"Niestworzone historie". Polemika z nie-recenzją wystawy, która się nie-odbędzie za rok

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Olbrzymi cluster procesorów będzie wytwarzał nieprzerwanie, przez 24 godziny na dobę, sztuczne artystyczne byty (...) Zmyślne edytory tekstów krytycznych (...) będą pracowicie tkać bezużyteczne elaboraty z przebogatego wokabularza słów takich jak ponowoczesność, znamionować, obrazować, dyskurs; rygor formalny, kontekst, symulakrum itp.

Ogrom sztuki będzie powoli i metodycznie zabijał sztukę. Sztuka stanie się obciachem. Czymś porównywalnym z karaluchami w zlewozmywaku albo liszajem na plecach. Prawdziwi artyści, kuratorzy i krytycy wyginą więc jak bizony.

Fake Art.3, Zalibarek

 

Fala ożywczego chaosu ontologicznego, wypłukująca skostniałe pojęcie jedni, a co za tym idzie - obracająca w perzynę ostatnie bastiony nietolerancji to niekwestionowana wartość postmodernizmu, czymkolwiek on jest bądź nie. Zbędne jest bowiem mniej lub bardziej precyzyjne definiowanie zjawiska w kontekście niezbywalnego faktu, że współistnienie w poprawnej politycznie Unii Europejskiej możliwe jest tylko dzięki afirmacji różnic, przy jednoczesnym odrzuceniu dyskursu prowadzonego w ramach konformistycznego schematyzmu, jawiącego się być jedynie owego dyskursu symulakrum. Logiczną implikacją powyższego jest powszechne poparcie dla poglądu, że prawo do przejawiania, jak i nieprzejawiania swego istnienia jest nadrzędnym prawem istoty ludzkiej, pierwszym i podstawowym warunkiem wszelkich innych praw, a prawo do niebycia, ale jednocześnie do działania i pozostawiania śladów swojej niebytności w świecie namacalnym, czyli dającym się poczuć i zdefiniować, jest jednym z podstawowych praw człowieka.

Zrozumienie, że nie można żadnemu człowiekowi odmawiać praw obywatelskich tylko dlatego, że go nigdy nie było, stanowi fundament demokracji, a co za tym idzie, wolności ekspresji artystycznej.

Dlatego też bez wahania wdałam się w konstruktywną, mam nadzieję, polemikę z Olgierdem Marią Winnickim, uczestnikiem projektu Zalibarka Fake art 3,0 i autorem tekstu Salve Indolentia1, w którym to w sposób mało elegancki rozprawił się z wystawą Niestworzone historie Gabrieli Jarzębowskiej.

Panie Olgierdzie - głęboko pana szanuję, zarówno za olbrzymi dorobek, jak i pańską decyzję co do coming-outu, podjętą kilka lat temu. Mimo oczywistości tego, że artyści, kuratorzy i krytycy mają prawo nigdy nie zaistnieć, a mimo to tworzyć i prezentować swoje niedokonania, był to akt wielkiej odwagi, albowiem otwarcie deklarując swoje nieistnienie2dobrowolnie skazał pan swoje teksty na pozycjonowanie głównie przez ten pryzmat. Niestety, kraj nasz pozostał enklawą, by nie powiedzieć skansenem, wszelkiego rodzaju fobii i izmów, nad czym osobiście ubolewam.

Tym niemniej, każda krytyka, a już zwłaszcza ta miażdżąca, musi być logicznie spójna i poparta argumentami, w przeciwnym razie jest tylko kiepską erystyką. Co więcej - elementarne zasady bon tonu i netykiety powinny być przestrzegane zarówno przez osoby posiadające subiektywne poczucie istnienia jednostkowego, jak i te, które cechy tej z różnych względów nie przejawiają. Powiem krótko - poziom pańskiej recenzji głęboko mnie rozczarował. Tytuł pominę taktownym milczeniem. Reszty - już nie.

Dźwiękowa nie-wystawa p. Gabrieli Jarzębowskiej eksploatuje banalne, prostackie wręcz wątki konceptualistów. Szanowna Pani, to wszystko już było - a moje szczęki zdrętwiały od ziewania - pisze pan.

No cóż - głęboko współczuję, ale równie dobrze mógł pan napisać że rozbolały go nogi podczas odsłuchiwania stanowiących wystawę nagrań. Z tym ewentualnie mogłabym się zgodzić, bo istotnie, wysłuchanie ponad godzinnego materiału, w ciemnawym nieogrzewanym pomieszczeniu wymaga sporego samozaparcia. Nie sądzę też, by zbyt wielu odwiedzających CSW Łaźnia poszło w moje ślady.

