I znów Polskę a nie wiosnę zobaczę. (niespodziewanie część 2)

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Zofia Lipecka, Po Jedwabnem, 2001-2003, wideoinstalcja (widok ogólny)
Zofia Lipecka, Po Jedwabnem, 2001-2003, wideoinstalcja (widok ogólny)

Kawałek po kawałku tedy życie Paula Bereytera wyłaniało się na powierzchnię. Mme Landau nie dziwiła się wcale, że aczkolwiek pochodziłem z S. i byłem obeznany z tamtejszymi stosunkami, to mogłem nie wiedzieć, że stary pan Bereyter był tak zwanym pół-Żydem, a Paul wobec tego Aryjczykiem tylko w trzech czwartych. [...] Nie dziwi mnie, mówiła Mme Landau, nie dziwi mnie w najmniejszym stopniu, że nie miał pan pojęcia o podłościach i małoduszności, na jakie narażona była taka rodzina jak Bereyterowie w takiej dziurze, jaką w tamtych czasach było S. i jaką, mimo całego postępu, nadal pozostało; nie dziwi mnie, bo to się zgadza z całą logiką rzeczy.

W. G. Seblad Wyjechali

W Galerii Zachęta z okazji obchodów 40 rocznicy wydarzeń marca 1968 roku, lub bez tej okazji, można obejrzeć dwie wystawy dotykające problematyki szeroko pojętych relacji polsko-żydowskich, czy, jak kto woli, polsko-polskich, czy może po prostu relacji człowieka z Historią. "Dokument Podróży" Krystyny Piotrowskiej poświęcony jest masowej emigracji osób pochodzenia żydowskiego, która miała miejsce na skutek prowadzonej w Polsce kampanii politycznej. Według badań historyków1 w latach 1968-1972 na fali rosnącego antysemityzmu z Polski wyjechało ponad 15 tysięcy osób. Aby wyjechać z kraju żydowscy emigranci musieli zrzec się obywatelstwa polskiego, a zamiast paszportów otrzymywali tytułowy "dokumenty podróży", a więc bilet w jedną tylko stronę. Piotrowska zebrała i zarejestrowała na wideo ponad 80 wypowiedzi "tych, którzy wyjechali". Na przeciwległych ścianach sali wyświetlany jest ten zapis, twarze, które mówią, zaczynając od "Wyjechałam/em z Polski, bo..." w języku polskim, a następnie, kiedy projekcja zastyga wraz z końcem wypowiedzi, na przeciwległej ścianie rozpoczyna się druga, w której mówią to samo w języku kraju, gdzie się ostatecznie osiedlili. Ten paradokumentalny projekt nie kończy się wraz z tym pokazem. Piotrowska wciąż zbiera kolejne wypowiedzi, odnajduje głosy i twarze2. Wypowiedzi jej bohaterów są bardzo różne. Dominuje w nich jednak poczucie obrzydzenia i żalu ("wyjechałam z powodu wszechogarniającego obrzydzenia", "... bo mnie wykopali", "...bo czułam się poniżona", "..bo się bałam, że będę się ciągle bać").

Niektórzy wprost, zwięźle opisują wypadki poprzedzające decyzję o wyjeździe, realizując niejako estetyczną zasadę pisarstwa Sebalda: o cierpieniu nie można mówić wprost; kiedy ból jest nie do opisania, można opisać co najwyżej okoliczności. A okoliczności tych wydarzeń były bez wyjątku obrzydliwe i straszne, czasami groteskowe, jak w wypadku mężczyzny, który dostał w twarz pod kościołem na placu Zbawiciela w Warszawie. Nie wiem już teraz, czy to dojmujące uczucie obrzydzenia właśnie, odczuwane wobec kraju, który należał do nas wszystkich, ale przestał należeć, naprawdę tak bardzo daje się w tej pracy odczuć, czy też narzucało się ono w wyniku rozmyślań o Kristevej, a może jeszcze inaczej, może wynika ze wstrętu, jaki można odczuć w obliczu tej, jakże nieodległej, historii, tego jakby "obrzydliwego" dziedzictwa. Bo projekt ten dotyczy jak sądzę w mniejszym stopniu opowiadających, w większym zaś tych, którzy słuchają i dla których te wspomnienia (nawet jeśli dotyczą czasów sprzed ich narodzin) stają się swego rodzaju przekleństwem, przekleństwem niepięknej historii, przekleństwem uniemożliwiającym odzyskanie niewinności i zamieszkanie na nowo w teraźniejszości. I nie chodzi tu rzecz jasna o winę, ale o powrót figury "ostatecznej tożsamości" Innego, przed którą jakby znów nie było ucieczki. W jakimś sensie zatem bohaterami "Dokumentu podróży" są nie tylko ci, którzy wyjechali, ale też ci którzy zostali i ci, którzy się jeszcze nie urodzili. Oni wszyscy mogą się tu, w sali Zachęty spotkać. Piotrowska kierując obiektyw kamery na te osoby pozwala im stać się, w mocnym sensie tego słowa, świadkami wygnania, czy też "wyjechania" rozumianego po Sebaldowsku, a odbiorcom stanie się świadkami świadectwa innych. W tej relacji dochodzi do wymiany doświadczenia historycznego, które być może nie zawsze jest traumatyczne, choć nigdy nie pozbawione bólu3.

