O Marku Kijewskim, jego sztuce i wystawie "Drżę więc cały, gdy mogę was ozłocić" pisze Robert Rumas.

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Marek Kijewski. Archiwum CRP w Orońsku. Początek lat 90-tych.
Marek Kijewski. Archiwum CRP w Orońsku. Początek lat 90-tych.

"...gdyby nie myśl o samobójstwie, już dawno bym się zabił".
"Śmierć nie jest całkiem bezużyteczna. To mimo wszystko dzięki niej dane nam będzie odzyskać przestrzeń sprzed narodzin. Naszą jedyną przestrzeń. Pewność, że nie ma zbawienia - jest formą zbawienia. Jest jedynym zbawieniem... Wychodząc z tego założenia można równie dobrze zorganizować własne życie jak i skonstruować filozofię historii. Nierozwiązywalność jako rozwiązanie. Jako jedyne wyjście."

E. M. Cioran1

Wystawa Drżę więc cały, gdy mogę was ozłocić... jest skonstruowana na podobieństwo dokumentu. Jest to jednak dokument pozbierany z wielu innych i ujawniony bardzo subiektywnie. Świadectwa te stanowią punkt odniesienia i zaczepienia w bardzo bliskiej historii, która niestety może się wymknąć.

*pomóż mi w myśli a japozwolęcizapomnieć

Ten proces odnajdywania Marka w tym, wydawałoby się tak bliskim czasie, zaczął się w momencie, kiedy fizycznie nie ma go już z nami. Rozpoczął się od pisania bibliografii, biografii, dokumentacji prac, odnajdywania samego dorobku i fotografii osoby, fotografii z wystąpień, wystaw i zdjęć towarzyskich. Ale to tylko suche namacalne fakty.

tworzył w jednym z pokojów administracyjnych.  Fot Marek Goździewski
 
tworzył w jednym z pokojów administracyjnych.  Fot Marek Goździewski

Dawny PGR w Szeligach pod Warszawą, gdzie w latach 1995 - 99 Marek Kijewski wspólnie z Małgorzatą Malinowską "Kocur" mieszkał i
Dawny PGR w Szeligach pod Warszawą, gdzie w latach 1995 - 99 Marek Kijewski wspólnie z Małgorzatą Malinowską "Kocur" mieszkał i tworzył w jednym z pokojów administracyjnych. Fot Marek Goździewski

CzyŻbymaŁemucoŚsiĘstaŁomojetypiĘkneciaociao

Myśląc o tej wystawie, myślę nie o wystawie Sztuki Marka Kijewskiego (jestem pewien, że na to przyjdzie czas), tylko o wystawie mówiącej o Marku; o tym jakim był człowiekiem, jak żył, jak umierał - to bardzo osobiste.

nawet gdycoŚwabinasczulelepiejbyćskupionym na szczególe

Kiedyś pisałem, że Autentyczność tkwi u niego w niedomówieniu, delikatności i zdecydowaniu. Tkwi ona również w słabościach i sile jaką dawała ucieczka. A ucieczki, jak to ucieczki, raz się udają, raz nie. Aby uściślić: sądzę, że Marek cały czas gdzieś znikał, cierpiał wręcz na "syndrom ucieczki" tej wynikającej z obrony, lęku, nadwrażliwości, może i strachu, poczucia winy, ale także i tej, do której był zmuszany. Gdzieś ciągle uciekał - to taki jego wewnętrzny instynkt, który mu to nakazywał - a jednocześnie On - MAREK chciał być....

toczegoniemaszzasobĄmaszprzed

Wyraźnie widać to chociażby w fakcie "nieistnienia", materialnego "zniknięcia" prac, które poginęły, zostały zniszczone, zostawione w zapomnianych ogrodach, pożarte przez gryzonie, wreszcie wyrzucone na śmietnik. Marek w wielu wypadkach z bólem pewnie musiał je porzucić i uciec od nich, po to aby dalej poszukiwać i eksperymentować.

