Galernicy sztuki

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Dużo ostatnio pisze się o możliwości, a raczej konieczności stworzenia systemu ubezpieczeń społecznych dla artystów. Pomysł ten budzi wręcz niezdrową sensację poza środowiskiem sztuki, co zdaje się mieć źródło w kompletnym braku zrozumienia sytuacji twórców w Polsce. Następuje próba relatywizacji, która prowadzi do starań, by wrzucić problem do znanej szufladki - na przykład działalności gospodarczej. Myślę, że to także kwestia braku wiedzy, czym jest sztuka, jakimi prawami się rządzi, i jak funkcjonują w jej obszarze osoby z nią związane.

W tym samym czasie, kiedy wybuchła polemika wokół ubezpieczeń, zwolniono Ewę Wójciak z funkcji dyrektorki Teatru Ósmego Dnia, którą sprawowała od 2000 roku. Te dwie pozornie inne sprawy mają pewien związek. Zwolnienie oczywiście ma charakter politycznej wendety. Jednak mnie zainteresował wątek intelektualnej kompromitacji władz Poznania, które zapowiadają... konkurs na to stanowisko. Nie biorąc zupełnie pod uwagę integralności zespołu o takiej proweniencji. To tak, jakby odwołać Tadeusza Kantora i ogłosić konkurs na nowego lidera projektu Cricot 2. Jerzego Grotowskiego także mógłby zastąpić jakiś sprawny menedżer w Teatrze Laboratorium. Ciekawe, jak ułożyłaby się historia naszej kultury, gdyby swego czasu tak odważnie z nią eksperymentowano... Żarty żartami, a sprawa jest poważna. Pokazuje, jak ostrożnym trzeba być przy próbach formatowania działalności artystycznej do innego rodzaju struktur. Emblematycznym przykładem jest historia Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku. Jego powstanie w 1998 roku związane było z niezależnym środowiskiem artystycznym działającym w latach 80. XX wieku: Galerią Wyspa, formacją Totart, Galerią C14, Fundacją Otwarte Atelier. Już od 1992 roku akcje o charakterze artystycznym odbywały się w starym budynku łaźni miejskiej przy ul. Jaskółczej 1 na Dolnym Mieście. Dzięki staraniom Anety Szyłak i Grzegorza Klamana sytuację sformalizowano, tworząc CSW Łaźnia (1998) i zawierzono miastu. Po ledwie trzech latach oficjalnej instytucji (w 2001) Aneta Szyłak została zwolniona ze stanowiska dyrektora.

Takich sytuacji od tamtego czasu zdarzyło się wiele. Nie tylko artyści, także osoby prowadzące galerie żyją poza schematami myślenia urzędników.

Galeria Wschodnia - 30 lat

„Żeby opowiedzieć o trzydziestu latach Galerii Wschodniej, trzeba by zamieszkać w Łodzi i opowiadać ją przez kolejnych trzydzieści lat" - skomentowała jubileusz tej galerii w swym mówionym performansie Ewa Zarzycka. Jak zwykle w jej wypadku wypowiedź trafiająca w punkt. Bo choć dorobek Wschodniej został uczczony w sposób doniosły, a sama galeria na moment stała się muzealnym obiektem i przedmiotem wiwisekcji, to o doświadczeniu prowadzenia takiego przedsięwzięcia mało kto ma wyobrażenie. Wejdźmy w buty Jerzego Grzegorskiego i Adama Klimczaka - wyobraźmy sobie, że przez trzydzieści lat nie wychodzimy z pracy. Idziemy rano zrobić sobie kawę do kuchni. Ale to nie jest jakaś tam kuchnia - to jest: TA kuchnia i TEN legendarny stół. Dzwonek do drzwi - przyjechał przyjaciel. Ale to nie tylko przyjaciel - to artysta, z którym przyjdzie nam negocjować warunki pracy w galerii i kształt powstającego dzieła. Przez mieszkanie przelewa się strumień ludzi, którzy nie tylko oglądają wystawy, ale zostają, nocują, wyjadają z garnków, przynoszą swoje problemy. Przy czym wartość twojej pracy jest traktowana lekko a problemy ekonomiczne nie maleją w miarę wzrastającego dorobku. Jak powiedział Daniel Muzyczuk, kurator wystawy „Prolegomena do nauk ekonomicznych prowadzonych od kuchni. Trzydzieści lat Galerii Wschodniej" (Muzeum Sztuki w Łodzi, 25.04-22.05.2014), w jednym z wywiadów: „Na podstawie wykresów, które według rozmów z Adamem i Jerzym stworzył Mikołaj Iwański na przygotowaną przeze mnie wystawę w Muzeum Sztuki, a zwizualizował Jakub de Barbaro, widać, że różnego rodzaju faktory świadczą o tym, że jej utrzymanie ze względu na koszty - na przykład czynszu - jest teraz dużo droższe niż w latach 80. i nie pozwala na swobodne funkcjonowanie. Łączy się z tym także stworzona na wystawę praca Marcina Polaka, pokazująca, że walka o autonomię kończy się też tym, że artyści, tak jak wiele innych zawodów kreatywnych, prekaryzują się i - jak pokazały badania Marcina - źródła ich dochodów często bardzo mało mają wspólnego z produkcją artystyczną w ogóle. Tak więc nasza wystawa nie miała uspokajać sumienia, ale pokazywać, że sytuacja jest naprawdę alarmująca. Widzę w tym działaniu potencjał interwencyjny".

