W sierpniu ubiegłego roku szczeciński Urząd Miasta rozpisał przetarg na zarządcę szczecińskiej galerii miejskiej Trafostacja. Takie rozwiązanie umożliwia znowelizowana ustawa o prowadzeniu działalności kulturalnej, która weszła w życie na początku ubiegłego roku. Sposób przeprowadzenia procedury oraz jej finał pokazały, że nie do końca przewidziano konsekwencje nowych regulacji.
W przetargu zostały złożone dwie oferty – szczecińskiego Stowarzyszenia Zachęty Sztuk Pięknych i mało znanej firmy z Poznania Baltic Contemporary sp. z o.o. W dołączonych do ogłoszenia o przetargu warunkach trudno dopatrzyć się kontrowersji: kryteria oceny w 30% obejmowały cenę, a w pozostałych 70 dotyczyły oferty merytorycznej. Problem pojawił się w komisji przetargowej: nie znalazł się w niej żaden specjalista mogący dokonać kompetentnej oceny wniosków w kluczowym zakresie.
Oferta Zachęty została odrzucona z powodu błędu formalnego. Polegał on na wpisaniu w rubryce dotyczącej wynagrodzenia oferenta sumy planowanej dotacji, obejmującej zakładany całkowity koszt prowadzenia instytucji. Jako organizacja pożytku publicznego stowarzyszenie nie przewidziało osobnego wynagrodzenia za swoje usługi. Skierowane do komisji przetargowej pismo z korektą tej pozycji nie zostało uwzględnione, gdyż uznano, że zmienia ono istotne treści oferty. W ten sposób na placu boju pozostała tylko Baltic Contemporary, która w efekcie została wskazana przez komisję jako zwycięska. Od 1 listopada 2012 spółka jest zarządcą Trafostacji Sztuki.
Formalnie wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Ale rodzi się pytanie o jakość ich wykorzystania i przyświecające im intencje. Od momentu wejścia w życie ustawy niewiele było okazji, żeby przyjrzeć się praktycznemu zastosowaniu mechanizmu przetargowego w wyborze zarządzającego instytucjami kultury.
Oferta, którą wskazała komisja przetargowa w tym wypadku jest propozycją wysoce problematyczną. Spółka została założona już po ogłoszeniu przetargu, trudno więc o wykazanie się doświadczeniem. Część merytoryczna oferty z pewnością mogła zrobić wrażenie na członkach komisji, tyle że żaden z nich nie miał przygotowania, żeby dokonać jej rzeczowej oceny i weryfikacji. Jak wspomniała Agata Zbylut (szefowa szczecińskiej Zachęty) w wypowiedzi dla lokalnej „Gazety Wyborczej”, w ofercie wielokrotnie powoływano się na przyszłą współpracę z instytucjami, które na razie o istnieniu spółki nie mają pojęcia. Kuriozalne było umieszczenie w planach programowych spółki udziału jej przetargowego konkurenta – szczecińskiej Zachęty.
Najbardziej jednak kontrowersyjnym punktem oferty spółki Baltic Contemporary było wskazanie na Constanze Kleiner jako osobę o kluczowym znaczeniu dla wiarygodności oferty. Brak wykształcenia wyższego, wątpliwe osiągnięcia na polu kuratorskim, które w dodatku nie znalazły potwierdzenia w źródłach prasowych. Nadzwyczaj skromny dorobek powinien w zasadzie eliminować ją z grona kandydatów w konkursach dyrektorskich; trudno go też uznać za uzasadniający powierzenie kierownictwa instytucji wystawienniczej. Zwłaszcza że zostały do niego włączone projekty realizowane już po zwolnieniu Kleiner z Temporare Kunsthalle Berlin.
Źle też wróży to, że firma zamierza prowadzić działalność komercyjną na rynku sztuki. Nie wiem, w jaki sposób można połączyć misję zarządzania galerią publiczną z handlem sztuką, nie popadając w ostry konflikt interesów.
