważnie architekt), proponuje temat wystawy głównej w Arsenale, na który odpowiadają poszczególne kraje, organizując konkursy na prezentacje w pawilonach narodowych w ogrodach Giardini. Biennale Architektury - to miejsce prezentacji różnych spojrzeń na tą dziedzinę, które - jak to ujawniła konferencja "Bite me" - przybiera często niestandardowe formy.

Słynne prezentacje w pawilonach narodowych

Lidia Klein przedstawiła, w jaki sposób autorzy słynnych prezentacji w pawilonach narodowych na poprzednich Biennale Architektury łączyli rozwiązania zaczerpnięte ze sztuk wizualnych z dorobkiem nauki.

W 2006 roku, gdy dyrektorem Międzynarodowej Wystawy Architektury w Wenecji był brytyjski architekt Richard Burdett, zaproponował on skoncentrowanie się na zagadnieniach związanych z rozwojem wielkich metropolii: od migracji i mobilności, po integrację społeczną i zrównoważony rozwój. I tak na przykład centrum pawilonu rumuńskiego, w którym przygotowano wystawę pt. "Remix! Urban drama for 9 cubes and many players" (komisarz: Marius Marcu-Lapadat), zajęła duża plansza z 9 polami.

Wnętrze pawilonu rumuńskiego na Biennale Architektury w 2006.
Wnętrze pawilonu rumuńskiego na Biennale Architektury w 2006.

Oznaczały one dziewięć pytań dotykających zagadnień związanych z kształtem miasta, takich jak: przestrzeń publiczna, preferowany typ domu, czy środowisko naturalne. Odpowiadając na te pytania można było przemyśleć strategię rozwoju metropolii i zaprojektować tę optymalną. Z kolei Armand Gruentuch i Almut Ernst, komisarze wystawy "Convertible city" w pawilonie niemieckim postawili natomiast na aktywne uczestnictwo zwiedzających w kształtowaniu miast niemieckich. Przekonywali, że miejską różnorodność i dynamikę można doświadczać dzięki zaangażowaniu różnych zmysłów. Dlatego w przypominających szuflady, otwieranych gablotach znalazły się nie tylko projekty architektoniczne przeznaczone dla autentycznych miast w Niemczech, ale również fiolki z zapachami poszczególnych dzielnic Berlina, czy też pochodzące z niego cukierki i lizaki, projekty artystyczne dla przestrzeni miejskich a nawet plastelinowa masa, z której można było ulepić swoje miasto.

Gabloty w pawilonnie niemieckim na Biennale Architektury w 2006.
Gabloty w pawilonnie niemieckim na Biennale Architektury w 2006.

Pawilon Francji na poprzednim biennale architektury spotkał się zarówno z pozytywnymi, jak i negatywnymi komentarzami. Miał on być nie tyle przestrzenią służącą do pokazywania, co do tworzenia architektury (komisarz: Francis Lacloche). Jego pomysłodawcy, architekt Patric Bouchain wraz ze swymi studentami (grupa EXYZT), stworzył miejsce spotkań, które miał aranżować zaproszony do niego gość. Na zewnątrz budynku znalazły się leżaki i hamaki, z których korzystać mogli zwiedzający, natomiast centralnym elementem wnętrza stała się kuchnia, gdzie architekci przygotowywali gościom pawilonu posiłki i napoje.

Wnętrze pawilonu francuskiego na Biennale Architektury w 2006
Wnętrze pawilonu francuskiego na Biennale Architektury w 2006

Wnętrze pawilonu francuskiego na Biennale Architektury w 2006
Wnętrze pawilonu francuskiego na Biennale Architektury w 2006

Wnętrze pawilonu francuskiego na Biennale Architektury w 2006
Wnętrze pawilonu francuskiego na Biennale Architektury w 2006

