Ramowanie Sasnala

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

"Sasnal. Przewodnik Krytyki Politycznej" jest książką szczególną. Autorzy kreują w nim obraz Sasnala jako artysty, którego nie znamy, a znać powinniśmy. Tym samym więc powinniśmy uznać "Przewodnik" za lekturę obowiązkową. Zwłaszcza, że dla bożyszcze nowej lewicy, Slavoja Żiżka, malarstwo Sasnala jest "zwieńczeniem sztuki nowoczesnej" (s. 20), jak wskazuje Sławomir Sierakowski w otwierającym książkę wywiadzie. Okazuje się więc, że otrzymujemy do rąk nie tylko przewodnik "po Sasnalu", ale i nową wersję historii sztuki.

Sasnal wielkim artystą jest!

O dużej popularności Sasnala, przy jednoczesnej znikomej wiedzy na jego temat pisze w jednym z otwierających książkę tekstów Kuba Banasiak. Tekst zatytułowany "Sto utraconych kawałków" nazwałam na swoim blogu panegirykiem, co trochę zirytowało rzeczonego Krytykanta. Tymczasem jak traktować tekst, w którym roi się od zdań: "Umknął nam Sasnal...", "Nie znamy z autopsji Sasnala...", "Ominął nas Sasnal", "Nie możemy znać Sasnala..", "uciekł nam Sasnal" i w związku z tym np. "Nie widzieliśmy, jak zanurzał się w zamglonych szarościach, by następnie coraz śmielej poczynać z jaskrawymi różami, zieleniami, żółciami czy ultramaryną"? Aż łza się w oku kręci! Chodzi Banasiakowi o Sasnala, "którego Polak nie zna" i który "umknął krajanom". W każdym razie retoryka tego tekstu zmusza nas do zastanowienia, czy ten niezwykły Sasnal w ogóle jeszcze żyje. A przynajmniej powinniśmy poczuć się winni, że się na kimś takim nie poznaliśmy, żeśmy się nim niedostatecznie interesowali i teraz pozostaje nam ("przeciętnym polskim miłośnikom sztuki") uwierzyć Kubie Banasiakowi na słowo (s. 34).

Autor zauważa również, że wiele osób zadaje pytanie: "Dlaczego właśnie Sasnal?". "Przeciętny Polak - pisze Banasiak - otrzymywał bowiem ledwo szczątki, krótkie mgnienia malarstwa Sasnala - i nijak nie może złożyć z nich zbornego wizerunku" (s. 24). Jakoś nie bierze autor pod uwagę innego pytania, które również zadaje wiele osób: "Jak ma zachwycać, skoro nie zachwyca?" Prawidłowa odpowiedź powinna brzmieć: musi zachwycać, bo Sasnal wielkim artystą jest, a wy dziewczęta i chłopięta się nie znacie!

Banasiak, pisząc o owym "przeciętnym Polaku", wyjaśnia w przypisie, że nie ma na myśli ścisłego grona specjalistów, ale tak zwaną szeroką publiczność, zawężoną jednakże do nikłego statystycznie obszaru "miłośników sztuki" (s. 34/35). Więc chodzi o tego "statystycznego Polaka" czy nie? Pytam, bo zastanawiam mnie, wśród kogo Sasnal jest popularny? Kto na jego temat mało wie i zarazem, kto potrzebuje "Przewodnika"? Kto więc jest jego adresatem? Nie można powiedzieć, że "Przewodnik" napisany jest w taki sposób, aby mógł trafić do czytelnika nieprzygotowanego, interesującego się sztuką, ale nie znającego współczesnych dyskursów z zakresu krytyki sztuki oraz filozofii. Napisany jest językiem akademickim i tym samym nie można oprzeć się wrażeniu, że ci, którzy wiedzą mówią do tych, ... którzy również wiedzą.

