Stocznia Gdańska – dziedzictwo niechciane

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Letni dzień, pociąg pełen turystów. Zwalniamy. Stacja Gdańsk Stocznia. Brama nr 3, brama Schichaua; fragment muru, powybijane szyby hal.
- Oooo...stocznia... - wyrywa się komuś.

„Związkowcy walczą o kolebkę Solidarności", „Związkowcy w obronie kolebki Solidarności", „Kolebka Solidarności została uratowana" - takie nagłówki regularnie pojawiają się w prasie od rządów premiera Rakowskiego. Irytują, ale i uspokajają swą powtarzalnością. W świadomości Polaków Stocznia Gdańska, choć od lat sprawia problemy, zdaje się jednak być elementem stałym, nienaruszalnym.

Brama nr 2. Na niej, jak zwykle, kwiaty, flagi, wizerunki Jana Pawła II i Matki Boskiej. Grupka turystów robi zdjęcia, to bardzo częsty widok. Za bramą - inny świat. Niszczejące budynki, fragmenty betonowych konstrukcji, krzewy, drzewa. Wśród tego Stocznia Cesarska - zabytkowa siedziba dyrekcji - hale, budynek straży pożarnej, kotlarnie, kuźnia. Dalej historyczna sala BHP, wreszcie warsztat Wałęsy i słynny mur.

11 marca 2009 roku członkowie Komitetu UNESCO przyjechali, by to wszystko obejrzeć. Zachwycili się - nawet kostka brukowa i szyny zostały zachowane. Co więcej, w tle nadal działa zakład produkcyjny.„Względy historyczne i oryginalność miejsca stanowią całość unikalną na skalę światową", powiedział wtedy Sławomir Ratajski, sekretarz generalny Polskiego Komitetu ds. UNESCO, a sporządzony wówczas raport nie pozostawia wątpliwości: Władze miasta muszą podjąć starania dla zachowania rangi tego miejsca1.

Nie jest to fakt powszechnie znany, nawet wśród gdańszczan.

- Niestety, ciągle miesza się temat Stoczni Gdańsk i związku zawodowego Solidarność jej pracowników - mówi Michał Szlaga, fotograf. - Dla ludzi jest to ciągle ten sam temat, bo nie rozumieją, że stocznia jest prywatnym zakładem, który jakoś sobie radzi i jest na wyspie Ostrów. A tu są tereny postoczniowe. Ale ciągle, jak przyjeżdża prezydent Kaczyński podbić sobie procent w sondażach, to też jest przy bramie, a nie na wyspie. Czyli wszyscy czują, że tu jest Stocznia Matka...

Turyści sprzed bramy otaczają artystę. Oglądają zabytkowy Budynek Dyrekcji; po krótkich wyjaśnieniach pójdą dalej. Nie jest łatwo wejść na ten ogrodzony teren, potrzebne są przepustki, ale chętnych nie brakuje.

Michał Szlaga - Od wielu lat, szczególnie w okolicach sierpnia, ciągle ktoś przyjeżdża, pisze. Pojawia się sporo ekip ze stacji telewizyjnych, głównie zachodnioeuropejskich. Dla niektórych ekip jestem sprawdzonym przewodnikiem, do którego wracają, pomagam im połapać się w stoczniowych zawiłościach aktualnej sytuacji. I tak do następnego sierpnia... Po kilku lata takiego funkcjonowania w stoczni, czuję się z nią mocno związany.

Słynne zdjęcie Anny Walentynowicz, stojącej na tle zrujnowanej hali, zostało wyróżnione na Grand Press Foto 2005.

Michał Szlaga - Historia wybudowana na nowo nie ma żadnej wartości. Czymś takim ma być budynek ECS (Europejskie Centrum Solidarności - A.W.) - na nowo wykreuje się coś, co ma nawiązywać do tej historii stoczniowej, co „pokaże nam wolność". A dla mnie ważne jest, by ci, którzy wyszli stąd, za kilkadziesiąt lat wrócili i poczuli, że to ciągle jest ich miejsce. Niestety, wydaje mi się teraz, że tak się po prostu nie da.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Lista Światowego Dziedzictwa UNESCO obejmuje 890 obiektów, które uznano za najbardziej godne ochrony na świecie2. Tereny postoczniowe mają szansę znaleźć się wśród nich, obok Akropolu, Wersalu czy praskiej Starówki, oraz 13 innych, wcześniej już uznanych za unikatowe, polskich obiektów. Niestety, ci którzy znają realia, nie przejawiają zbytniego optymizmu.

Waldemar Affelt z Politechniki Gdańskiej ostrzega, że „z pejzażu Gdańska zniknie wkrótce ostatnia już w Europie XIX-wieczna zabudowa stoczniowa", podając w wątpliwość, czy jej prawdziwa wartość jest znana ogółowi. O ile w społecznym odbiorze wartość pałaców, kościołów czy starych kamienic jest oczywista, to zasadność ochrony zabytków postindustrialnych jest kwestionowana. Dzieje się tak, mimo że dla Rady Europy od dawna już dziedzictwo techniki, przemysłu i inżynierii budowlanej stanowi integralną część całości spuścizny historycznej, a szczególne wysiłki powinny być skoncentrowane na „zachowaniu i utrzymaniu pewnych wyjątkowych zespołów przemysłowych, stanowiących element wspólnego dziedzictwa historycznego Europy jako całości.3" Oczywiście, nierealne jest postulowanie ochrony wszystkich obiektów postindustrialnych, ale warto być świadomym, że według surowych kryteriów urzędników UNESCO Stocznia jest unikatem - ponieważ cechuje ją integralność (spójność architektoniczna), uniwersalność (symbol wartości ponadnarodowych) i autentyczność (brak dobudówek i plomb).

