Osiedle ładnej pogody - pocztówka z architekturą Haliny Skibniewskiej

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Halina Skibniewska pozuje na tle budowy swojego najsłynniejszego osiedla - Sadów Żoliborskich, ok. 1961
Halina Skibniewska pozuje na tle budowy swojego najsłynniejszego osiedla - Sadów Żoliborskich, ok. 1961

Album "Pogoda ładna" inspirowany "Borring postcards" Martina Parra, to przemyślany, autorski wybór fotografii pocztówkowej z lat 70. i 80. i jednocześnie fascynujący reportaż o kulturze wizualnej PRL. Pocztówki zebrane przez Mikołaja Długosza, nawet jeśli wydadzą się komuś "rodzajem sztuki", pokazują państwo, w którym nie tylko kiełbasa czy pomarańcze, ale także przestrzeń podlegała ścisłej reglamentacji. Książka, poza zbiorowym bohaterem, którym są mieszkańcy PRL sportretowani przez fotografików w chwilach wypoczynku i codziennych zajęć, ma jeszcze jeden istotny temat: architekturę. Innymi słowy dekoracje, w jakich przyszło grać wynajętym lub uchwyconych przypadkiem aktorom "Pogody ładnej" miały swoich "scenografów". Byli nimi architekci skrępowani przepisami peerelowskiego prawa. Niektórzy z nich - jak choćby Halina Skibniewska - starali się zmniejszyć rozmiary katastrofy rozpisanej na tysiące bloków i osiedli, które do dzisiaj są pozostałością systemu obecną na każdym kroku, nie tylko na pocztówkach.

Nudne pocztówki
Album Mikołaja Długosza "Pogoda ładna", wydany przez Korporcję "Ha!art", przynosi wiele zaskoczeń także osobom dobrze zaznajomionym z ikonosferą lat 70. i 80. Jego autor odszukał pocztówkowe fotografie w archiwum i prześledził reguły, wedle których odbywała się ich produkcja. Odnalazł nawet wytyczne Krajowej Agencji Wydawniczej: "ulice osiedla zaludnione, ujęcia ruchliwe, słoneczne, kolorowe samochody; ludzie w miarę możliwości dobrani, żywo, kolorowo ubrani; w zdjęciach ujmować kwietniki i zieleńce miejskie, szkoły koniecznie z dziećmi i młodzieżą. Zdjęcia puste nie będą rozpatrywane".

 Halina Skibniewska, Projekt osiedla Szwoleżerów, 1965
Halina Skibniewska, Projekt osiedla Szwoleżerów, 1965

Dzisiaj architektura lat 1945-1989 budzi skrajne emocje. "Boże, jak brzydko" - powiedział ktoś, przeglądając tę książkę" 1 - napisała Dorota Jarecka relacjonując pierwsze reakcje na album Długosza Dorota Jarecka i dodaje: "Być może. Ale dzisiaj na wielu blokowiskach jest jeszcze brzydziej. To, co było jasne, poczerniało, a beton popękał. Z tym, że nie wszędzie to widać, bo przez 30 lat na miejscu, gdzie kiedyś był asfalt, wyrosły drzewa."

Dysponent przestrzeni
I rzeczywiście u Długosza widać peerelowskie kurioza przestrzenne jak na dłoni: bloki wznoszą się na kwiecistej łące, kanciaste pudełka uzdrowisk wspinają się po górach lub wystawiają betonowe brzuchy do słońca nad polskim morzem. Ślizgając się po pocztówkowych obrazach słonecznych osiedli i parków zdrojowych, nasze spojrzenie nie zakłóca spokoju socmodernistycznych bokowisk-uzdrowisk. Pogoda rzeczywiście bywała świetna i może naprawdę, jak podpowiada podtytuł albumu, "żal było wyjeżdżać". Nie zmienia to faktu, że oglądaniu fotografii towarzyszy wrażenie de-ja-vu, bo jedną z cech architektury tego czasu była typowość. Zwielokrotnienie tych samych budynków i projektów uważano za osiągnięcie gospodarcze umożliwiające "potanienie produkcji materiałów budowlanych i gotowych elementów". Wszechobecna monotonia została narzucona przez ustrój centralizujący budownictwo. Dokonywało się to stopniowo od 1945 roku, poprzez zniesienie osobowości prawnej miast, zlikwidowanie samorządów, zabronienie prywatnej działalności firm budowlanych, ale też, co ważne - poprzez upaństwowienie pracowni architektonicznych i poddanie twórczości architektonicznej wielu skomplikowanym rygorom, które wykluczały swobodę projektowania.

