Zaangażowanie na rumuńskiej skórze kultury (transplantacja do Białegostoku i Warszawy). Wokół rumuńskiej sztuki krytycznej

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Michael Walzer pisze w swojej książce "Moralne maksimum, moralne minimum"1, że aktywność krytyczna jest czymś powszechnym i nieodzownym różnym sferom życia. Czasami przybiera formy dowcipne, czasami wulgarne, zręczne albo niezgrabne, bywa odważna albo nieśmiała. Mówi też, że codzienne historie krytyków są bliższe temu, co on nazywa "powszechną skargą". Potwierdzają to Luc Boltanski i Laurent Thévenot2, dostarczając argumentów socjologicznych, a także Władimir Wojnowicz, chociażby w powieści "Czapka". Bez wątpienia - pisał Walzer nieco wcześniej - krytycy muszą czasami działać śmiało i podejmować ryzyko.

Dwie wystawy rumuńskiej sztuki prezentowane ostatnio w Polsce (w Białymstoku i Warszawie) postawiły pytanie, jak rozumieć krytycyzm artystów wobec systemu społecznego. Na ile rozumienie to zależy od kontekstu społecznego, a na ile od decyzji kuratorów wystaw? Swoje spostrzeżenia na ten temat uzupełniam fragmentami książki Georgesa Didi-Hubermana, "Obrazy mimo wszystko" ("Images malgré tout", tłum.: Mai Kubiak Ho-Chi, Universitas, Kraków 2008), mając nadzieję, że sens tego zabiegu stanie się w trakcie czytania zrozumiały.

Otwórz link w nowej karcie:  http://scotomata.blogspot.com/2012/08/1.html

Białystok

Wygląda na to, że zaangażowanie rumuńskich artystów sztuk wizualnych, w krytykę dyktatorskiego systemu Ceauşescu, należałoby - wyjąwszy kilka skromnych, nieśmiałych, niepropagowanych, czasem enigmatycznych szkiców (nawet nie wyrażających jednoznacznego sprzeciwu, a tylko nie do końca zakotwiczonych w komunistycznej rzeczywistości) - nazwać raczej kolaboracją.

Przynajmniej tak to zabrzmiało w wypowiedzi Dana Popescu na dzień przed otwarciem wystawy Iona Bîrlădeanu w galerii Arsenał w Białymstoku (17.11. 2011). Popescu, wydaje mi się, inspirował się tekstami rumuńskiego historyka i krytyka sztuki Erwina Kesslera, który przeciwstawia pracę i życie garstki niepokornych rumuńskich artystów w czasach dyktatury Ceauşescu wszystkim innym, nieambitnym lub karierowiczom, w mniejszym lub w większym stopniu współpracującym z systemem. Mam na myśli na przykład niedawno napisany przez Kesslera wstęp do wystawy Florina Mitroia3; Kessler nie wspomina w nim nazwiska Iona Bîrlădeanu. Zastanawiam się dlaczego.

Galeria Arsenał Birladeanu rysuje w trakcie wernisażu w galerii Arsenał w Białymstoku
Galeria Arsenał Birladeanu rysuje w trakcie wernisażu w galerii Arsenał w Białymstoku


Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/2.html

Może dlatego nie wspomniał - choć zaprosił do uczestnictwa w kilku wystawach, których był kuratorem - bo skok Iona Bîrlădeanu do świata współczesnej sztuki nie przypomina czegoś, czego mogłaby dokonać osoba rzeczywista, raczej zaistnienie postaci artysty w jakimś utworze literackim - na przykład - rzeźbiarza Baltazara Demutha w "Odczarowaniu" Adolfa Muschga lub filmowego Izzy'ego Goldkissa, niby malarza granego przez Tima Rotha, w filmie Wima Wendersa "The Million Dollar Hotel". Czyżby Bîrlădeanu był "produktem" pewnego grona rumuńskich promotorów i dealerów sztuki? Ale na jaki wzór? Jak to możliwe, że kiepskie farby, używane do druku brukowych pisemek zachowały się w tak wspaniałym stanie przez kilkadziesiąt lat? Czyż idea łączenia symboli Trzeciej Rzeszy, gwiazd filmowych i obnażonych kobiet nie wydaje się bardzo znajoma?