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Nie opowiem ci historii...
Michał Szlaga - Stocznia opowiada historię, przynajmniej jeszcze do niedawna tak było - to dla mnie wartość najcenniejsza. O pewnym Niemcu, który tak bardzo zżył się z tym terenem, że zamieszkał tu wraz z rodziną. Tam był jego dom, Willa Dyrektora, a z tyłu ogród różany. Bo wie pani, że wszystko zaczęło się od prywatnego interesu pewnego Niemca? Potem przyszły wojny, interes mu się rozrósł. I ten splot z naszą historią, walką o wolność. To niesamowite, gdy człowiek sobie to uświadomi. Willi już nie ma - zburzono ją jakiś rok temu.

Mimo że nie znajduje to potwierdzenia w źródłach historycznych, wielu wierzy, że ów Niemiec, który świetnie wyczuł koniunkturę powiązaną z mocarstwowymi wizjami cesarza Wilhelma II, to Ferdinand Schichau (1814-1896). Flota bojowa, i to ogromna, stała się priorytetem Prus, a to z powodu przewagi Wielkiej Brytanii, ówczesnej potęgi morskiej. Pierwotna siedziba stoczni znajdowała się w Elblągu, gdzie już od 1877 r. powstawały okręty wojenne. Nie nadawała się jednak do budowy tych naprawdę dużych - tu potrzebny był bezpośredni dostęp do morza. Wybór padł na Gdańsk. W 1889 roku Schichau kupił grunty w pobliżu Stoczni Cesarskiej, a już w 1893 zwodowano pierwszą jednostkę, korwetę krążowniczą „Gefion".

Kolebka pruskiej marynarki wojennej, czyli Stocznia Cesarska, pierwotnie była gdańską bazą korwet4. Około 1850 roku została przekształcona w stocznię, a jej spektakularny rozwój umożliwiły otrzymane przez rząd pruski kontrybucje, które inwestowano głównie w infrastrukturę i przemysł zbrojeniowy. W latach 1906-1908 zbudowano tu pierwszy w Gdańsku U-boot. Jednak te większe, bardziej znane, produkowała Stocznia Schichaua, szczególnie w latach 1939-19455.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Oba zakłady od samego początku miały wielkie znaczenie dla miasta, zarówno jeżeli chodzi o strukturę społeczną (powstanie silnych ekonomicznie i świadomych grup robotniczych), jak i elementy miejskiej zabudowy (osiedla robotnicze). Po wojnie stocznie połączono, dając początek Stoczni Gdańskiej, ewenementowi w bloku państw socjalistycznych: zakład, wcześniej budujący potęgę gospodarczą i militarną Niemiec, stał się ikoną realnego socjalizmu, nosząc nawet od 1967 roku imię Włodzimierza Iljicza Lenina i będąc, paradoksalnie, zarówno dumą, jak i zagrożeniem dla komunistycznych władz. Wyraziście pokazał to rok 1970: masakra wówczas dokonana stała się zalążkiem walki z opresyjnym ustrojem. Od tego momentu schizofrenia sytuacji pogłębiała się - z jednej strony rząd czynił wszystko, by Stocznia utrzymywała swoją pozycję nowoczesnego wytwórcy produktów nieustępujących jakościowo zachodnim, z drugiej - tu właśnie nieustępliwie wzmagał się duch oporu. Kiedy w sierpniu 1980 nastąpiły „dni, które wstrząsnęły światem" - Lech Wałęsa przeskoczył mur, na drzwiach zawisło 21 postulatów, a w aali BHP podpisano mozolnie wypracowane porozumienia - nikt nie przewidywał, że wkrótce nastąpi paraliż spowodowany stanem wojennym. A potem, na fali wielkiego entuzjazmu, tylko szaleniec albo cyniczny pragmatyk brałby pod uwagę możliwość, że pokojowy demontaż polskiego socjalizmu stanie się zarazem początkiem agonii Stoczni. Ów stan wielkiej niepewności, wykorzystywany politycznie i medialnie, zakończył się prywatyzacją. Produkcję przeniesiono na wyspę Ostrów, a w 2006 roku szczęśliwie pojawił się ukraiński inwestor. Obecnie sytuacja Stoczni Gdańskiej jest stabilna - długi wobec miasta i ZUS zostały umorzone, a dzięki temu, że Komisja Europejska zaakceptowała plan jej restrukturyzacji nie musi zwracać pomocy udzielonej przez państwo. Zwolnione w 1996 roku tereny zostały przejęte przez syndyka masy upadłościowej i sprzedane spółce deweloperskiej Synergia 99.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Wizje
W 2004 roku Rada Miasta uchwaliła plan przestrzenny dla terenów postoczniowych, obowiązujący do dziś. Zezwala on na wznoszenie tam wysokościowców, nawet w bezpośrednim sąsiedztwie zabytków i budynków o szczególnej wartości kulturowej.

Wkrótce ruszy budowa Nowej Wałowej. Biegnąc po nasypie, około półtora metra powyżej gruntu, przetnie teren, pozbawiając go integralności.

Założenia te niweczą jakiekolwiek szanse na wpisanie tego miejsca na listę Dziedzictwa Światowego UNESCO.