Z drugiej strony, skupiając się na tym co zostało z prac Marka i czemu chcielibyśmy nadać materialną wartość, bo wydaje się, że kultura tylko to szanuje (zachować dla potomności - to znaczy sprzedać i kupić), sami możemy popaść w pułapkę ucieczki od Marka, bo nie dostrzeżemy w nim Człowieka. Nie chodzi o to, aby Go osaczyć, lecz próbować go zrozumieć.

Fakt materialnego nieistnienia Jego prac: tych, które wydawałoby się, były najtrwalsze, bo... z betonu; tych, które widać w dokumentacji z czasów Neue bieremiennost; tych, których budulcem były nietrwałe produkty spożywcze i tych, w których wykorzystywał światło emitowane przez kruchy neon; można potraktować jako znaczący brak, który może wydobyć Marka jakim był z niebytu.

Dlatego fotografie powstałe też dzięki światłu są tak ważne, bo są zapisem ułamków chwil, którym Marek nie "zdążył" uciec.

Magazyn Marka Kijewskiego - Garaż w sprywatyzowanym w PGR- e w Szeligach
 
Magazyn Marka Kijewskiego - Garaż w sprywatyzowanym w PGR- e w Szeligach
 
 <br>
 
Magazyn Marka Kijewskiego - Garaż w sprywatyzowanym w PGR- e w Szeligach
 
Magazyn Marka Kijewskiego - Garaż w sprywatyzowanym w PGR- e w Szeligach
 
Magazyn Marka Kijewskiego - Garaż w sprywatyzowanym w PGR- e w Szeligach, gdzie jego prace ulegały destrukcji. Na fotografiach min praca: " Jest lepiej gdy on gryzie Ciebie symetrycznie" Fot. Marek Goździewski
Magazyn Marka Kijewskiego - Garaż w sprywatyzowanym w PGR- e w Szeligach, gdzie jego prace ulegały destrukcji. Na fotografiach min praca: " Jest lepiej gdy on gryzie Ciebie symetrycznie" Fot. Marek Goździewski

chciałbymmÓcmieć

To pozorne "porzucenie" przez Marka było wynikiem różnych okoliczności: od tych, czysto materialnych, egzystencjalnych; tych, które wynikały z postawy twórczej i życiowej; po te, które były wynikiem postawy poszukiwacza i ciągłego eksperymentatora skazanego na chwilowe sukcesy, ale i ciągłe porażki związane z powtarzaniem gestów i nadprodukcją..., ale też z niemożnością przyjęcia daru artysty przez społeczeństwo i kulturę. Daru, którego nie chciały instytucje sztuki, uczelnie, oficjalna wersja historii sztuki, a przez to również i szerokie rzesze odbiorców. W tym kontekście niezwykle ważny staje się tytuł projektu: Drżę więc cały, gdy mogę was ozłocić...

Marek nigdy nie miał stałej pracowni, stałego miejsca pracy. Był zawsze tułaczem i uciekinierem. Żył i tworzył na swój sposób prowizorycznie.

waszabiedapoleganatym że jeśmy zbyt lokalni

Jego podróż zaczęła się w Gdańsku, ale nie znalazła tam swojego końca. Gdańsk to miasto portowe i port ten okazał się dla Niego, jak mówił "za ciasny". Dusił się w nim. Za ciasny, bo określony wtedy przez komunistyczną rzeczywistość stanu wojennego; za ciasny, bo określony zatęchłą mentalnością środowiska: "Skarżę się, bo nawet syberyjską katorgę ludzie znosili w pogodzie ducha, kiedy mieli obok siebie towarzyszy, i w ogóle, kiedy przyświecał im jakiś zapał, tutaj naokoło mnie jest jakaś tępota, i ograniczenia, że wolałabym żeby byli źli, ale jacyś. Kołtuństwo i ciemnogród naokoło, a w strasznych mieszkaniach mieszkają straszni mieszczanie" (fragment listu Aliny Szapocznikow z 1953 roku z Gdańska do Ryszarda Stanisławskiego).

sztuka niepoleganatymbywymieniaćsiężonami dlatego wypierdoliłem z gdańska.