Wszystkie te wątpliwości zostały jednak odsunięte na bok – zwyciężyło podejście czysto formalne. Trudno obwiniać o to urzędników prowadzących przetarg, ale można mieć żal do decydentów, którzy zastosowali procedury przeniesione żywcem z innych dziedzin zamówień publicznych.
To, co się stało w Szczecinie, pokazuje konsekwencje wąskiego myślenia w stylu wczesnotransformacyjnym o zbawczej roli mechanizmów rynkowych w zarządzaniu kulturą. Trafostacja powstała jako efekt wysiłków szczecińskiej Zachęty Sztuki Współczesnej i wpisywała się doskonale w projekt rewitalizacji kultury wizualnej w tym mieście. Obok powstałej Akademii Sztuki miała stanowić naturalne zaplecze dla szczecińskich studentów, wykładowców i powiększającej się publiczności. Są miasta, jak choćby Poznań, gdzie wysokiemu poziomowi pracy dydaktycznej Uniwersytetu Artystycznego nie towarzyszy odpowiedni zapał miejskiej galerii, ale nie są to wzorce, które należałoby naśladować.
W tym wypadku ważną rolę odegrał też kiepsko świadczący o profesjonalizmie urzędniczym brak krytycyzmu w stosunku do międzynarodowego charakteru przetargu. Mam wrażenie, że członków komisji urzekło samo to, iż trafiła do nich oferta przygotowana w oparciu o dane z berlińskiego art world’u, które dla laika mogą być źródłem istotnego dowartościowania. Wyszło, niestety, bardzo prowincjonalnie. Ustawa pozwala na rozpisanie konwencjonalnego konkursu dyrektorskiego, gdzie ocena merytoryczna jest zagwarantowana w znacznie wyższym stopniu niż w przetargu – konieczne jest zasięgnięcie opinii środowisk twórczych czy związków zawodowych. Nie daje to oczywiście gwarancji podjęcia lepszej decyzji, ale pozwala mieć nadzieję, że propozycja zostanie oceniona przez osoby kompetentne. Uczciwy konkurs dyrektorski pozwala też na zgromadzenie większej liczby kandydatów, co w wypadku trybu przetargowego jest właściwie niewykonalne – ciężar przygotowania aplikacji oraz konieczność posiadania zaplecza w postaci podmiotu prawnego drastycznie tę liczbę redukują.
Skoro podjęto decyzję o powierzeniu kierowania Trafostacją Sztuki podmiotowi wybranemu w przetargu, wskazane byłoby wykorzystanie ustawowego trybu negocjacji z ogłoszeniem. Procedura ta jest stosowana w wypadkach, kiedy nie można z góry określić ceny zamówienia – pozwala na negocjowanie szczegółów zamówienia z oferentami spełniającymi wejściowe warunki oraz modyfikację niektórych wymagań w trakcie negocjacji. Z pewnością umożliwiłoby to realną konkurencję między podmiotami, a sama procedura zyskałaby na przejrzystości.
Ustawa o prowadzeniu działalności kulturalnej daje samorządowcom stosunkowo duże możliwości w zakresie wyboru sposobu, w jaki będzie zarządzana finansowana przez nich instytucja kultury. Być może jednak podczas przygotowywania ustawy nieco przeceniono kompetencje samorządowców oraz jakość nadzoru właścicielskiego na tym polu.
Historia ostatnich dwu dekad obfituje w sytuacje, kiedy to samorządowi decydenci beztrosko niszczyli dorobek podległych sobie galerii czy muzeów, z dużą arogancją traktując pracujących tam ludzi. W ten sposób potraktowano w ostatnich latach na przykład Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu, gdzie artyści ogłosili w końcu bojkot placówki. Podobna sytuacja miała miejsce w koszalińskim Muzeum Okręgowym, z którego wyrzucono pracującego nad dokumentacją plenerów osieckich Ryszarda Ziarkiewicza, zastępując go inicjatorem wystaw „Magiczne drzewko” czy „Świat toruńskiego piernika”. Ostatnim epizodem tego przygnębiającego przedstawienia jest powstanie słynnego warszawskiego Sloboplexu.
