Bownik vs Zawadzki

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Wrażenie z kończącej się właśnie w Zachęcie wystawy Moniki Zawadzki pod tytułem „Bydło" dobrze skontrować oglądaniem albumu "Dissasembly" Bownika dostępnym cały czas w księgarni piętro niżej. Skontrować i upewnić się po której jest się stronie. Bo choć poniekąd obydwie te prace są o tym samym, postawy które zajmują artyści wobec zjawiska są na przeciwległych biegunach.

Według Aleksandra Kmaka, Monika Zawadzki łączy materię, odbierając naszemu postrzeganiu charakter antropocentryczny, zrównując każdą jedną żywinę ze sobą, a de facto sprowadzając wszystko do jednej puchnącej biomasy. Wystawa robi wrażenie, bo jest bezlitosna. Nie ma tu miejsca na subtelności, demokratyzm tego podejścia przypomina wściekłych sankiulotów, dla których nowy porządek to śmierć bogatych, a w tym wypadku, ponad dwieście lat później, po prostu śmierć gatunku ludzkiego. To my ludzie, doprowadziliśmy do sytuacji w której Monice Zawadzki, a wraz z nią wielu innym jest bardzo źle. Cierpią zwierzęta, hoduje się już wszystko co można, łącznie z drukowaniem rzeczy w 3D. Aż trudno sobie przypomnieć, że Monika Zawadzki to również człowiek. Nie to, żeby się śmiać z takiej postawy, jest to siła destrukcji równa boskiej, a właściwie przypomina mi pewną osobistą zabawę.

Otóż patrzę sobie czasem na człowieka i w wyobraźni podsuwam mu guzik atomowy. Niech wciśnie, a cała Ziemia, wszystko w kosmos.... Daję i czekam. Naciśnie, nie naciśnie. Patrząc na prace Zawadzki obawiam się, że mogłaby nacisnąć, właściwie już dała próbkę i to lekką ręką. Jej prace dają wrażenie obcowania ze szkolną jeszcze energią, jakiejś ubranej na czarno licealistki z kółka plastycznego, która próbując rozwiązać problem, rozwiązuje wszystkie przez czysty nihilizm. Widać w tym także coś jeszcze młodszego, wcześniejszego, coś na kształt postawy - na złość mamie odmrożę uszy, czy utnę palce. Zresztą - taki właśnie przycięty palec możemy zobaczyć jako rzeźbę, oczywiście odpowiednio powiększony. No i czarny.

To zaś pięknie przenosi do fotografii Bownika i jego sposobu na ludzką omnipotencją na planecie Ziemia. Otóż pracując całe lata w agencjach reklamowych dowiedziałem się, że nie można rysować pociętych ludzi; jest to niezgodne z ogólną tendencją odbierania obrazów, humanizmu, człowieczeństwa, piękna etc. Tym bardziej z ciekawością patrzyłem na wszystkie wcześniejsze grafiki Zawadzki, gdzie pociąć i połączyć można wszystko. To samo widzę w albumie Bownika, ale z zupełnie innej perspektywy.

W przepięknym, subtelnym albumie „Dissasembly" zamieszczono kilkanaście zdjęć pociętych kwiatów, roślin jednorocznych, bylin czego tam jeszcze - ale co najważniejsze wszystkie z nich są złożone! Na nowo. Tu wystaje gąbeczka, która podtrzymuje łodygę, tu drucik przebija liść, aby utrzymać formę, za groszkami owoców widać plastelinę, do której są przyklejone.

Fotograf najpierw rośliny znalazł, potem pofantazjował na kartach starych atlasów przyrodniczych, jak będzie je ciął, potem pociął (moje dzieci krzyczące w lesie: on urwał gałąź!), a potem złożył na nowo. Czy to przeżyje? To już pytanie do nas wszystkich o to, co jest naturą, co harmonią, co rolą człowieka w tym całym ziemskim bałaganie.

Zdjęcia warto obejrzeć nawet niezależnie od wizyty na wystawie. Niemniej wydaje się, że to cięcie i składanie nie tylko korespondują, ale i uzupełniają postawę Zawadzki. Jeśli już jesteśmy takimi panami stworzenia, że wszystko możemy podzielić, zmienić i zniszczyć, nawet w imię zrzeczenia się naszej wątpliwej wyjątkowości, możemy też przywrócić mu piękno, składając na nowo.

Czy coś by zostało po wybuchu atomowym Zawadzki? Nie wiem, ale życzyłbym sobie potem Bownika, chodzącego i składającego świat na nowo. Nawet w 3D.