Zofia Lipecka, Po Jedwabnem, 2001-2003, wideoinstalcja, kadr z fimu
Zofia Lipecka, Po Jedwabnem, 2001-2003, wideoinstalcja, kadr z fimu

O wymianę doświadczenia, choć zgoła odmiennego, chodzi też w wideoinstalacji Zofii Lipeckiej "Po Jedwabnem". W niedużej przestrzeni artystka przedstawia równolegle cztery projekcje (po dwie naprzeciw siebie), powielone niemal w nieskończoność przez lustra, wiszące na pozostałych ścianach. Zapętlone projekcje ukazują twarze ludzi - ludzi różnych ras, narodowości, wyznania, w różnym wieku - słuchających odczytywanego im tekstu świadectwa Szmula Wasersztajna, Żyda ocalonego z Jedwabieńskiej rzezi w lipcu 1941 roku. Z głośników umieszczonych w korytarzu prowadzącym do sali dobiega tekst świadectwa odczytywany przez Andrzeja Seweryna. Najpierw więc słyszy się to, co, by ująć rzecz metaforycznie, zobaczymy następnie w twarzach innych ludzi, a także w swojej twarzy. Widzowie otoczeni przez projekcje i lustra stają się częścią instalacji. Samotni i niesamotni jednocześnie w konfrontacji z tym świadectwem, twarzami innych i własnym odbiciem. "Po Jedwabnem" przedstawiane jest jako głos w dyskusji, reakcja na wydaną w 2001 roku książkę Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi" (instalacja Lipeckiej powstała de facto niedługo po tej publikacji, ale choć prezentowana kilkakrotnie we Francji, nie znalazła dla siebie dotąd miejsca w Polsce). Na czym ten głos w dyskusji miałby polegać? Otóż, jak stwierdza sama artystka, jako osoba od lat mieszkająca zagranicą nigdy nie czuła szczególnej więzi z krajem swego pochodzenia, Polską. Dopiero książka Grossa, a właściwie dyskusja wokół niej postawiła przed nią problem jej narodowej tożsamości, problem konieczności utożsamienia się z tą mroczną, ciemną stroną polskości. I ten motyw wydaje mi się tutaj kluczowy (podobnie jak w wypadku "Dokumentu podróży"). Wrócę do niego za chwilę.

