"Ars victuaria" Oskara Dawickiego. Słowo o ekonomicznej wartości sztuki.

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Żyjący w XII wieku Radulf z Longo Campo, zwany Płomiennym (Ardens), w swej klasyfikacji siedmiu sztuk mechanicznych1, jako pierwszą wymienia ars victuaria, czyli sztukę żywienia ludzi. Wśród pozostałych znalazły się wówczas: ars lanificaria, służąca przyodzianiu, ars architectura, dająca schron, ars suffragatoria, dająca środki transportu, ars medicinaria, sztuka leczenia, ars negotiatoria, czyli umiejętność wymiany dóbr i ars militaria, sztuka obrony przed wrogiem. Jak widzimy wyraźnie klasyfikacja ta podchodziła do pojęcia sztuki badając głównie jej użyteczność i określając wyraźnie jej spodziewany skutek. Nic zresztą w tym dziwnego. Średniowiecze to czasy dość ciężkie, czasy w których króla od jego poddanych odróżniało to, że - jak twierdzą, kształceni na najlepszych brytyjskich uczelniach autorzy filmu Monty Python i Święty Graal, (1975) - nie chodził obsrany. I choć w XII wieku społeczeństwa Europy zdołały już skumulować w klasztornych skarbcach, warownych zamkach i rozwijających się miastach pewną ilość bogactw2, łatwo sobie wyobrazić, iż zwykłego śmiertelnika wciąż trawiło powszechne łaknienie posiadania choćby najprostszego przedmiotu. Niekiedy potrafiono dopuścić się zuchwałych mordów, tylko po to, aby wejść w posiadanie zużytej, drewnianej łyżki...

Praca Oskara Dawickiego Racja (2008) jest instalacją będącą zbiorem produktów spożywczych, które potencjalnie spożyłby artysta w okresie trwania wystawy Kwiaty naszego życia (od 14.06 do 31.10). Jego menu zostało ustalone przez dietetyka. Jak pisze kuratorka wystawy Joanna Zielińska: "W zbieraniu, systematyzowaniu i układaniu przedmiotów w kolekcje jest coś niezwykle pociągającego i jednocześnie niepokojącego. Neurolog i psychiatra Zygmunt Freud, który sam zgromadził znakomitą kolekcję dzieł sztuki, doszukiwał się w gromadzeniu kolekcji przyjemności erotycznej. Filozof Manfred Sommer pisał o zdradliwym popędzie zbierania, który sprawia, że ten kto zaczął kolekcjonować nie może już powstrzymać tej namiętności. Naturą kolekcjonowania jest poszukiwanie narzędzi do porządkowania świata, to próba odzyskania kontroli nad rzeczywistością poprzez tworzenie własnych bezpiecznych miejsc"3. Oczywiście nie trzeba być niemieckim filozofem, aby odkryć, że nazywanie, porządkowanie i klasyfikowanie otaczającego nas świata służy jego oswajaniu, nadawaniu sensu niepojętemu chaosowi wiecznie przetwarzającej się wokół nas materii. Do dotykających sfery erotyki spostrzeżeń Freuda dodać zaś można - szczególnie w kontekście omawianej tu pracy - słowa Piero Camporesi, który jeden z rozdziałów swej książki Laboratoria zmysłów poświęcił dietom mnichów-eremitów i wielkich wspólnot zakonnych. Pisze on tak: "Był to model żywienia w sumie dość fascynujący i na swój sposób awangardowy: wszystkie te koktaile, ciemny chleb, zielenina i oliwa, szczególnie teraz, gdy na horyzoncie pojawia się tak zwana « dieta śródziemnomorska ». Być może pustelnicy-kucharze [...] mogliby się jawić w jeszcze dość odległej przyszłości jako natchnieni protodietolodzy, dziś, kiedy kuchnia, oderwana od ognia i domu, od kalendarza i pór roku, od plebanii i pensjonatów, od sacrum i profanum, przemienia się z każdym dniem w dodatek do dietologii i zaprogramowanej seryjności, staje się zbilansowana, zhomogenizowana, liofilizowana, kierowana przez wielkie ośrodki zbiorowego żywienia. Może to być model mający zapewnioną przyszłość, jeśli chcemy zakończyć ostatecznie partię rozgrywaną z naszym brzuchem"4. Współczesny świat stawia przed nami wysokie wymagania: jeśli chcemy zwiększyć swoją wydajność i przedłużyć wiek produkcyjny, musimy mieć wszystko pod stałą kontrolą.