Pocztówka ze Szwoleżerów
Fotografie nie pozwalają powstrzymać się od komentarza. Na jednej z nich kobieta w sukience w grochy stoi w betonowym labiryncie na słynnym warszawskim osiedlu, a pies z wywieszonym jęzorem podaje jej łapę. Absurdalna pocztówka ukazała się w 1982 roku. Na odwrocie zwyczajowa formułka opisująca upamiętnione miejsce: "Osiedle Szwoleżerów. Fot. A. Glanda".

I tu kryje się podstawa do zarzucenia prostolinijnych sądów, do bliższego przyjrzenia się architektonicznym wyjątkom i intrygującej postaci autorki osiedla - Haliny Skibniewskiej.

Nie wiadomo skąd na pierwszym planie interesującej nas fotografii pies i kobieta - prawdopodobnie wynajęci aktorzy inscenizowanej fotografii. Trudno zgadnąć, co skłaniało twórców pocztówek wydawanych przez Krajową Agencję Wydawniczą w wielotysięcznych nakładach do zaaranżowania tej i wielu podobnych scen. "Zatrzymani w kadrze - spacerujący, wędkujący, pozujący - atmosfera wiecznej i nieustająco słonecznej niedzieli. Nie jest to może typowa niedziela - dzień odpoczynku po tygodniu pracy - raczej specyficzny stan rzeczy o wysokim stężeniu absurdu, coś, co być może wygląda dziś jak sztuka, mimo że całkiem niedawno - wydarzyło się naprawdę" - pisze Łukasz Gorczyca we wstępie do książki "Pogoda ładna".
Po tym wszystkim, co się zdarzyło, czy mogło się zdarzyć słonecznej niedzieli w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, pozostało "Betonowe dziedzictwo" - jak podsumowuje problem tytuł książki Andrzeja Basisty, starającej się wyjaśnić przyczyny architektonicznej degrengolady. "Można sobie wyobrazić czas, gdy wszystko będzie funkcjonować normalnie" - pisał Basista niedługo po upadku komunizmu - "gdy ludzie nauczą się myśleć inaczej, ale nawet wówczas wokół nas pozostanie betonowe dziedzictwo. Choć budowane niechlujnie, nie rozsypie się łatwo" 2. Jeremi Królikowski poszedł dalej w swojej diagnozie i, biorąc na warsztat architekturę po 1945 r., uznał ją za brak i swego rodzaju czarną dziurę w świecie znaków i języka, w naszej ikonosferze: "Architektura miała blokować przepływ informacji, pozostając jedynie bezwyrazowym obiektem budowlanym". 3

To, co w retoryce architektonicznej połowy dwudziestego wieku w Polsce było określane sloganem jako "rozwiązywanie sprawy mieszkaniowej" było dla autorki osiedla Haliny Skibniewskiej równoznaczne z zainteresowaniem skomplikowanymi problemami społecznymi, demograficznymi oraz ekologicznymi. Wolna wypowiedź architektoniczna nie była możliwa, ale niektórzy architekci starali się zminimalizować dramat rozgrywający się w reglamentowanej przestrzeni publicznej.

Osiedle Szwoleżerów, 2005
Osiedle Szwoleżerów, 2005


"Nie projektowałam z wielkiej płyty"
Kiedy przyszedłem do byłej marszałek sejmu PRL Haliny Skibniewskiej i naiwnie powiedziałem: "chciałbym o Pani napisać", towarzyszyło mi bardzo silne przekonanie, że dostanę odpowiedź odmowną. Pomyliłem się - nie znałem Haliny Skibniewskiej. Później, gdy zacząłem badać jej archiwum napomknęła, że zamiast grzebania w papierach wolałaby, żebym napisał na jej temat powieść sensacyjną. Patrząc na jej pełną "zwrotów akcji" biografię, doskonale rozumiem ten pomysł.