Ale po co aż tak szyderczy ton, kiedy to pan przytacza wyrwane z kontekstu słowa kuratorki - „Jeśli nie widzę sensu w kontemplacji przysłowiowych ‘śmieci' w galerii, mogę bez skrupułów wysunąć środkowy klocek z zakurzonej konstrukcji idea-dzieło-odbiorca i skupić się na tym, co jest najważniejsze, a więc na teorii"3 - by następnie je skomentować w taki oto niewybredny sposób: Nuże, p. Gabrielo - ja tu widzę jeszcze jeden element wart usunięcia - odbiorca!

Panie Olgierdzie, co ma piernik do wiatraka? Czyżby chciał pan implicite dać do zrozumienia, że wystawa miałaby większą wartość, gdyby kuratorka wstawiła wygodne fotele i sofy? Tu potrzebne są konkretne argumenty, a nie zabawa słowem bądź manipulacja czystej wody nieświadomym niczego czytelnikiem (bo i tacy się zdarzają). Niestety, tak odczytuję ten oto, bardzo osobisty fragment pańskiej recenzji, w którym to dzieli się pan z czytelnikiem pewnym intymnym doświadczeniem, jeszcze z czasów studenckich, kiedy to w ramach praktyk udał się pan do kuźni.

Mokre, umięśnione plecy, jędrne muskuły i miarowy ruch, a nade wszystko ostry, piżmowy zapach potu - tego się nie zapomina. Metal, miękki niczym wosk w skąpanych ogniem dłoniach Demiurga - jak się to ma do kawiarnianego bredzenia rozmówców pani Jarzębowskiej?

Panie Olgierdzie - metafora kowala jako artysty byłaby może i trafna, ale co z rzeźbiarkami tworzącym w tkaninie, papierze, a nawet puchu? Dodam też, że choć jestem w stanie zrozumieć pański zachwyt dla spoconego mężczyzny, a nawet w pewnych okolicznościach go podzielać, to już lekceważący ton wobec zaproszonych artystów dogłębnie mnie oburza. Kto, według pana, „bredzi"?

Czy robi to nestor polskiej awangardy, Jan Chwalczyk, opowiadając o pracach Wandy Gołkowskiej i Jerzego Rosołowicza? A może Agnieszka Kurant? Arkadiusz Jakubik - reżyser i aktor - a może kuratorka Aleksandra Jach? Jest jeszcze Kuba Szczęsny - architekt i artysta wizualny, Zalibarek - rysownik i twórca instalacji przestrzennych, artysta multimedialny Józef Żuk Piwkowski i Grzegorz Sztwiertnia - artysta, którego dokonań reklamować nie trzeba.

Każdy z nich opowiada o projekcie, który zrealizowany nie został nie z powodów banalnych, typu brak środków czy chęci - wtedy i tylko wtedy, panie Olgierdzie, mógłby pan opowiadać o „kawiarnianym gadaniu" - ale, jak pisze kuratorka, dlatego że realizacja takiego zamysłu byłaby niemożliwa lub bardzo utrudniona - albo wręcz byłaby czystym szaleństwem.

Pana, niestety, to nie przekonuje - czy to przez naiwność, czy złą wolę - bo czy można inaczej zinterpretować pańskie dywagacje co do Millenium Jerzego Rosołowicza?

Pozwolę sobie zamieścić fragment opisu tej arcyciekawej konceptualnej pracy, a to w celu skonfrontowania słów Jana Chwalczyka z pańskimi refleksjami:

Millenium - kreatorium kolumny stalagnatowej to forma piramidy, w której mieści się zbiornik wody z węglanem wapnia. Krople wyciekającej wody utworzą kolumnę stalagnatu, wysokości jednego metra - ale dopiero po upływie tysiąca lat. „Millenium" to mentalna hipoteza kreowania czasu, polegająca na stworzeniu wyobrażeniowej, fikcyjnej rzeczywistości. Czas pełni tutaj funkcję podstawową, bowiem wypowiedź artysty wprowadza pojęcie czasu".

Tyle Jan Chwalczyk. Proste, precyzyjne słowa, pozwalające przyswoić ideę tej niezwykłej, ewokującej głębokie refleksje pracy, rozpaczliwie wprost kontrastują z pańskim tekstem:

A niby dlaczego ten oto arcyciekawy pomysł nie miałby zostać zrealizowany? Przecież istnieją obecnie związki chemiczne tworzące osady szybciej. Stalagnat zatem mógłby powstać nie po 1000 latach, ale już po roku.

