Byliśmy tacy nowocześni

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

„Star City" przypomina przedsięwzięcie archeologiczne, którego celem są gruzy radzieckiej futurologii. Początkiem projektu była wystawa w Londynie, a kolejnym etapem książka pod tym samym tytułem. Ambicje „Star City" krążą wokół pytania: czy przyszłość dziś znaczy o wiele mniej niż wczoraj?

Bezsprzecznie sprawa przyszłości w doktrynach Kraju Rad była traktowana z odpowiednią powagą. Droga w stronę nowego, lepszego sowieckiego świata powinna prowadzić przez gwiazdy, a człowiek radziecki, uwolniony od ciężaru tradycji, był w stanie pokonać wszystko, również siłę ciążenia. Projekt „Star City" rekonstruuje futurystyczne fantazje komunizmu zrodzone na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, gdy gwiazdy były znacznie bliżej niż dzisiaj. Pędziły w ich stronę amerykańskie i radzieckie rakiety i przez pewien czas wydawało się, że to te z czerwoną gwiazdą okażą się szybsze. Teksty w książce „Star City" prześwietlają genealogię gwiezdnych zmagań, których oś wyznacza jedno wydarzenie: godzinna wędrówka Jurija Gagarina po orbicie okołoziemskiej w 1961 roku. Miała ona wiele znaczeń. Jedno z nich dotyczyło politycznej historii Związku Radzieckiego, zyskującego nową poststalinowską tożsamość.

Alex Mlynarcik, VAL Heliopolis
Alex Mlynarcik, VAL Heliopolis

Książka proponuje ciekawą periodyzację radzieckiej historii. Po heroicznym okresie pierwszych lat rewolucji, ucieleśnionym w klasycznej awangardzie lat dwudziestych, przyszedł czas stalinowskiego średniowiecza. Technologiczna i społeczna utopia generacji Tatlina ustąpiła zabobonnej władzy hegemona z wąsami. Odwilż końca lat pięćdziesiątych pozwoliła na nowo przebudzić się scjentystycznej postaci komunizmu, który jednocześnie nic nie stracił ze swego utopijnego entuzjazmu. To wtedy zaczynają jak grzyby po deszczu wyrastać instytuty cybernetyki, nauki tępionej wcześniej przez stalinowską inkwizycję. Pod ochroną słowa „cybernetyka" radzieccy artyści na nowo mogą przemawiać językiem awangardowej sztuki. Choć ograniczony do eksperymentalnych enklaw, z dala od mainstreamu, odradza się duch Malewiczowskiego suprematyzmu i prounów El Lisytzky'ego. Świadectwem nowego wigoru w sztuce ZSRR była działalność „Ruchu", zrzeszenia moskiewskich artystów z początku lat sześćdziesiątych. Instalacje twórców „Ruchu" doskonale wpisywały się w scjentystyczny nastrój epoki. Dynamiczne, geometryczne konstrukcje budowane przez Francisco Infante czy Lva Nusberga w języku sztuki opisywały system wszechświata. 

Filko Monument of Solar System 1968-69
Filko Monument of Solar System 1968-69

Związek Radziecki wszedł więc na ring walki o przyszłość. Ścigał się z USA w dwóch dyscyplinach - kto pierwszy wyląduje na Księżycu, ale również w krainie dobrobytu. Chruszczow obiecał, że do 1980 roku każdy obywatel ZSRR będzie miał w domu lodówkę. My już znamy rezultat tego meczu, ale przez pewien czas nie był on taki oczywisty. Autorzy książki wyznają, że w tej dwubiegunowej rywalizacji moskiewski komunizm był całkiem sexy. Gagarin i jego następcy zyskiwali status globalnych celebrytów, ale pod propagandowym lukrem szła gra o wiele wyższą stawkę. Związek Radziecki, katapultując człowieka w gwiazdy, zyskiwał propagandowy punkt w wyścigu o tytuł pioniera postępu nie tylko technologicznego, ale również społecznego i moralnego. Rosjanie grali na wyobraźni dzięki bujnej retoryce o komunistycznym raju. Stać ich było również - jak przekonują nas autorzy książki - na element liryczny, a wręcz mistyczny. Jego źródeł można szukać w tradycji XIX-wiecznego kosmizmu, ezoterycznej filozofii o duchowej energii przenikajacej wszechświat. Wśród jej adeptów był pionier rosyjskiej kosmonautyki Konstanty Ciołkowski. O poetyckim rozmarzeniu sowieckiego kosmonauty świadczy już nazwa „Star City", czyli Gwiezdne Miasto, jedno z imion radzieckiego ośrodka badawczego, znanego również jako Bajkonur. Radzieccy kosmonauci ze wzruszeniem opowiadali o lekturach Jesienina i Puszkina. Do dziś wydają oni poetycki almanach. Można zaryzykować przypuszczenie, że to nawiedzeni Rosjanie sprowokowali podbój kosmosu, bo czy praktycznym Amerykanom chciałoby się tam polecieć? Czego by mieli tam szukać? Teksty zebrane w książce, zwłaszcza te dokumentujące rosyjski punkt widzenia, obfitują w refleksje o płaskiej rzeczowości Jankesów i nieobliczalnym romantyzmie Rosjan.

