Uruchomić polski rynek sztuki!

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Rynek sztuki w Polsce dotarł do ściany. Właściwie do dwóch ścian: płytkości obrotu oraz braku jakichkolwiek zachęt fiskalnych do kolekcjonowania sztuki. Brak jasnych zasad stwarza możliwości do spekulacyjnych prób zdemolowania wizerunku osiągnięć polskich artystów w ostatnich dwu dekadach, a także zniszczenia skromnych podstaw krajowego rynku sztuki. Jak w każdej innej branży, konieczne jest pilne określenie katalogu koniecznych regulacji, które pozwolą na dalszy stabilny rozwój.

Rynek sztuki, wbrew coraz głośniej wyrażanym opiniom, nie jest rynkiem dóbr luksusowych. Mimo wielu pozornych podobieństw, takie umiejscowienie sztuki w strukturze obrotu gospodarczego jest wysoce krzywdzące dla kolekcjonerów, galerzystów i samych artystów oraz zaciera istotną wartość, jaką tworzy ich praca. Kolekcjonerzy często przez całe życie tworzą zbiory będące unikalną dokumentacją swoich czasów i stanowiące często istotne uzupełnienie zbiorów publicznych. Najcenniejsze z tego punktu widzenia są praktycznie nieobecne w Polsce zbiory wielopokoleniowe, budowane wysiłkiem kolejnych generacji. Ten rodzaj motywacji kolekcjonerskiej wykorzystuje sztukę w sposób bardzo pragmatyczny - jest ona sposobem na odniesienie się do pola kulturowego i powiedzenie czegoś o samym kolekcjonerze. Jest to ten rodzaj aktywności na rynku sztuki, który uzupełnia misję sektora publicznego i w tym zakresie zasługuje na jakiś rodzaj wsparcia. Dzieła sztuki kupuje się oczywiście również z bardziej przyziemnych pobudek, choćby w celu budowy wizerunku albo traktując jako inwestycję.

W interesie publicznym jest stworzenie takiego obrotu sztuką, który z jednej strony będzie pozwalał na tworzenie cennych zbiorów prywatnych, a z drugiej strony stanie się istotnym wsparciem dla socjalnego funkcjonowania samych artystów i osób animujących tę wymianę. Publiczne wsparcie dla animacji obrotu sztuką powinno być traktowane jako ważny fragment polityki kulturalnej. Z wielu - nie zawsze chlubnych - powodów w ostatnich dwóch dekadach zabrakło jednak tej świadomości, co zaowocowało stworzeniem silnej bariery rozwojowej dla rynku sztuki oraz coraz bardziej przygnębiających warunków pracy dla samych artystów. Jedynym w miarę silnym elementem polskiego obrotu sztuką jest segment obiektów dekoracyjnych, który był w stanie przystosować się do warunków rynkowego leseferyzmu.

Rynek sztuki w Polsce może się rozwijać tylko w stronę sztuki współczesnej, liczba obiektów w pozostałych segmentach obrotu - XX wieku czy sztuki dawnej - z powodów historycznych jest bowiem bardzo skromna, co łatwo zweryfikować, przeglądając chociażby katalogi aukcyjne. W polskich warunkach istnieje miejsce dla maksymalnie dwóch domów aukcyjnych, gdyż wielkość tego obrotu jest ograniczona bardzo niską podażą obiektów - i to raczej nie ulegnie zmianie. Scena sztuki współczesnej natomiast od dawna rozwija się praktycznie bez szerszej recepcji rynkowej, w wielu wypadkach o wiele łatwiej znajdując zainteresowanie rynkowe za granicą niż w kraju. Moim zdaniem możliwe jest doprowadzenie w ciągu najbliższej dekady do przełamania obecnych ograniczeń. Postaram się je przedstawić w kilku punktach.

 