- Miasto nigdy nie interesowało się tym, co ma najcenniejszego - twierdzi Grzegorz Klaman, artysta od lat angażujący się w sprawy rewitalizacji, a poseł Adam Rybicki, ówczesny radny, dziś przyznaje, że uchwalenie takiego planu było „wielkim zbiorowym błędem" i trzeba jak najszybciej z niego się wycofać6. Wówczas jednak wartością centralną było Młode Miasto, nowoczesne City, mające powstać na wytyczonych przez Synergię, a następnie sprzedanych innym inwestorom działkach budowlanych. Prezesem firmy był Janusz Lipiński, a dyrektorem marketingu Roman Sebastyański.

Michał Szlaga: - Obaj, niczym wizjonerzy, roztaczali niesamowitą aurę wokół tego projektu: wymyślmy wszystko, wiele można zrobić, będzie pięknie. Takie otwarcie przyciągnęło mnóstwo ludzi. Robili prace na zaliczenia, dyplomowe, mieli masę pomysłów na to, co zrobić z fragmentem stoczni, z całością. Jeszcze tu, w budynku dyrekcji, można zobaczyć projekty dotyczące rewitalizacji. Szczególnie Sebastyańskiemu zależało, żeby wciągać środowiska akademickie, głównie Politechnikę Gdańską i ASP. No, a studenci byli zarażeni Stocznią...

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Wtedy w pracowni Jacka Dominiczaka powstał brawurowy projekt Drogi do Wolności, oparty na zasadach architektury dialogicznej. Jego twórcy udało się przetransformować „genotyp" Młodego Miasta, niejako opracowując jego „kod", a sam proces określił krótko: Nie będziesz w sytuacji dialogu z naturą miasta, dopóki będziesz się upierał, że projektować znaczy wybierać z miasta to, na co chcesz odpowiedzieć i to, co wolałbyś zignorować7.

Sam Janusz Lipiński mówił wtedy: Pozostaje mieć nadzieję, że urzędnicy, sporządzający w imieniu gminy miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego, zechcą skorzystać z rezultatów twórczej pracy tak wielu wybitnych projektantów8.

Liderzy Synergii wiedzieli, że postindustrialne obszary, w dodatku postrzegane w sposób szczególny, potrzebują oswojenia, niejako włączenia w obszar miasta, co realnie podniesie ich atrakcyjność. Zgodnie z popularną w Europie strategią marketingową sztuka, imprezy kulturalne, wreszcie lokalna społeczność wydawały się idealnym środkiem prowadzącym do celu. Co więcej, artyści szczególnie wyczuwali niezwykłą magię tego miejsca - przez silne asocjacje między Stocznią jako symbolem walki o wolność w ogóle a wolnością wypowiedzi artystycznej. Stąd zrodził się pomysł, by młodym twórcom, którzy wcześniej nie mieli szans na własne pracownie i przestrzeń wystawienniczą, udostępnić budynek byłej centrali telefonicznej, również o wartości symbolicznej. Wkrótce, zaproszeni przez Romana Sebastyańskiego, pojawili się tam m.in. członkowie późniejszej formacji Dick4Dick, Bożena Elterman, Michał Szlaga, Mikołaj Jurkowski i Sylwester Gałuszka. Ci ostatni, tworząc PGRart, działali bardzo prężnie - przez siedem lat działalności, od 2001 roku, zorganizowali 280 imprez artystycznych, bez żadnego wsparcia finansowego ze strony miasta.

Nie można też pomijać innego, niesłychanie ważnego aspektu - interakcji artystów Kolonii i pracujących tu stoczniowców. Przetarli oni szlak instytucjom, które rozpoczęły działalność w czasie późniejszym - Teatrowi Znak, Dyskusyjnemu Klubowi Filmowemu Miłość Blondynki, Modelarni oraz powołanemu przez Anetę Szyłak Instytutowi Sztuki. Rodziło się coś unikalnego.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Państwu już dziękujemy
„Tyle pracy było włożone w to miejsce, tylu ludzi tu pracowało, a teraz wszystko znika";
„Jesteśmy tylko do roboty, do niczego więcej, dopóki mamy zdrowie, bo jak nie ma zdrowia, to też nas kopną"; „Czułem szczęście jak udało się zakończyć jakąś robotę", „Jakaś cząstka mnie jest w każdym statku. Nawet jest taka trochę radość jak statek przypływa na remont do naszej stoczni"; „Kiedy podczas likwidacji stoczni palili maszyny, żeby je potem sprzedać na złom, pękało mi serce", „Jestem dzieckiem stoczni i tu zostanę".

Mur stoczni od strony ul. Jana z Kolna cały pokryty jest takimi napisami. To murales „Stocznia" Iwony Zając. Przez pięć miesięcy tworzyła tę monumentalną, bo liczącą sobie 250 metrów kwadratowych pracę, praktycznie realizując Foucaultowski postulat oddania głosu pomijanym.

Iwona Zając - Widzę , jak ludzie reagują, niekiedy bardzo emocjonalnie. Idą wzdłuż muru i mogą konfrontować się z tym, co tak bardzo, organicznie, ich - z niespełnionymi marzeniami, planami, ale i wspomnieniami wielkiej radości. Mnie nie interesuje martyrologia, etos czy obrzędy. W muralesie miało być mnie jak najmniej, dlatego prawie nie ingerowałam w wypowiedzi stoczniowców. Otworzyli się przede mną - to wielki dar.