Ta elitarność, krytykowana zresztą przez samego Sasnala w rozmowie z Patrycją Musiał, koresponduje z założeniami osób z kręgu "Krytyki Politycznej". W odniesieniu do spotkania "Krytyki Politycznej" w Bunkrze Sztuki, Musiał mówi: "Tam padło takie stwierdzenie, że to wcale nie jest spotkanie dla ‘przeciętnego człowieka’, bo nie ma na nic wpływu. To elity i liderzy formują poglądy i zmieniają rzeczywistość" (s. 295). Takie założenie kojarzyć się może z nie tak daleką przeszłością i przodowniczą rolą partii, kiedy to partia nazwana robotniczą wiedziała, co dla całego społeczeństwa (i tym samym dla robotników) jest najlepsze. Toteż kazała im siedzieć cicho, nie rozprawiać o wolności, nie mieć wymagań. Takie społeczeństwo można zaprogramować, można zaprogramować też odpowiednią dla niego sztukę. Wtedy miał być to socrealizm, ale to nie wypaliło. Dzisiejsza lewica nie mówi już o tworzeniu partii, ale o tworzeniu elit i w pewnym sensie również chce programować odpowiednią dla społeczeństwa sztukę (zostaje nawet ukute określenie: "lewica artystyczna").

Swoim nadwornym artystą "Krytyka Polityczna" uczyniła Żmijewskiego, a teraz przyszedł czas na Sasnala. Nota bene działalność wydawnicza "Krytyki" wydaje się mieć mało wspólnego z jakąkolwiek lewicowością, bo lewicowość chcą rozwijać jedynie przez rozwijanie lewicowego dyskursu, ale czy sam dyskurs nie jest po prostu blagą? Ich działalność raczej wpisuje się w rynkowe mechanizmy promocji i pomnażania zysków (wydawanie modnych książek, wpisywanie się w zapotrzebowanie rynkowe, promocje, itp., itd.). Wróćmy do artystów, którzy mają tworzyć "lewicę artystyczną". To przede wszystkim Żmijewski i Sasnal - solidni, mocni, twardzi mężczyźni - tacy, którzy nadają się do boju o nowy kształt społeczeństwa. To nie do końca kpina, gdyż zespół "Krytyki Politycznej" deklaruje: "Otwieramy artystów na myślenie w kategoriach politycznych, a uczestników życia politycznego skłaniamy do traktowania kultury jako równoprawnego języka decydującego o kształcie tegoż społeczeństwa" (s. 324). Nowy lepszy świat mają więc zaprogramować między innymi artyści. Znamienne, że stroną aktywną powyższej wypowiedzi są: "my" (partia, elity), artyści (ich jednak najpierw trzeba otworzyć) oraz politycy (bo jakże inaczej rozumieć "uczestników życia politycznego"?). Stroną bierną jest społeczeństwo, o którego kształcie ci pierwsi mają decydować.

Polityka jest trendy

Jednak jestem spokojna, że jeśli chodzi o Sasnala to społeczeństwu nic złego z jego strony nie grozi, chociaż w książce próbuje mu się wmówić jego lewicowość, żądając jasnych deklaracji (Sierakowski: "Jeśli pójść dalej za wywodem Żiżka, okazuje się, że samej praktyce artystycznej towarzyszą u ciebie analogiczne założenia do tych, na których wspiera się współczesna filozofia lewicy", s. 20; "Dzisiaj wszyscy wiedzą, że Sasnal to człowiek lewicy", s. 21; Michalina Golinczak: "Kiedy stałeś się lewicowcem?", s. 285; Patrycja Musiał: "Czy ty utożsamiasz swoje poglądy z poglądami Sławka Sierakowskiego? Jesteś za zmianami przez zdobywanie kolejnych przyczółków i budowanie nowego politycznego języka?", s. 294). Sam artysta unika jednoznacznych deklaracji, jakby czując, że jest wciągany w nie swoją grę, powiada: "Wciąż mam problem z tym, że muszę lawirować między różnymi poglądami albo opcjami politycznymi", (s. 285). Doskonale zdaje sobie sprawę z własnego uwikłania w liberalny system: "Ja czuję się trochę zakłopotany tym, że stoję po lewej stronie, a jednocześnie jestem częścią tego, co po drugiej. Wiesz, ja zarabiam niezłe pieniądze i co miesiąc latam gdzieś samolotem", (s. 297). Zaś w zamieszczonych przez "Krytykę Polityczną" na YouTube Komentarzach Sasnal mówi: "Nie czuję się buntownikiem, nie czuję misji mojej sztuki." http://pl.youtube.com/watch?v=A9v0xx2r4Yc .