W nocy można było skorzystać z kilkunastu kapsuł do spania. Natomiast nad pawilonem nadbudowano drewnianą strukturę, w której zmieściła się chętnie odwiedzana sauna, basen i prysznice. Jednak ta demokratyzacja w kształtowaniu przestrzeni pawilonu okazała się pozorna. W praktyce ograniczyła się ona do wąskiego grona zaproszonych do niego dziennikarzy. Z udostępnionych miejsc do spania rzeczywiście skorzystać mógł każdy, jednak pod warunkiem, że przy wejściu na teren Giardinii pokazał swoją legitymację prasową. Wspólnemu gotowaniu i relaksowi goście pawilonu francuskiego oddawali się jedynie podczas pierwszych dni wystawy, a potem ich aktywność zmalała. Poza tym autorzy koncepcji pawilonu nie odnieśli się w żaden sposób do głównego tematu Biennale. Ich wyjaśnienie, że chcieli oni ukazać potrzebę "otwarcia się" współczesnych miast na "Innego" wydało się nieprzekonujące, skoro w praktyce okazywał się nim wyróżniony z tłumu dziennikarz!

Zastanawiające jest, że klasyczny sposób prezentacji złożonej z plansz i makiet wciąż była w cenie. Przekonać się można było o tym w zwycięskim (w 2006 roku) pawilonie duńskim, w którym zorganizowano wystawę poświeconą ekologii w mieście. Natomiast konkretny, czysto architektoniczny projekt autorstwa duńskich twórców - Henninga Larsensa i Olafura Eliassona - przygotowała też wtedy Islandia. Makietę narodowej sali koncertowej i konferencyjnej w Rejkjaviku, której otwarcie przewidziano na 2011 r., otoczono modułami, oddającymi fragmenty form budynku. Również i ten, wyróżniony projekt nie odniósł się wprost do głównego tematu Biennale. Tłumaczenia jego autorów, że został przeznaczony do przestrzeni miejskiej, były mocno naciągane.

Błędem byłoby jednak wyciągniecie wniosku, że wygrywają tylko projekty czysto architektoniczne. Wystawa "Kinszasa. Miasto Zmyślone" z pawilonu belgijskiego, w 2004 roku nagrodzona została Złotym Lwem za najlepszą instalację przygotowaną w pawilonie narodowym, była bardziej prezentacją antropologiczną, niż architektoniczną. Zdaniem jury ten projekt, poświęcony dyskusji na temat postkolonialnego Konga, pokazał, "że tradycyjne strategie i typologie architektoniczne nie zawsze stanowią najlepszą odpowiedź na wyzwania stawiane przez świat". Poddając sześciomilionowe miasto afrykańskie analizie antropologicznej, autorzy pawilonu: Katrien Vandermaliere (komisarz), Filip de Boeck i Koen van Synghel (kuratorzy) oraz Marie - Françoise Plissart (projektantka wystawy), bezpośrednio odsyłali do lektury, przygotowanej przez nich książki: "Kinshasa. Tales of the Invisible City" (Ed. Ludion), która okazała się równie ważna, a być może nawet ważniejsza, niż sama wystawa. Temat główny ekspozycji - miasto Kinszasa - zostało przedstawione przy pomocy metafor antropologicznych, ukazujących jak jest ono postrzegane przez mieszkańców. W dwóch pawilonach wystawienniczych odtworzono tkankę urbanistyczną miasta, które jawi się jako niejednorodna, zmienna struktura. Ich autorzy skupili się raczej na życiu ludzi, niż na budynkach. Czy Kinszasa - miasto, które wykracza poza granice tradycyjnie rozumianych ram architektury, czy urbanistyki, może bez nich istnieć? Na ile uniwersalne jest planowanie urbanistyczne?