W kontekście tej instalacji pojawia się kwestia ludobójstwa jako problemu uniwersalnego, która zostaje wprowadzona przez ową "rozmaitość" twarzy na filmie i wielokrotne odbicia lustrzane. "Pamięć o ludobójstwie jest problemem uniwersalnym, dotyczy każdego z nas, niezależnie od narodowości, wyznania czy koloru skóry - dotyczy tych, którzy zaznali go osobiście, i tych, którzy mają o nim wiedzę książkową: tych, którzy mogli być ofiarami, i tych, którzy mogli być oprawcami. Shoah, zagłada Cyganów, Ormian, ludobójstwo w Kambodży, Rwandzie..." mówi artystka w komentarzu do swojej pracy. Lustra symbolicznie powiększają grupę uczestników, multiplikują świadków. Moim zdaniem chodzi tu w jakimś sensie bardziej o wielość świadectwa niż wielość zbrodni. I nie o to rzecz jasna, by te zbrodnie ze sobą porównywać czy zrównywać, ale by unaocznić tę dramatyczną współczesną kondycję bycia - nieustannie niemal - świadkiem najokrutniejszych zbrodni. Jak pisze w tekście zamieszczonym w katalogu towarzyszącym wystawie Elżbieta Janicka, pracę Lipeckiej organizuje potrzeba sprawowania żałoby (nad ofiarami tamtej kaźni) i konieczność refleksji (przede wszystkim, jak sądzę, nad samym sobą)4. Autorka zwraca uwagę na swoistą grę słów: przestrzeń luster - przestrzeń refleksji (refleksja to odbicie). "Refleksja w filozofii to samopoznanie: poznanie mające swe źródło w podmiocie poznającym i na podmiot poznający skierowane. Faza zwierciadła w psychologii to moment rozwoju osobniczego, w którym jednostka staje się - dla siebie, już nie tylko dla świata. Moment zyskania samo-poczucia i samo-świadomości, jaźni odzwierciedlonej"5. Owo samo-poczucie nigdy już nie powinno być dobre, a samo-świadomość ma budzić odtąd przerażenie. Kiedy myślę o "Po Jedwabnem" w tych kategoriach przypominają mi się kadry z filmu "Ukryte" Michaela Haaneke, który też mówi o burzeniu tożsamości i ustanawianiu na jej gruzach owej negatywnej tożsamości zbudowanej na świadomości grozy historycznej i własnego w niej udziału.

Janicka zwraca uwagę, że w projekcji pojawia się sama artystka, zaburzając niejako jej porządek. Ustawia kamerę na samą siebie, na swoje oko, swoją twarz, sytuując w ten sposób zbrodnię w konkretnym tu i teraz, albo, innymi słowy, ja i ty. Bo ta zbrodnia, Zagłada, to, jak podkreśla autorka słowami Henryka Grynberga, zbrodnia, w której "popioły były konkretne i żydowskie, a zbrodnia nie "przeciwko ludzkości", lecz przeciwko Żydom"6. Nie mam co do tego wątpliwości, nie wzbudziła ich we mnie instalacja Lipeckiej, ale mam wrażenie, że dotyka ona ponadto następującego problemu: to, co się zdarzyło w Jedwabnem nosi wszelkie znamiona mordu sąsiedzkiego, czystki etnicznej, ludobójstwa, które w tych wyjątkowych warunkach wojny polscy sąsiedzi dokonali na swoich żydowskich sąsiadach. "Po Jedwabnem" stanowi więc zwierciadło symboliczne, skierowane na każdego, niezależnie od kultury, religii czy koloru skóry, podważające wszelką oczywistość tożsamości kulturowej czy narodowej, z których negatywną siłą nie poradziliśmy sobie do dziś.

Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej, Wyjechałem, wyjechałam z Polski, bo... Anna Akerblom (Szwecja)
Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej, Wyjechałem, wyjechałam z Polski, bo... Anna Akerblom (Szwecja)

Na prawach dygresji, chciałabym przywołać tu książkę "Jakbyś kamień jadła" Wojciecha Tochmana, opowieść o postjugosłowiańskiej teraźniejszości, o dziedzictwie wojny z lat 1992-19957, która przedstawiona jest w opowieściach kolejnych bohaterek jako ciąg zbrodni dokonanych przez sąsiadów (Serbów) na sąsiadach (bośniackich Serbach). Autor ukazał bezsilną pamięć ofiar i bezkarność katów, niszczejące miasteczka i wsie, apatię, bezrobocie, pogłębiająca się nieufność i frustracje oraz to, że raz zniszczona wiara w możliwość zgodnego współżycia różnic niweczy wszystko. Książka ta ukazała się nakładem Pogranicza, a więc tego samego wydawnictwa, które dwa lata wcześniej opublikowało "Sąsiadów" Grossa - historię o sąsiedzkim mordzie na Podlasiu podczas drugiej wojny światowej. Można potraktować to, rzecz jasna, jako zbieg okoliczności. Jednak tradycja szkoły polskiego reportażu (szczególnie alegorycznych reportaży Kapuścińskiego) sugeruje inną drogę interpretacyjną. Obie książki, Grossa i Tochmana, dotykają przecież tych samych problemów wieloetniczności i okrucieństwa, a także fenomenu nienawiści narodowych. "Jakbyś kamień jadła" nie zostało jednak skojarzone przez krytykę z "Sąsiadami", odczytywano ją w bezpiecznym dystansie od polskiego kontekstu, jako opowieść o Bałkanach (kraju egzotycznym, bo wielonarodowym) i o okrucieństwach (przerażających bratobójczych mordach), jakie się tam dokonały, nie zaś jako komentarz do dyskusji o dramatycznym polskim dziedzictwie. Widać lustro ustawione było wówczas w inną stronę.