Bo czy to, że ktoś ma lewicowe poglądy, że pozwala sobie na polityczną satyrę w odniesieniu do polskiej prawicy wystarczy, by jego twórczość osadzać w ramach "artystycznej lewicy"? Bowiem "Przewodnik" jest tak skonstruowany, że każe patrzeć na sztukę Sasnala właśnie w perspektywie politycznej, każe widzieć ją jako rewidującą nasz stosunek do historii, rozliczającą się z narodowymi mitami. A jednak jakoś trudno mi dostrzec w sztuce Sasnala polityczne ostrze krytyki, radykalny artystyczny gest, odrzucenie norm rządzących neoliberalnym systemem. Wręcz odwrotnie - on sam mówi, że jest częścią rynku sztuki, a do swej pracy stara się podchodzić rzetelnie, nie traktuje sztuki jako misji. Jest to więc sztuka na wskroś systemowa, wpisująca się w reguły rynku i promocji. Po tej publikacji, w której usilnie wpisuje się Sasnala w ramy "artystycznej lewicy", zaczęłam się zastanawiać, czy nie pojawia się nowa tendencja, którą można by określić jako "polityka jest trendy".

Sasnal w swej sztuce przede wszystkim prowadzi gry formalne. Dociąża obrazy tematyką historyczną czy polityczną, czemu zresztą trudno się dziwić, skoro wcześniej jego sztuka opisywana była przede wszystkim w kontekście pop-banalizmu. Ale nie można pominąć faktu, że ostatnio modnie jest zajmować się polityką, modnie zajmować się rozliczeniami z historią, badaniem pamięci, mówić o nieprzepracowanej traumie Zagłady. Okazuje się, że te tematy mają wzięcie, gwarantują zainteresowanie, mówiąc nieco cynicznie: "dobrze się sprzedają". Poniekąd tego problemu dotyka w swym tekście "Efekt Tuymansa" Jordan Kantor. Bo czy Sasnalowi, nie można zarzucić tego samego, co część osób zarzuca Tuymansowi: "Niektórzy mogą krytykować ten ‘dyskurs pozamalarski’ jako wymówkę (i twierdzić, że Tuymans po mistrzowsku podłącza się do palących spraw i bezspornie ‘ważnych’ tematów)" oraz: "Obecnie, aby przygotować wystawę, artysta nie musi wynajdować całego uniwersum obrazów. Wystarczy, że zainteresuje się jakąś kwestią i gotowe" (s. 130)? Bo czy w gruncie rzeczy nie chodzi także Sasnalowi o formę, o analizę samego medium, o problem przedstawienia, które powinno uwodzić? Tematyka tych prac wydaje się drugorzędna.

Ten problem pozostaje jednak nierozwiązany i przy całym utyskiwaniu na ten "Przewodnik", jedno wydaje się pewne: jest to książka ważna i potrzebna, otwierająca istotne dyskusje wokół twórczości Sasnala. Teksty i wywiady w "Przewodniku" zostały podzielone podług następujących działów: "Malarstwo", "Filmy", "Komiks", "Rozmowy". Wstęp to wspomniana już rozmowa Sławomira Sierakowskiego z Sasnalem (pt. "Jestem polskim malarzem"), a zakończenie, również wspomniana, rozmowa Patrycji Musiał ("Bliższa jest mi realna polityka"). W samej tej strukturze zaznacza się rola "Krytyki Politycznej". Wstęp i zakończenie w istotny sposób "ramują" tutaj pozostałe teksty, a tym samym warunkują odczytanie znaczeń sztuki Sasnala. Warto zapytać, co ponadto znalazło się w "Przewodniku", jaka jest zawartość poszczególnych działów?