W dyskurs postkolonialny wpisywała się również ekspozycja "SweaterLodge", przygotowana na Biennale w 2006 roku w pawilonie kanadyjskim (komisarz: Greg Bellerby; kuratorzy: Greg Bellerby, Christopher Macdonald). Równie dobrze mogłaby ona trafić na wystawę sztuki. U sufitu sali rozpięto ogromny, przestrzenny obiekt - tzw. sweater lodge, czyli sweter z polaru. To ulubiona część garderoby mieszkańców Vancouver, a zarazem ubiór emeblematyczny. Stał się symbolem, ale i przedmiotem drwin. Sweter ten oddaje zwyczaje i nawyki mieszkańców miasta, choćby - ich podejście do kwestii ekologii, które zdaniem autorów ekspozycji stała się niemalże narodową obsesją. Zdaniem Kanadyjczyków każdy przedmiot powinien być poddany recyklingowi, nic więc dziwnego, że tkanina, z której wykonany został sweter, powstała z przetworzenia plastikowych butelek i pojemników. Natomiast po zakończeniu Biennale sweter miał być przetworzony na elementy garderoby tj. czapki i szaliki. Autorzy ekspozycji wskazali również na związek architektury z ubraniem - najbliższym ciału schronieniem człowieka. Wykorzystali grę słów: tytuł "SweaterLodge" odnosi się do podobnie brzmiącej nazwy konstrukcji budowanych przez rdzennych mieszkańców Kanady (SweatLodge). Jednak ten projekt skrytykowano za efekciarstwo, a jego wielowarstwowe przesłanie zupełnie umknęło uwadze dziennikarzy.

Ekspozycje polskie

Jak na tym tle wyglądają ekspozycje przygotowane przez Polskę? - na konferencji Bite me zastanawiała się nad tym Anna Cymer. Polska po raz pierwszy pojawiła się na Biennale Architektury w 1996 r. Jednak ekspozycja przygotowana wtedy przez Muzeum Architektury we Wrocławiu (kurator: arch. Olgierd Czerner) okazała się kompletną kompromitacją. Pokazano tu zdjęcia i projekty obiektów, które opracowali współcześni architekci (w większości z Wrocławia) "uwrażliwieni na bieżące zapotrzebowania", tj. postmodernista Wojciech Jarząbek oraz pracownia Archicom. Towarzyszyły im pochodzące z lat 60. szkice autorstwa wizjonera, Jana Głuszaka. Jednak zabrakło merytorycznej wizji wystawy. Pokaz słabych prac zainspirowanych modnym kilkanaście lat wcześniej postmodernizmem, był nie na miejscu, a projekty nowobogackich, wyłożonych marmurem wnętrz banków nie mogły zrobić na kimkolwiek na świecie żadnego wrażenia. Wystawa raziła tandetnym poziomem realizacji. Krytycy dyskretnie przemilczeli rozpadające się kartony z przyklejonymi szkicami i fotogramami. W rezultacie rząd polski na 8 lat wycofał się z udziału na Biennale.