Problem z zarządzaniem instytucjami publicznymi ma wymiar zdecydowanie szerszy i nie dotyczy jedynie sfery kultury. Jest to problem transparentności i jakości procedur we wszystkich obszarach władzy samorządowej. Konkursy dyrektorskie są przeprowadzane z szacunkiem dla przepisów, ale nieraz przy jednoczesnym pogwałceniu zdrowego rozsądku. Wystarczy przejrzeć lokalne gazety pod kątem podobnych kontrowersji w takich dziedzinach, jak służba zdrowia, szkolnictwo czy komunikacja miejska. Instytucje kultury nie są tu żadnym wyjątkiem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mimo różnych niedociągnięć galerie i muzea podległe ministrowi kultury mogą jednak liczyć na znacznie większą niezależność i swobodę pracy.
Od lat 90. samorządowcy jawią się jako jedno z największych zagrożeń dla sztuki współczesnej. Jeśli prześledzimy historię politycznych nacisków i zamykanych galerii, to prawie w co drugiej sytuacji pojawia się grupa radnych, prezydent lub miejscy urzędnicy. Szczecińska sytuacja wpisuje się w tę smutną tradycję i dodaje do niej nową jakość: konkurencję rynkową.
Od redakcji:
Poniżej publikujemy fragment pisma, które zostało przesłane do redakcji obiegu w związku z tekstem Mikołaja Iwańskiego „Trafo ok., ale co ze sztuką?” Całość pisma znajduje się pod tym linkiem. Zgodnie z prawem prasowym tekst Mikołaja Iwańskiego będący odpowiedzią na treści zawarte w cytowanym piśmie nie może być zamieszczony równocześnie, dlatego opublikujemy go w czwartek.
„Zarzuty pod adresem Baltic Contemporary Sp. z o.o. zawarte w artykule Mikołaja Iwańskiego p.t. »Trafo ok., ale co ze sztuką?« są nietrafne i wynikają z nieznajomości praktyki biznesowej i przepisów o zamówieniach publicznych. Sugestie co do braku doświadczenia spółki są nieuprawnione. Dla realizacji wybranych przedsięwzięć często tworzy się tzw. spółki celowe. Wykonawca zgodnie z prawem może polegać na wiedzy i doświadczeniu, potencjale technicznym, osobach zdolnych do wykonania zamówienia lub zdolnościach finansowych innych podmiotów, niezależnie od charakteru prawnego łączących go z nimi stosunków (art. 26 ust. 2 ustawy Prawo zamówień publicznych). Podobnie ma się rzecz z wykazem placówek, z którymi zamierza współpracować zarządca Trafostacji. Specyfikacja Istotnych Warunków Zamówienia (Rozdział I ust. 2 pkt 4) wymagała wskazania i opisania sieci partnerstw lokalnych, krajowych i zagranicznych, z wyszczególnieniem nazw podmiotów, z którymi Wykonawca zamierza podjąć współpracę w okresie realizacji zamówienia. Chodziło o zamierzoną, potencjalną kooperację nie zaś o przedsięwzięcia skonkretyzowane w postaci formalnych porozumień. Nie wymagano składania jakichkolwiek dokumentów od podmiotów, z którymi planowana jest współpraca (co zrozumiałe, bo inaczej oferenci wzajemnie osłabialiby potencjał całej instytucji na przyszłość). Nie było także wymogu udowadniania wcześniejszej kooperacji z wytypowanymi placówkami. Zgodnie z warunkami przetargowymi przy podpisaniu umowy Spółka i zarządca złożyli oświadczenia o nie prowadzeniu działalności konkurencyjnej i to zobowiązanie wypełniają.
Dorobek zawodowy Pani Constanze Kleiner oraz podmiotów stanowiących jej własność jest powszechnie znany, a jego pozytywna ocena została zawarta w referencjach towarzyszących ofercie.
Mikołaj Sekutowicz – Prezes zarządu Baltic Contemporary Sp. z o.o.”
Czytaj więcej:
Mikołaj Iwański, Odpowiedź na zarzuty Baltic Contemporary