Tymczasem lustro, jakie stanowią obie te wystawy prezentowane w Zachęcie pokazuje coś, jak sądzę szczególnego, coś, co chodziło mi po głowie od czasu lektury tekstu Teresy Boguckiej "Strach, gniew, debata" (i może dlatego właśnie to w tych wystawach wydaje mi się najistotniejsze?)8. Nowa ogólnonarodowa debata wokół relacji polsko-żydowskich, a właściwie nigdy chyba nie przeprowadzony należycie dialog polsko-polski, rozgorzał w reakcji na "Strach" Jan Tomasza Grossa z taką siłą, ponieważ, jak pisze Bogucka "w debacie tej nie tyle idzie o historię, ile o pytanie: kim dziś jesteśmy? Co z fundamentem naszej tożsamości? Co z mitem założycielskim, w którym jest bohaterstwo splecione z niezawinionym cierpieniem i status ofiary dwudziestowiecznych totalitaryzmów, będący długiem, jaki ma wobec nas wolny świat?"9

Autorka ciekawie zakreśla językowy (i historyczny) kontekst, w którym ujawnia się skandal zdania "Polacy mordowali Żydów": "słowo 'Polacy' miało desygnat nieoczywisty. Zabory sprawiły, że bycie Polakiem stanowiło kwestię wyboru, i to wyboru drogi nieprowadzącej do spokoju i dostatku. Taka decyzja była przywilejem ludzi z warstw wyższych, a długo nie była w ogóle propozycją dla chłopów pańszczyźnianych. Z poddaństwa nie Polacy ich uwolnili, ale cesarze. I po stronie cesarzy stali i stać chcieli, a nie po stronie polskich panów.10" Dalej pisze o włączaniu chłopów do wspólnoty narodowej, która toczyła się jeszcze w ubiegłym stuleciu, w ramach II RP, która definiowała polskość przez "historię narodu szlacheckiego, przez powstańcze zrywy, przez obywatelski wysiłek. Przynależność do nich była równoznaczna z akceptowaniem norm poszlachecko-inteligenckich". Autorka podkreśla, że poza tymi normami, poza paradygmatem wielkości ducha znajdowały się zbrodnicze występki i wstyd za nie (jednocześnie zauważa, że wstyd i duma są odruchowymi wskaźnikami wspólnoty).

Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej, Wyjechałem, wyjechałam z Polski, bo... Daniel Huberman (Szwecja)
Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej, Wyjechałem, wyjechałam z Polski, bo... Daniel Huberman (Szwecja)

Kontekstem dla niemożliwej formuły "Polacy mordowali Żydów" są więc inne formuły (historycznie) niemożliwe i Bogucka zalicza do nich: "W 1863-64 r. Polacy wyłapywali powstańców i przekazywali ich Rosjanom"; "W 1846 r. polscy chłopi mordowali ziemian"; "W 1939-41 r. Polacy kolaborowali z okupantem rosyjskim"; "W 1944 r. Polacy z podwarszawskich miejscowości szabrowali walczącą stolicę"; "W 1945 r. Polacy rabowali i dewastowali dwory ziemiańskie". Jakie jest zatem kluczowe tutaj pytanie? Kim byli ci (nie)Polacy? Czy tylko Polakami w potencji? Z jaką łatwością nazywało się ich nieoświeconym, niewychowanym i nieprzyzwoitym motłochem i ubolewało nad ich nieokrzesaniem, zdziczeniem i ciemnotą. . Kiedyś jednak te "cudze" grzechy stały się nasze. Bogucka wskazuje właśnie na debatę o Jedwabnem jako na moment przełomu. I ma tu, jak sądzę, wiele racji. "[...] coś, co było jakoś wiadome, bo podobne do innych pogromów, ale odłożone gdzieś między rabację galicyjską a szmalcownictwo, odruchy przynależne dołom społecznym - naraz stało się strasznym grzechem, przed którym bronili się wszyscy". Nie tylko dlatego, że bohaterami tej przerażającej opowieści byli nierzadko ci sami ludzie, którzy znani są ze swej bohaterskiej walki narodowowyzwoleńczej, ale dlatego, że w traumatycznej historii tego małego miasteczka w Łomżyńskiem odbija się historia nas wszystkich, bo my już jesteśmy wszyscy razem, jednym społeczeństwem.