Polska powróciła na wystawę architektoniczną w 2004 r., już po akcesji do Unii Europejskiej i zaczynając praktycznie "od zera". Była to 9. edycja Międzynarodowej Wystawy Achitektury zatytułowana "Metamorph" (Metamorfozy), a jej organizatorem był wtedy Kurt W. Forster, po raz pierwszy nie architekt, lecz historyk sztuki. Można było na niej prześledzić najdoskonalsze osiągnięcia najnowszej techniki, jak również zagłębić się w zwiastowany już samym tytułem Biennale świat mitów, aluzji oraz cudownych "metamorfoz", którym ulega współczesna architektura. Adam Budak - główny kurator pawilonu polskiego zaprezentował w nim wielonarracyjną wystawę pt. "Architektura jako megastruktury ludzkości i morficzne strategie ekspozycji". W koncepcji tej zawierały się odniesienia do przeszłości i tradycji, a jednocześnie dotyczyła przyszłości. Wystawę otwierała praca "Spowalniając. Rozwarstwiając fasadę" przygotowana przez artystę - Dominika Lejmana i architekta - Jacka Dominiczaka. Poszczególne powierzchnie ścian pawilonu polskiego pokryli oni - niczym freskami - projekcją wideo ukazującą uchwycone w ruchu sylwetki zwiedzających. Z kolei Zbigniew Oksiuta pokazał "Spatium gelatum" (Zastygła przestrzeń) - projekt przestrzenny z pogranicza sztuki, architektury, rzeźby, utopii architektonicznych oraz nauk przyrodniczych, w którym zaproponował formę alternatywnej architektury organicznej. Do budowy zanurzonego w wodzie habitatu, mającego formę przezroczystej, kulistej kapsuły o średnicy ok. 3 metrów wykorzystał on zastygające, przypominające półpłynny żel, polimery. Bliżej realnej architektury trzymały się prace autorstwa Piotra Nawary i Agnieszki Szultk z nsMoon Studio, którzy zaprezentowali projekty biurowca - siedziby firmy meblarskiej Com40 (w trakcie realizacji) oraz własnego domu "z gontu" w Krakowie. Z kolei polsko-niemiecki zespół Małachowska-Coqui i Jürgen Mayer postanowił zaadaptować Wyspę Teatralną na Nysie w sercu Gubina, tuż przy granicy Polski z Niemcami. W parku miejskim ustawił symbolizujący miejsce pojednania 2 narodów Pawilon Kultur - budynek o metalowej, podświetlanej, ożywianej pokazami slajdów fasadzie. W pawilonie polskim nie zabrakło też realizacji światowych sław architektury. Amerykańskie biuro Diller & Scofidio podjęło wątek interwencji w architekturze i zaprezentowało projekcję wideo "Facsimile", ukazującą projekt wielkoformatowego ekranu przemieszczającego się po elewacji budynku. Wystawę zwieńczyła neonowa forma przestrzenna Zvi Heckera, ilustrująca projekt wojskowego kompleksu biurowo - mieszkaniowego KMAR przy lotnisku Shiphol w Holandii. Choć w porównaniu z prezentacją z 1996 r. ta stała na niezłym poziomie plastycznym i niewątpliwym osiągnięciem było to, że po ośmiu latach nieobecności Polska ponownie zaistniała na Biennale, to jednak nie udało się wykorzystać szansy na zaprezentowanie tego, co najlepsze w architekturze polskiej. W opinii krytyków bardzo plastyczna, trudna do odczytania przez widzów, niespójna prezentacja odbiegła od idei Biennale zbyt daleko. "Czy budowanie strategii wystawienniczej nie stało się celem samym w sobie?" - pytał architekt Krysztof Ingarden na łamach miesięcznika "Architektura - Murator" (nr 12/2004). Jego zdaniem idea wystawy nie została poparta odpowiednim doborem prac. Według Krzysztofa Mycielskiego, również architekta, "artystowska" formuła prezentacji świadczyła o dość dosłownym odczytaniu abstrakcyjnego, nieco pretensjonalnego tytułu Biennale: "Metamorph". Już sam jej tytuł, nie wspominając o niektórych, zaprezentowanych pracach, świadczył o tym, że nie była ona zaadresowana do architektów czy inżynierów ( "Architektura - Murator", nr 12/2004). Zaglądający do pawilonu cudzoziemcy nie dowiedzieli się o aktualnych problemach oraz wyzwaniach stojących przed polską architekturą, takich jak zmaganie się z pozostałościami po pejzażu industrialnym, czy wielokulturowym dziedzictwem polskich miast. W jaki sposób "europejskość" łączy się w nich z rodzimością? Jak wyglądają te metamorfozy? Po wstąpieniu Polski do UE zaszły widoczne dla każdego zmiany, jednakże w pawilonie polskim nie zostały one w czytelny sposób ukazane.