Dzięki wzajemnemu zaufaniu bardzo osobiste przeżycia stały się tworzywem sztuki. Twórca stał się medium, czyniąc głos stoczniowca słyszalnym dla reszty świata.

Wkrótce ruszy budowa Nowej Wałowej, a wtedy dzieło Iwony Zając zostanie zniszczone. Po głębokim namyśle artystka odrzuciła propozycję przeniesienia muru w inne miejsce. Tracąc swój kontekst, murales stałby się rodzajem pomnika - przekaz pracy zostałby absurdalnie wykoślawiony.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Michał Szlaga - Zawsze w kontekście Młodego Miasta i artystów wyobrażałem sobie grupę, która tutaj mieszka i tworzy. Nie tylko instytucja, ale właśnie grupa była dla mnie największym dobrem tego miejsca. W pewnym momencie działało trzydzieści pracowni, a na stałe mieszkało sześćdziesiąt osób. Każdy z nas miał umowę, płacił rachunki. Prawda, początkowo ludzie łazili wszędzie, wkurzali strażników, a developer się bał, że zaraz będzie jakiś wypadek. Ale to były początki, potem tego rodzaju problemy w ogóle zniknęły. Pokazaliśmy, że w dzikim, postindustrialnym terenie można spokojnie mieszkać. Miałem nadzieję, że po tych siedmiu latach developerzy nadal będą chcieli tworzyć taką dzielnicę, że być może wyślą nas w jakiś bardziej odległy kąt stoczni. Nad kanałami jest coś takiego, nazywa się Magazyn Mebla, bardzo piękny budynek. Jeszcze w 2004 roku był w całkiem niezłym stanie, teraz jest zdewastowany. Nielegalni złomiarze wypruli z niego większość metalowych elementów.

Nowy właściciel terenów postoczniowych - BPTO (Baltic Property Trust Optima) 04.01.2008 usunął artystów, twierdząc, że zamierza wyremontować zajmowany przez nich budynek. Niektórym zaproponowano pracownie zastępcze, jednak bez możliwości organizowania wystaw i koncertów.

Michał Szlaga - Nowy deweloper uznał już nas za zbędne ogniwo. Jest Duńczykiem, jak większość ludzi tam, dlatego musiał się wszystkiego uczyć. Nawet tego, że tu, dla wielu, narodziła się wolność, co jest głównym atutem tego miejsca. Oni podeszli do tego prosto - siedemdziesiąt hektarów, część oczywiście musi zostać, bo są tu jakieś tam zabytki, ale można wszystko wyrównać, zrobić wielkie pole, na którym za chwilę powstanie mnóstwo drogich rzeczy. I wtedy zderzyli się z czymś dziwnym - że ludzie jakoś chodzą tutaj dziwnie, nie wiadomo po co przychodzi prasa, jacyś artyści czegoś chcą. Dopiero wtedy zrozumieli, że ten teren nie jest kolejnym kupionym przez nich placem budowy.

Grzegorz Klaman - Jest pytanie - czy był świadom, co zakupuje, czy został wprowadzony w błąd, jak mu to wszystko zostało przedstawione. Wygląda na to, że dopiero teraz prawda powoli do niego dociera, a zainteresowanie ludzi z UNESCO dodatkowo to wzmaga.

Michał Szlaga - Kolonia zawsze była miejscem, gdzie powstawały fajne rzeczy wtedy, kiedy ludziom było dobrze, kiedy im się chciało ze sobą współpracować. Niektórzy siedzieli i nic nie robili, wielu zajmowało się własną drogą rozwoju, niektórzy dodatkowo, tak jak Iwona Zając, tworzyli prace zainspirowane stocznią. Dla mnie nie miało to większego znaczenia, najważniejsze było, że myśmy tu po prostu żyli. Zawsze myślałem, że to będzie początek takiej artystycznej ulicy, która kiedyś powstanie. W tym był dla mnie sens, ale już widzę, że nic z tego.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

W stronę Wyspy
Aneta Szyłak i Grzegorz Klaman wierzą jednak w celowość negocjacji i współpracy z deweloperem. Widać pozytywne tego rezultaty - powstały w 1940 roku budynek byłej Zasadniczej Szkoły Budowy Okrętów przez następne sześć lat pozostanie siedzibą stworzonego przez nich Instytutu Sztuki Wyspa.

Michał Szlaga - Życzę im jak najlepiej - prawda, sam pochodzę ze środowiska Kolonii Artystów, które samo w sobie było antyinstytucją. Oni stworzyli instytucję kultury i promują ten sposób pracy, szanuję i wspieram działania Wyspy. Przez lata Kolonia Artystów i Instytut Wyspa świetnie się uzupełniały, funkcjonując obok siebie i kreując różnorodne artystyczne działania.

