Marek Wasilewski i Tomasz Wendland – dwa głosy na temat Arsenału

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
W ostatnich dniach Poznań stał się areną bezprecedensowego konfliktu. Unieważnienie konkursu na dyrektora Arsenału oraz zapowiedź likwidacji galerii i zastąpienia jej przez dotowany z budżetu miasta NGO wzbudziła wielkie emocje. Poza kwestią klarowności procedur pojawił się problem relacji władz miasta i środowiska kultury oraz instrumentalizowania organizacji pozarządowych. O opinię na temat tej sytuacji poprosiliśmy dwóch kandydatów startujących w unieważnionym konkursie na dyrektora Miejskiej Galerii Arsenał, prof. Marka Wasilewskiego oraz Tomasza Wendlanda.

 

Rozmowa z Markiem Wasilewskim

Mikołaj Iwański: Zacznijmy od tego, że kilka dni temu w artykule w poznańskiej Gazecie Wyborczej skojarzono cię z Platformą Obywatelską.

Marek Wasilewski: Nie należę do żadnej partii politycznej. Uważam, że intelektualiści, artyści, ludzie nauki nie powinni angażować się w działalność partyjną, by nie musieć, jak to często bywa, połykać swoich słów podczas kolejnego zakrętu, kiedy „mądrość etapu" nakazuje zmianę poglądów. Dotyczy to zarówno formacji prawicowych, jak i lewicowych. Zaangażowanie polityczne w kulturze powinno iść znacznie głębiej, powinno być działalnością krytyczną w dobrze pojętym interesie ogółu. Jestem oczywiście kojarzony z przewodniczącym poznańskiej PO Rafałem Grupińskim. Tego skojarzenia się nie wypieram ani się go nie wstydzę. Rafał Grupiński w 1985 roku założył w podziemiu pismo „Czas Kultury", którego od ponad dziesięciu lat jestem redaktorem naczelnym. Gdybyś przeanalizował jego zawartość, zobaczyłbyś, że nie jesteśmy think tankiem Platformy, tylko niezależnym pismem o kulturze i przemianach we współczesnym świecie. Kiedy studiowałem na poznańskiej PWSSP Rafał Grupiński wykładał tam historię kultury. Były to wspaniałe spotkania. Podczas studiów miałem szczęście spotkać jeszcze kilka takich osobowości, np. Jerzego Ludwińskiego, Izabellę Gustowską czy Antoniego Mikołajczyka. Oni pokazywali nam, że sztuka łączy się także ze sferą odpowiedzialności wykraczającej poza nią samą. To między innymi dzięki nim od dwudziestu lat zajmuję się sztuką i biorę udział w konkursie na szefa Arsenału.

M.I.: Jak mógłby wyglądać zawieszony właśnie konkurs na dyrektora Arsenału w wariancie optymistycznym i realistycznym?

M.W.: Taki konkurs powinien być transparentny. Przerywając konkurs zastępca prezydenta miasta powołał się na jego regulamin. Kłopot polega na tym, że regulamin konkursu nie został podany do wiadomości. Jako jego uczestnik nie zostałem nawet oficjalnie powiadomiony o jego odwołaniu. Jeżeli władze jednego z ważniejszych i ambitniejszych miast w Polsce ogłaszają konkurs na dyrektora ważnej instytucji kultury, to nie powinny w trakcie jego trwania zmieniać zdania. Tu warto wspomnieć o kosztownym i bezsensownym konkursie na przebudowę Arsenału, który został przeprowadzony przy całej świadomości, że zwycięski projekt nigdy nie zostanie zrealizowany. Warto też zauważyć, że dotychczasowy dyrektor galerii nie postarzał się magicznym sposobem w ciągu dziesięciu dni. Na dyskusję o eksperymentach było kilka lat. Oczekuję więc, że władze Poznania wycofają się ze swojej pochopnej decyzji i konkurs będzie kontynuowany, a galeria będzie funkcjonować tak, jak powinna.

M.I.: Jak skomentujesz ten fragment uzasadnienia decyzji o zawieszeniu konkursu, który wskazuje na chęć ochrony środowiska poznańskich organizacji pozarządowych, z którymi rzekomo ma być związana większość kandydatów?

M.W.: Bardzo szeroko się uśmiechnąłem, słysząc te słowa. Mam wrażenie, że troska o stan NGO'ów w Poznaniu jest nowym olśnieniem władz mojego miasta.