Julius Koller, Games
Julius Koller, Games

Podróżowanie po orbicie zrodziło w latach sześćdziesiątych swój odpowiednik w turystyce po otchłani Związku Radzieckiego. Gigantyczne przestrzenie mogły zakręcić w głowie. Należy dodać, że nie tylko przestrzenie. W „Star City" znajdziemy wywiad z filozofem Borisem Groysem, który opowiada o narkotykowych oparach w mieszkaniach moskiewskiej i leningradzkiej inteligencji lat sześćdziesiątych. Radziecka psychodelia? Lepiej, bo nie było to żadne syntetyczne LSD, lecz ekologiczne zioła z Azji. W innym wywiadzie książki artystyczny duet Komar i Melamid przywołuje historię z lat dwudziestych, kiedy Tatlin zaprezentował radzieckiej generalicji swój podniebny pojazd Letatlin - kombinację szybowca ze skrzydłami Ikara. Pokaz tego cudacznego urządzenia odbył się w pełni proceduralnej powagi. Lot nie zakończył się sukcesem, ale urzędnicy odnieśli się z życzliwością do eksperymentu. To tylko anegdota, ale Boris Groys zwraca uwagę na coś naprawdę niepojętego z perspektywy kapitalistycznej. Kiedyś zagadnął go Georg Baselitz, który twierdził, że w komunizmie nie mogło być sztuki, bo nie było tam rynku sztuki. Otóż to - zachwyca się Groys - komunizm nas uczy, że jest możliwa sztuka, która nie jest towarem.

Kosmiczne archiwum wygrzebane przez „Star City" przynosi więc zdumiewające odkrycia. Lotom w kosmos towarzyszyła sztuka, choć nie było rynku, rakiety odpalano, chociaż zwykła lodówka stanowiła cel odleglejszy niż Księżyc. 

Julius Koller, Universal Physical Culture Operation(Defense) 1970
Julius Koller, Universal Physical Culture Operation(Defense) 1970

Huk silników rakiety Gagarina nie przeszkodził na szczęście autorom „Star City" w analizie astralnej kultury u satelitów wielkiego brata - w Polsce, Czechosłowacji, NRD. Ten peryferyjny futuryzm wnosi ciekawy dysonans do imperialnej opowieści sowieckiej. Lokalne zmagania z nowoczesnością często nabierały groteskowego charakteru. Książka jednak nie jest spisem bolączek realnego socjalizmu, bo jej tematem jest przyszłość. A przecież ta konfrontacja marzeń i rzeczywistości mogłaby być bardzo znacząca. W NRD powstał pierwszy powojenny, socjalistyczny film science fiction, „Milcząca Planeta", mimo że na polu techniki kraj ten zasłynął głównie z ersatz-samochodów. „Summa Technologiae" Lema była oskarżana o eskapizm, i to ze strony samego Leszka Kołakowskiego. Polsce, owszem, potrzeba modernizacji - powiadał filozof - ale zacząć należy raczej od zbudowania linii telefonicznej zdolnej połączyć Pruszków z Warszawą. Międzygalaktyczne podróże mogą poczekać.

