Co tam, panie, w polityce, czyli Inspektor S. na tropie

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

W ankiecie „Obiegu" Inspektor Karol Sienkiewicz za najciekawsze wydarzenie minionego roku uznał „wyklarowanie się postaw". Postaw politycznych krytyków i kuratorów, dodajmy. Nie którąś z wystaw na Biennale w Wenecji? Bynajmniej. Nie którąś z wystaw w ulubionym Muzeum Sztuki Nowoczesnej? Nie tym razem. To może chociaż wystawę Alina Szapocznikow: Sculpture Undone 1955-1972 w brukselskim WIELS? Niestety, ale nie. To wszystko przebija fakt, że Kazimierz Piotrowski popełnił ideologiczny comming out przy okazji wystawy Thymós. Sztuka gniewu. Istotnie - donośne to wydarzenie. „Maski opadły" - konstatuje z ulgą Inspektor. I dodaje, że podobnie rzecz ma się z Piotrem Bernatowiczem, „który się chyba jeszcze nie w pełni ujawnił", ale na szczęście ujawnił go Inspektor. Z niecierpliwością czekamy na stosowne oświadczenie byłego naczelnego „Arteonu", będzie to niechybnie wydarzenie roku 2012. Całe półtora ujawnienia - dla Inspektora to nie lada gratka, bo nareszcie „wie już przynajmniej, gdzie przebiega niewidzialna barykada". Śpieszę jednak donieść Inspektorowi, że były już podobne wypadki. Ot, choćby Zbigniew Warpechowski - zadeklarowany katolik i konserwatysta (w nomenklaturze Inspektora: typ „dla ogółu niebezpieczny"). Dobrze to, czy źle? Unieważnia to sztukę mistrza, czy nie? Podpowiem Inspektorowi: na pewno każe spojrzeć na nią z innej, o d p o w i e d n i e j, perspektywy...

Inspektor nawet nie udaje, że idzie w tym wszystkim o sztukę, o subtelne rozróżnienia dotyczące jakości, atrakcyjności artystycznych rozpoznań czy strategii. Ba, Inspektor nie rozmawia nawet o ideologii, przykrawając ją do najbardziej topornej sztancy i nie siląc się na najmniejsze choćby rozróżnienia. Poglądy Piotrowskiego i Bernatowicza „wpisują się w brutalizację rodem ze stadionów i Krakowskiego Przedmieścia" - rysuje subtelną analogię Inspektor. Zapomina tylko dodać, czy chodzi o brutalizację (czego?) w wydaniu starowinek i dziadków broniących krzyża, czy może ostro drinkującego kwiatu polskiej młodzieży używającego sobie na tychże panach i paniach? Znając czujność Inspektora, bałbym się napisać poprzednie zdanie - niechybnie skończyłbym obok półtora ujawnionych - gdybym podobnej refleksji nie znalazł na stronach „Krytyki Politycznej". Niniejszym śpieszę donieść więc Inspektorowi, że świat nie jest czarno-biały. I proponuję, żeby pozwolił sobie na mały myślowy eksperyment: co by się stało, gdyby dotarły do niego tajne akta świadczące niezbicie, że kilkoro z artystów i kuratorów, których działalność poważa, okazało się mieć poglądy „dla ogółu niebezpieczne"? Albo ogłosiłby kolejną listę - albo musiał przyznać, że nie z politycznych poglądów wypływają artystyczne (czy kuratorskie) jakości. Tertium non datur.

W tym samym tekście Inspektor - zainspirowany szeregiem spotkań z krytykami organizowanych przez MSN - z nostalgią zauważa: „Krytyka się kończy, przynajmniej w swej tradycyjnej formie". Inspektorze! Nic straconego. Przecież sam wyznaczyłeś nowy kierunek - po co męczyć kolejne teksty, skoro można zdzielić kogoś pałką faszyzmu? Po co martwić się krytyką, skoro tak łatwo można zlokalizować słusznych i niesłusznych? Na razie imię ich półtora, ale to przecież był tylko strzał ostrzegawczy, prawda?

W niedawnej rozmowie Jasia Kapeli z Joanną Mytkowską pada pytanie o to, dlaczego to Lech Kaczyński przyczynił się do powstania Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Joanna Mytkowska odpowiada: „Lech Kaczyński był państwowcem, chciał budować instytucje istotne dla państwa. Można różnie oceniać, jak mu się te projekty udawały. Kaczyński i część jego doradców uważali się za spadkobierców II Rzeczpospolitej, w związku z tym uważali, że sztuka i kultura są ważnymi elementami tworzenia państwa. W dwudziestoleciu zbudowano Muzeum Narodowe w Warszawie czy gmach Ministerstwa Oświaty Narodowej. To były takie emanacje postępowego państwa, a jednocześnie manifesty progresywnej (ówcześnie) architektury. Być może Lech Kaczyński nie kojarzył sztuki współczesnej z Katarzyną Kozyrą, ale pewnie generalnie kulturę współczesną uważał za czynnik państwotwórczy".

Inspektorze! Nieśmiało sugeruję kolejny cel!