Dlatego w 2006 r., na 10. edycję Biennale, którego dyrektorem głównym został architekt i urbanista Richard Burdett, zdecydowano się na zupełnie inną drogę. Do prezentacji zakwalifikowano konceptualny projekt "Transfer", opracowany przez rzeźbiarza, Jarosława Kozakiewicza (kurator: Gabriela Świtek). Choć mógłby on zaistnieć w każdej, dowolnej metropolii, artysta opracował go dla Warszawy - dynamicznego, zaniedbanego urbanistycznie miasta, będącego przykładem współczesnej "kultury zatłoczenia". Odnosząc się do miejskich niedogodności, chcąc udrożnić istniejące już trasy komunikacyjne, a jednocześnie odseparować pieszych od uciążliwego ruchu ulicznego, zaprojektował dla Warszawy nową sieć ciągów komunikacyjnych. Utworzyły ją rozciągnięte ponad ulicami i trakcjami tramwajowymi tunele oraz wiadukty. Inspiracją dla projektu Transfer stały się historyczno-kulturowe osie przestrzenne Warszawy: saska, stanisławowska i praska. Nowa sieć transferowa została częściowo nałożona na istniejące już arterie komunikacyjne, a jednocześnie wytyczyła nowe trasy. Łącząc miejsca istotne dla historii miasta, zmierzał do przywrócenia pamięci o niej. Jarosław Kozakiewicz dowartościował przechadzanie się po mieście. Łącząc tereny zielone, tj. miejskie parki i skwery oraz podmiejskie lasy otworzył się na alternatywne formy komunikacji, dostępne dla pieszych i rowerzystów. Tunele i wiadukty zabudowane przeszkloną strukturą, a przez to - częściowo zdematerializowane - zostałyby swobodnie wtopione w tkankę miasta. Jednak metaforyczny projekt "Transfer" nie został właściwe zrozumiany. Publiczność odczytała projekt nazbyt dosłownie. Na spotkaniu autorskim z artystą zadawała mu pytania o ilość toalet, zejść i bezpieczeństwo przeciwpożarowe, zapominając o tym, że jest to projekt ideowy, utopijny a nie wprost do realizacji. Z kolei architekci uznali pracę Jarosława Kozakiewicza za "naiwną". Zarzucili mu, że w swym dziele, adresowanym co najwyżej do miejskiego flâneura, abstrahuje od najistotniejszych problemów, z którymi zmagają się współczesne, wielomilionowe metropolie i co też było tematem głównym samego Biennale. Oczywiście artyście wypomniano też jego wykształcenie. Pytano się, czy rzeźbiarz może wystawiać swe prace na Biennale Architektury. Wyrażono przekonanie, że pawilon w polskim wydaniu stał się bezpośrednią kontynuacją Biennale Sztuki i domagano się oddania głosu architektom ("Architektura-Murator", nr 2/2007). Może jednak nie ma polskich autorów godnego projektu i dlatego wykorzystuje się artystów? - zapytała na konferencji "Bite me" Anna Cymer. Jej zdaniem Kozakiewicz nie dbając o zaspokojenie przyziemnych potrzeb życiowych odbiorców architektury, podąża podobną drogą, co największy polski utopista, Oskar Hansen. Różni jednak ich wykształcenie, gdyż Hansen był architektem. Choć projekt "Transfer" był bardzo starannie przygotowany, jego autor wrócił bez nagrody, jednak pytanie: "kto może pokazywać swe prace na Biennale Architektury?" długo pozostanie aktualne.

Anna Cymer podjęła również próbę zdiagnozowania powodów braku sukcesów polskich prezentacji na Biennale Architektury. Czy dzieje się tak dlatego, że brakuje współpracy różnych środowisk: kuratorów, architektów, historyków sztuki? A może brak pomysłu, jak pokazywać architekturę i profesjonalnie się nią zajmować? Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zawsze bardzo późno ogłasza konkursy na pawilon narodowy, dlatego trudno dobrze je przygotować. W Polsce, w przeciwieństwie do innych krajów świata, brakuje instytucji, która kompetentnie zajęłaby się architekturą. Odpowiedzialna za przygotowanie pawilonu na Biennale Architektury jest Galeria Sztuki Zachęta, która profesjonalnie wystawia sztukę, nie specjalizuje się w architekturze. Biennale Architektury ujawnia dwa oblicza: z jednej strony to pole spotkania specjalistów poszukujących nowych rozwiązań, a z drugiej - prezentacje adresowane do wyrobionych odbiorców kultury, którzy nie zajmują się fachowo architekturą. Chociaż współdziałanie wielu specjalistów różnych branży jest konieczne, to ujawnia ono konflikt historyków sztuki i architektów. Być może właśnie on jest przyczyną tego, że Polska nie odnosi sukcesów na Biennale. Jak zatem promować Pawilon Polonia?