Fantazje nowoczesności, także te ubrane w kostium science fiction, inspirowały jednak polskich artystów przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Co ważne, futurystyczne narzędzia służyły krytyce sytuacji całkiem aktualnej. Krzysztof Wodiczko musiał twardo stąpać po ziemi, kiedy zaprojektował Instrument Osobisty, sensoryczny przyrząd do sterowania dźwiękiem za pomocą ruchów dłoni, umożliwiający nieskrępowane ruchy w odgórnie sterowanym społeczeństwie.

Jednostka zagubiona w masie jest równie wyobcowana, jak międzyplanetarny wędrowiec. Z tej metafory z rozmachem korzysta współcześnie Paweł Althamer, który przebiera swoich sąsiadów z bródnowskiego bloku w złote kombinezony i wyrusza w międzykulturowy i socjalny kosmos, od Brukseli po Brazylię. Redaktorzy „Star City" sugerują, że kosmiczne reminiscencje polskiej sztuki to coś o wiele więcej niż sentymentalny historyzm. Ożywianie dziedzictwa komunistycznej nowoczesności to powrót do wyjątkowego okresu w polskiej kulturze. I jakkolwiek prowokacyjnie może to zabrzmieć dla polskiego czytelnika, autorzy „Star City" wierzą, że PRL oznaczał postępową modernizację, stłamszoną obecnie przez „proces neoliberalizacji i nawrót przednowoczesnego nacjonalizmu". To intrygujące podsumowanie czerwonej modernizacji jest jednak dosyć przewrotne, bo łatwo da się obrócić w zarzut - radziecka nowoczesność była po prostu iluzją, a jej dyskusyjny urok serwujemy sobie bezpiecznie z historycznego dystansu. Socjalistyczna utopia nie potrafiła uśmierzyć etnicznych namiętności, bo narzucona siłą w krajach satelickich tylko wzmagała narodowościowe resentymenty. Również jej scjentystyczne oblicze okazało się mocno naciągane, zważywszy na to, jak potężną dawkę absurdu produkował sojusz demokracji ludowych - choćby osławiony brak sznurka do snopowiązałek. Plemienni konsumenci postkomunistycznego świata nie są wytworem ciemnych sił restauracji i kontrewolucji, to raczej pełnoprawne dzieci moskiewskiego socjalizmu. W założeniu projektu „Star City" kryje się chyba jakieś zasadnicze nieporozumienie. Czy rzeczywiście radziecka utopia była gruntownym zaprzeczeniem zachodniego świata? W istocie przecież ze wschodu płynęły te same obietnice - ostatecznego zwycięstwa nad przyrodą i historią. Wschód i zachód to zawodnicy w wyścigu do tej samej mety. Bieg ukończył jednak tylko jeden konkurent.

Paweł Althamer,  Astronauta
Paweł Althamer, Astronauta

Paweł Althamer, Astronauta
Paweł Althamer, Astronauta

Paweł Althamer, Astronauta
Paweł Althamer, Astronauta

Nie ma wątpliwości, że „Star City" nie prowadzi do muzeum. Powrót zapomnianej przyszłości ma nam zakłócić odbiór teraźniejszości. A jest ona - czytamy w „Star City" - przerażająca spłaszczona, zhomogenizowana, zamrożona. Jest tak, bo straciliśmy zdolność projektowania przyszłości - nasza wyobraźnia nie jest w stanie przekroczyć granic turbokapitalistycznego świata. Utraciliśmy Innego, który odkrywał świat niepodobny do naszego. Mit przyszłości wyciągnięty z ruskiej rakiety ma ożywić pesymistycznego i zgorzkniałego mieszkańca Zachodu, który stracił wiarę w historię, w jej postęp. Ten stan ducha i umysłu dobrze oddaje spostrzeżenie Frederica Jamsona, że obecnie łatwiej sobie wyobrazić koniec świata niż koniec kapitalizmu. Archeologiczne badania „Star City" to również rodzaj ćwiczenia dla naszej wyjałowionej wyobraźni, która rozpaczliwie pragnie uwierzyć, że inny świat jest możliwy.

 

„Star City: The Future under Communism", redakcja Łukasz Ronduda, Alex Farquharson, Barbara Piwowarska

Star City, okładka
Star City, okładka