Niewiele ci mogę dać

Garść tekstów publikowanych już w różnych wersjach gdzieś indziej, trochę wywiadów, które też tu i ówdzie się ukazały, teksty pisane na zamówienie, ale jakby z pewnym trudem. Przykro mi to powiedzieć, ale trudno uznać Żiżka za znawcę sztuki Sasnala, a to, co pisze w odniesieniu do jednego jego obrazu, mógłby napisać w odniesieniu do dzieł wielu innych twórców, no i przede wszystkim w kilku miejscach jego tekst przypomina dość mocno tezy Baudrillarda na temat sztuki Andy’ego Warhola. Gdy czytam słowa Żiżka, iż w przypadku portretu stalinowskiego przywódcy jego "prawdziwa osobowość" jest absolutnie obojętna (s. 73), to zupełnie jakbym czytała stwierdzenia Baudrillarda o portretach Marilyn Monroe*, zaś samo to przesunięcie wydaje mi się znaczące.

Ta zbieranina drażni, zwłaszcza, gdy po raz kolejny czyta się podobne wypowiedzi Sasnala, gdy po raz kolejny ktoś pyta go o jego zaangażowanie polityczne, gdy każe mu się jednoznacznie określić, gdy po raz kolejny Sasnal zastrzega, że nie lubi być traktowany przez pryzmat wysokich cen swoich obrazów, lub, gdy z lekkim zniecierpliwieniem wspomina czasy grupy "Ładnie". Może cała ta książka powinna być zatytułowana nie "Przewodnik", ale: "Przypieranie Sasnala do muru"?

Ale dość kpin, napisałam już, że książka jest ważna. Uważam, że jest warta przeczytania. Znajdziemy w niej kilka ciekawych tekstów, wśród których dwa są naprawdę znakomite. To artykuły Adama Ostolskiego i Kuby Mikurdy, pierwszy na temat historii u Sasnala, drugi na temat kinofilii i bycia uwiedzionym przez obrazy (w odniesieniu do dwóch filmów Sasnala: Kodachrome i Concorde ).

Wymazywana pamięć

Jednakże z tekstem Ostolskiego - "Dotykanie wstydu. Holocaust w malarstwie Wilhelma Sasnala", bardzo ciekawym, dobrze ujmującym problem historii w sztuce Sasnala - też można by dyskutować. Ostolski bowiem wskazuje, że obrazy Sasnala, odwołujące się do Holocaustu, dotyczą "etyki pamięci". Słusznie zauważa Ostolski, że ten sposób tworzenia sztuki o historii uchyla oczekiwania związane z "reprezentacją" traumatycznych wydarzeń jako malarskich (a więc estetycznych) obiektów, a zarazem wymyka się pokusie ich monumentalnego "upamiętniania". Według tegoż autora, "Sasnal nie przedstawia przeszłości, lecz problematyzuje - obrazuje i uruchamia - samą pracę pamięci" (s. 49). I z tym ostatnim stwierdzeniem można by się kłócić, bo wydaje się, że Sasnal pyta nie tyle o pracę pamięci, ile o sposoby reprezentacji historii, a więc tym samym - reprezentacji pamięci, o utrwalanie pamięci poprzez określone obrazy i wyobrażenia. To, co wydaje się nurtować go najbardziej, to właśnie sam problem reprezentacji, a więc pyta artysta o to, jakie obrazy są używane do opowiadania o tych traumatycznych wydarzeniach i co więcej, w jaki sposób te obrazy są konstruowane. W odwołaniu do "Shoah" Lanzmanna, artysta wskazuje na mówienie o grozie Holocaustu poprzez specyficzną organizację przestrzeni (np. obraz "Las", 2002). Pytając o przedstawienie tłumaczki z tego filmu, pyta o jej anonimowość, o pozorną nieistotność, o nakaz milczenia. Tym samym artysta pyta o konstruowanie obrazów historii. I tu rację ma Ostolski, pisząc: "Pamięć nie jest po prostu adekwatnym oglądem tego, co było w przeszłości. W pierwszej kolejności jest samym sposobem patrzenia. (...). Ale sposób patrzenia to coś więcej niż tylko konwencja. Spojrzenie jest zawsze czyimś spojrzeniem. (...) Pamięć jest zawsze czyjąś pamięcią" (s. 55).