Halina Skibniewska architektury uczyła się u najlepszych: Syrkusów, Brukalskich - w Paryżu poznała Le Corbusiera, a w Finlandii Alvara Aalto. Socjologię studiowała w czasie okupacji u Stanisława Ossowskiego. Ale jej projekty ukształtowała przede wszystkim lekcja architektury Romualda Gutta - jednego z najbardziej intrygujących przedwojennych modernistów. U niego robił także dyplom Oskar Hansen. "Gdybym dziś miał powiedzieć, co pozostało mi z Gutta, to powiedziałbym najkrócej: poetyckość architektury. Podkreślenie tego, co w niej humanistyczne, nie techniczne" 4 - tłumaczył później Hansen.

Ale to Skibniewska była uczennicą Gutta, która wyciągnęła najpełniejsze wnioski z jego lekcji. Z równą uwagą traktowała przestrzenie zabudowane i wolne, przywiązując dużą wagę do terenów poza budynkiem. Zgodnie z przekonaniem, że architekt jest artystą i otwartej przestrzeni nie traktuje jedynie jako "resztówki po zabudowie" (Skibniewska przytacza często swoją polemikę z Umberto Eco, który w rozmowie z nią obarczył architektów za skupianie się na zamkniętych formach budynków i zaniedbanie szerzej pojmowanego projektowania otoczenia). Tymczasem otwarta przestrzeń jest równie ważnym przedmiotem aranżacji plastycznej jak budynek; jest formą wśród innych form. U źródeł tej postawy leży wspólna z przedwojennymi modernistami myśl wyrażona przez Szymona Syrkusa: "architektura nie służy wyłącznie celom utylitarnym, zaś praca architektów nie polega na liczeniu oczek klozetowych. (...) Architektura służy celom abstrakcyjnym." 5

"Jestem jednym z nielicznych warszawskich architektów, którzy nie zaprojektowali żadnego bloku z wielkiej płyty - mówi Skibniewska.6 W 1965 wygrałam konkurs na osiedle Szwoleżerów. Przekonałam władze, żeby osiedle było mniejsze, ale za to z parkiem. Budynki miały stać przy historycznym Kanale Piaseczyńskim, blisko Łazienek, szukałam więc elementu łączącego te dwie przestrzenie. Wtedy odbudowywano masę zabytków i był "cmentarz" drobnych rzeczy z tych budów: kamienne detale ze zniszczonych podczas wojny budynków, jakieś głowy, ornamenty, wazy... Pozbieraliśmy na tym cmentarzysku różne elementy, posklejaliśmy je w "rzeźby" i poustawialiśmy między budynkami. Ale nie podobało mi się, że nie ma tam drzew. Akurat przy placu Krasińskich wycinano wiele starych drzew pod bloki. Chciałam je przenieść na Szwoleżerów. Po specjalną maszynę do przesadzania drzew pojechałam aż na Śląsk."

Halina Skibniewska, Pawilon na osiedlu Szwoleżerów inspirowany architekturą słynnego Franka Lloyda Wrighta, 1965
Halina Skibniewska, Pawilon na osiedlu Szwoleżerów inspirowany architekturą słynnego Franka Lloyda Wrighta, 1965


Pocztówka z osiedla Szwoleżerów

Dziwne osiedle ozdobione fragmentami barokowych rzeźb ma we wschodniej części zespołu budynków dwukondygnacyjny pawilon handlowo-usługowy odwołujący się do projektów słynnego Franka Lloyda Wrighta. Obok niego zbudowano niewielki betonowy labirynt dla osiedlowych dzieci. To właśnie w nim, odbywa się scena uwieczniona na fotografii w albumie Mikołaja Długosza. Kiedy dyrektor Pałacu w Wilanowie chciał zabrać z osiedla Szwoleżerów do muzeum zabytkowe wazony, osiedla bronił prezes spółdzielni mieszkaniowej Szczepan Jurczak: - To osiedle było pokazywane jako wizytówka demokracji ludowej, jako jedyne na terenie Warszawy posiada tego typu małą architekturę". 7

Osiedle powstało w czasach królowania wielkiej płyty. Dlatego projektowaniu towarzyszyła myśl, że człowiek żyjący w zindywidualizowanym otoczeniu identyfikuje się z nim łatwiej. "Wydaje się to tym bardziej ważne - uzasadniała autorka, że współczesne budownictwo stosując powielone technologie łatwo może prowadzić do całkowitej anonimowości". Komu jednak zależało na tym, żeby tak się nie stało? Inne fotografie w albumie "Pogoda ładna" są widomym dowodem skali dramatu rozpisanego na tysiące metrów sześciennych zabudowy powstałej w Polsce.