No cóż - panie Olgierdzie, zamiast się wyzłośliwiać, może osobiście zrealizuje pan projekt Grzegorza Sztwiertni, czyli Idealny Falanster dla artystów? Projekt (...) jest nie tyle wpisaniem się w fourierowsko-socjalistyczna narrację, ile podjęciem z nią subtelnego, polemicznego dialogu. Bo przecież nie udawajmy - życie w takich falansterach byłoby koszmarem! - mówi G. Jarzębowska.

Czy chciałby pan osobiście sprawdzić, czy dla pana i pańskiego kowala też? Proponuję takie właśnie podejście, panie Olgierdzie - sensualne - a nie teoretyzowanie, które z lubością pan uprawia. Oto kolejny cytat z pańskiego tekstu:

Dlatego też konkluduję, że każdy, ale to absolutnie każdy z przedstawionych projektów mógłby być zrealizowany. Nie widzę żadnego powodu - poza umiłowaniem bezczynności - by było inaczej. Stąd tytuł mojej recenzji - Salve Indolentium. Artysta ponowoczesny, zamiast w pełni korzystać ze swego przywileju istnienia, osuwa się w toksyczne, mrożkowskie „oby mi się chciało chcieć". A nawet i to nie, bo bez żenady posługuje się konceptualizmem, niby zardzewiałym wytrychem. Dlaczego Agnieszka Kurant nie zrealizuje swej Widmowej Biblioteki książek nienapisanych? Cieszę się, że nie postąpiła podobnie z Wyjściem Awaryjnym - bo mogła.

Tu, panie Olgierdzie, zgadzamy się - ten akurat projekt4, pozostawiony w sferze mentalnej, nie osiągnąłby swej głębokiej, humanistycznej pełni - a to z braku partycypacji - fizycznej i aktywnej - Odbiorcy. Bo, niestety, raczej w tym wypadku nie udałoby się skorzystać z konceptu Aleksandry Jach, snu jako alternatywnej formy komunikacji między ludźmi, kreującymi rzeczywistość. Tu potrzebny był prawdziwy skok, realny, nie oniryczny, czyn - i w konsekwencji przenikające do głębi poczucie wyzwolenia. Co do Biblioteki - pragnę zwrócić pańską uwagę na fragment nagrania, w którym to Agnieszka Kurant, mówiąc o Bibliotece, używa słowa „fizyczna". Zatem czas pokaże, czy artystka zdecyduje się na materializację tej pracy.

Ale czy naprawdę chciałby pan obejrzeć nieistniejący film Arkadiusza Jakubika, w którym to na oczach milionów widzów naprawdę ginie człowiek, mając w dodatku pełna świadomość roli, jaką wybrał dla niego reżyser?

Dodam też, że nieco się pan zagalopował co do pierwiastka wolitywnego uczestników nie-wystawy. Projektu Wzuj papucie, nowe idzie! Kuby Szczęsnego, czyli świata przyszłości, gdzie Europa stanie się skansenem dla skośnookich turystów z Chin, nie zrealizuje żaden artysta. Życie - owszem. Oby nie.

Panie Olgierdzie - uważam, że przesadnie, naprawdę przesadnie miłuje pan artefakt. Jako osoba wybitnie koncyliacyjna nie będę się z panem spierać, poprzestanę tylko na jednym pytaniu - czy kiedykolwiek w dziejach sztuka nie była konceptualna?

Czy ozdobny metalowy płot, otaczający pole golfowe znanego warszawskiego biznesmena, dzieło rąk pańskiego kowala, przez sam tylko fakt swej namacalności jest dziełem sztuki?

A może raczej byłaby nim podkowa, opleciona kawałkiem drutu i nazwana pańskim imieniem? A może....pan osobiście? Tak uważała Wanda Gołkowska, dla której to człowiek był zmaterializowanym dziełem sztuki - co stanowiło logiczną konkluzję projektu Kinestezjon.

Skoro, za Arthurem Danto, to słowo konstytuuje dzieło sztuki - można pójść o krok dalej. Czy w świetle takiego właśnie rozumienia pańskie kpiące wypowiedzi o kuratorce, która afirmuje komunikat, pozbywając się natomiast galeryjnych śmieci - nie wydają się przejawem indolencji, ale z pańskiej, panie Olgierdzie, strony?