Oskar Dawicki, Racja, fot. W. Olech
Oskar Dawicki, Racja, fot. W. Olech

Zamknięte w sześciu lodówkach produkty spożywcze, które potencjalnie i pod nadzorem dietetyka spożyłby artysta w okresie trwania wystawy. Pozostaną jednak tutaj, zachowane w swej pierwotnej postaci, dzięki niskiej temperaturze, utrzymane w stanie względnej świeżości i produkto-przydatności. Zahibernowane i odseparowane od rzeczywistego życia za pomocą szklanej szyby lodówki-gabloty. Ich wartość kaloryczna uległa zamrożeniu.

W czasach, kiedy do problemu kolekcjonowania podchodzono jeszcze z pewną dezynwolturą (choć i wtedy było ono widomym znakiem władzy), gromadzone w gabinetach osobliwości kolekcje, składały się z najdziwniejszych przedmiotów, częstokroć nie mających nic wspólnego z tym, co zwykliśmy dziś klasyfikować do świata sztuki. Kolekcję taką posiadał na swym praskim dworze ekscentryczny cesarz Rudolf II, który obowiązek dbania o nią i wzbogacania o nowe eksponaty powierzył swemu nadwornemu malarzowi Giuseppe Arcimboldo. To właśnie ten XVI-wieczny artysta prawdopodobnie jako pierwszy wpadł na pomysł tworzenia dzieł sztuki z produktów spożywczych, malując niezwykłe portrety alegoryczne, na których przedstawione postacie składają się z różnych zestawionych przedmiotów, na przykład warzyw i owoców. Wizerunki te nie są jednak tylko zabawnymi popisami wyobraźni i zręczności malarskiej. Szczególnie właśnie te zawierające przedstawienia roślin zdają się pełnić rolę podobną do tej, jaką odgrywały martwe natury w XVII-wiecznym malarstwie flamandzkim. Personifikacje pór roku czy żywiołów opowiadają nam o niezmiennych cyklach natury, nieubłaganych procesach i zmianach, którym człowiek (jako część owej natury) musi się podporządkować. Do twórczości Arcimboldo nawiązał kilka wieków później Jan Švankmajer, tóry w krótkiej animacji Flora (1989) ukazał człowieka arcimboldowskiego w ruchu, choć przywiązanego (dosłownie) do łóżka. Złożona z nietrwałych fragmentów warzywno-owocowych postać przechodzi na naszych oczach dość niepokojącą przemianę. Poklatkowy film umożliwia nam zobaczenie przebiegu procesu gnicia owych nietrwałych tkanek. A wszystko to trwa zaledwie pół minuty. Panta rhei... Film ten jest zarazem bardzo ironiczny (a także autoironiczny jeżeli pomyślimy, jak czaso- i pracochłonnym zadaniem jest animacja). W ostatnim ujęciu tracąca właśnie życie roślinna postać spogląda na niewzruszoną i niezmienną wodę, która wypełnia stojącą nieopodal szklankę.

Oskar Dawicki, Racja, fot. W. Olech
Oskar Dawicki, Racja, fot. W. Olech

Lecz jak już powiedzieliśmy, wartość kaloryczna prezentowanych przez Oskara Dawickiego produktów uległa zamrożeniu. Najwyraźniej artystę tego nie interesuje obserwacja owych nieubłaganych procesów, która tak bardzo zajmowała bohaterów alegorycznego filmu Petera Greenawaya Zet i dwa zera (1985). To raczej podejście nieco przypominające pop-artowe zabiegi Andy Warhola, który swą obsesję śmierci przekładał na seryjną produkcję tego samego, "zamrożonego" kadru, tego samego, wyrzucanego jak z taśmy zakonserwowanego produktu - butelki Coca-Coli, puszki zupy Campbell’s, Brillo Boxes...

Masowe życie i masowa śmierć. O tym, jak bardzo kultura zlewa się z machiną reklamy, a ta z kolei przypomina chwyty totalitarnej propagandy pisali już pod koniec lat 40-tych w Stanach Zjednoczonych myśliciele ze szkoły frankfurckiej, uciekinierzy z ogarniętej faszystowskim szałem Europy5. Hasło towarzyszące promocji produktów Joanny Rajkowskiej z serii pod wiele obiecującym tytułem Satysfakcja gwarantowana (2000) głosi: "Uwaga: po spożyciu możesz przeżyć moje życie". I choć zestawione zostało ze zdjęciem młodego, uśmiechniętego mężczyzny do końca nie wiadomo, czy jest to zachęta, czy też ostrzeżenie. W podobną konsternację, co wchodzące w skład tej serii produkty zawierające - jak głoszą umieszczone na opakowaniach napisy - wyciągi z ciała Rajkowskiej, wprawia nas instalacja Dawickiego. Czy artysta jest za czy przeciw? Aplauz czy protest? Konformizm czy kontestacja? Dlaczego zdecydował się pokazać publicznie zawartość własnej lodówki? Jedzenie wchodzące w skład ludzkiego ciała i ciało człowieka zbudowane z produktów spożywczych.