Z drugiej strony, w dobie narodzin przytłaczającej społecznej utopii solidarnościowej nie było miejsca na prywatne utopie, bo w tłumie nie ma miejsca na indywidualną, prywatną racjonalność; na osobowy instynkt. Jest miejsce jedynie na instynkt stadny, porwany przez ideologie. Z tym, moim zdaniem, Marek intuicyjnie nie mógł się pogodzić. Nie mógł tam zostać również dlatego, że przeczuwał pisaną przez kombatantów nową katolicko-narodowościową, egoistyczna rzeczywistość, w której nie przewidziano kąta dla wolnomyślicieli, odmienności, a tym samym wolności...

Chciał w końcu uciec z rodzinnego domu, bo z tego, co wiem, zupełnie inaczej przyszłość, życie i zajęcie Marka wyobrażali sobie jego rodzice. Również nieszczęśliwa, wręcz "franciszkańska" miłość doprowadziła go do następnej ucieczki - ucieczki w nałóg. Wydaje mi się, że odchodzący z tego świata kolejni "nałogowi towarzysze" spowodowali, że na dobre uciekł z Gdańska. W geście tym obecna była rozpacz, ale również samoobrona.

Nie chciał dać się pożreć do końca ułudzie narkotycznego, heroinowego świata, na którego próg zaprowadził go gest utożsamienia z kochaną osobą. Zdawał sobie sprawę, że ta ucieczka byłaby pozorna i zakończyłaby się już wtedy tragicznie. A On miał chęć życia. Chciał ruszyć w podróż, uciec z miejsca, które wydawało mu się przekreślone przez swoją określoność.

Zniszczona praca "Król Minos Feminista" z roku 1995 przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz
 
Zniszczona praca "Król Minos Feminista" z roku 1995 przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz
 
Zniszczona praca "Król Minos Feminista" z roku 1995 przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz
 
Zniszczona praca "Król Minos Feminista" z roku 1995 przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz
 
Zniszczona praca "Król Minos Feminista" z roku 1995 przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz
 
Zniszczona praca "Król Minos Feminista" z roku 1995 przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz
Zniszczona praca "Król Minos Feminista" z roku 1995 przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz

reguły/sĄpotobyjejebać pudlu

Aby to zrobić i kontynuować studia, wyjechał do Warszawy. Uciekł przed samotnością i śmiercią. Po rocznym pobycie w Monarze uzyskał nową szansę. Na studiach w Warszawie znajduje towarzyszy, o których pisała Alina Szapocznikow. Poznał tam artystów. Tam się buntował. Tam w końcu znalazł nową świadomość. Ona była wtedy sztuką, sztuką bezinteresowną i autentyczną, sztuką z założenia nietrwałą, sztuką chwili, sztuką anarchii.

Tam w czasie jednego z performance dosiada zepsutego nieczynnego motoru i próbuje uciec z rzeczywistości niczym konny jeździec. Przed tym rozpyla na publiczność złoty proszek, zakłada spawalnicze okulary i próbuje wskrzesić pojazd siłą wyobraźni.

the past was tragic, the present is horrible, and luckily we have no future sitat unknowa

Tam w dobie transformacji zaczęły się kolejne etapy jego podróży - tułaczki.

Podróż ta była dla potocznego obserwatora dziwna, bo jak mawiał Marek robił "dwa kroki do przodu i jeden do tyłu". Przypominało to trochę, choć nie do końca, podróż pasażami odbywaną przez Benjaminowską figurę flâneur'a. Maks Rychner opisuje ją w następujący sposób: "był kroczeniem naprzód i robieniem przystanków, szczególną mieszanką jednego i drugiego" (za: Hannah Arendt, Walter Benjamin). Często, podobnie jak wspomniany flâneur, pokazywał wyprzedzającym go w pogoni ludziom plecy, nawet wtedy, "...gdy tłum go popycha i porywa..." (za: Hannah Arendt, Walter Benjamin). Może w wypadku Marka właśnie ten krok do tyłu pozwalał na potrójne ryzyko, bo i na ucieczkę, zmianę planów i ucieczkę od tłumu, po to tylko, aby dalej samotnie kontynuować podróż, której kierunek właściwie jest nieokreślony i wydawałoby się nie do końca jasny.

