Wszystko jest pracą – a jest coś takiego jak wypoczynek?

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

W jednej z przerw w kartkowaniu zbioru tekstów „Praca i wypoczynek” pod redakcją Krzysztofa Gutfrańskiego, wydanego przez Instytut Sztuki Wyspa w Stoczni Gdańskiej, przeczytałem na profilu społecznościowym Dmitrija Vrubla, jednego z najbardziej zaangażowanych w sprawę Pussy Riots rosyjskich artystów emigrantów, taką oto wiadomość: „Szokujący incydent miał miejsce podczas ceremonii w synagodze na Park Avenue na Manhattanie! Rosyjskojęzyczny dziennikarz Władimir Grzonko podszedł do innego rosyjskiego dziennikarza, Leonida Komarovskiego, najpierw wylał temu w twarz zawartość swego kieliszka, potem ten swój kieliszek stłukł, a następnie pociął szkłem Komarovskiemu twarz w kilku miejscach. Ofiara tego incydentu, pan Komarovski tak skomentował to wydarzenie: „Pan Grzonko początkowo obraził się na mnie, ponieważ próbowałem mu wyjaśnić jak powinno się prawidłowo akcentować słowo досуг (ros. – wypoczynek ). Najpierw okazał mi swój gniew w biurach radia Davidson, a następnie w trakcie przekąski w synagodze”. A więc wnioskuję, że akcentowanie wypoczynku to temat jak najbardziej współczesny, pełen kontrowersji i zwracający uwagę przynajmniej pewnego grona artystów i osób związanych ze sztuką.

Wracając do książki. Krytyk złośliwy pewnie powiedziałby, że takie zbiory nie mają sensu, ponieważ i tak nie da się dziś wydzielić pracy od wypoczynku. Bo pracą jest wszystko, łącznie z surfowaniem w internecie i dzieleniem się ze znajomymi darmowymi treściami na portalach społecznościowych, oglądaniem telewizji, chodzeniem na wystawy, do kina, teatru, na koncerty i wszelkie imprezy. Uczestnictwo w coraz większej liczbie wydarzeń powoduje zmniejszenie tego, co nazywamy wypoczynkiem (jeżeli rzeczywiście coś takiego jeszcze w ogóle w naszych czasach jest). Nawet sam proces wyboru tak zwanych rozrywek to też nic innego jak praca, jedno z najbardziej skomplikowanych działań współczesnego człowieka. Im więcej wydarzeń, tym więcej pracy, a stąd tylko jeden krok do frustracji powodowanej przez świadomość nietrafnych wyborów. Życie to praca. Pracuję, więc żyję. Praca podejmowania decyzji stworzyła człowieka. Można też nie wybierać nic z tego, co jest nam oferowane. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że to właśnie prawdziwą współczesną sztuką jest przywracanie nam możliwości wybierania opcji „nie chcę”, innymi słowy przyjęcia postawy Bartleby'ego, kopisty z opowiadania Hermana Melville'a, ostatnio dosyć często przypominanym przez różnych autorów. W „Pracy i wypoczynku” pisze Ben Kafka o nim w tekście „Podganianie roboty papierkowej” (2011).

Odpoczywamy (może?) tylko wtedy, kiedy życie się zatrzymuje lub kończy. A więc wypoczynek, w tym kontekście to coś metafizycznego, coś, do czego tak naprawdę nie mamy świadomego dostępu oprócz tych chwil obcowania ze sztuką (?) czy wiecznością. Czyżby to rodzaj odmiennego stanu świadomości? Tak jak sen? Rodzaj otępienia? Odpoczywamy, kiedy znajdujemy się w alternatywnych stanach umysłu, ale psychologowie twierdzą, że i tak nie da się doświadczyć w najwykwintniejszych nawet halucynacjach czegoś, czego nie doświadczyliśmy w stanie świadomości.

Żyjemy w czasach, gdy dzieci najczęściej bawią się w tak zwaną pracę. Czasami robią to z lekką kpiną. Czasami jest to mieszanka pracy domowej i zabawy. Czasami też dzieci ciężko pracują, wcale się nie bawiąc, i nie mam na myśli pracy kreatywnej.