Wydaje mi się, że ten tekst dociera do istoty sztuki Sasnala. Podobnie jak tekst Mikurdy, który skupia swą uwagę na zgoła innym temacie i innym medium używanym przez Sasnala, a mianowicie na filmie (na przykładzie Kodachrome i Concorde ).

Okazuje się, że zarówno Ostolski, jak i Mikurda piszą jednak o podobnym problemie - o roli pamięci w sztuce Sasnala, o jej mechanizmach, o ścieraniu się pamięci, jej blaknięciu, ale również o tym, że jest konstruowana, tak jak konstruowane są nasze marzenia, co zauważa w swym tekście Miruda. Wydaje się więc, że Sasnal stara się wniknąć w obszar wyobraźni i zdekonstruować go, ale zarazem jest to dekonstrukcja samego gestu artystycznego. Nie przypadkiem chyba jego działania można skojarzyć z gestem Rauschenberga wymazującego gumką rysunek de Kooninga (1953), kpiącego tym samym z artystycznego gestu rozumianego jako ekspresja uczuć artysty, bo Sasnal również dekonstruuje mityczny malarski gest, odrzucając nasze rodzime pojmowanie malarstwa jako medium szlachetnego. Trzeba jednak podkreślić, że to, czym zajmuje się Sasnal to przede wszystkim obrazowość, to, co dzieje się w przestrzeni obrazu, a nie historia i nie polityka.

Można się jeszcze zastanawiać w odniesieniu do modnej ostatnio teorii Ranciere’a, na ile Sasnal zajmuje się "polityką obrazowości". Francuski filozof twierdzi, że polityczna wywrotowość w przypadku sztuki nie oznacza wypowiadania politycznych treści, ale jest swego rodzaju wychodzeniem z ramy, zrywaniem konwencji, utratą struktury. Wydaje się jednakże, że tkwi tu (w myśli Ranciere’a?, w sztuce Sasnala?) pewna pułapka, bo utrata struktury, dekonstrukcja konwencji może stać się również konwencją i chyba właśnie coś takiego dzieje się u Sasnala. Tego aspektu nie bierze niestety pod uwagę Paweł Mościcki w tekście "Gra w malarstwo", w którym przywołuje między innymi teorię Ranciere’a. Pisze on, iż w malarstwie Sasnala widać "jednoczesne pragnienie obrazowania świata, przedstawiania go w całej jego różnorodności, oraz świadomość malarskiej formy, której nie sposób lekceważyć. Dlatego też malarskość w jego obrazach to przede wszystkim nieprzejrzystość samego medium, które nie dąży do abstrakcyjnej czystości modernizmu w wersji Greenberga, ale nie może też być traktowane jako przezroczysta rama, wewnątrz której pojawiają się ślady rzeczywistego świata" (s. 99). I z tekstem Mościckiego też mam problem, bo z jednej strony wydaje się on być blisko uchwycenia tego, co istotne u Sasnala, znakomita wydaje się jego teza, że malarstwo u Sasnala jest miejscem przechodnim, ruchomym, zaludnionym (s. 122), ale z drugiej - dość trudno przełknąć przytoczone wcześniej stwierdzenia, że obraz jako medium może być w ogóle czymś przezroczystym. A wiemy przecież, że nie ma przezroczystego medium, nie jest nim nawet fotografia, nawet wideo, a co dopiero obraz. Zaś albertiańskie stwierdzenie o obrazie jako oknie na świat, przez które widać rzeczywistość, po pierwsze było ściśle związane z wynalezieniem i wprowadzeniem do sztuki perspektywy zbieżnej, a po drugie dziś ma przede wszystkim status mitu. Trudno więc w rozpoznaniu znaczeń obrazów Sasnala przyrównywać je do mitów w obrębie historii sztuki, zamiast osadzać w samej tradycji artystycznej. Ale to właśnie chyba jest największy problem tego "Przewodnika", a mianowicie nieznajomość historii sztuki, która prowadzi do tak kuriozalnych stwierdzeń, jak przywołane już przeze mnie "przekręcone" (?) przez Sierakowskiego zdanie Żiżka o malarstwie Sasnala jako o zwieńczeniu sztuki nowoczesnej.