Zniszczona i częściowo spalona rzeźba "Kiedy rozum się budzi" z 1995 roku, przed konserwacją. Fot Aleksandra Kusz.
Zniszczona i częściowo spalona rzeźba "Kiedy rozum się budzi" z 1995 roku, przed konserwacją. Fot Aleksandra Kusz.
Zniszczona i częściowo spalona rzeźba "Kiedy rozum się budzi" z 1995 roku, przed konserwacją. Fot Aleksandra Kusz.

declaration
is a partofffrustration

Ale owo "rozchwianie" i ciągła zmiana kierunku powodowana była przez nieustanne pragnienie osiągnięcia pełni. Mistycyzm i materializm, "wysokie" i "niskie", były tylko środkami do przekroczenia własnej pozycji i przeczucia totalności. Stąd duch ciągłego eksperymentu musiał Markowi towarzyszyć i zmuszać go, pod groźbą częściowej lub też ostatecznej totalnej klęski, do ucieczki z miejsca, które zajmował, lecz również od własnego dzieła. Chciał budowy nowej, zupełnie indywidualnej utopii. To dążenie stało się przyczyną ciągłego strachu: z jednej strony, przed odrzuceniem, ale również z drugiej, przed akceptacją, która zniszczyłaby mury, które starał się budować. Ten stan dobrze opisuje Cioran słowami: "utopia to groteska w różowym kolorze, potrzeba połączenia szczęścia, czyli tego, co nieprawdopodobne, z przyszłością i doprowadzenia optymistycznej, powiewnej wizji aż do miejsca, w którym powraca ona do punktu wyjścia"2 .

romanty masochista

Ciągła tułaczka spowodowała to, że jego prawdziwa pracownia pozbawiona była tak naprawdę ścian. Była otwartą czasoprzestrzenią z funkcjonującymi w niej cytatami z mitologii, kultury antycznej, bizantyjskiej, prawosławnej, lecz również mitologii i kultury teraźniejszej czy wreszcie muzyki, która dla niego była medium rzeźbiarskim. Marek, przechadzając się tam, musiał się w owej czasoprzestrzeni pogrążyć, musiał w nią uciec - tak czuł i tak zadecydował. Chciał ją obserwować i poznać, ujawniając ją m.in. światłem, którego używał na swój własny sposób. Chciał być Pośrednikiem pomiędzy nią a rzeczywistością, która go przytłaczała. Dlatego nie zawsze dążenie to było uwieńczone sukcesem, lecz właśnie dlatego paradoksalnie jego osoba, życie i śmierć są tak ważne.

life's a piece of shit, - when you look at it.
always try to look on the bright of life

Później ucieka od tych decyzji w świat kultury masowej. Korzystając z cytatów współczesnej rzeczywistości wskrzesza w sobie dziecko wracając jak gdyby do utraconego dzieciństwa... "Bawiąc" się futerkami, cukierkami, klockami i kreskówkami, "bawi" się znaczeniami. Zestawiając inne - wydawałoby się - skrajnie nieprzystające do siebie materiały, postępuje podobnie do John'a Cage'a, który montował ze sobą fragmenty dźwięków wyrwanych otaczającemu światu. Ta postawa i związany z nią instynkt poznania, niejako wymuszała kolejne, niejednokrotnie zakończone klęskami doświadczenia. Uciekał od nich w następne eksperymenty..., bo one pozwalały mu na kontynuację poznania i kolejne metafizyczne doznania.

Te ciągłe Markowe ucieczki, ciągłe zmiany planów nie mogły być racjonalne, ponieważ wtedy podróż byłaby pozbawiona przygody i związanego z nią ryzyka. Zamieniłaby się niechybnie w zaprogramowaną turystykę obliczoną na efektywność, ekonomię i pozór, co uniemożliwia życie w swoistej utopii - duchowej przestrzeni dającej poczucie wolności. Ten radykalizm wymaga jednak ceny, którą wkrótce Marek zapłacił.

Zeżarta przez gryzonie praca "Jestem w ciąży" z 1993 roku przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz.
 
Zeżarta przez gryzonie praca "Jestem w ciąży" z 1993 roku przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz.
 
