Sztuka na sztuki - już od dwóch złotych! Teraz Święty Mikołaj może nazbierać cały worek pełnowartościowej, autentycznej i fenomenalnej sztuki. To nie to, co Łódź Kaliska, która na plakacie wydanym właśnie przy okazji swojej wystawy w Małej Galerii proponuje artystyczne przedmioty po niewyobrażalnie ogromnych cenach. Tutaj nie ma szeregu dziewiątek na metkach cenowych. Niech się schowa Cattelan ze swoją instalacją za trzy miliony USD. Na Targach Taniej Sztuki w Rastrze można kupić dzieła znanych artystów już za dwa złote.
Otrząśnijmy się jednak z euforii i zastanówmy: tania sztuka, czy tanie sztuczki? Trudno odgadnąć. Z jednej strony wszystko przygotowano bardzo błyskotliwie, z radosną beztroską, korzystając z tego, że w Polsce rynek sztuki pełza tuż przy poziomie gruntu, więc ceny prac można brać z kosmosu - nie tylko je zawyżać, ale również zaniżać. Przykład: tajemnicą poliszynela jest, że rastrowcy sprzedali na targach w Bazylei prawie wszystkie prace Michała Budnego za całkiem niezłą sumkę. Tymczasem na TTS można kupić jego "Plan miasta" za parę złotych. Zabawne?
Ale czy sztuka z TTS-u naprawdę jest pełnowartościowa, autentyczna i fenomenalna? A może wybrakowana, wtórna i słaba? Wśród szeregu edycji naprawdę ciekawych rzeczy, zaskakująco często przypominających zabawki (zestawy do układania Bujnowskiego, klocki Paweli, puzzle Bodzianowskiego - wszakże święta blisko) znajdują się także różne kurioza, jak pudełka wypełnione nostalgicznymi, peerelowskimi gadżetami, bądź autografy (sygnatury?!) artystów za cenę pięciu złotych polskich sztuka.
Co do sztuki, tej prawdziwej, pełnowartościowej, itd., to najlepszym przykładem mentalności, na jakiej opierają się TTS, jest sprzedawany na nich "Worek Pikseli" Laury Paweli. Już za stówkę można kupić zestaw do budowania komórkowych logosów, czyli zielone i czarne kostki, z przykładowymi wzorami ich układania. Czyżby był to początek sztuki profilowanej przez samego konsumenta? Sztuka uprawiana przez Pawelę często dotyczy tej właśnie sfery naszego życia: strategii autopromocji, marketingu i sprzedaży. Luźne piksele stały się w tym kontekście metaforą całych Targów. Spełniają osobistą potrzebę tworzenia, wyrażaną skrycie przez każdego konsumenta sztuki, zaspokajając jednocześnie jego tęsknotę za wzniosłością, za całą wspaniałością i splendorem, jaką niesie ze sobą słowo sztuka. Układając klocki nie bawimy się, tak po prostu. My uczestniczymy w obiegu artystycznym, zarówno tworząc, jak i zachwycając się.
Co mają z tym wspólnego targi? Otóż spełniają one podobną funkcję. Tanim kosztem możemy układać sobie własną, poważną kolekcję sztuki współczesnej, dobrze się przy tym bawiąc. Zaspokajamy potrzebę kolekcjonerską, a zarazem czysto rozrywkową. No i proszę: wszyscy zadowoleni.
Zarzuca mi się, że stale marudzę. Tym razem nie chciałem, ale korci mnie ogromnie. Swędzi mnie ręka, aby zasugerować, że na targach sprzedawane są surogaty prac, a nie one same. Że gadżety, które się na nich sprzedaje są niewystarczająco na serio. Np. Paweł Susid przeniósł motywy ze swoich obrazów na broszki (sic!). Rysowane cienkopisem stają się niepokojąco dalekie od wysmakowanych estetycznie obrazów.