M.I.: Da się ją dostrzec w innych sytuacjach?

M.W.: Odpuściłbym sobie złośliwości, bo w tym momencie są one bardzo łatwe. Nie mogę jednak nie wspomnieć powstałego niedawno Pawilonu Nowa Gazownia. Byłem zaangażowany w ten projekt, apelowaliśmy do prezydenta Grobelnego, żeby w ramach eksperymentu oddał Pawilon w zarząd organizacjom pozarządowym. Dowiedzieliśmy się, że jest to niemożliwe z przyczyn prawnych. Pawilon został przejęty przez instytucję miejską, poznańską Estradę i tętni życiem... Dwa razy do roku.

M.I.: Załóżmy, że zaprezentowany na konferencji prasowej plan Prezydenta Grobelnego powiedzie się i Arsenał zostanie zlikwidowany. Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie Poznań, bardzo silny ośrodek akademicki z dużą profesjonalną publicznością, bez galerii miejskiej?

M.W.: Nie wyobrażam sobie. Myślę, że Pan Prezydent również sobie tego nie wyobraża. Chętnie przyjąłbym za dobrą monetę te deklaracje, które mówią, że rzecz nie zmierza do likwidacji galerii, ale raczej do zwiększenia jej atrakcyjności i efektywności. Myślę, że dotykamy szerszego problemu. W Poznaniu działa Uniwersytet Artystyczny, jedna z najlepszych uczelni artystycznych w kraju, silnie zauważalna również w perspektywie naszej części Europy. Ten uniwersytet w naturalny sposób gromadzi wokół siebie bardzo żywe środowisko artystyczne, które pozbawione jest właściwego narzędzia ekspresji. Przez długie lata mieliśmy w Poznaniu do czynienia z fenomenem małych galerii prowadzonych przez samych artystów czy kuratorów na zasadach bliskich miejskiej partyzantce, ale widać wyraźnie, że ten ruch uległ załamaniu. Z jednej strony spowodowały to warunki ekonomiczne, z drugiej kluczowa okazała się siła przyciągania, jaką generuje metropolia warszawska. W tym kontekście widać, że zabrakło podpory instytucjonalnej umożliwiającej wystawianie sztuki współczesnej. W przeciwieństwie do Krakowa, Torunia, Wrocławia i oczywiście Łodzi, nie ma w Poznaniu instytucji o randze centrum sztuki współczesnej z prawdziwego zdarzenia. Trzeba otwarcie powiedzieć, że na tym polu sytuacja w Poznaniu jest dramatyczna. Muzeum Narodowe w Poznaniu nie interesuje się sztuką współczesną w ogóle, co obrazuje postać jego konserwatywnego dyrektora, jego zainteresowania i przekonania. Tutaj nie znajdziemy sojusznika. Pomijając fakt, że sama architektura muzeum i jego możliwości są skandaliczne. Nie nadaje się ono do prezentowania sztuki współczesnej. Nie najlepiej wygląda też kondycja samej galerii Arsenał, która robiła ważne rzeczy, ale było ich zdecydowanie za mało. To był powód, dla którego zdecydowałem się startować w konkursie. Ostatnim elementem tego krajobrazu pozostaje sektor prywatny: Galeria Piekary czy fundacja Art Stations. Ale to wszystko są satelity, brakuje silnego punktu odniesienia, wokół którego mogłyby krążyć.

M.I.: Jaką dałbyś odpowiedź na pytanie o relacje i proporcje tych trzech elementów: instytucji publicznych, pozarządowych i komercyjnych?

M.W.: To bardzo skomplikowana kwestia, o której wiele już napisano. Taki splot relacji generuje oczywiście wiele patologii, konfliktów interesów. Kluczowe w sytuacji Poznania jest zrozumienie, że te elementy są ze sobą bardzo mocno sprzężone. Jeśli mamy do czynienia z uwiądem sektora publicznego, to trudno się spodziewać, że w jego miejscu wyrośnie bujny sektor komercyjny. W dłuższej perspektywie te trzy sfery wzrastają w tempie skorelowanym ze sobą.

M.I.: A jaka jest rola galerii publicznej, miejskiej?