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/31.html

Otwórz link w nowej karcie:  http://scotomata.blogspot.com/2012/08/32.html

Trudno uwierzyć w prawdę życiorysu Iona Bîrlădeanu, w to zwłaszcza, że przez swoje kolaże, doszedł do podobnych wniosków jak twórcy francuskiej Nowej Fali w tym samym mniej więcej czasie. Może właśnie filmy Nouvelle Vague go inspirowały? Można je było zobaczyć w kinach bloku socjalistycznego. Jego obrazy są jedynymi w sztuce tworzonej wtedy w Rumunii wprost i klarownie dla każdego, kto je widział, krytykującymi system Ceauşescu. Nie umiem wyobrazić sobie obrazu bardziej przeciw Ceauşescu wymierzonego, niż ten fragment kolażu Bîrlădeanu, w którym zachodni policjant w kasku motocyklisty trzyma pistolet przy skroni klęczącego Ceauşescu, ubranego w pasiak, z piersią obwieszoną medalami.

Ion Birladeanu, kolaż na wystawie w Białymstoku
Ion Birladeanu, kolaż na wystawie w Białymstoku


Otwórz link w nowej karcie:http://scotomata.blogspot.com/2012/08/4.html

Dlaczego nikt dotąd nie spojrzał na prace Iona Bîrlădeanu przez pryzmat tekstów Didi-Hubermana, słynnego teoretyka kolażu/montażu? Bîrlădeanu byłby świetnym materiałem dla tego wnikliwego francuskiego autora. Zresztą i tak już jest w pewnym sensie postacią z jego książek. W dodatku z krwi i kości, oddychającą. Gdzieś tam spaceruje, je i pije. I ciągle montuje, nawarstwia. Nawet tytuł jego retrospektywnej wystawy Iona Bîrlădeanu w Białymstoku - "Sztuka wbrew wszystkiemu" - przypomina tytuł jednej z najgłośniejszych książek Didi-Hubermana: "Obrazy mimo wszystko".

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/5.html

Jedna z pierwszych politycznych prac Birladeanu, konfrontacja władzy, 1978 r.
Jedna z pierwszych politycznych prac Birladeanu, konfrontacja władzy, 1978 r.

Na spotkaniu z artystą w Białymstoku Dan Popescu, kurator wystawy i założyciel bukareszteńskiej galerii H'art(http://www.hartgallery.ro/), jednej z pierwszych prywatnych galerii sztuki współczesnej po upadku komunizmu w Rumunii, powiedział, iż w jego kraju, wyjąwszy oprócz kilku artystów sztuk wizualnych, których można by policzyć na palcach jednej ręki - obecnego obok Bîrlădeanu, Iona Grigorescu4(dobrze znanego polskiej publiczności z monograficznej wystawy w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej i poświęconego jego pracy wydawnictwa oraz Florina Mitroia i Ştefana Bertalana5 - sztuka krytyczna prawie nie zaistniała, w przeciwieństwie do, powiedzmy, krytyki w w literaturze (z czym nie zgadza się Kessler, który nie ma zbyt dobrej opinii o rumuńskich dysydentach). Notabene, niektórzy wybitni pisarze, np. prawie nieznany w Polsce były więzień polityczny Paul Goma, już na emigracji pogardzał - co wiemy z jego dzienników - dziełami sztuk wizualnych, zarzucając rumuńskim malarzom, iż tworzą oderwane od rzeczywistości obiekty, których jedynym celem jest zajęcie jak najwięcej miejsca na ścianach mieszkań, miejsca, które można by było lepiej spożytkować na regały z dobrymi książkami.

Niezależni artyści, którzy zajmowali się sztuką polityczną w Rumunii, mieli też nielicznych odbiorców, oczywiste więc, że są prawie nieznani. Pokazywali swoje prace tylko w swoich mieszkaniach lub warsztatach albo w ogóle. Aby tworzyć sztukę krytyczną, mówił Popescu, artysta musiał albo emigrować, albo wieść żywot na obrzeżach społeczeństwa, jednocześnie wewnątrz niego i na zewnątrz.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/6.html

Bîrlădeanu jest takim właśnie wędrowcem po marginesie. W dodatku - co odróżnia go od pozostałych znanych zaangażowanych artystów - zjawił się spoza systemu sztuki. Jest samoukiem. Na wernisażu nawet pozwolił sobie powiedzieć, że sztuka powstaje bez pieniędzy (!), z czym pospieszyła nie zgodzić się pracowniczka galerii, która tuż po nim dziękowała sponsorom. Na wernisażu próbowałem porozmawiać z Bîrlădeanu o Didi-Hubermanie. Nie wiedział, kto to jest, ale wymienił kilka filmów Godarda i Resnais.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/7.html