Siedziba Wyspy jest żywym świadectwem tego, czym mogłaby być rewitalizacja w głębokim znaczeniu. Nie tylko prostym znalezieniem nowego zastosowania dla opuszczonych przez przemysł czy instytucje obiektów, ale też wydobyciem tego, co najcenniejsze: opowieści. W miarę upływu czasu budynek staje się coraz bardziej autonomiczny, a to dzięki opiekunom nienadużywającym posiadanej władzy. Jeszcze kilka lat temu planowali go powiększyć, umieszczając na nim rodzaj szklanej nadbudowy. Dziś nie upierają się przy realizacji tego ciekawego projektu - choć piękny, mógłby przytłaczać. Zezwalają natomiast na tworzenie niezwykłych, na stałe już związanych z miejscem instalacji, takich jak wyrąbana w ścianie ludzka postać autorstwa Oscara Dawickiego czy mural Ellen Harvey Derenovation. W tym drugim wypadku inspiracją był znaleziony w jednej z sal ledwo czytelny niemiecki napis. Artystka odrestaurowała go, a potem domalowała obrazy z widokami dawnego wnętrza9.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

W ciekawy dialog z nią wchodzi Hektor Mamet. Realizując Stołówkę wykorzystał warstwy łuszczącej się farby. Pieczołowicie uzupełnił brakujące fragmenty kolorem zbliżonym do pierwotnego, co w efekcie stworzyło ciekawą impresję na temat recyklingu, możliwą także do odczytania jako zabawną egzemplifikację palimpsestu.

Instytut Sztuki Wyspa zdaje się emanacją pamięci subiektywnej, niemuzealnej, niepomnikowej. Sama nazwa galerii nie jest przypadkowa, bo pochodzi od wcześniejszej inicjatywy Grzegorza Klamana, czyli Projektu Wyspa, realizowanego w latach 1992-1994, a poświęconego rewitalizacji gdańskiej Wyspy Spichrzów. Owoce tego, jak i następnego zamierzenia - zrealizowanego w 2002 roku City Transformers (w którym poruszana wcześniej problematyka została poszerzona i ujęła cały Gdańsk) w najmniejszym stopniu nie zostały przez władze wykorzystane. To samo można powiedzieć o warsztatach poświęconych rewitalizacji terenów postoczniowych, kilkakrotnie organizowanych przez Instytut Wyspa, ostatni raz w 2008 roku. To interesujące doświadczenie, eksperyment dialogu architekci - ludzie sztuki - przedstawiciele władzy, nie zmieniło praktycznie niczego. Trudno jest walczyć z nadal archaicznym postrzeganiem roli artysty w Polsce, gdzie oczekuje się od niego, by zaspokajał pragnienie wizualizacji pamięci przez tworzenie patetycznych form pomnikowych, bądź aktywności stricte merkantylnych typu wykonywanie ciekawych dekoracji świątecznych. Mimo że pewne zwiastuny nowego są już widoczne, to jednak nadal działania wykraczające poza te utarte schematy postrzegane są jako niepraktyczne, a twórca, bywa, otrzymuje etykietkę osoby niedostosowanej społecznie. Konflikty na płaszczyźnie władza - artysta przybierają niekiedy postać absurdalną.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Zakłócenia na linii
Tak było w wypadku instalacji Grzegorza Klamana, dla której inspiracją stał się warsztat Lecha Wałęsy - ciężki, toporny stół z szufladami na narzędzia. Warsztat zostanie wbity w ścianę Muzeum Nobla w Sztokholmie, symbolizując w ten sposób siłę Solidarności. Całość uzupełni napis: Co mógłby powiedzieć Lech Wałęsa gdyby tu był. Praca, przygotowywana na trzydziestolecie Związku, została zamówiona przez Muzeum na stałe.

Wówczas to prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz, gwałtownie zaprotestował. Nie mogę się zgodzić, by ktokolwiek na prawo i lewo rozdawał nasze narodowe dziedzictwo - pisał w liście do prezesa Stoczni, opublikowanym w trójmiejskich mediach. Nie rozumiem, dlaczego nikomu - na przykład panu Grzegorzowi Klamanowi, autorowi pomysłu - nawet nie przyszło do głowy, by o tym pomyśle poinformować władze miasta10.

Grzegorz Klaman - W sumie już to wyjaśniliśmy. Warsztat nie jest własnością miasta, ale symboliczną, czyli nas wszystkich. Co do samego projektu instalacji, to próbowałem podobnym pomysłem zainteresować władze już w 2005 roku, przy okazji wystawy „Strażnicy Doków". Bez odzewu.

Materialne prawo do warsztatu jako przedmiotu ma Stocznia, a prawo do budynku, w którym pracował Wałęsa - developer. Szum medialny przyniósł ciekawe efekty: miasto zastanawia się nad wykupieniem części budynku, w którym pracował najbardziej obecnie rozpoznawalny Polak na świecie. Warsztat ten stałby się wówczas częścią Europejskiego Centrum Solidarności.

Grzegorz Klaman - Takie muzeum nie może być budynkiem, które w ramach swoich ścian pokazuje historię Solidarności. Ludzie i tak musza iść do bramy historycznej, do Sali BHP, do warsztatu Wałęsy. Mówiłem o tym wszystkim i udało się osiągnąć porozumienie. Mnie nie interesują konflikty, ale to, by moje projekty został zaakceptowane i żeby ludzie to zobaczyli.

W tym roku miasto wyasygnowało środki, by wspólnie z Instytutem Wyspa zrealizować drugą odsłonę Subiektywnej Linii Autobusowej. Przez trzy tygodnie socjalistyczny „ogórek" woził chętnych po terenach stoczniowych, a przewodnikami byli, podobnie jak i w pierwszej odsłonie Linii, uczestnicy tamtych wydarzeń.

Sporny warsztat Wałęsy przez lata nie wzbudzał żadnego zainteresowania ani mediów, ani władz. Mniej więcej rok temu został przycięty - skrócono go o metr. Na szczęście nie stało się nic nieodwracalnego.