Oskar Dawicki, Racja, fot. W. Olech
Oskar Dawicki, Racja, fot. W. Olech

Sześć prosektoryjnych gablotek Oskara Dawickiego. Instalacja jest "zbiorem produktów spożywczych, które potencjalnie spożyłby artysta w okresie trwania wystawy. Menu zostało ustalone przez dietetyka". Czy to oznacza, że artysta w rzeczywistości spożyje w tym czasie coś innego? Analogiczny zestaw? A może w nosie ma porady wyszkolonego specjalisty i będzie jadł to, na co akurat ma ochotę? A może w ogóle nie będzie nic jadł w czasie trwania wystawy Kwiaty naszego życia? To ponad cztery miesiące... Przypomina się pełen desperacji czyn Julity Wójcik, która w 2005 roku rozstawiła przed gmachem Ministerstwa Kultury karmniki dla artystów, prace z serii Dokarmiaj niebieskie ptaki (2003-2004) w kształcie budynków instytucji zajmujących się sztuką.

Do instalacji Dawickiego odnosi się jedna z mp3, wchodząca w skład dołączonego do wystawy Audioguide: "Yvette Mattern opowiadająca o odżywianiu, nawykach żywieniowych oraz wypowiadająca się na temat stosunku Oskara Dawickiego do jedzenia i gotowania". Różnice w zwyczajach żywieniowych artysty i wypowiadającej się bliskiej mu kobiety interpretowane są przez nią w dużej mierze jako różnice kulturowe, wynikające przede wszystkim z dorastania i mieszkania w całkiem innych obszarach świata. Z nagrania tego dowiadujemy się między innymi, że kiedy mieszka się w Nowym Jorku, jedną z podstawowych potraw staje się japońskie sushi. W tym miejscu można dodać, iż zapewne jadłospis ten dotyczy tylko pewnego specyficznego obszaru poszatkowanej niczym rzymski obóz metropolii - sektora zamieszkanego przez wytwarzających nowoczesną sztukę artystów, robiących im wystawy kuratorów, piszących o ich dokonaniach krytyków, snujących śmiałe diagnozy na temat współczesnej kultury intelektualistów oraz innych przedstawicieli wolnych zawodów i odpowiadających im statusem materialnym reprezentantów dość zróżnicowanej klasy średniej. To właśnie oni karmieni są w Nowym Jorku japońszczyzną, bowiem: "Dla każdego coś przewidziano, aby nikt nie mógł się wymknąć, różnice zaznacza się wyraźnie i propaguje. Dostarczanie publiczności pewnej hierarchii seryjnych jakości służy tym pełniejszej kwantyfikacji. Każdy powinien zachowywać się niejako spontanicznie zgodnie ze swym z góry wyznaczonym przez wskaźniki level i sięgać po tę kategorię masowego produktu, która fabrykowana jest dla jego typu. Konsumenci, jako statyczny materiał na mapie placówek badawczych - nie różniących się już niczym od placówek propagandy - podzieleni są na grupy dochodów, na pola czerwone, zielone i niebieskie"6. Każdemu jego rację.

Oskar Dawicki, Racja, fot. W. Olech
Oskar Dawicki, Racja, fot. W. Olech

Czy istnieje jakaś alternatywa? Czy możliwe jest ograniczenie swego udziału w oficjalnej wymianie produkcyjno-handlowej, stworzenie modelu życia, będącego nie tyle może z założenia przeciwko, co właśnie obok, na zewnątrz? Kilka lat temu pojechałam w tym celu do Londynu, jednego z największych miast europejskich i przyłączywszy się do grupy osób nielegalnie zajmujących budynek będący czyjąś nieużytkowaną własnością (tak zwany skłot), żywiłam się znajdowanymi na śmietniku odpadami z wybrednego stołu cywilizacji. Bardzo często odwiedzałam wówczas Tate Modern. Było tam ciepło i można było spokojnie poczytać książkę, pozostając przy tym przez dłuższy czas anonimowym. Wiosną 2005 roku odbywała się tam retrospektywa Josepha Beuysa7, na której między innymi pokazana została praca Economic Values z 1980 roku. Na ścianach pomieszczenia powieszono dziewiętnastowieczne obrazy, malowane mniej więcej wtedy, gdy żył i działał niemiecki myśliciel Karol Marks, po środku zaś umieszczono metalową konstrukcję półek. Stojące tam produkty spożywcze pochodziły, jak głosił umieszczony przy tytule napis, z dawnego NRD. Wnikliwy obserwator mógł dopatrzeć się tam również kilku produktów pochodzących z dawnego PRL. Wyglądały jak skamienieliny, jak zapomniane pamiątki z miejsc, które są już zupełnie innymi miejscami. Mniej więcej wtedy, gdy Joseph Beuys, o którym Jean Clair pisze: "[...] filozof cynik przybierał również pozę Chrystusa, z którą obnosił się po kwitnącej Europie lat siedemdziesiątych, oddając się rytuałom niezdrowej religii choroby i cierpienia"8, a więc mniej więcej wtedy, kiedy ten artysta z obrzędowym pietyzmem ustawiał na metalowej konstrukcji "Ryż biały, długoziarnisty", zadałam mojej matce pytanie: "Mamo, a jak się Kryzys skończy, to kupisz mi takiego pieska?" Dziecięcym palcem wskazałam wówczas na rachitycznego czworonoga, sklasyfikowanego przez specjalistów pod nazwą Pinczer karłowaty. Kolejka po cukier, w której stałyśmy, ciągnęła się niestrudzenie kilometrami.