Na ich szczęście dzisiejsi wymagający krytycy potrafią dostrzec elementy rozrywki tam, gdzie mniej krytyczne osoby nie potrafią. Jestem pewien, że jeżeli zdecydują się oni i wezmą do rąk zbiór „Praca i wypoczynek”, odkryją już w jednym z pierwszych tekstów, napisanym w 1905 r. przez Maxa Webera („Asceza i duch kapitalistyczny”), prawdziwą strefę odpoczynku, drogie perełki uciechy: „Teatr był dla purytanina czymś grzesznym, a przy rygorystycznym wykluczeniu wszelkiej erotyki i nagości brakło w literaturze i w sztuce miejsca na bardziej radykalne podejście”; zabawnie też zabrzmią przypisy 10 i 26, w których Weber omawia króciutko grzechy niepotrzebnego gadania, bezczynności i lenistwa.

Dla wszystkożernego czytelnika, jak ja, oprócz Webera, którego nigdy nie umiałem przeżuć do końca, reszta tekstów będzie rewelacyjna, a nawet wstrząsająca. Wszystkie opisują jakby to samo – pracę i wypoczynek – ale czasoprzestrzenie, perspektywy i style autorów razem tworzą niesamowitą kolekcję; taki rodzaj alternatywy dla Biblii, na zasadzie: „Dlaczego nie zacząć by w takim razie od demontażu władzy Kościoła...”1


Pozwolę sobie na zacytowanie tylko kilku kluczowych punktów z tej książki, w ich kolejności występowania. Kilku, bo nie chcę przeciążyć się pracą. A więc słuchajcie.

W przeciwieństwie do obecnych teoretyków sztuki politycznej, którzy skarżą się, że w sztuce współczesnej treść została zdecydowanie pokonana przez formę i że to jest wielka porażka sztuki w ogóle, Borys Arwatow w swoim tekście „Proletariat i sztuka lewicowa” (1922) stawia tezę, że w sztuce lewicowej chodzi przede wszystkim o nową, rewolucyjną formę. „Treść – pisze Arwatow – to przecież nic innego jak społeczny cel formy. Wystarczy wykorzystać formę w sposób celowy, a natychmiast wypełni się treścią”.


Za najbardziej kontrowersyjny tekst tego zbioru uważam „Smutek postworkeryzmu, albo coś w rodzaju recenzji konferencji Sztuka i praca niematerialna” autorstwa Davida Graebera, w którym wskazuje on doskonale wszystkie te bezmyślne czekania na proroka w tym, co nazywamy teorią krytyczną. Przeczytałem ten tekst jednym tchem2. Prawie na każdej stronie było jakieś zdanie, które niczym porażenie prądem w terapii szokowej może indukować drgawki! Między innymi Graeber pisze też o Franco (Bifo) Berardim, który według Graebera na spotkaniu w Londynie rzekł, co następuje: „Jedyną formą efektywnego działania politycznego jest samobójstwo. Sztuka i życie uległy stopieniu, i jest to katastrofa”.

Przeczytałem to akurat po tym, jak odkryłem w internecie przez absolutny przypadek kilka prac wideo artystki o nicku Mescallito (później dowiedziałem się, że chodzi o Tusię Jurminskoją, młodą aktywistkę, squaterkę i dziennikarkę). Jej filmy, jak prace wielu innych wschodnioeuropejskich artystów, są dobrym przykładem tego, że nawet jeżeli jest coś katastroficznego w stopieniu życia i sztuki, to tylko w sensie rewolucyjnym - zdobycie otóż podmiotowości przez osoby, których głos został wyeliminowany z publicznego dyskursu. Nowe media niejako udzielają głosu osobom z marginesu, jak to podkreślał nieaz Krzysztof Wodiczko. Warto też przypomnieć sobie tu słowa Bolesława Prusa: „Sztuka [...] nie podstawia urojeń i złudzeń zamiast prawdy, ale z rzeczywistości wydobywa treść piękna i uczy ją odnajdywać w życiu codziennym, które w języku idealistów nazywa się «szarym» i «płaskim»”. Żyłem niesamowitymi filmami Tusi Jurminskiej kilka dni z rzędu, jakbym był podłączony do gniazda z metafizycznym wielowoltowym prądem. Nawet mocniejszym niż prąd Graebera i podanym bez fluktuacji! A tutaj taki retoryczny pesymizm u Bifo!