Ion Birladeanu, kolaż
Ion Birladeanu, kolaż

Kolaże - tak w ogóle - są fascynujące. Pięknie pisze o ich twórcach Levi-Strauss. Ciekawe, że w tych pokazanych na wystawie w Białymstoku, można było znaleźć takie same motywy jak w omawianych przez Didi-Hubermana. Jak to możliwe? Pytam Bîrlădeanu, dlaczego zmontował razem gołe modelki, hitlerowców, wyczerpanych osobników w pasiastych więziennych ubraniach i podobizny Ceauşescu. Odpowiedział, że powie za chwilę, ale właśnie dostał katalog wystawy i zaczął szukać swojej torby; długo nie mógł znaleźć, w końcu znalazł i schował do niej swój katalog. Może obrazki z katalogu przydadzą się na tło dla przyszłych kolaży? Mówi, że tak miało być. Zastanawiam się, czy wykonał tę serię kolaży przed, czy po "Histoire(s) du Cinema" Godarda. Ogląda przez kilka minut w milczeniu razem ze mną kolaż, o który go zapytałem. Próbuję mu przekazać w skrócie, to co zapamiętałem z książek Didi-Hubermana. Jakiś dziennikarz pyta go, czy nie chciałby odpowiedzieć na kilka pytań dla lokalnej radiostacji. Rozmowa zostaje przerwana.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/8.html

Podobno Didi-Huberman, kiedy przyjechał do Polski, też wszędzie chodził z taką zwykłą torbą. Czyżby miał ją ze sobą, kiedy zwiedzał Auschwitz? A może kiedyś Didi-Huberman napisze książkę o Bîrladeanu... O Didi-Hubermanie nie wspomniał Dan Popescu, ale na spotkaniu z artystą dzień przed wystawą porównywał Bîrlădeanu z czeskim fotografem Miroslavem Tichým. Mówił, iż obaj tworzyli, trzymając się tej samej zasady: świat jest niedoskonały. Aby go jakoś uchwycić, użyć musimy niedoskonałych urządzeń.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/9.html

Obaj, mówił Popescu, są specyficznym zjawiskiem centralno-wschodnioeuropejskim. Tylko w tym regionie postkomunistycznej Europy takie talenty są zapomniane i ignorowane. Jedyna różnica polega na tym, że Tichý używał zmontowanych przez siebie kamer fotograficznych, Bîrlădeanu zaś pracował w technice kolażu i znajdował inspiracje nie na plażach, a na wysypiskach śmieci - gdzie ląduje niemal cała aktualna informacja kulturowa pewnej czasoprzestrzeni. Ciągle recyklował i gromadził przez ponad trzydzieści lat fragmenty tkanki kultury wizualnej z różnych znalezionoych tam czasopism.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/10.html

Bîrlădeanu, gdyby urodził się, powiedzmy w Beneluksie, dokonał by zapewne i tego, co, na przykład, Holender Tim Roeloffs, którego kolaże znalazły się na sukienkach Versace. Pewnie byłby wspaniałym ilustratorem; "Times" zaprosiłby go do zaprojektowania okładki jednego albo nawet dwóch numerów. Ale urodził się w Rumunii, ma za sobą karierę stróża, grawera nagrobków oraz niewykwalifikowanego pracownika w różnych miejscach, nawet w Domu Ludowym (dziś siedzibie Rumuńskiego Parlamentu a także Muzeum Sztuki Nowoczesnej). Od 1989 roku do momentu, kiedy jego prace zobaczył Dana Popescu (w 2008) mieszkał przy śmietniku, na podwórku jednego z bukareszteńskich bloków przy ul. Moşilor. Pozwolono mu tam tymczasowo spać w zasłanianym kąciku, pod gołym niebem, na jakimś starym materacu. Wówczas Bîrlădeanu utrzymywał się z wynoszenia i segregowania śmieci oraz wykonywał drobne prace dla lokatorów bloku.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/11.html

Bîrlădeanu kocha filmy. Składał swoje kolaże z zamiarem kręcenia na ich podstawie filmów. Czy powstałoby coś w rodzaju filmów Jodorowskiego? Pragnął, jak podano w materiałach białostockiej wystawy, wyreżyserować film lub zagrać w nim.6 Ale system go nie rozpieszcza. Pozostał więc na razie przy tworzeniu fantastycznego, niesamowicie zmiksowanego świata.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/12.html