Skibniewska zasłynęła w Warszawie dzięki osiedlu Sady Żoliborskie, które było wywalczonym odstępstwem od reguł "blokowej" architektury i posiadało własny charakter wiązany przez historyków architektury z tzw. stylem brukselskim - międzynarodowym prądem architektonicznym zainspirowanym wizjonerskimi projektami Expo '58 w Brukseli. I tak, choć wydaje się to niemożliwe - Sady Żoliborskie z 1960 r., jak zresztą kilka innych warszawskich projektów tego czasu, posiadały modną na Zachodzie stylistykę architektoniczną.8 Jednak i te osiedla nosiły w sobie ślady przemian, które zaczęły się w połowie lat 40. i narzuciły kształt pracy architektów w całym okresie 1945 - 1989. Lata 50. miały, po odejściu od socrealistycznej doktryny, wieloraki charakter. Z jednej strony powstawała kompromisowa opcja "cywilizacyjno-intelektualnej" sztuki utylitarnej zrodzonej z czasu "Odwilży" i po "Październiku", a z drugiej, w architekturze postępowały procesy związane z podporządkowaniem pracy architekta państwu, rozpoczęte w połowie lat 40. Lata 50. przyniosły nowe przepisy prawa budowlanego, które stało się kolejnym czynnikiem podporządkowującym pracę architektów państwu. Jednak skrajną formę przepisy te osiągnęły dopiero w połowie lat 60., kiedy zabronione zostały wszystkie rozwiązania poza "typowymi" (tzn. projektami sformatowanymi w centralnych katalogach projektów).

Halina Skibniewska, Obrona dysertacji doktorskiej "Zależność mieszkania od struktury rodziny - teoria modeli mieszkań otwartych
Halina Skibniewska, Obrona dysertacji doktorskiej "Zależność mieszkania od struktury rodziny - teoria modeli mieszkań otwartych

Historia do opowiedzenia
Architektura socjalistyczna charakteryzowała się tym, że na organizację przestrzeni decydujący wpływ miała linia polityczna partii, zmieniająca ewentualnie stosunek między czynnikiem ekonomicznym i technicznym. Wśród wszechogarniającego dramatu, nie brakowało wyjątków, prób walki o przestrzeń publiczną. Do takich prób należała oryginalna myśl Barbary Brukalskiej, krytyczna zarówno wobec ustroju jak i totalnych wizji awangardowych, w obliczu których zakładała wielką bezsilność projektującego wobec płynnych form życia: "trudno zatem przypuszczać, - pisała - aby odpowiedzialność za trwałość koncepcji spadała wyłącznie na projektującego". Architekt wyznacza "ramy", w których toczy się ludzka egzystencja. Oddając w ten sposób symbolicznie pierwszeństwo akcji. Ta akcja, dla której architektura stanowi tło, zawsze ma miejsce między ludźmi ("Nie dające się przewidzieć powikłania, wynikające z wpływu jednej indywidualności na drugą"). Nic dziwnego, że takie poglądy nie mogły zostać w kraju "postępu technicznego" i realnego socjalizmu. Książka Barbary Brukalskiej, wydana w 1948 r., poszła na przemiał.

Osiedle Szwoleżerów mogłoby być uznane za rodzaj polemiki z architekturą socjalistyczną - kardynalną cechą tej ostatniej była jej nieprzystosowalność do zmiennych form życia, natomiast Skibniewska z góry zakładała adaptację, próbując ograniczyć szkodliwość decyzji władz zmniejszających ciągle przydział powierzchni mieszkalnej na osobę.