„Praca i wypoczynek”, pod redakcją Krzysztofa Gutfrańskiego, Instytut Sztuki Wyspa, Gdańsk,

Miałem okazję skonfrontować z Bifo te jego zdania na niedawnym (21.02.2013) spotkaniu w CSW Zamku Ujazdowskim. Okazuje się, że David Graeber i Bifo to dobrzy przyjaciele. Według Bifo tekst Graebera to raczej wnikliwy komentarz niż ostra krytyka. Autor – tzn. i on, ale też i Graeber – musi używać rozmaitych technik, aby zwrócić uwagę czytelników na swoje opinie. Dowiedziałem się, że Bifo po prostu pracuje nad następną książką o samobójstwie, sztuce i polityce i dlatego właśnie grał tymi słowami na spotkaniu w Londynie. Sam Graeber też pisze o swoim tekście: „Trudno uznać powyższe postrzeżenia za szczegółową analizę formowania wartości w świecie sztuki. To zaledwie szkic wstępny w stanie surowym. Jednak wydaje się on tysiąckrotnie bardziej konkretny od czegokolwiek napisanego przez teoretyków pracy niematerialnej”. Mam ochotę dodać w tym miejscu smajlika.

Jeżeli już chodzi o dzieło sztuki – i mając na myśli wytrawne filmy Jurminskiej – to od określeń Graebera wolę definicję Hanny Arendt, wielokrotnie w tym zbiorze cytowaną, definicję podsumowaną elegancko przez Stanleya Aronowitza i Williama Difazio w ich tekście „Przyszłość bez pracy?” (1996): „[Dzieło sztuki] pozostaje najdoskonalszym repozytorium, miejscem zamieszkiwania, gdzie spotykają się myśli i działania, mierzy się siły na zamiary, nie zamiar podług sił i, co najważniejsze, gdzie homo faber prowadzący vita activa, może tworzyć trwały świat”. I trochę dalej: „Kiedy polityka staje się niemożliwa, bo wszelkie działania wyczerpują się w pracy, czy też, dokładniej, w nauce, która jest najpotężniejszą siłą nowoczesności, Arendt oznajmia tonem tragicznym, ale z triumfem, że lepiej nie robić nic i być samotnym”.

„Najpoważniejszym problemem według Paula Lafargue'a” – jego burzący umysł tekst z 1880 r., „Prawo do lenistwa”, również znajduje się w tym zbiorze –„ jest to, że etos pracy nie pozwala nam zbliżyć się do aktu [transformacji lub tworzenia]”. - pisze Marina van Zuylen w tekście „Pochwała lenistwa” z 2003 r. Ciekawe, że to samo głosił i Bifo w trakcie spotkania w Zamku: „Ludzie – mówił – PRZESTAŃCIE PRACOWAĆ!”. Wydaje się, ze to idea, z którą zgodziłaby się większość autorów zamieszczonych w tej książce tekstów.


„Można wręcz powiedzieć, że polityka sztuki to ślepa plamka dużej części współczesnej sztuki politycznej.” pisze Hito Steyerl w tekście „Polityka sztuki...” (2010). I dalej: „co jest dzisiaj tyleż częstym, co absurdalnym zjawiskiem, sztuka radykalna bywa sponsorowana przez najbardziej drapieżne banki, handlarzy bronią, jest przy tym dobrze osadzona w retoryce marketingu, brandingu i współczesnej inżynierii wielkiego miasta”. Steyerl, tak samo jak Arendt, uważa, że sztuka w swoich najlepszych wydaniach to fantastycznie kosmopolityczna arena, wspólnota, przestrzeń działania, energii i pragnień, to miejsce pracy, konfliktu i … zabawy – miejsce kondensacji sprzeczności kapitalizmu oraz niezwykle zabawnych (kiedy indziej ponurych) nieporozumień między globalnym a lokalnym.