Zeżarta przez gryzonie praca "Jestem w ciąży" z 1993 roku przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz.
Zeżarta przez gryzonie praca "Jestem w ciąży" z 1993 roku przed i w czasie konserwacji. Fot. Aleksandra Kusz.

Plutokracjalibacja

W osamotnieniu podejmuje ostatnie wyzwania wystawiennicze, ale nie znajduje nikogo, kto miałby siłę na walkę z jego tak silnie niszczącą determinacją. Jedna z ostatnich wystaw okupionych ogromnym wysiłkiem ma miejsce w Gdańsku. Przychodzi na nią 30 osób. Marek odbiera to jako porażkę - lekceważenie. To chyba wtedy po raz ostatni widzi się z rodzicami i bratem.

thank you mr. charles bukowski. meet you in heaven!

Marek nigdy nie dbał o swoje zdrowie. Zresztą, nie miał za co o nie dbać. Chcąc Być i eksperymentować, lekceważył je. Rzadkie zlecenia nie przynosiły mu wystarczających środków, z których i tak musiał spłacać długi. W momencie, kiedy będąca wynikiem intensywnego życia choroba ujawnia się w swej totalnej postaci - chorej, zniszczonej wątroby i ogólnego osłabienia organizmu oraz towarzyszącej temu depresji, jego ubezpieczenie jest ubezpieczeniem chwilowym. Czuje się niepotrzebny, ale mimo to podejmuje próbę leczenia. W szpitalu zostaje zarażony żółtaczką typu C i znowu - tym razem zmuszony - ucieka: ze szpitala, do którego z nienawiści i niewiary już więcej nie powróci. Znowu "społeczeństwo" nie znalazło metody - na dar życia Marka, a on nie chciał o to walczyć. Wycieńczony, zniszczony, nie widząc nadziei, postanawia uciec i zamyka się w domu. Nie chce, aby świat dalej go truł, ale nie chce również zatruwać świata swoimi żalami.

no wie pan raz na wozie raz pod wigwamem

Marek rozlicza się ze światem lapidarnymi sentencjami, groteskowymi przewrotnymi grami słownymi - meandrami. Z nich przebija jego dramat istnienia jemu podobnej wrażliwości w tutejszej rzeczywistości. Tylko na tyle i aż na tyle starcza mu fizycznej siły. Komunikuje się nimi z kolegami i przyjaciółmi przez internet. Robi serię fotografii stając się Modelem dla samego siebie. Niczym dwójka z kopistów z powieści Flauberta, po wielu klęskach w próbach osiągnięcia uczucia pełni (nawet jeśli na chwilę była osiągana) poprzez eksperymenty i ciągłe zmiany przedmiotu zainteresowania, sięga ku reprodukcji.

Zeżarta przez gryzonie i przegniła praca "Języki starożytne" z 1995 roku. Fot. Aleksandra Kusz
 
Zeżarta przez gryzonie i przegniła praca "Języki starożytne" z 1995 roku. Fot. Aleksandra Kusz
 
Zeżarta przez gryzonie i przegniła praca "Języki starożytne" z 1995 roku. Fot. Aleksandra Kusz
Zeżarta przez gryzonie i przegniła praca "Języki starożytne" z 1995 roku. Fot. Aleksandra Kusz

sometimesifeelsozmęczonyyyasariper(?)

To opowieść o Marka chimeryczności, która naznaczona była nieoczekiwanymi zmianami miejsc... O opuszczeniach, utratach znajomości, zwątpieniach i żalach. Wreszcie o zmianach kierunków albo bardziej obrazującej tę postawę swoistej życiowej bifurkacji.

bomójpinokkionajczęściejniepotrfiukryćbłyskuwjegooczach-liar

Tekst na podstawie autorskiego scenariusza autorskiego Roberta Rumasa do wystawy Marka Kijewskiego Drżę więc cały, gdy mogę was ozłocić...; śródtytuły - Marek Kijewski.

Marek Kijewski. Drżę więc cały, gdy mogę was ozłocić..., CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa 27 września - 16 listopada 2008.

  1. 1. Rozmowy z Cioranem, praca zbiorowa, Warszawa1999.
  2. 2. Emil Cioran, Historia i utopia, przeł. Marek Bieńczyk, Warszawa 1997, s. 28.