W następstwie tego połączenia i zrównania (w dumie ale i wstydzie) ta oddzielna dotąd historia dołów i wyżyn, onych i nas staje się wspólną historią, w której grzechy motłochu stają się grzechem polskim. Paradoks wszelako polega na tym, że, jak pisze autorka eseju "Strach, gniew, debata" "jedni z tej historii wybierają łopot husarskich skrzydeł, wrodzoną szlachetność i ogrom krzywd i niezrozumienia, jakie Polskę dotykają, a inni także grzechy różne." Dziś wiemy już, że to wynik działania mechanizmów obronnych (które jak najbardziej przenoszą się z pokolenia na pokolenie) i że z tym "życiem w cieniu zaprzeczenia i wyparcia wydarzeń, których nie da się odczynić po prostu o nich zapominając"11 trzeba na dobre skończyć. Aby wypowiedzieć pewne bolesne kwestie, trzeba przezwyciężyć własny i cudzy odruch cofnięcia się przed bólem, ale i cofnięcia się przed strachem, jaki sami w sobie budzimy, przed obrzydzeniem i wstrętem wobec samych siebie.

Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej, Wyjechałem, wyjechałam z Polski, bo... Zoja Perelmuter (Izrael)
Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej, Wyjechałem, wyjechałam z Polski, bo... Zoja Perelmuter (Izrael)

"Tak jak wcześniej, tak i teraz stajemy wobec prostego faktu, że urodzeni później też wzrastają w Lebensform (formie życia), w której TO stało się możliwe. Nie z przypadku, ale z samej swojej esencji nasze życie jest związane z tym samym kontekstem życiowym, który umożliwił Auschwitz" pisał w latach sześćdziesiątych Jurgen Habermas12. Kiedy dziś w kontekście obu tych wystaw myślę o tych słowach, TO to przede wszystkim piece krematoryjne, ale i, dla nas tutaj i dzisiaj, Jedwabne i Kielce, a także, choć w zupełnie innym odcieniu i z innym ciężarem, kontekst życiowy, który umożliwił rok '68: kariery rozmaitych docentów marcowych, ponowne, jakby w geście jakiegoś upiornego "acting outu", "przejmowanie mienia". Smutną częścią naszej Lebensform pozostaje do dziś antysemityzm, który chyba nie tylko Markowi Edelmanowi wydaje się nie do pojęcia, w kraju, gdzie nie ma prawie Żydów13, antysemityzm niekiedy wprost groteskowy, jak w wypadku zamieszania z billboardem Petera Fussa "Żydzi won z katolickiego kraju" - nie będę tego przypominać, zainteresowanych odsyłam do artykułu Ali Kusiak-Brownstein i Izy Kowalczyk Peter Fuss i antysemityzm obnażony14, innym znów razem antysemityzm najpaskudniejszy, podskórny, tak zasymilowany z językiem i życiem codziennym, że prawie niezauważalny. Antysemityzm ten jest grzechem nas wszystkich (bo, jak już zostało powiedziane, to jesteśmy my, wszyscy), a przede wszystkim tych (intelektualistów, a nawet historyków), którzy wciąż skłonni są uważać, że, jak pisał ponad dwadzieścia lat temu Jerzy Jedlicki, "antysemityzm był tu jedynie produktem skrajnej szowinistycznej demagogii lub przesądem motłochu i nigdy nie przeniknął do zdrowego rdzenia narodu. Wszelkie zaś świadectwa przeciwne jakże łatwo pomija się milczeniem, a nawet gorzej, bo wycina się i usuwa z wydawanych dokumentów źródłowych"15.

