Zanim zdecydowaliśmy się umieścić w "Obiegu" tekst "Zmurzynienie. Ekshumacja pewnej metafory. Rozmowa z Tomkiem Kozakiem", zastanawialiśmy się, o co naprawdę artyście chodzi, gdy twierdzi, że przywołuje dyskursy "tylko pozornie anachroniczne", gdy odkurza "zatrute księgi", by sprawdzić, czy nie obudzą się upiory. Przekonani, że Tomek Kozak nie jest rasistą uznaliśmy, że ryzyko przyjęcia proponowanej przez niego trucizny możemy podjąć, by zobaczyć, jak organizm, którego jesteśmy częścią, poradzi sobie z tym trupem i czy wytworzy odpowiednie antyciała. Poza tym trzeba było jeszcze zobaczyć przedstawiony w Zamku Ujazdowskim pokaz "ekshumacji", do którego rozmowa była komentarzem. Pokaz w moim przekonaniu jest ostrożniejszy i przez to łatwiejszy do zaakceptowania niż wywody go uzasadniające - to zaskakujący paradoks. W sferze kontrowersji wokół sztuki z reguły mamy do czynienia z sytuacją odwrotną: spór (albo kłótnia) dotyczy tego, czy wyjaśnienia są przekonujące w kontekście konkretnej artystycznej propozycji. W wypadku "Zmurzynienia" jego uzasadnienie autonomizuje się - jest niemal oddzielnym od wystawy projektem. W każdym razie jeśli "ekshumacja pewnej metafory" ma coś sprawdzać, to wspomniana rozmowa wymaga choćby kilku refleksji.
1. Do Jüngera i Borowskiego warto sięgać, ale jak ich czytać? Kozak twierdzi, że "posługiwali się metaforą [zmurzynienia] po to, by opisać pobojowisko i zdiagnozować krach europejskiej kultury". "Diagnozowanie" to termin przede wszystkim medyczny i zadanie doktora, a wymienieni autorzy są chorymi, nie zaś lekarzami. Są ewidentnie okaleczeni wojną i swoje okaleczenie demonstrują w literaturze, by wstrząsnąć sumieniami Europejczyków. Szczególnie u Borowskiego podmiot w jego opowiadaniach i wierszach, choć prowokacyjnie podobny do autora, nie jest z nim tożsamy. W warstwie słownej tych tekstów nie ma bezpośrednich odwołań do wartości humanistycznych, ale Borowski w ten właśnie sposób domaga się ich przywołania - domaga się emocjonalnie, nie argumentami. To, co napisali Jünger i Borowski, możemy zrozumieć, wiedząc, co przeżyli. Możemy im nawet wybaczyć to, co wyrażają, ale choćby byli noblistami, nie musimy ich metafor akceptować. Powoływanie się na nich nie ma żadnej wartości uzasadniającej. Autorzy ci przedstawiają stan kalectwa piórem okaleczonych. Tylko na zasadzie empatii można twierdzić, że jest się okaleczonym w podobny sposób. Nie znalazłem sugestii, że Tomek Kozak odczuwa porównywalne okaleczenie.
2. Pojawia się pytanie, wątpliwość, czy obecne w tekstach Jüngera i Borowskiego metafory "zmurzynienia" jako upostaciowienie krachu europejskiej kultury nie są tchórzliwymi wykrętami, próbami "wybielenia białych" przez przypisanie zła nie-Europejczykom albo jakimś "Murzynom wewnętrznym"? Europejskie wojny etniczne, w tym II wojna światowa, pokazały istnienie całkiem białych demonów - czy zatem w rozważaniach o tej chorej metaforze fakt jej chorobliwości ma być przemilczany? Jakiekolwiek odniesienia metaforyczne do Murzynów to zaciemnianie sprawy dosyć jasnej. Europa ma w swoim dziedzictwie gotowy i trwały wizerunek plemienia Wandali (skandynawskiego pochodzenia), który do opisu kataklizmu wojny może być całkiem przydatny i uciekanie przed tym dziedzictwem jest "zaczarowywaniem" świata, a nie jego - jak pisze Kozak - "odczarowaniem". Jeżeli "Rozmowę z Tomkiem Kozakiem" potraktować jako literaturę, fikcję, w której wypowiadający się podmiot jest artystyczną kreacją, to "wszystko" jest niemal w porządku, a czytelnicy (np. ja sam) mają to właśnie sobie dopowiedzieć.
3. W "Rozmowie" Tomek Kozak (fikcyjny, czy rzeczywisty) twierdzi: "W podziemiach tej pięknie odbudowanej, zrehabilitowanej Europy są krypty, gdzie wciąż drzemią plemienno-mitologiczne tęsknoty". Czy naprawdę w podziemiach? Czy rzeczywiście drzemią? Plemienne walki na trybunach dzisiejszych stadionów i wokół nich nie dokonują się w ukryciu - są jawne, demonstracyjne, okrutne i białe. Plemienno-mitologicznych ciągot nie trzeba ekshumować, mają się aż zbyt zdrowo.
4. Tomek Kozak powołuje się na alchemiczną kategorię "nigredo" - dosłownie "czernienie". W swojej filmowej pracy "Esej", pokazywanej na wystawie, zastanawia się, czy "zmurzynienie" można odczytać jako nowoczesną metaforę "nigredo". Zastanawianie się może być interesujące (osobiście jestem przekonany, że to metafora chybiona), ale w "Rozmowie" krążenie wokół "czernienia" tworzy siatkę sugestii, że kojarzenia koloru czarnego ze złem, chaosem, prymitywizmem jest w kulturze europejskiej zakorzenione, więc może "coś w tym jest", bo występuje i u Szekspira, i u Tomasza Manna i u wielu innych wielkich. Trudno to przyjąć. Przecież kolor czarny w Europie to także kolor powagi, żałoby, godności. Jeśli więc można ten kolor interpretować różnie, to pojawia się pytanie, dlaczego Kozak wybiera właśnie tę jedną interpretację. W sztuce praktycznie nie ma potrzeby, by to tłumaczył, ale w "Rozmowie" - jeśli nie jest ona sztuką, lecz "otwartym tekstem" - chyba jest to potrzebne.
Jeśli na infekcję "Rozmową" reaguję trochę alergicznie, to sama wystawa Tomka Kozaka (trzy filmy plus przestrzenna sytuacja z figurą Murzyna) wydała mi się niemal spokojna. Nie ma w niej już takich żenujących montażowych zbitek postaci małp i Murzynów, jakie były na filmie Kozaka pokazanym w ubiegłym roku w ramach "Ukrytego skarbu". Zniknęły też pornograficzne kawałki. Jest esej. Dziwna i trochę tylko niepokojąca opowieść rozpisana na cztery stacje, ale bez nieokiełznanej furii obrazów z wcześniejszej wersji. Tego impetu jakby trochę brakuje, ale pozostaje wrażenie, że w samym podjęciu "murzyńskiego tematu" dochodzi do głosu osobista ekscytacja Tomka Kozaka mitem Murzyna jako czegoś, co ten artysta być może odczuwa jako swoje przeciwieństwo. To może być jego ukryte przyznanie się do odnalezienia w sobie splotu fobii z fascynacją tym mitem. W takiej osobistej perspektywie rzecz jest zdecydowanie bardziej ciekawa i przekonująca niż oparte na literaturze uzasadnianie zagrożenia "zmurzynieniem" Europy.