M.W.: Pamiętajmy, że sektor instytucji publicznych w prezentowaniu sztuki współczesnej nie służy do rynkowego pozycjonowania artystów, ani do subtelnych środowiskowych gier. Sztuka, jak pisał w swoim niedawnym manifeście prof. Turowski, jest niezbędnym elementem dyskursu w społeczeństwie demokratycznym. Jest sposobem komunikowania wielu istotnych wartości i ta funkcja może być w sposób ciągły realizowana tylko w ramach publicznej sfery wystawienniczej. Bliska jest mi także koncepcja Muzeum Krytycznego Piotra Piotrowskiego. W przełożeniu na galerię miejską moglibyśmy rozumieć ten projekt jako potrzebę istnienia instytucji krytycznej, która byłaby nie tylko krytyczna wobec sztuki i rzeczywistości społecznej, ale także wobec siebie. Zarówno Piotrowski, jak i Turowski definiują demokrację jako pole konfliktu. Sztuka dostarcza społeczeństwu demokratycznemu ważnych narzędzi do analizy rzeczywistości, które pozwalają te konflikty lepiej zrozumieć. Jak pisał Zygmunt Bauman, sztuka „oferuje azyl prawdzie", ale ta prawda nie jest rozumiana w sposób wykluczający, tylko polifoniczny. Sztuka zatem posiada potencjał przekraczania podziałów. Galeria Miejska ma dwa kluczowe zadania: po pierwsze promocję sztuki współczesnej na najwyższym poziomie możliwym w danym miejscu i czasie, po drugie na wytworzeniu płaszczyzny spotkania ze sztuką i wartościami, które ona niesie dla wszystkich mieszkańców miasta. Kiedy mówię: wszystkich, mam na myśli wszystkich, od Prezydenta do przedszkolaka. Temu zadaniu nie podoła żadna galeria komercyjna, dlatego takie miasto, jak Poznań, potrzebuje silnej i niezależnej galerii publicznej.


Rozmowa z Tomaszem Wendlandem

Mikołaj Iwański: Jak skomentujesz sytuację, jaka wynikła po zawieszeniu konkursu na dyrektora Arsenału?

Tomasz Wendland: Pianę można bić z wielu powodów. Nie akceptuję tego, bo często staje się to celem samym w sobie. Poznań jest kolejny raz w klinczu nieufności między władzą a środowiskiem. Jestem tym zmęczony. Staram się spojrzeć na tę sytuację z pewną nadzieją. Obie strony popełniają błędy i obie strony mają wartościowe założenia. Uważam że konkurs na dyrektora Arsenału powinien odbyć się w marcu, tak, by nowy dyrektor miał czas na przygotowanie galerii do kolejnego sezonu. Pomysł „zresetowania" galerii jest innowacyjny i uzasadniony, a nawet konieczny, niemniej jednak jestem zaskoczony przerwaniem konkursu. Nie wiem, czy teraz nie byłoby dobrze powołać nowego dyrektora na trzyletnią kadencję i w tym czasie przygotować solidną bazę na przyszłość dla nowej Galerii Miejskiej Arsenał. Przez kolejne półtora roku galeria będzie dryfować pod prowizorycznym kierownictwem, w prowizorycznym kierunku, nie pozyskując znacznych środków w wyniku długoterminowej strategii.

M.I.: A sposób podania tej decyzji?
T.W.: Na pewno z punktu widzenia pracowników Arsenału powstał duży dyskomfort. Czują się teraz, jakby byli na wylocie. Emocjonalnie jestem po ich stronie, bo nie jest to przyjemna sytuacja. Ja sam do zeszłego roku pracowałem wyłącznie w ramach sektora pozarządowego, więc jestem przyzwyczajony do tego, że sam muszę się o siebie martwić. Ludzie w Arsenale i tak zarabiali marnie, a ich praca wymagała dużego zaangażowania.

M.I.: Najczęstszym argumentem na konferencji w Urzędzie Miasta był ten o otwarciu możliwości pozyskiwania funduszy zewnętrznych.

T.W.: Niestety, jeśli konkurs zostanie rozstrzygnięty na początku przyszłego roku, to nie będzie szans na aplikowanie o fundusze na projekty 2014/15. Nowy dyrektor będzie miał do dyspozycji jedynie dość skromne środki od miasta i niewiele więcej. Ucierpi na tym program. Wariant zakładający likwidację galerii i powołanie nowej instytucji skutecznie pozyskującej fundusze będzie bardzo trudny do wykonania.