Tekst Lafague'a, serce zbioru, jest nadal niesamowicie aktualny. Można na przykład przez jego pryzmat interpretować nawet pewne dzieła dzisiejszego kina – n.p. fantastyczna postać M. Merde z „Holy Motors” (2012) Leosa Caraxa to bardzo dokładne odbicie postaci burżuja w ujęciu Lafague'a. Możliwe, że M. Merde był nawet inspirowany tym klasycznym, bardzo ważnym, choć trochę zapomnianym tekstem. Bardzo wnikliwe są też notatki do tego tekstu Lafague'a. Oto fragment notatki 10: „Indiańskie wojownicze plemiona Brazylii zabijają swych starców i kaleki. W ten sposób okazują im swe przywiązanie, kładąc kres życiu, którego nie radują już walki, uroczystości i tańce. U wszystkich narodów pierwotnych spotykamy podobne dowody miłości... Do niedawna przechowywano w kościołach szwedzkich tak zwane maczugi rodzinne, służące do uwalniania krewnych od cierpień starości”. Ale jest i inna notatka, nr 14: „W okresie ancién regime’u przepisy kościelne zapewniały robotnikom 90 dni odpoczynku [w roku] (52 niedziele plus 38 dni świąt kościelnych), podczas których praca była surowo zabroniona. Było to główne przestępstwo katolicyzmu, podstawowa przyczyna antyreligijności burżuazji przemysłowej i handlowej. W latach rewolucji, gdy tylko burżuazja zdobyła władzę, zniosła dni świąteczne, a siedmiodniowy tydzień zamieniła na dziesięciodniowy (!). W ten sposób lud odpoczywał jeden dzień na dziesięć. Burżuazja wyzwoliła robotników z jarzma kościelnego, by łatwiej przegnać ich w jarzmo pracy...”.


Ostatni tekst z tego zbioru (Kshiti Mohun Sena z 1931 r.). stanowi naprawdę smaczny deser. Jest to po prostu bajkowa historia-esej o Baulach. Nie wiem, czy to nie oni zainspirowali Tove Marikę Jansson, kiedy dodała do Muminków postać Włóczykija, lub Eno Rauda, kiedy wymyślał on Mufkę, Chrobotkę i Półbutka. Baulowie to ludzie niegodzący się na utrwalony porządek społeczny. Szaleni wygnańcy, podróżujący i nieczytający książek poeci, mówiący ze sobą tylko wierszami i metaforami: „Nie służę żadnemu panu, nie mają nade mną władzy nakazy, prawa ani zwyczaje. Ludzkie zaszczyty są mi obojętne. Rozkoszuję się radością, bo miłość mnie przepełnia. W miłości nie ma podziałów, lecz wieczna wspólnota. Więc raduję się pieśnią i tańcem z innymi”. Dobrze, że istnieją, że udało im się stworzyć społeczeństwo i że ta książka ich nam przypomina.


„Praca i wypoczynek”, pod redakcją Krzysztofa Gutfrańskiego, Instytut Sztuki Wyspa, Gdańsk, 2012, 470 stron. Książka wydana przy okazji wystawy pod tym samym tytułem w ramach festiwalu Alternativa.

„Praca i wypoczynek”, pod redakcją Krzysztofa Gutfrańskiego, Instytut Sztuki Wyspa, Gdańsk,

  1. 1. Słowa Geerta Lovinika w rozmowie przeprowadzonej przez Krzysztofa Gutfrańskiego „Pause to the People!” (przełom 2011-2012 r.), zamieszczonej w omawianym zbiorze tekstów.
  2. 2. Chciałbym dodać, że w trzecim zbiorze czytanek, już wydanym przez Instytut Sztuki Wyspa, zamieszczono nowy tekst Graebera, o konsumeryzmie. Nie przegapcie go!