Grzegorz Klaman - Rozmawiałem z różnymi ludźmi stąd, wiem, że takich warsztatów, bardzo podobnych, jeżeli nie identycznych, były setki. W tym samym pomieszczeniu aż trzy. Zatem, nawet kiedy ten jeden będzie podarowany Muzeum Nobla, co jest prestiżem, pozostają dwa. Możemy na to miejsce włożyć dokładnie identyczny, co w ogóle nie zmienia sytuacji, oryginalności tej przestrzeni. Pamiętam program z Wałęsą, jak to on „wrócił do swojego warsztatu" po prezydenturze. Był tam dodatkowy stół, jeszcze jeden. Przez kilkanaście lat nie pracuje się ciągle przy jednym stoliku.

Tym razem nieporozumienie wyjaśniono, jednakże pogląd, szeroko już w świecie przyjmowany, że głos ludzi sztuki powinien być słyszalny i słuchany, a zwłaszcza wtedy, kiedy decydują się sprawy dla danej społeczności istotne, w Polsce wciąż przyjmowany jest z oporami. Bardzo wyraziście pokazała to telewizyjna Debata na dwa głosy, zorganizowana 25 kwietnia w Instytucie Wyspa. Zwołana przez posła Arkadiusza Rybickiego i senatora Janusza Rachonia, miała poruszyć sprawę wpisania żurawi portowych na listę zabytków, w kontekście ochrony dziedzictwa historycznego Stoczni. Zaproszeni goście mówili dużo i ze swadą, tylko nie zawsze na temat, artystów natomiast w ogóle nie dopuszczono do głosu.
Trudno było nie ulec wrażeniu, że żurawie to temat zastępczy.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Świat permanentnie potencjalny
Michał Szlaga - Dopóki będzie istniał przemysł, dźwigi najwyżej się przesuną na wyspę, ale ciągle będą dobrze widoczne w Gdańsku. Żurawie nie są własnością dewelopera, tylko Stoczni, co więcej, ich status prawny jest bardzo różny, należą do kilku właścicieli. Przede wszystkim jednak są pracującymi urządzeniami. Szkoda, że władze nie zajmą się sprawami ważniejszymi. Na przykład halami nad kanałem. Mam nadzieję, że one zostaną, ale może głupio gadam, bo widziałem wyburzenia innych, równie starych, z tego samego okresu. Zmielone, w postaci kruszywa pojechały zasypywać bagno pod stadiony i leżą teraz pod Baltic Arena. Próbuję myśleć jak przedsiębiorca, który jedną z nich kupuje. Wiem, że musi zostać, ale jaką funkcję mogłaby pełnić, pokazując jednocześnie swoje piękno, oryginalność? Jak na niej zarobić? Tor gokartu? Dyskoteka? Kościół?

A może przenieść tam Operę Bałtycką? To byłoby zgodne z duchem tego miejsca. Tyle że wtedy musiałaby zmienić się własność - państwo powinno odkupić część najcenniejszych terenów i zacząć zachowywać się jak dobry gospodarz - bo trudno oczekiwać od prywatnego właściciela, że będzie inwestował w coś na wzór opery. Nie rozumiem też, dlaczego Europejskie Centrum Solidarności nie mogłoby stać się mentorem takiej hali, zamiast budować coś nowego, co w swym stylu ma nawiązywać do przemysłowej architektury.

Prawda, jego siedziba ma łączyć się bezpośrednio z placem Solidarności i Pomnikiem Poległych Stoczniowców, to jasny i klarowny zamysł, ale pytanie o to, kto mądrze zaopiekuje się halami na nabrzeżu, pozostaje otwarte. Chciałbym, by jak najwięcej z nich przetrwało i doczekało się dobrej rewitalizacji, podkreślam - dobrej. Jako przykład pozytywnych działań daje się poznański browar, a mnie wtedy krew zalewa - czy nie pozostało nam nic innego, niż otwieranie kolejnych centrów handlowych? Czy pozbawiony patyny, napchany sieciowymi sklepami zabytkowy browar to budujący widok? Jak dla mnie - nie.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Na stronie Politechniki Gdańskiej można przeczytać relację z konferencji, która poprzedziła ową nieudana debatę. Czy możemy być mądrzy przed szkodą? - pyta poseł Arkadiusz Rybicki, podkreślając zarazem, że najlepsza kopia jest niczym w obliczu oryginału. Dziekan Wydziału Architektury PG Antoni Taraszkiewicz zapowiada, że w sierpniu tego roku odbędą się międzynarodowe warsztaty studenckie poświęcone przyszłości Młodego Miasta, a w listopadzie konferencja naukowa profesjonalistów z Polski i świata. Lucyna Nyka, prodziekan ds. nauki, przedstawiła realizacje wykorzystujące bliskość wody - pływające teatry i galerie. Piękne11.

Uczelnia zorganizowała też konkurs na projekt Drogi do Wolności. Zwycięzca, Maciej Szylke, zachwyca kreatywnością. Według obowiązujących planów Droga do Wolności ma krzyżować się z dwiema jezdniami i torowiskiem Nowej Wałowej. Projektant proponuje oddzielenie ruchu pieszego od kołowego - Nowa Wałowa biegnie nad promenadą, tworząc ciekawy odpowiednik paryskiego Łuku Triumfalnego. Wzdłuż całej Drogi specjalnie poprowadzonym kanałem płynie woda, co zyskało szczególną aprobatę jury, a trzy z kilku poprowadzonych nad nim mostków przebiega po linii dawnych szyn, zachowując je wraz z oryginalnym brukiem. Na wysokości sali BHP teren się obniża, by optycznie podnieść ten szczególny obiekt12.