Zachęty fiskalne

Każdy dojrzały rynek sztuki na świecie jest oparty na stałym zakresie ulg podatkowych, które stanowią wsparcie dla kolekcjonerów. Za modelowe należy uznać rozwiązanie zastosowane w USA czy Niemczech, oparte na możliwości odliczenia do 60% podstawy opodatkowania przy zyskach z dochodów kapitałowych dla osób fizycznych. W polskim kontekście jest to propozycja warta najwyższej uwagi, gdyż w kontekście coraz większych problemów ze ściągalnością tzw. podatku Belki (lokaty overnight, lokaty z polisą) należy realistycznie uznać, iż sektor bankowy będzie zawsze w stanie wyprzedzać restrykcje służb fiskalnych, co czyni tę walkę w dłuższej perspektywie nierówną. Wprowadzenie możliwości takiego odliczenia przy zakupie sztuki na rynku pierwotnym byłoby źródłem kilku ważnych korzyści: po pierwsze, zmniejszyłoby presję na unikanie opodatkowania lokat. Po drugie - jako że w okresach spowolnienia gospodarczego popularność lokat zdecydowanie rośnie - zabezpieczyłoby sam rynek sztuki przed powstawaniem baniek spekulacyjnych, które w ostatnich dekadach są coraz bardziej widoczne na globalnym rynku sztuki, napędzanym środkami spekulacyjnymi (inwestycyjnymi). Po trzecie, byłby to silny impuls do tworzenia kolekcji przez same banki, które stałyby się elementem rynku oraz byłyby zainteresowane jego animacją. Należy zaznaczyć, że ulga ta, stanowiąc wsparcie, nie byłaby jednocześnie jedyną przesłanką do zakupu sztuki - pomagałaby jedynie w dokonywaniu regularnych zakupów przez tych, którzy takie zakupy rozważali już wcześniej. Konieczne byłyby też dwa obostrzenia: zakaz odsprzedaży obiektów na rynku wtórnym przez minimum 7-10 lat oraz stopniowe podnoszenie poziomu odpisu - od np. 10%. To drugie zastrzeżenie jest kluczowe, gdyż pozwoli na przemyślany rozwój infrastruktury sprzedażowej przy jednoczesnej ochronie obecnej struktury cenowej, która odzwierciedla hierarchię artystyczną. Zawężenie ulgi do zakupów na rynku pierwotnym (artyści, galerie) przy wspomnianej płytkości rynku wtórnego (aukcyjnego), zorientowanego obecnie na sztukę dawną, pozwoliłoby z kolei na uzyskanie realnego materialnego wsparcia dla samych twórców.

 

Niższy VAT - przejrzysty rynek

Rynek sztuki współczesnej to głównie obrót pierwotny; prace najczęściej kupuje się w galeriach i żaden odpowiedzialny galerzysta nie będzie wystawiał swoich artystów na aukcjach. Ogranicza to zakresy wzrostów cenowych i pozwala na długoterminowe planowanie obecności rynkowej artysty, zabezpiecza przed niekontrolowanymi wzrostami cen oraz umożliwia lokowanie sprzedawanych dzieł w zbiorach wiarygodnych kolekcjonerów. Skutkiem tej sytuacji jest jednak tendencja do sprzedawania prac „na czarno", którą w polskim wypadku dodatkowo stymuluje 23% stawka VAT. Oczywiście wielu galerzystów jest w stanie obejść ten poziom opodatkowania za pomocą nieco skomplikowanych rozwiązań, ale prace sprzedane poza systemem fiskalnym zaciemniają stosunki cenowe oraz są o wiele trudniejsze do wypożyczenia na wystawę czy odsprzedaży (również do zbiorów publicznych). Dodatkowo brak opodatkowania lub opodatkowanie z innego tytułu niż sprzedaż dzieł sztuki zmniejsza transparentność rynku, która w świetle oficjalnych danych staje się wręcz nieuchwytna.

Obniżenie stawki VAT do 8% umożliwiłoby znaczne zwiększenie samej bazy podatkowej oraz uczyniłoby obieg pierwotny bardziej przejrzystym, a w najgorszym razie byłoby neutralne budżetowo. Warto zaznaczyć, iż rekomendacje Komisji Europejskiej wskazują również ten kierunek kształtowania obciążeń podatkiem od wartości dodanej w obrocie działami kultury.

 

Prywatne inwestycje w kulturę - poza kulturę sponsoringu

Tworzenie zbiorów publicznych jest jednym z istotnych zadań państwowych instytucji wystawienniczych. Jednak finansowanie regularnych zakupów jedynie z środków budżetowych przekracza możliwości nawet najbogatszych państw europejskich. Polska w tym zakresie ma duże zaległości, gdyż lata 80. oraz pierwszych kilkanaście lat po transformacji zaprzepaszczono. Miarą stanu rzeczy była publiczna zbiórka ogłoszona przez warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej na zakup na rynku wtórnym pracy „Lego. Obóz koncentracyjny" Zbigniewa Libery. Poza oporami natury światopoglądowej i ideologicznej związanymi z recepcją sztuki tego okresu przeszkodę stanowiły skromność środków i brak szerszego - również politycznego - zrozumienia dla tworzenia publicznych kolekcji sztuki współczesnej. Konieczne jest opracowanie analogicznego do opisanej wyżej ulgi dla osób fizycznych systemu bodźców fiskalnych dla dokonywania darowizn na ten cel. Myślenie o współpracy sfery komercyjnej z publicznymi instytucjami kultury zostało zdominowane przez kategorię sponsoringu, która jako transakcja o charakterze wizerunkowym jest czymś zupełnie innym niż wspomagane ulgami podatkowymi darowizny na rzecz kultury. Środki te pozwoliłyby na rozszerzenie strategii tworzenia zbiorów publicznych o prace autorów niemieszczących się w ścisłym mainstreamie sztuki, który jest kształtowany między innymi w oparciu o kryteria sukcesu rynkowego.

