Prosta historia. Dąbrowski w Zachęcie

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Ta recenzja ma tylko trzy ilustracje, bo wrzucać zdjęcia Kuby Dąbrowskiego do sieci to jak dolewać wody do oceanu. W swojej antologii „Kocham fotografię" Adam Mazur zawarł zwięzłą charakterystykę ich autora: „Fotoedytor, fotokrytyk, fotograf, a przede wszystkim polski pionier blogów, guru pokolenia tumblrowców i selfpublishingu". Przesada? Wystarczy spojrzeć na jego pierwszy blog, a może, lepiej, ten aktualny, stronę z portfolio czy nawet profil na Instagramie. Właśnie dlatego w tym tekście nie ma zdjęć - przecież koń jaki jest, każdy widzi. Po co więc wystawa w Zachęcie, po co jakakolwiek wystawa, skoro wystarczy Google? Otóż, jak mówi sam „guru pokolenia", nawiązując do wyświechtanego już Marshalla McLuhana, inaczej się ogląda zdjęcia w sieci, a inaczej w galerii. Inaczej w małych, a inaczej w wielkich formatach. Inaczej jako reprodukcje na stronach albumu, a inaczej jako przedmioty zawieszone na ścianach. Dlatego wystawę Dąbrowskiego należałoby zrecenzować jako mniej lub bardziej spójną, lecz na pewno całościową formę artystyczną.

Fot.: materiały prasowe Zachęty Narodowej Galerii Sztuki
Fot.: materiały prasowe Zachęty Narodowej Galerii Sztuki

Ale najpierw powiedzmy o tym, co nie podlega dyskusji. Zdjęcia Dąbrowskiego są po prostu piękne. Łatwo dać się im uwieść. Łatwo się zakochać. Podobnie jak we wpadających w ucho utworach ze ścieżki dźwiękowej towarzyszącej wystawie: Tell me lies / Tell me sweet little lies / (Tell me lies, tell me, tell me lies), jak śpiewał w latach 80. Fleetwood Mac. Fotografie układać się mają nie tyle w w polski film obyczajowy, jak informuje tytuł wystawy, ile raczej w dokumentalny. Jak wszyscy wiemy z kultowej wypowiedzi inżyniera Mamonia, w polskim filmie jest nuda, dialogi niedobre, brak akcji, tymczasem tutaj dzieje się i to dużo. Począwszy od młodzieżowych fascynacji Ameryką na Podlasiu, koszykówką, nostalgię za komiksami z Tytusem, złotymi latami disco polo, przez dorastanie, bliższych i dalszych przyjaciół, związek, intymne chwile z dziewczyną, później dziecko, codzienność... „Lubię jego zdjęcia. Nie mam wielkiej potrzeby pisania, czym są, a czym nie. Są proste i zazwyczaj to, co na nich widać, jest tym, czym jest naprawdę" - pisał przy okazji jego wystawy w białostockim Arsenale Wojtek Kocołowski. Sam Dąbrowski na oprowadzaniu w Zachęcie twierdził prostodusznie: „Na tej wystawie nie ma więcej, niż na niej jest". Równie dobrze mógłby powiedzieć familiarnie: Proszę, oto ja, jestem do was podobny, miałem fajne dzieciństwo, które z przyjemnością wspominam, a teraz jestem szczęśliwym ojcem, mam seksowną dziewczynę i fajne życie. Wy też, prawda?

Nie bez powodu na jednej ze ścian wisi małe zdjęcie z komiksu Papcia Chmiela z wyciętą twarzą Tytusa, zamiast której znajduje się legitymacyjna sugestia: „Tu wklej swoje zdjęcie". A zatem z autorem, a zarazem bohaterem tej wystawy należy się utożsamić, wejść w jego skórę, jak na wciągającym filmie, przypomnieć sobie wszystko to, z czym wiąże się dzieciństwo i dorastanie w polskich latach 80. i 90. oraz współczesne zakładanie rodziny. Jeśli urodziłeś się wcześniej niż w latach 70., no to sorry. Przynajmniej postaraj się wczuć w ten klimat.