Bîrlădeanu nadal segreguje wyrzucane czasopisma i tworzy kolaże. Na razie nie ma wykorzystującego je filmu, ale HBO wyprodukowało dokument o tym wspaniałym artyście. Więc zagrał jednak w filmie, choć nie w swoim. Film dokumentuje skok, który Bîrlădeanu zrobił z brudnego materaca przy śmietniku na wernisaż swojej pierwszej wystawy w galerii H'art, oraz jego pierwszą podróż na targi sztuki w Basel. W Białymstoku go nie pokazywali. Podobno Bîrlădeanu nie bardzo lubi ten film.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/13.html

Ion Birladeanu, kolaż
Ion Birladeanu, kolaż

Kolaże Bîrlădeanu niewątpliwie tworzą "sytuacje poznawcze", są kinowymi fotogramami, każdym z nich stanowi kompletną opowieść o społeczeństwie, w którym ludzie okaleczeni są za sprawą akceptacji dobroczynności systemu. We wszystkich jego kolażach czuje się melancholijną atmosferę obozu komunistycznego, w którym film i zachodnie marki wydawały się jedynymi toposami wolności.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/14.html

Warszawa

Wystawa "Poetyki polityki" w galerii Propagada (14.06 - 28.07.2012), przygotowana została przez młodą kuratorkę Olivię Niţiş, zapowiadającą skoncentrowanie się na problematyce ciała i politycznym przesłaniu w sztuce rumuńskich artystów począwszy od lat 70. do dziś. Zwiastun wystawy głosił, że prezentowane prace dwunastu artystów i trzech kolektywów twórczych ukazują niezwykłą siłę (!) rumuńskich eksperymentów artystycznych wobec przemian politycznych ostatnich czterdziestu lat. Czyżby Erwin Kessler i Dan Popescu się mylili? Czyżby nie znali tych innych artystów, których prace pokazuje Olivia Niţiş?

Pierwsze wrażenie: mimo kilku ciekawych prac, nic niezwykłego. Do tego w katalogu dziwna angielszczyzna i dziwna polszczyzna. Poetyczną. Tekst kuratorki jest napisany kuratorską nowomową, jest tam też trochę zagubienia w tłumaczeniach. Bardzo intrygująco brzmi na przykład polski tekst na tabliczce obok dzieła Christiana Paraschiva: "Skóra artysty": zabieg na skórze kultury i DNA artysty, 8X8 cm każdy, 2002 (notabene artysta tworzy od 1986 w Paryżu).

Christian Paraschiv
Christian Paraschiv

Christian Paraschiv

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/15.html

W chudym katalogu towarzyszącym wystawie nie ma właściwie nic, co by pomogło odczytać zaprezentowane prace (w większości nowe i jednak niezbyt krytyczne) i wyjaśniało dlaczego akurat one znalazły się na wystawie, która ma przedstawiać rumuńską sztukę krytyczną. Są natomiast krótkie informacje biograficzne, takie jak rok i miasto urodzenia i aktualna działalność przedstawionych artystów. A szczegóły byłyby bardzo przydatne. Na przykład na temat tych umieszczonych w jednym z rogów sali pomalowanych na różowo prawdziwych granatów (ulubiona praca trzyletniego chłopczyka, który na wernisażu nazywał granaty "świnkami" i chciał się z nimi bawić). Na każdym z nich widniał linoryt wielkości fotografii paszportowej, przedstawiającej monochromatyczną podobiznę jakiegoś chłopca (tytuł: "Big Bang"). Albo co znaczy zdjęcie kata z siekierą, w tradycyjnej czarnej kominiarce z czubkiem, i obok niego chudego faceta w pasiaku, znajdujących się w jakimś miejscu, gdzie na ścianach zawieszonych jest kilka prac graficznych (dzieło nazywa się "Zakład karny" i jest fotodokumentem performansu Cipriana Chirileanu; 29x20 cm, 1999).