Architektura promocji

Aaron Betsky, dyrektor tegorocznego Biennale Architektury, już dwa razy był w Polsce. Rok temu przedstawił wykład pt. "Architecture must be eaten!" towarzyszący otwarciu we Wrocławiu projektu "Archicooking", na który złożyły się efemeryczne działania w przestrzeni miejskiej. Jednak słabość promocji sprawiła, iż na wykład przyszło zaledwie 30 osób! Tracą na tym odbiorcy. Jak zatem do nich dotrzeć? Jak promować wydarzenia kulturalne, które różnią od tego, co promują na co dzień agencje reklamowe? Choć wystąpienie na konferencji "Bite me" Henryka Klawe (przedstawiciela Agencji Brain), wywołało spore poruszenie, nie przyniosło konkretnych odpowiedzi. Mimo, iż zdaniem organizatorów konferencji jego zaproszenie przedstawiciela agencji reklamowej spełniło założenia, gdyż pobudziło publiczność do dyskusji, jednak wystąpienie to ograniczyło się do prezentacji elementarnych technik marketingowych: budujących napięcie filmowych spotów i niskobudżetowych działań w ramach Guerilla Marketingu (akcje uliczne, happeningi, czy flash mob). Przedstawiciel agencji reklamowej stwierdził, że co prawda Biennale Architektury to zupełnie inny produkt, niż "twarożek z chrzanem", ale odbiorca jest podobny, zatem sprawdzą się podobne techniki reklamowe! Bogna Świątkowska zwróciła uwagę, że w tej prezentacji zabrakło przykładów kampanii promujących wydarzenia oraz placówki kulturalne, jak choćby budynek Tate Modern w Londynie, któremu nadano intrygującą formę. Organizatorzy Biennale Architektury toczą poważną debatę, w jaki sposób je promować i co jest w istocie celem konkursu. Współczesna reklama stosuje wyrafinowane strategie, może zatem warto byłoby o nich podyskutować, a nie o tym, jak dotrzeć do klienta?

Architektura poza budowaniem

Marcin Szczelina, współpracujący przy przygotowywaniu wystawy głównej na tegoroczne Biennale Architektury w Wenecji i jeden z czterech asystentów dyrektora, Aarona Betsky'ego, nie mógł jeszcze zdradzić zbyt wielu jej szczegółów. Przyznał, że niejednoznaczny tytuł Biennale: "Out There. Architecture Beyond Building" (Architektura poza budowaniem) sugerować ma przemieszanie gatunków, otwarcie się na Internet jako formę komunikacji oraz architektoniczne eksperymenty. Dlatego w zespole projektantów tegorocznego Biennale znaleźli się specjaliści różnych branży: Karen Stein - dyrektor wydawnictwa artystycznego Phaidon, wyspecjalizowane w projektowaniu wnętrz oraz kampanii reklamowych Biuro Tonik Design oraz tworzące architekturę i wystawy biuro producenckie Kroloff & Jones (Reed Kroloff i Casey Jones). Do uczestnictwa w Biennale zaproszono też słynne biuro architektoniczne, Diller & Scofidio. Paneliści z konferencji "Bite me" podjęli się również interpretacji tytułu wystawy "Out There. Architecture Beyond Building". Co może znaczyć "architektura poza budowaniem"? Czy są nią pomysły konceptualne, czy może gotowy budynek? Architekt Sławomir Gzell przywołał Shumona Basara, który w jednym ze swoich tekstów opublikowanych pisał, że architektura to dla niego "wszystko, co jest nie definiowane, to rozmowa z drugą osobą, zapach kwiatów, porannej kawy... Wszystko co nie jest zwerbalizowane..." Aaron Betsky w rozmowie z Marcinem Szczeliną, przy okazji realizacji projektu "Archicooking" we Wrocławiu (opublikowana na stronie: nologo.blox.pl) wyraził wątpliwości, czy rzeczywiście architekturę można traktować aż tak efemerycznie. Jednak jest pewien, że właśnie "architektura to nie budowanie". Jego zdaniem "dotyczy ona budowania, sposobu, w jaki rozumiemy, budujemy i interpretujemy budynki". Grobowce - wydają się architekturą, ale nie są nią. Według Betsky'ego "architektura wykracza poza budowanie, ale zakorzeniona jest w próbach nadania struktury relacjom przestrzennym". Ta, która pojawi się na tegorocznym Biennale, na pewno nie oznacza prostego punktu wyjścia i dojścia. To wyjście poza nią. Tymczasem zdaniem Sławomira Gzella odpowiedź na pytanie, czym jest architektura, którą powinien przedstawić organizator wystawy w pawilonie Polonia, powinna być w miarę prosta. Jej przesłanie winno być zrozumiałe, nie tylko dla kuratora.