Inna rzecz, jaka wyłania się w tym kontekście to problem jednorodności kultury polskiej, która swoją jednorodność osiągnęła w wyniku Zagłady, a następnie także wykluczenia i wydalenia. W jakiejś mierze tego wykluczenia dokonywały same "ofiary". Anna Bikont w "My z Jedwabnego" opowiada niejako między wierszami o powojennej kulturze polskiej, w tym kulturze artystycznej - o jej widmowości i tajemnicach; o ukrywanych, odpychanych żydowskich korzeniach niektórych polskich pisarzy, a jednocześnie o tożsamościowym dualizmie, swoistej schizofreniczności kultury polskiej. Pisze o Marianie Brandysie, któremu sprawiało przykrość mówienie o jego pochodzeniu, choć, jak twierdził, wcale się go nie wstydził. Przywołuje historię o żydowskim baraku, do którego trafił w obozie w Woldenbergu, i wskazuje, że był to ten wątek, który z autobiograficznej książki został wytarty przez samego autora, choć wydawał się kluczowy dla jego doświadczenia16. W dzienniku pojawia się historia asymilowanej rodziny Jana Kotta17 oraz niezwykle gorzka, choć symptomatyczna, opowieść o "starszych panach" Jeremim Przyborze i Jerzym Wasowskim, z których pierwszy przed wojną należał studenckiej organizacji antysemickiej, a drugi podczas wojny jako Żyd ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem. Panowie nigdy ze sobą nie poruszali tego tematu - zapisuje słowa Przybory Anna Bikont18. Autorka wspomina też rozmowę z Gustawem Herlingiem-Grudzinskim, który na uwagę o żydowskich korzeniach, wpadł we wściekłość19. Wreszcie przywołuje smutną opowieść Marka Edelmana, który po wojnie usiłował zorganizować dla żyjącej w wielkiej biedzie matki Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pomoc finansową z Jointu. Odrzuciła ona wszelkie wsparcie, obawiając się, że jej pochodzenie mogłoby zaszkodzić pośmiertnej sławie syna20. Autorka nazywa bolesną raną fakt, że w Polsce wielu poetów i pisarzy do dziś przemilcza swoje żydowskie pochodzenie, nawet w autobiografiach czy w wywiadach21.

Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej "Wyjechałem, wyjechałam z Polski, bo..., Anna Jakubowicz (Szwecja)
Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej "Wyjechałem, wyjechałam z Polski, bo..., Anna Jakubowicz (Szwecja)

Logika historii bywa pokrętna i okrutna ze swoimi ostatecznościami i siłą wykluczającą. Z powodu fundamentalnej uczciwości nie można chcieć historii, w której, jak mówił Israel Gutman, "jest miejsce tylko na dumę, patriotyzm i bohaterskie czyny, a rzeczy niechlubne chowa się pod dywan. Polska długo żyła w przekonaniu własnej niewinności i to się stało też nakazem wychowawczym, osłoną przed wszystkimi zarzutami. Potrzebna jest świadomość, że to na współczesnych Polakach ciąży odpowiedzialność za takie wychowanie młodego pokolenia, by było odporne na pokusę antysemityzmu. To nie jest teraz sprawą Żydów, Żydzi nie są już zależni od tego, jaki będzie do nich stosunek w Polsce i co Polacy o nich myślą22. Wydaje się, że jest dokładnie tak, jak pisała Maria Janion, a więc że kluczowe dla rozpoznania Zagłady i własnej, polskiej, tożsamości (i różnicy) jest zrozumienie, co oznacza wspomniana już wcześniej "ostateczna tożsamość" żydowska, przed którą (w czasach Zagłady) nie było ucieczki - "ani przez odstąpienie od swej religii czy kultury, ani przez emigrację, ani przez okup. Była tylko śmierć. Jest to bezgranicznie trudne do zrozumienia, właściwie niepojęte23."