Dla smakoszy i znawców znajdą się tu odniesienia do ikonicznych zdjęć klasyków fotografii, dla wiernych fanów kilka realizacji przygotowanych specjalnie do Zachęty, a dla spragnionych emocji mas dużo, naprawdę dużo sentymentalizowania. Cały ten „film" ocieka nostalgią. Gumy Turbo, Tytus, „Test Drive 3" na peceta, Chevrolet Impala z 65. przerobiony na lowridera, osiedla z wielkiej płyty, NBA, "Sonet dla miłości" zespołu Akcent, rodzina, przyjaciele w objęciach, niemowlę, niemowlę, niemowlę (wszędzie niemowlę)... Do wielu z tych zdjęć nie potrzeba nawet instagramowych filtrów, bo ich kolory same z siebie są zdeformowane, wzrok kalibruje się automatycznie do sposobu oglądania zdjęć z dzieciństwa. Ta wystawa urzeka.

Fot.: materiały prasowe Zachęty Narodowej Galerii Sztuki
Fot.: materiały prasowe Zachęty Narodowej Galerii Sztuki

Czy zatem film Dąbrowskiego to łzawy dramat, naśladujący amerykańskie produkcje obyczajowe aspirujące do Oscara? Na szczęście nie, choć miejscami się o niego ociera. To produkcja, o której marzy polska kinematografia - trafiająca we wrażliwość większości odbiorców, prosta, przyjemna, umiejętnie odwołująca się do emocji, zawierająca nagość w rozsądnych dawkach, wywołująca uśmiech radości, a nie kpiny. Dlatego Dąbrowskim zainteresuje się zarówno hipsterski magazyn „Vice", jak i wyspecjalizowany „Obieg", zawsze jednak przywołując w jego kontekście, już w samym tytule artykułu, swojskie słowo „chłopaki". Bo ten fotograf to właśnie taki chłopak z sąsiedztwa, którego większość opowieści jest znana, ale i tak słucha się ich z przyjemnością, bo Dąbrowski to taki sympatyczny gość - jak my.

Jak więc ocenić prezentację w Zachęcie? Oglądając ją, miałem w pamięci jedną z pierwszych (jeśli nie pierwszą w ogóle) jego wystawę w białostockiej galerii Arsenał, sprzed dziesięciu lat. Różnica jest kolosalna. Tamtą wystawę realizował student ostatniego roku socjologii na UJ-ocie, który dopiero od niedawna studiował w Instytucie Twórczej Fotografii w Opawie. W Białymstoku wszystko było pod linijkę: zdjęcie osoby plus słuchawki, z których leciała jej ulubiona muzyka. Zdjęcie przechodnia i informacja, co go denerwuje. Jak w badaniach statystycznych. Od tamtego czasu Dąbrowski przebył długą drogę.

W Zachęcie fotografie mają różne formaty, od monumentalnych po niemal legitymacyjne, czasem wzrok grzęźnie jednak w monotonii i automatycznie traci ostrość. Wszystkiemu patronuje rozbita na kilka ujęć monumentalna koszulka Nike z Michaelem Jordanem - wielki pomnik nostalgii. W końcu, w ostatniej sali, następuje zmasowany atak obrazów lecących naprzemiennie z dwóch projektorów. Głowa obraca się to w jedną, to w drugą, próbując za wszystkim nadążyć. Dużo tego.

Tą wystawą Zachęta otworzyła się na nową publiczność. Jeśli taki był plan, to się powiódł.

 

Kuba Dąbrowski, „Film obyczajowy produkcji polskiej", Zachęta, Warszawa, 1.02 - 16.03.2014

Fot.: materiały prasowe Zachęty Narodowej Galerii Sztuki
Fot.: materiały prasowe Zachęty Narodowej Galerii Sztuki