Również Ewa Kuryłowicz potraktowała architekturę szerzej, niż tylko jako sam budynek. To otaczająca nas rzeczywistość. Przekazuje ona emocje, symbole, odwołuje się do obyczajów oraz tradycji. Skoro hasłem jest wyjście poza budynek, twórcy pawilonu polskiego powinni postawić na ujawnianie w nim emocji. Jak chce Robert Scrutton, architektura winna pomóc ludziom w odtwarzaniu uczuć, odreagowaniu traumy po bolesnych przeżyciach. W tym kontekście architektka Ewa Kuryłowicz przywołała unikalne realizacje Krzysztofa Wodiczki, który traktuje architekturę jako "ekran" dla swych projekcji wideo, by wspomnieć tylko zrealizowaną niedawno w warszawskiej Zachęcie "Pomnikoterapię". Z kolei dla Marcina Kwietowicza, projektanta, który współpracował z Jarosławem Kozakiewiczem przy aranżacji wystawy "Transfer", inspirujące jest peryferyjne położenie Pawilonu POLONIA - typowego "budynku na granicy", który dzieli i łączy dwa światy. Został on usytowany na obrzeżach Giardini, w sąsiedztwie pawilonów Rumunii i Egiptu, na Wyspie St. Elena, którą można przejść do wschodniej części Wenecji. Docierają tu nieliczni, którzy mają dość tłumu turystów. Wartością mogłoby się więc stać otwarcie Polski na "marginesy" oraz na różnorodność wymiarów, problemów.

Tytuł tegorocznego Biennale zupełnie inaczej zinterpretował historyk sztuki, Jarosław Lubiak, który przetłumaczył go jako: "Gdzieś tam. Architektura poza budynkiem". Analizie poddał on prezentowany na weneckim Biennale Sztuki film "Mondo Veneziano" (reż. Antoine Prun; 2006), a w szczególności - wzniesioną na jego planie scenografię, czyli wybudowany pod Luksemburgiem mały fragment Wenecji. Choć przez długi czas architektura gospodarowała w obszarze symbolicznym, teraz przesuwa się ona w obszar fantazmatyczny. Podobnie, jak scenografia w "Mondo Veneziano", tworzy nie struktury symboliczne, a wyobrażeniowe fantazmaty. Lacan mówi o architekturze jako skamieniałej materii stawiającej opór. Wiąże ją z bólem, niemożnością zaspokojenia rozkoszy. Trzeba ją więc przekroczyć, pozwolić się rozlewać, stąd potrzeba transgresji jej granic. Jednak problem fantazmatyczności architektury należy postawić jeszcze dalej, niż np. w przypadku Guggenheim Museum w Bilbao projektu Franka O. Gehry. Jej dematerializacja ujawniłaby wyjście poza zasadę rzeczywistości w stronę fantazji. Jak zatem uwolnić architekturę ze skamieniałych struktur? Skoro obecnie wszystko jest projektowaniem, architekt miałby organizować nowe, niematerialne struktury. Jako przykład "architektury poza budynkiem", którą postulował Aaron Betsky, przywołany został projekt "Niewidzialne Miasto" zrealizowany w Internecie http://www.niewidzialnemiasto.pl przez Marka Krajewskiego.

Wielogodzinna konferencja "Bite me" nie zaowocowała wprawdzie dyskusją nad kształtem pawilonu polskiego, ujawniła za to, jak bardzo różnią się punkty widzenia na architekturę historyków sztuki i architektów. Tym bardziej warto rozmawiać i budować płaszczyzny dialogu.

Fot. Dominik Strzałkowski

Wnętrze pawilonu francuskiego na Biennale Architektury w 2006
Wnętrze pawilonu francuskiego na Biennale Architektury w 2006