Żadna z prezentowanych w Zachęcie prac nie daje odpowiedzi na najbardziej kłopotliwe i bolesne kwestie, być może nawet nie przybliża do takich odpowiedzi, ale obie stawiają pytania (czy też, jak kto woli lustro), które po raz kolejny przypominają smutną wiedzę o tym, do czego człowiek może być, bywa i jest zdolny. Z całą mocą sytuują odbiorcę w tym tu i teraz, które ma być miejscem i czasem składania i odbierania świadectwa, spotkania z samym sobą jako świadkiem i ze swoją, jak powiada Lipecka, negatywną tożsamością narodową. To czas i miejsce, jak podkreśla Janicka "niestosowne", bo odtąd (po doświadczeniu Jedwabnego) wiadomo, że co nie dokonało się w "stosownym" miejscu i czasie, odbywać się będzie w czasie i miejscu "niestosownym"24. Sztuka jest bezradna, niczemu nie zaradzi, nie pokona przecież ani zła ani bólu. Ale gwarantuje przestrzeń, która rządzi się autonomicznymi prawami, pokonuje wrogów na swym własnym terenie, podważa "całą logikę rzeczy".

Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej, Wyjechałem, wyjechałam z Polski, bo... Jan Tomasz Gross (USA)
Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej, Wyjechałem, wyjechałam z Polski, bo... Jan Tomasz Gross (USA)
  1. 1. Por. m.in. Marcin Kula i in. red. "Marzec 1968: Trzydzieści Lat Później, Warszawa 1998, Piotr Osęka, "Marzec 1968", Kraków 2008. Por. m.in. Marcin Kula i in. red. "Marzec 1968: Trzydzieści Lat Później, Warszawa 1998, Piotr Osęka, "Marzec 1968", Kraków 2008.
  2. 2. Por. Teresa Torańska książka "Jesteśmy", która ukaże się w maju br. nakładem Świata Książki, drukowana we fragmentach w "Dużym Formacie" poniedziałkowym dodatku do "Gazety Wyborczej". Autorka zbiera w niej opowieści "tych, którzy wyjechali".
  3. 3.  Por. Dori Laub, "Zdarzenie bez świadka: prawda, świadectwo oraz ocalenie", przeł. Tomasz Łysak, w: "Teksty Drugie" 5/2007, s. 118-129.
  4. 4.  Elżbieta Janicka Konfrontacja. O audiowizualnej instalacji Zofii Lipeckiej "Po Jedwabnem" (2001-2003) w: Zofia Lipecka. Po Jedwabem. kat. wyst. Zachęta, Warszawa 2008, s. 26.
  5. 5.  Tamże, s. 29.
  6. 6. Tamże, s. 30.
  7. 7.  Por. Wojciech Tochman, "Jakbyś kamień jadła", Sejny 2002.
  8. 8. Teresa Bogucka, "Strach, gniew, debata", "Gazeta Wyborcza" 46 (5657), 23-24 lutego 2008, s. 26-27.
  9. 9.  Tamże, s. 26.
  10. 10.  Tamże, s. 26.
  11. 11. Margarete Mitscherlich, cyt. za Joanna Tokarska-Bakir, "Rzeczy mgliste", Sejny 2004, s. 204
  12. 12.  Jurgen Habermas, cyt. za Tokarska-Bakir, dz. cyt., s. 205.
  13. 13.  Por. Włodzimierz Filipek, Anka Grupińska, "Rozmowa z Markiem Edelmanem" (1985), [w:] "Dziennikarz w świecie klerków", Poznań 2006, s. 87.
  14. 14. http://www.obieg.pl/artmix/1720
  15. 15.  Jerzy Jedlicki, "Dziedzictwo i odpowiedzialność zbiorowa", [w:] "Obecność. Leszkowi Kolakowskiemu w 60 rocznicę urodzin", Londyn 1987, s. 116
  16. 16.  Anna Bikont, "My z Jedwabnego", Warszawa 2004, s. 270.
  17. 17.  Tamże, s. 314.
  18. 18.  Tamże, s. 22.
  19. 19.  Tamże, s. 355.
  20. 20.  Tamże, s. 82.
  21. 21. Tamże, s. 356.
  22. 22. "Odwaga zbrodni. Z prof. Israelem Gutmanem rozmawia Barbara Engelking-Boni", "Gazeta Wyborcza" 35(3639), 10-11 lutego 2001, s. 22-23.
  23. 23. Maria Janion, "Spór o antysemityzm", "Tygodnik Powszechny" http://www.tygodnik.com.pl/kontrapunkt/45/janion.html
  24. 24. Janicka, dz. cyt., s. 26.