Przy tekstach Ostolskiego, Mirudy zaczęłam się zastanawiać, jak ten "Przewodnik" powinien być skonstruowany i czy to w ogóle jest przewodnik.

Przewodnik bowiem to książka zawierająca praktyczne dane z jakiejś dziedziny, pozwalająca nam na zapoznanie się z różnymi aspektami danego zjawiska, to poniekąd również swego rodzaju instrukcja użycia, działania czy też poruszania się (np. w obcym mieście). Toteż przewodnik "po Sasnalu" powinien zaznajomić nas z poruszaniem się po sztuce Sasnala. Ale, jeśli tak - to dlaczego pominięto całe aspekty jego twórczości? Co z jego obrazami ukazującymi prywatność, co z portretami Anki, które jedynie wspominane są gdzieś na marginesach? To przecież dzięki tym obrazom Sasnal zdobył popularność, więc przewodnik powinien również informować, jak to się stało i dlaczego. Zresztą do dziś Sasnal tworzy znakomite portrety. O tych ostatnich pisze w swoim tekście Banasiak, ale dziwnym przypadkiem te najlepsze (np. Dziewczynę z kolczykiem , 2002) pomija milczeniem, a Ankę nazywa "nieszczęsną", twierdząc, że stał się Sasnal zakładnikiem tego obrazu (s. 25). Znajdziemy w książce trochę rozważań na temat komiksu Sasnala, ale niestety znowu są to teksty, które były już publikowane gdzieś indziej. Brakuje natomiast analizy jednego z obszarów działalności artysty, jakim są humorystyczne ilustracje dla "Przekroju". Dość istotna wydaje się sama postawa kpiny z rzeczywistości - postawa, która dość silnie towarzyszyła początkowym działaniom Sasnala. Ten sposób komentowania rzeczywistości - idąca za tym swego rodzaju nowa szkoła politycznej satyry - wydaje się czymś niezwykle interesującym, ale w "Przewodniku" również jest to temat prawie nieporuszony.

Sam Sasnal wielokrotnie odcina się od działalności grupy Ładnie, tyle tylko, że z samych jego słów, że grupa była ważna, ale należało wreszcie wyjść poza nią, niewiele wynika. Bo o tym w zasadzie wiemy. Przydałaby się rzetelna analiza, pokazująca początki aktywności Sasnala w ramach grupy Ładnie. Bo chyba też jest to oczywistością, że bez Ładnie nie byłoby sztuki Sasnala (przynajmniej nie w tym kształcie, w jakim znamy ją obecnie).

Więc, mimo tak wielu interesujących rozważań, mimo znakomitych tekstów i ciekawych wywiadów, czy nie mógłby ktoś znowu powiedzieć: "umknął nam Sasnal"?

"Sasnal. Przewodnik Krytyki Politycznej", Przewodniki Krytyki Politycznej, tom II, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008.

* Por. J. Baudrillard, "Plastik nieuchronny", przeł. M. Goździewski, "Materiał", nr 1, 1998, luty-marzec.