Valeriu Schiau, Big Bang
Valeriu Schiau, Big Bang

Ciprian Chirileanu, Zakład karny
Ciprian Chirileanu, Zakład karny

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/16.html

Wielu z przedstawionych na tej wystawie artystów pracuje obecnie poza granicami Rumunii; niektórzy nawet urodzili się poza granicą Rumunii. Chodzi o Sorinie Oncu (ur. w 1980 r. w Serbii) i Valeriu Şchiau, autora różowych granatów. Podoba mi się ten kosmopolityczny element tego przedsięwzięcia. Şchiau, urodził się na terytorium dzisiejszej Republiki Mołdowy. Dlaczego jednak obok nazwiska Şchiau jest podany tylko kraj urodzenia? (I w dodatku nieprawidłowo, gdyż w momencie jego urodzin, czyli w 1969 r., Republika Mołdowa była jeszcze kolonią Związku Radzieckiego. A jest to detal ważny dla tego artysty. Sam to podkreśla, na przykład w dosyć znanym swoim performansie "Urodzony w ZSSR", gdzie stempluje swoje ciało i twarz podobnymi, a może tymi samymi portretami, które można było zobaczyć i na granatach jego autorstwa w galerii Propaganda). Dlaczego nie została podana nazwa miasta lub wioski urodzenia, tak jak w wypadku pozostałych artystów? Niedbalstwo, czy może jednak świadomy zabieg kuratorki? Granice Rumunii to temat aktualnej debaty politycznej, omawiany nawet w sądach europejskich, jest więc jak najbardziej płodnym polem dla działań i komentarzy artystycznych. Ciekawe też, że prace Şchiau znajdowały się na podłodze, na najniższym, w porównaniu z pozostałymi pracami, poziomie. Można je było wręcz przegapić; granaty - ikony wybuchu!

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/17.html

Olimpiu Bandalac
Olimpiu Bandalac

Temat terytorium Rumunii skomentowano na trzech monoprintach "Romania for sale" na ręcznie wykonanym papierze (lata 1991-1993), których autorem jest Olimpiu Bandalac (na stronie galerii błędnie podano imię - Ovidiu). Jest to dekontekstualizowany geograficzny kształt Rumunii jakby wyjęty z powierzchni Ziemi, w czerwono-zielonkawych odcieniach. Rumunia na sprzedaż. Wtedy może był to komentarz autora wobec wielkich zmian systemowych i tego, co z nich wynikało. Dosłownie trzeba było tylko mieć pieniądze. Zresztą, dzieło jest wciąż aktualne. A więc chodzi o politykę wewnętrzną, jest w porządku, że przedstawiony został kształt Rumunii za Ceauşescu, a nie większej - na przykład, międzywojennej. Dziś te monoprinty można odczytać w związku z obecnym kryzysem politycznym, nasileniem niezadowolenia i protestów obywateli Rumunii, spowodowanych także przez to, że rumuński rząd zamierza zniszczyć naturalny rezerwat w regionie Roşia Montană, wielki kawał ziemi na tej mapie, przeobrażając go w kopalnie złota. Kampania przeciwko górnictwa w tym regionie jest jedną z najpotężniejszych kampanii obywatelskich w ciągu ostatnich 20 lat. Włączyło się do niej również i wielu artystów. Jednym z ostatnich ech kampanii jest jednominutowy mocny klip, w którym Maja Morgenstern (znana w Polsce głównie z roli Marii, matki Chrystusa, w filmie Mela Gibsona "Pasja") zrywa ze swoich uszu złote kolczyki, powodując krwawienie uszu, przedstawia się i mówi, iż jest to donacja dla tych, którzy tak pożądają złota. Istnieją już i wersje parodystyczne tego klipu.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/18.html

Marilena Preda Sanc- kadr filmu
Marilena Preda Sanc- kadr filmu

Wideo Marileny Preda Sânc "Algorytmy władzy" (http://www.youtube.com/watch?v=1wYVcsIJjJ4) jest pracą krytyczną wobec mediów telewizyjnych, a dokładniej komentarzem na temat obiektywizmu i bezinteresowności programów informacyjnych. Jak najbardziej aktualny temat. Wideo jest jednocześnie dokumentacją jednej z wystaw artystki, ale też między innymi montażem krótkich fragmentów programów informacyjnych, nadawanych głównie przez stacje rumuńskie, kilka wschodnich kanałów, ale jest również króciutki, trzysekundowy fragment programu Mesager,nadawanego przez Mołdawską Telewizję Państwową, w którym można zobaczyć sylwetkę dziennikarza telewizyjnego, Ştefana Culea7 (prawdopodobnie był jedną z osób, które oglosiły obywatelom Mołdowy, że ich republika oddzieliła się od Związku Radzieckiego). Jako kontestację tego co nadaje telewizja, można odczytać i tytułowe zdjęcia wystawy Gabia Stamatiego ("Ja w TV"), i wideo "Ani-vărsare"Constantina Flondora, (współzałożyciela - ze Ştefanem Bertalanem - grupy 111), i fotografie z serii "Moja stopa" Christiana Paraschiva. Ciekawe, czy ta ostatnia praca nie jest wizualizacją derogacyjnego idiomu istniejącego w języku rumuńskim: - Wsadziłbym [w telewizję] swoją nogę!