W Londynie sił starczyło mi ledwie na kilka miesięcy. W tym samym mniej więcej czasie Julian Stallabrass, miejscowy krytyk sztuki (który również lubi zacytować sobie czasami Adorna w jakimś fajnym kontekście) pisał jedną ze swych książek: "Działania tych muzeów [budowanych nowych muzeów sztuki nowoczesnej i starych rozwijających się przez całe lata 90. - K.W.] stawały się coraz bardziej komercyjne w miarę, jak przyswoiły sobie zbiorowe modele aktywności, nawiązując sojusze z biznesem, przenosząc swoje wytwory bliżej kultury komercyjnej i wzorując się mniej na bibliotekach, a bardziej na sklepach i parkach rozrywki. W tym samym czasie sztuka współczesna zbliżyła się do wybranych elementów kultury masowej, co stało się tak wszechobecne, iż zwrot ten jest czasami mylony z nowym zaangażowaniem w « prawdziwe życie »"9.

Oskar Dawicki, Racja, fot. W. Olech
Oskar Dawicki, Racja, fot. W. Olech

Wszystko zostało już dawno sklasyfikowane, opisane, podzielone. Wypadamy z odpowiednich otworów maszynki i jedziemy wszyscy na tej samej taśmie produkcyjnej. Praca Oskara Dawickiego stanowi nie lada wyzwanie dla kolekcjonera lub też instytucji, która zapragnie nabyć ją do swoich zbiorów. Czy produkty spożywcze będą wówczas co jakiś czas wymieniane? Jak będzie wyglądał proces konserwacji? Czy nie ekonomiczniej byłoby zastąpić je na przykład gipsowymi, malowanymi atrapami prosto ze sklepu Claesa Oldenburga (wystawionymi na 107 East Second Street w grudniu 1961 roku)?

Żyjący w XX wieku Andy Warhol, zwany przez niektórych Papieżem pop-artu podał kiedyś taką definicję sztuki: "Zarabianie jest sztuką i praca jest sztuką, a dobry biznes jest najlepszą sztuką". Racja. Uwielbiam japońskie żarcie.

Tekst pierwotnie opublikowany w katalogu wystawy Kwiaty naszego życia, CSW Toruń, 14.06-31.10.08, kuratorka: Joanna Zielińska http://www.csw.torun.pl/wystawy/baza-wystaw/kwiaty-naszego-zycia

  1. 1.  Por. Wł. Tatarkiewicz, Dzieje sześciu pojęć, Warszawa 1976, s. 24.
  2. 2. Por. G. Duby, Czasy katedr. Sztuka i społeczeństwo 980-1420, tłum. K. Dolatowska, Warszawa 1997.
  3. 3.  Tekst został publikowany w folderze wystawy Kwiaty naszego życia, a także jest dostępny na stronie CSW Znaki Czasu w Toruniu, http://www.csw.torun.pl/wystawy/aktualne-1/kwiaty-naszego-zycia. Data dostępu 30.06.2008.
  4. 4.  P. Camporesi, Laboratoria zmysłów, tłum. J. Ugniewska, Gdańsk 2005, s. 82.
  5. 5.  Por. T. W. Adorno, M. Horkheimer, Przemysł kulturalny. Oświecenie jako masowe oszustwo [w:] tychże, Dialektyka oświecenia, tłum. M. Łukasiewicz, Warszawa 1994, s. 138-188.
  6. 6.  Ibidem, s. 141.
  7. 7. Joseph Beuys: Actions, Vitrines, Environments, Tate Modern, 4 luty - 2 maj 2005
  8. 8.  J. Clair, De Immundo, Apofatyczność i apokatastaza w dzisiejszej sztuce, tłum. M. Ochab, Gdańsk 2007, s. 64.
  9. 9.  J. Stallabrass, Art incorporated. The story of contemporary art, tłum. własne, New York 2004, s. 14.