Galeria Działań - 26 lat

Niedawno odwiedziłam to legendarne miejsce pierwszy raz w życiu, choć od lat frapuje mnie postawa Fredo Ojdy - prowadzenie konsekwentnego programu w blokowisku Warszawy. Galeria Działań jako chyba ostatnia w Polsce - po zmianie statusu Galerii Manhattan - funkcjonuje dzięki wsparciu spółdzielni mieszkaniowej (SMB Imielin) działalność w obecnej formule programu rozpoczęła wystawą „Struna" w 1988 roku, na której pokazano prace dwudziestu dwóch zaproszonych artystów różnych pokoleń inspirowanych postawą Jerzego Rosołowicza. To nie jedyny duchowy patron galerii. Zarówno wystawy, jak i koncepcja miejsca odnoszą się do myśli Jerzego Ludwińskiego. Podobnie było zresztą także w wypadku tegorocznej wystawy „Aktywna cisza" (10.04-10.06.2014), nawiązującej do wypowiedzi tego teoretyka i krytyka sztuki: „Bo w gruncie rzeczy te najprostsze zjawiska w sztuce prowadzą nas gdzieś w Strefę Ciszy. Ciszy, a nie końca sztuki". Na zaproszenie galerii odpowiedzieli artyści z wielu krajów, przesyłając prace pocztą tradycyjną i mailową lub montując na miejscu. Jednym z aspektów pomijanych w refleksji na temat takich galerii jest to, że przez długi czas inicjowały wymianę artystyczną, tworzyły alternatywny obieg sztuki, natomiast gdy przyjrzeć się, jak krytyka sztuki reaguje na kolejne propozycje miejsc spoza centrum (to, że Galeria Działań jest w Warszawie, nie ma tu nic do rzeczy), to efekty są znikome. I sama sobie mogę wrzucić kamyczek do ogródka, ponieważ nie napisałam recenzji wystawy „Aktywna cisza" - niechcący wpisując się w jej temat.

Galeria Rusz - 15 lat

„Sztuka po raz kolejny musiała ustąpić w starciu z twardą ekonomią. Czy w naszym społeczeństwie jest jeszcze miejsce dla niekonwencjonalnych działań kulturalnych? Czy liczy się wyłącznie zysk, a sztuka jest zbędna?" Takie pytania zadali twórcy Galerii, odchodząc ze swojej ulicy - 18.06.2014 przestała istnieć Galeria Rusz na bilbordzie w Toruniu. Wydałoby się, że to pytania naiwne. Ale ciekawa jest perspektywa, z jakiej zostały zadane. Od 1999 roku artyści prowadzili własną galerię bilbordową przy Szosie Chełmińskiej 37 w Toruniu. To najdłużej działający projekt tego typu na świecie. Artyści prezentowali tu co miesiąc nową pracę. Ten systematyczny proces ingerencji w przestrzeń codzienności traktowali jako bardzo ważny eksperyment artystyczny, który przekracza ścisłe ramy sztuki i poszerza jej społeczne oddziaływanie - artyści transferowali sztukę w przestrzeń miejską i codzienność, by mogła ona zaistnieć także dla tych, którzy nie odwiedzają tradycyjnych galerii i muzeów. Projekt wyrósł z Galerii Zewnętrznej AMS, zainicjowanej i działającej przy poznańskiej firmie AMS, zajmującej się reklamą zewnętrzną. Galeria Zewnętrzna powstała w 1998 roku i działała do zmiany właściciela firmy w roku 2002. Jej założycielami i kuratorami byli Marek Krajewski, Dorota Grobelna oraz Lech Olszewski. Galeria Zewnętrzna pokazywała prace artystów w całym kraju, a Galeria Rusz realizując swój program, starała się przetrwać w jednym miejscu. Kiedy AMS został wykupiony przez Agorę, Galeria Rusz negocjowała swoje trwanie w warunkach komercyjnych. Sięgając po środki prawne, opłacając miejsce, zdając się na pomoc nowej firmy. W końcu po prostu kupiła bilbord. Nie mogła jednak kupić ziemi, na której stał. Kiedy w tym miejscu pojawił się deweloper, który usunął bilbord - środki i siły się skończyły. Galeria podjęła inne działania i nadal trwa, ale nie przetrwał projekt, którego osią był czas oddziaływania w konkretnym miejscu.