Warte rozważenia jest również rozszerzenie obecnej możliwości przekazywania 1% podatku dochodowego od osób fizycznych na opisane cele.

 

Ubezpieczenia społeczne artystów

Ostatnim elementem programu animacji rynku sztuki powinno być jak najpilniejsze uregulowanie kwestii umocowania zawodów twórczych w powszechnym systemie ubezpieczeń społecznych, z którego są one obecnie całkowicie wykluczone. Kwestię tę bardzo zdecydowanie podnosi Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, co jest o tyle istotne, iż w ramach planowanych zmian w systemie emerytalnym artyści potraktowani zostali jak powietrze. Jest oczywiste, że nawet najbardziej rozwinięty rynek sztuki nie może być podstawą materialnego funkcjonowania dla większości środowiska twórczego. W praktyce nie może on być podstawą takiego zabezpieczenia nawet dla artystycznej elity. Stworzenie realnej możliwości włączenia artystów do systemu zabezpieczeń społecznych byłoby wielką pomocą dla osób uprawiających tę działalność i jednocześnie stawiałoby je w podmiotowej pozycji w stosunku do innych uczestników obrotu sztuką. Jest to niezwykle istotne zarówno w kontekście zwykle niekorzystnych dla nich przemian na rynku pracy, jak i zatwierdzonych już planów redukcji 50% kosztów uzysku przy podpisywanych przez nie (zgodnie z przeznaczeniem) umowach o dzieło.

 

Samoregulacja

Tak zarysowane propozycje powinny być uzupełnione przez samych uczestników rynku i świata sztuki - galerzystów, kuratorów, krytyków, artystów - o stosowanie wyższych niż obecnie standardów samoregulacji rynkowej. Przez ostatnie lata skala obrotu praktycznie nie generowała większej świadomości istnienia konfliktów interesów, które nie służą transparencji rynku. W szczególności chodzi o klarowne oddzielenie interesów związanych z obrotem rynkowym od pracy związanej z publiczną infrastrukturą świata sztuki. Niedopuszczalne jest występowanie tych samych osób raz w charakterze niezależnych krytyków w publicznych mediach, kiedy indziej zaś w rolach ekspertów pracujących dla kontrowersyjnych instytucji zajmujących się agresywnymi inwestycjami w sztukę. Dużą trudność rodzi również zaangażowanie rynkowe osób związanych z publicznymi galeriami. Uczynienie rynku bardziej przejrzystym jest w interesie wszystkich jego uczestników, w tym artystów i kolekcjonerów, a także tej części krajowego świata sztuki, która nie interesuje się udziałem w obrocie rynkowym.

 

Mity

Nieszczęściem ciążącym na polskim rynku sztuki są różne mity. Mit całkowicie wolnego rynku jako podstawy funkcjonowania galerii i artystów jest jednym z nich. To tak nie działa, nawet w handlu musztardą. Kolejnym jest recepcja samej sztuki i jej konsekwencja w postaci wciąż skromnych kolekcji publicznych. Najbardziej nieznośne jest jednak utożsamienie rynku sztuki współczesnej z rynkiem aukcyjnym, który zawsze dla tego sektora obrotu sztuką ma w rzeczywistości znaczenie marginalne. Również postrzeganie sztuki w kategoriach inwestycji, mające sens na dużych rynkach wiodących, przy próbach aplikowania do polskich realiów jest w najlepszym wypadku kuriozalne, a w najgorszym szkodliwe.

Rynek sztuki w Polsce jeszcze przez wiele lat będzie rynkiem galeryjnym, gdzie od rekordów cenowych ważniejsze będzie budowanie indywidualnych długotrwałych relacji z kolekcjonerami z dala od zgiełku globalnego rynku i prób tworzenia baniek spekulacyjnych. Zapewnienie wsparcia fiskalnego dla obecnych i przyszłych kolekcjonerów pozwoliłoby zachować i rozwinąć to, co w polskim rynku wciąż najcenniejsze oraz pomogłoby w budowie wspólnego kapitału kulturowego.