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/19.html

Nie powiedziałbym jednak, iż "Poetyki polityki" była wystawą na tyle bogatą w sztukę zaangażowaną, aby stanowić konfrontację z pozycją polskiej sztuki krytycznej (jest o tym notatka na stronie galerii). Co oczywiście nie znaczy, iż w Rumunii nie ma silnej sztuki politycznej, wręcz przeciwnie. Tylko nie była tutaj pokazana. Nawet jeżeli niektóre prace są interesujące, to z powodów raczej formalnych, bo ich krytyczność jest zbyt delikatna, niemal niezauważalna. Być może artyści, których prace zostały pokazane mają jakieś historie niesubordynacji w czasach reżimu Ceauşescu, może zachowali się subwersywnie wobec polityki postkomunistycznej, jednak przejawów kontestacji politycznej na tej wystawie za wielu nie wtropiłem.

Może Olivia Niţiş kontestuje słowa krytyka Kesslera i kuratora Popescu, że krytyczna sztuka rumuńska w czasach Ceauşecu to tylko Grigorescu, Mitroi, Bertalan i Bîrlădeanu. Jednak jej argumenty nie są zbyt trafne. Nie chciałbym wypowiadać się zbyt kategorycznie, przypomnę więc znowu słowa Michaela Walzera: różnice są różne w różnych kontekstach.

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/20.html

Decebal Scriba, Ściana
Decebal Scriba, Ściana

Wracam myślami do tej wystawy i za każdym razem zwracam uwagę na jakiś nowy szczegół. Teraz przypomniały mi się cztery zdjęcia gimnastykującego się - chyba - Teodora Graura. Ma na sobie jakieś czarne buty i spodnie od dresu. Za nim na ścianie wisi byle jak kilka zdjęć. Chyba są to wydrukowane zrzuty ekranowe z nadawanych wówczas programów telewizyjnych (praca datowana na 1987 r.) Graur odnosi zwykłe hantle, ale też włączony telewizor. Wtedy to była niebezpieczna zabawa. Jeszcze ponumerowane cegły starej ściany, praca obecnie mieszkającego we Francji Decebala Scriba; nie zwraca początkowo specjalnej uwagi, ale po wyjściu... Jest w niej coś nieuchwytnego, co sprawia, że ściana na ścianie galerii jakoś niepokoi. Co to był za delikatny performans? Jak miało to dzieło przeciwstawiać się dyktaturze Ceauşescu? Czyżby w tytule wystawy, "Poetyki polityki" chodziło o to, że w Rumunii Ceauşescu zaistniał rodzaj polityki poetycznej, metaforycznej? Polityki neutralności politycznej, jak tłumaczyła mi kuratorka wystawy. Polityki apolityki? Czyżby istniało coś takiego? Ale co wtedy z mocnym obrazem pistoletu u skroni klęczącego Ceauşescu w pasiaku?

Otwórz link w nowej karcie: http://scotomata.blogspot.com/2012/08/21.html

  1. 1. Wydawnictwo Krytyka polityczna, 2012.
  2. 2. "De la justification. Les économies de la grandeur", Gallimard, Paris, 1991.
  3. 3. http://www.johnengalerie.de/en/exhibitions/current/action/show/controller/Exhibition/exhibition/90.html
  4. 4. http://www.artmuseum.pl/wydarzenie.php?id=ION_GRIGORESCU_W_CIELE_OFIARY_1969_2008
  5. 5. W Polsce ich prace byłe pokazywane w trakcie wspólnej wystawy w Galerii Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie, w grudniu 2010. http://www.icr.ro/warszawa/ogloszenia/wystawa-ten-co-sam-sie-karze-stefan-bertalan-florin-mitroi-ion-grigorescu-sztuka-i-rumunia-w-latach-80-i-90.html
  6. 6. http://www.theworldaccordingtoionb.com/
  7. 7. http://www.youtube.com/watch?v=1wYVcsIJjJ4