M.I.: A jak oceniasz sam pomysł przekazania zarządzania tą instytucją sektorowi pozarządowemu?

T.W.: Pomysł oczywiście jest dobry, ale padło za mało konkretów. Mam nadzieję, że się pojawią, żeby móc to ocenić w sposób kompetentny. Na podstawie samego komunikatu Urzędu Miasta mam poczucie, że jest za dużo znaków zapytania i za dużo przestrzeni do gdybania, które powodują, że znowu uciekamy od kreatywnej, pozytywnej rozmowy ku celebrowaniu różnych napięć i eskalację animozji wewnątrzśrodowiskowych. Nie służy to nikomu.

M.I.: Nie uważasz, że przekazanie galerii w ręce sektora pozarządowego może spowodować wpisanie sytuacji konfliktu na stałe w funkcjonowanie galerii?

T.W.: Dla mnie najważniejsze jest to, że wciąż będzie istnieć galeria Arsenał, którą ktoś otrzyma do prowadzenia na minimum trzy lata. Ten okres byłby oczywiście za krótki. To zdecydowanie za mało, żeby przygotować projekty, pozyskać fundusze i doprowadzić je do końca. Do tego dochodzą problemy związane z wdrożeniem zmian w funkcjonowaniu samej instytucji. Od miasta oczekiwałbym, że zagwarantuje stabilne warunki pracy dla zwycięzcy konkursu - umożliwi to m.in. współpracę z partnerami zagranicznymi oraz planowanie w perspektywie czasowej dającej szanse na pozyskanie naprawdę poważnych środków. To wszystko wymaga dużej kultury współpracy z obu stron.

M.I.: Jak widziałbyś funkcjonowanie galerii miejskiej w optymalnym wariancie?

T.W.: Popieram pomysł władz miasta, żeby przekazać zarządzanie galerią instytucji pozarządowej, pod warunkiem, że będzie to prowadzić do rozszerzenia współpracy z tym sektorem. Nie wyobrażam sobie, żeby doprowadziło to do swoistego zmonopolizowania sceny artystycznej w mieście. Jestem zawsze za dialogiem i współpracą.

M.I.: Czy potwierdzasz, że Fundacja Mediations Biennale będzie brać udział w przyszłym konkursie?

T.W.: To zależy oczywiście od warunków. Muszę wiedzieć, w czym tak naprawdę biorę udział. Skoro startowałem w konkursie dyrektorskim, to widzę sens w zaangażowaniu się również i fundacji. Jako inicjatywa oddolna mamy wartościowe doświadczenie w inicjowaniu działań artystycznych, prowadzeniu instytucji mimo skromnych możliwości, pozyskiwaniu środków zewnętrznych i tworzeniu międzynarodowej sieci relacji partnerskich. Fundacja buduje swoje doświadczenie od 1989 roku, od Międzynarodowego Sympozjum „Cywilizacja i Kultura", przez 15 lat realizacji Międzynarodowego Festiwalu Inner Spaces, Centrum Sztuki Współczesnej Inner Spaces przy ulicy Jackowskiego przez kolejne 9 lat. Co roku realizowaliśmy około 20 projektów w Polsce i na świecie, w tym pierwsze wystawy sztuki współczesnej z Japonii i Chin w Polsce. Miasto gwarantowało nam jednak jedynie dofinansowanie jednej imprezy rocznie - festiwalu Inner Spaces. Remontowaliśmy budynek i pokrywaliśmy wszystkie koszty stałe z własnych środków.

M.I.: Jak odczytujesz intencje Prezydenta i jego urzędników w ramach tej sytuacji?

T.W.: W moim odczuciu zależy im przede wszystkim na udoskonaleniu instytucji od strony racjonalnego wykorzystania stałego budżetu i jego planowania. Powinno to pomóc zarówno w osiągnięciu celów artystycznych, promocyjnych miasta, jak i zagospodarowania starego rynku, który ostatnio trochę podupadł.


Polecamy również:
Prezydent Poznania unieważnił konkurs na dyrektora Arsenału
Mikołaj Iwański, „«Słowiański thatcheryzm». Komentarz do unieważnienia konkursu na dyrektora Arsenału"
Monika Weychert Waluszko, „Poznań know-how & go go"