Michał Szlaga - Założę się, że nic z tego nie wyniknie. Nagle nastąpiło takie odkrywanie Ameryki. Czyli zróbmy coś, wymyślmy, pięknie można tu jeszcze zadziałać. Ten projekt jest bardzo fajny, ale podobny do niego kiedyś już został odrzucony. W dobie kryzysu żadna woda nie popłynie, to są zupełnie nierealne rzeczy. Jaki jest sens cieszyć się, że ktoś zrobił taką pracę? To już zostało przerobione tyle razy. Politechnika była w to zaangażowana w 2001 roku. Nie pamiętają? Wtedy zajmował się tym Piotr Lorens. Pojawił się jeszcze jakiś pomysł miast na wodzie, one też są fajne, tyle że to wszystko nie wnosi nic konstruktywnego w to, co teraz najważniejsze, czyli zabezpieczenie tego, co jeszcze zostało. To miasto nie pełni i nigdy nie pełniło funkcji gospodarza, który mówi: „My byśmy chcieli, żeby to wyglądało tak i tak". Bo po prostu nie wiedzą, czego by chcieli i czego mogliby chcieć. Mieszkańcy Gdańska wiedzą, ze na terenach postyczniowych ma powstać...coś, jednak żadna ze stron nie przedstawiła publicznie jasnego planu dla chocby połowy terenów. Jedyna oficjalna informacja rozpowszechniona w lokalnych medziach dotyczyła budowy ECSu, drogi oraz gigantycznego centrum handlowego.

Zapowiadane na sierpień warsztaty dotąd nie zostały zrealizowane (styczeń 2010). Na stronie Politechniki Gdańskiej nie ma żadnej informacji co do zamiaru zorganizowania ich w czasie późniejszym. Nic nie wiadomo też o wspomnianej konferencji międzynarodowej, planowanej na listopad.

Michał Szlaga - Nie wierzę też w żadne łuki triumfalne. Czteropasmówka przetnie Drogę do Wolności, a wolność, jak to kiedyś skomentował Jan Klata, „poczeka na czerwonych światłach".

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Działania pozorowane i dokument sztuki
W czerwcu i lipcu 2009 o sprawie wpisania Stoczni na listę UNESCO było dość głośno w mediach. Marian Kwapiński, wojewódzki konserwator zabytków, przypominał, że zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego z 2004 roku tylko dziewięć obiektów z dwudziestu dawnej Stoczni Cesarskiej jest chronionych, m.in. budynek straży pożarnej, budynek dyrekcji, dwie kotlarnie, kuźnia, warsztat ślusarski i hale, ale nie są traktowane jako zespół. Członkowie Komitetu postulowali nawet konieczność odkupienia od developera części terenu, by w należyty sposób zadbać o to dziedzictwo. W celu pozyskania środków sugerowali zwrócenie się o pomoc rządową.

Prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz, określił te plany jako niepragmatyczne. Jestem realistą. Jaki rząd wyłoży dwieście milionów złotych na wykupienie stoczni? Jeśli do dzisiaj minister kultury nie jest w stanie odbudować kościoła św. Katarzyny, to o czym tu mówić. Tym niemniej, zapowiedział spotkanie z wiceministrem kultury, Tomaszem Mertą. Zapytam go o to, co mamy zrobić z Nową Wałową i jak skomunikować Młode Miasto, żeby stocznia znalazła się na liście UNESCO - deklarował w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej"13.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

W mailu z 14 września Anna Dobrowolska z Biura Prasowego prezydenta Gdańska informuje: Prezydent Gdańska - Paweł Adamowicz spotkał się z wiceministrem kultury Tomaszem Mertą, ale temat Nowej Wałowej i wpisu Stoczni na listę UNESCO nie był poruszany. Miasto zna stanowisko Ministerstwa na temat możliwości ubiegania się o wpis na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Krajowy Ośrodek Badań i Dokumentacji Zabytków opracował „Raport dotyczący możliwości ponownego ubiegania się Gdańska o wpis na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO". Miasto Gdańsk analizuje warunki i możliwości, ale wydaje się, że odwrócenie zaszłości wynikających z prywatyzacji terenów postoczniowych nie jest możliwe.

Marian Kwapiński nie traci jednak nadziei - w wypowiedzi z 9 października dla „Gazety Wyborczej" poinformował, że przygotowuje wniosek o objęcie ochroną całości obszaru Stoczni Cesarskiej. Jest to krok nieodzowny do ubiegania się o wpis Stoczni na listę Światowego dziedzictwa UNESCO. Aby tego dokonać, potrzebna jest współpraca z deweloperem, właścicielem terenu. Jeśli wpis Stoczni Cesarskiej do rejestru zabytków rzeczywiście nie utrudni nam zagospodarowania tego terenu, nie zamknie drogi do inwestycji, nie będziemy protestować - mówi Leszek Sikora, członek zarządu BPTO. Cała procedura ma trwać około pół roku14.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Tym niemniej plany dotyczące Nowej Wałowej nie uległy zmianie. Ona jest niezbędna, mówi Andrzej Duch, dyrektor Wydziału Urbanistyki Architektury i Ochrony Zabytków Urzędu Miejskiego, „pytanie więc nie brzmi, czy budować Nową Wałową, ale jak ją budować? Jednocześnie stanowczo odrzuca możliwość poprowadzenia drogi w tunelu, przede wszystkim ze względów ekonomicznych. Nie bardzo zatem wiadomo, dlaczego uważa, że realizacja obecnego planu nie wyklucza ubiegania się o wpis UNESCO, którego kryteria są jasne15.