Podobnie jak i lekceważące wypowiadanie się o medium, wybranym przez G. Jarzębowską:

Cóż to za pretensjonalność - dźwięk jako środek przekazu faktu artystycznego. Miła pani - człowiek postmodernistyczny, poza nielicznymi wyjątkami, potrafi czytać.

Zarzut całkowicie chybiony - to słowo mówione jest naturalnym środkiem ekspresji danym człowiekowi, podczas gdy pismo jest tworem sztucznym, podatnym na zniekształcenia.

Doskonalszą formą komunikacji artystycznej mogłaby być tylko telepatia - wówczas dopiero czysta metafizyka sztuki zostałaby w pełni zrealizowana, a pański spocony kowal odszedłby tam, gdzie sam chciałby zapewne pozostać - do kuźni.

„Żeby sztuka mogła być czymś więcej, niż tylko składowiskiem przebrzmiałych trendów i wartości lub megalomańskich działań, musi wycofać się ze sceny i zniknąć", pisze kuratorka. A ja pozwolę sobie teraz, panie Olgierdzie, na efektowny gest wytrącenia ostatniego kałacha z pańskich, niestety nie grających czysto, dłoni. Pisze pan mianowicie, że ewentualna polemika z [...] recenzją jest bezzasadna, gdyż dotyczy wystawy, która odbędzie się dopiero za rok. No cóż, ma pan rację - istotnie można (lub nie) oczekiwać (lub nie) Niestworzonych Historii dopiero za rok, o tej samej porze. Ale, panie Olgierdzie - myli się pan co do meritum. Oto stosowny cytat - pewna jestem, że pozycję tę zna pan na wylot:

Nie ma wątpliwości, że w glebie tego pagórkowatego, nierównego terenu było coś magicznego. Z powodu dziwnego odcienia, jaki to coś nadawało miejscowej roślinności, obszar ten znany był jako kraina oktarynowych traw. W szczególności jako jedna z niewielu na Dysku okolic umożliwiała hodowlę roślin dających odmiany zeszłoroczne. Zeszłoroczniaki to uprawy rozwijające się wstecz w czasie. Sieje się je w danym roku, a plony zbiera w zeszłym. Rodzina Morta zajmowała się destylacją wina z zeszłorocznych winogron. Trunki takie są bardzo mocne i poszukiwane przez wróżbitów, ponieważ oczywiście pozwalają im widzieć przyszłość. Jedyny problem w tym, że cierpi się kaca na dzień przed i trzeba wiele wypić, żeby się go pozbyć.

Już ten krótki fragment w wystarczającym stopniu uzasadnia, że nie istnieją żadne powody, by nie polemizować z nieistniejącą recenzją wydarzenia, które odbędzie się dopiero za rok, to po pierwsze. A po drugie - proszę przemyśleć kolejny fragment tekstu, gdyż dedykuję go specjalnie panu - wielce sobie pan na to zasłużył.

Farmer, który zapomni posiać zwykłe ziarno, traci jedynie plony. Kto jednak zapomni posiać to, co zebrał już dwanaście miesięcy temu, ryzykuje naruszenie całej osnowy przyczynowości, nie wspominając już o głębokim zawstydzeniu."5

„Niestworzone historie"; artyści: Agnieszka Chojnacka, Jan Chwałczyk, Wanda Gołkowska, Aleksandra Jach, Arkadiusz Jakubik, Agnieszka Kurant, Jerzy Rosołowicz, Kuba Szczęsny, Grzegorz Sztwiertnia, Zalibarek, Józef Żuk Piwkowski; kuratorka: Gabriela Jarzębowska; CSW Łaźnia, Gdańsk, 28.01 - 31.03.2011.

Zobacz także:
Przemysław Chodań, Przemienienie. „Niestworzone historie" w gdańskiej Łaźni

  1. 1. Olgierd Maria Winnicki, Salve Indolentia, Art-r.o-Scope, http://www.art-r.o-scope.pl/ ; 4.04.2011
  2. 2. Olgierd Maria Winnicki, Ferdinand, Spätart, http://www.spätart.com/kunsthaus5a.com ; 4.04.2011 
  3. 3.  Anna Leśniak, Niestworzone historie czyli archiwum idei- rozmowa z G. Jarzębowską,http://www.lodz-art.eu/wydarzenia/niestworzone_historie ; 4.04.2011
  4. 4. http://www.obieg.pl/rozmowy/19845 ; 4.04.2011
  5. 5. Terry Pratchett, Mort, Prószyński i S-ka, 2001