Zatarty obraz miasta
Koncepcja Haliny Skibniewskiej, by zaprojektować osiedla wyróżniające się w skali całego miasta swoją nazwą i stylistyką architektoniczną korespondowało np. z ideami Kevina Lyncha. Dokładnie w 1960 roku, roku budowy jej najsłynniejszego osiedla - Sadów Żoliborskich - ukazała się książka Kevina Lyncha "The Image of The City". Książka była hitem w polskim środowisku architektonicznym (recenzję zamieściło czasopismo "Architektura"). Lynch, biorąc pod socjologiczną lupę trzy amerykańskie miasta, przeanalizował sposób, w jaki mieszkańcy budują sobie ich obraz. Skupił się na problematyce czytelności przestrzeni osiedli i poszczególnych części miast. Badał też takie cechy przestrzeni miast jak: obrazowość, łatwość identyfikowania, przejrzystość struktury. Odsłonił kolejne warstwy percepcji miasta, a z różnic między formą fizyczną i jej obrazami z socjologicznych ankiet wyłonił związki między kompozycją urbanistyczną oraz czytelnością przestrzeni. Wydobył pięć kryteriów ułatwiających orientację w mieście - miejsca decydujące o tym, czy obraz miasta wzmacnia się czy zaciera. Wśród cech form, na podstawie których ludzie budują swój obraz miasta, wymienił: jedyność, prostotę formy, ciągłość, dominację, czytelność powiązań, zróżnicowanie kierunkowe, pole widzenia, świadomość ruchu, serie czasowe oraz nazwy i znaczenia. Prawie wszystkie z tych warunków spełniały osiedla projektowane przez Halinę Skibniewską.

Z pewnością w swojej przerażającej masie polskie uzdrowiska czy miasteczka lat 70., których twórcy tak chętnie powoływali się na architekturę nowoczesną i postęp techniczny były najczęściej karykaturą zarówno architektury nowoczesnej, jak i technologii. 9 A to dlatego, że język architektury tych lat w Polsce był językiem monofonicznym. Władza traktowała całość przestrzeni publicznej, w tym także architekturę, jako swoją własność, przynależną jej niejako z urzędu, czyli z prostego faktu, że rządzi. Mimo trudnych warunków, niemożności swobodnego projektowania, pomiędzy masą złej architektury powstały rzeczy interesujące. Refleksja nad wizjami architektury soc-modernizmu, do której zachęca album "Pogoda ładna" Mikołaja Długosza, jest obszarem intrygującym i niejednoznacznym. Podsumowując całą sytuację jedynie dwuwierszem Białoszewskiego "Pole patrzy w blok, blok patrzy w pole", nie powiedzielibyśmy wszystkiego.

Mikołaj Długosz, "Pogoda ładna, aż żal wyjeżdżać", Korporacja Ha!art, Kraków 2006.

Halina Skibniewska, Osiedle Szwoleżerów, Warszawa, lata 70.
Halina Skibniewska, Osiedle Szwoleżerów, Warszawa, lata 70.

  1. 1. D. Jarecka, Kolorowy sztafaż ludzki na pocztówkach z PRL, "Gazeta Wyborcza" 2006, 10-12 listopada, s.16.
  2. 2. . Basista, Betonowe dziedzictwo. Architektura w Polsce czasów komunizmu, Warszawa-Kraków 2001, s.7.
  3. 3. J.T. Królikowski, Poetyka architektury miasta socjalistycznego, Warszawa 1989, mps, s.60.
  4. 4. W. Włodarczyk red., W kręgu formy otwartej, Warszawa 1986, s.15.
  5. 5. S.Syrkus, Preliminarz architektury, "Praesens", nr 1, s.6.
  6. 6. Fascynujący wywiad Jacka Tomczuka z Haliną Skibniewska zatytułowany "Architekt na Skarpie" ukazał się w maju 2001 w nieistniejącym już "City Magazine".
  7. 7. K. Koziej, Barok wśród bloków, "Gazeta stołeczna" dodatek do "Gazety Wyborczej" 2006, 9 sierpnia, s.1.
  8. 8. Skibniewska jest jedną z najciekawszych postaci w Polskiej architekturze XX w. Nie sposób jednak przedstawić jej złożonej postaci w tak krótkim tekście. Z racji pełnienia wysokiej funkcji państwowej ( wicemarszałek sejmu w latach 1965 - 1988) ma szansę rozwijać międzynarodowe kontakty i przede wszystkim zobaczyć, jak się projektuje za żelazną kurtyną. Może też, z racji swojego urzędu, bronić twórczości architektonicznej.
  9. 9. J.T. Królikowski, op.cit.