Michał Szlaga - Najbliższe miesiące pokażą, co przyniosły działania konserwatora. Najważniejsze jest jednak to, aby współpracował z właścicielami i władzami miasta. Bardzo bym chciał, by powstała jakaś wspólna platforma, by nie tracono już więcej czasu. Niepokoję się też, czy aby na pewno UNESCO nadal uznaje teren za spójny, po zeszłorocznych wyburzeniach. Wielka szkoda, że konstruktywnych, wspólnych działań nie podjęto dekadę temu. Dziś mielibyśmy inny plan zagospodarowania przestrzennego, a inwestorzy jasną i klarowną sytuację. Rozdzielenie terenu między kilku właścicieli - miasto, Synergię, Baltic Property Trust i TK Development spowodowało, że Młode Miasto nie jest widziane jako wspólny projekt - wszyscy są uwarunkowani własnymi celami biznesowymi. Nie ma w tym nic dziwnego, ale powstał przez to klasyczny problem administracyjno-gospodarczo-przestrzenny. Nie chodzi o to, że demonem jest jakiś developer. To miasto nie pełni i nigdy nie pełniło funkcji gospodarza, który mówi: „My byśmy chcieli, żeby to wyglądało tak i tak". Bo po prostu nie wiedzą, czego by chcieli i czego mogliby chcieć.

A ja robię totalnie dokładną analizę zmian. Wybrałem stałe plany, z których fotografuję. Dokumentuję. Przez ostatnie półtora roku musiałem zawiesić inny swój projekt, związany z ludźmi Stoczni, a to z powodu wielkiej dynamiki zmian, czyli ilości wyburzeń. Nie zajmowałem się niczym innym, tylko pracą zawodową i tym. Wszystko mam na zdjęciach. Widać stan z 2000/2001 i kolejne etapy. Za 20, 30 lat będzie można ocenić, czy nowe, które powstało, jest lepsze od starego, które zniknęło.

Wszystkie fotografie Michał Szlaga
http://www.szlaga.com

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com
Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com
Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com
Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com
Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com
Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com
Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com
Wszystkie fotografie Michał Szlaga  http://www.szlaga.com

  1. 1. Aleksandra Kozłowska, Stocznia Gdańska cenniejsza niż ul. Długa, „Gazeta Wyborcza", http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,6547683,Stocznia_Gdanska_cenn..., 30.10.09
  2. 2. Polski Komitet ds. UNESCO, http://www.unesco.pl/kultura/dziedzictwo-kulturowe/swiatowe-dziedzictwo/, 30.10.09
  3. 3. Waldemar J. Affelt, Dziedzictwo techniki w kontekście rozwoju zrównoważonego. [w:] Współczesne problemy teorii konserwatorskiej w Polsce, ICOMOS, Politechnika Lubelska, 2008.
  4. 4. Pumeks, Stocznia Cesarska, http://rzygacz.webd.pl/index.php?aid=86 30.10.09
  5. 5. Pumeks, Stocznia Schichaua, http://www.rzygacz.webd.pl/index.php?id=76,111,0,0,1,0 30.10.09
  6. 6. Lech Parnell i Jarosław Zalesiński, Cała Stocznia Gdańska na listę UNESCO, czy tylko żurawie, brama albo sala BHP? http://gdansk.naszemiasto.pl/wydarzenia/993181.html 30.10.09
  7. 7. Por. City Transformers, op.cit.
  8. 8. Jacek Dominiczak i Monika Zawadzka, Re-cykluj wszystkie info-warstwy. W: City Transformers 2002 Gdańsk Poland. Pod re. Agnieszki Wołodźko, Grzegorza Klamana, Jay Koh, CSW ‘Łaźnia", 2002. ISBN 83-918763-0-6
  9. 9. Agnieszka Szeffel, Gdańska Wyspa - rewitalizacja w intelektualnym procesie, http://www.mojeopinie.pl/gdanska_wyspa_rewitalizacja_w_intelektualnym_pr... 30.10.09
  10. 10. List Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza do Igora Jacenki, Wiceprezesa Zarządu Stoczni Gdańskiehttp://www.mmtrojmiasto.pl/blog/entry/2856/List+Prezydenta+Gda%C5%84ska+Paw%C5%82a+Adamowicza+do+Igora+Jacenki+Wiceprezesa+Zarz%C4%85du+Stoczni+Gda%C5%84skiej.html 30.10.09
  11. 11. Politechnika Gdańska, http://www.pg.gda.pl/?kat=maktu&katr=archiwum&w=20090407_zuraw30.10.09
  12. 12. Maciej Szylke, Projekt, http://www.drogadowolnosci.pl/praca.php?projekt=22 30.10.09
  13. 13. Aleksandra Kozłowska, Stocznia na liście UNESCO? „Gazeta Wyborcza", http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,6701893,Stocznia_na_liscie_UN... 30.10.09
  14. 14. Aleksandra Kozłowska, Młode Miasto: będą nowe zabytki, „Gazeta Wyborcza", http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,7130882,Mlode_Miasto__beda_no... 6.11.09
  15. 15. Wojciech Kozak, Są szanse i na UNESCO, ina ulicę Nową Wałową? http://www.mmtrojmiasto.pl/7354/2009/11/2/sa-szanse-i-na-unesco-i-na-ul-... 6.11.09