Galeria Szara - 10 lat

Właściwie to należy tutaj przytoczyć raz jeszcze i dosłownie list jej twórców. Obrazuje on stan emocji prowadzących. Zamiast jubileuszowej radości zawód... Galeria przetrwała - jest jedną z nielicznych prężnie działających w tamtym regionie. Ale warto sobie przypomnieć, jaka nagroda czeka za jej prowadzenie.

„Wystawa »Cieszyn, kocham Cię z daleka«

Na wydarzenia związane z obchodami 10-lecia i wydanie katalogu złożyliśmy kilka projektów, które trafiły m.in. do Urzędu Miasta, Starostwa Powiatowego oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Miasto dołożyło 1500 zł do stałej dotacji, Starostwo przydzieliło 1200 zł, Ministerstwo, mimo wystarczającej ilości punktów, nie przyznało żadnej kwoty.
W końcu doszliśmy do wniosku, że jeżeli z powodu takiego wydarzenia jest tak mizerny odzew, to nie mamy co liczyć na zmianę tej sytuacji w przyszłości. Kto ma do czynienia z prowadzeniem jakiegoś miejsca czy instytucji, czy też realizuje wystawy, wie, że koszty utrzymania daleko wykraczają poza wymienione wyżej kwoty.

Chcemy jednak na koniec podkreślić, że nie zamykamy, bo nam się nie udało, zamykamy, bo nie widzimy żadnych szans zachowania poziomu galerii i prowadzenie jej w tak rozbudowanej formie jedynie przy pomocy dostępnych dotacji i naszych prywatnych środków, a prawdopodobnie osoby i instytucje decydujące o podziale finansów na kulturę w naszym mieście i kraju nie podzielają zdania na temat niezwykle ważnej roli kulturotwórczej, edukacyjnej i promocyjnej Galerii Szara w Cieszynie, co bezpośrednio odzwierciedla się w ich finansowym zaangażowaniu w działalność Galerii".

Po co?

Dość tych przykładów, by zrozumieć, że program ubezpieczeń powinien objąć także osoby prowadzące alternatywne i niekomercyjne miejsca sztuki. Instytucjonalizacja sprowadza bowiem na takie galerie problemy z zachowaniem integralności i swobody programowej, jej brak natomiast sprawia, że stają się ekonomicznymi kuriozami, a ich istnienie jest zagrożone.

Może zatem dać im odejść do historii? Nie jest to takie proste. Kuba Szreder w maju tego roku na wykładzie „Ciemna materia świata sztuki, czyli o związkach pomiędzy polem widzenia i grawitacją artystycznego wszechświata" w Muzeum Sztuki Nowoczesnej przybliżył teorię Gregory'ego Sholette'a. Ciemna materia jest metaforą zaczerpniętą z astrofizyki i służy do opisu tej części świata sztuki, która, mimo swojej niewidoczności stanowi 90% jego społecznej masy i podtrzymuje siły grawitacji napędzające artystyczny obieg. Artystyczna ciemna materia składa się z amatorów, artystów zapomnianych, przegranych artystycznej konkurencji, twórców intencjonalnie wychodzących poza artystyczne konwencje. Wszystkich tych, którzy znajdują się poza polem widzenia oficjalnego obiegu sztuki. Ale to ona sprawia, że ten wszechświat może w ogóle istnieć.