Kazimierz Malewicz – bohater tragiczny?

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Z LEWEJ KAZIMIERZ MALEWICZ, KADR Z RADZIECKIEJ KRONIKI FILMOWEJ Z 1923.
Z LEWEJ KAZIMIERZ MALEWICZ, KADR Z RADZIECKIEJ KRONIKI FILMOWEJ Z 1923.

Napisał świadek i powiernik wielu wydarzeń sprzed lat.

Co mnie boli na wspomnienie ostatniego rozdziału życia Malewicza? Co mnie boli gdy sumuję upokorzenia jakich doznał on w tym czasie, wcześniej i po zgonie? Boli przemilczanie, omijanie tego tematu przez historyków i badaczy. Mam 92 lata. Nie chcę zabrać ze sobą, na drugi brzeg, trudnej do rozszyfrowania tajemnicy, którą podzieliła się ze mną ongiś w Leningradzie, Anna Leporska, powiernica artysty, jej Nauczyciela.

Pamięć mnie nie myli. W 1935r. po raz pierwszy ujrzałem „Czarny kwadrat", reprodukcję tego obrazu, w numerze awangardowego, już nieistniejącego „BLOK"-u. Doznałem uczucia jakbym spojrzał w oblicze czegoś niewyobrażalnie pociągającego, acz niepojętego. Spotkanie małolatka z tajemnicą nowej sztuki. Odtąd artysta zadomowił się w mojej wyobraźni. Gdy polskie władze zmieniły, na krótko, kurs wobec Sowieckiej Rosji (1933-35), otworzono w Warszawie, w IPS-ie wystawę radzieckiej sztuki stosowanej, nie włączono do niej ani jednej pracy Malewicza. Nie miałem pojęcia, że znajdował się na liście artystów niepożądanych przez władzę radziecką.

Wprowadzenie. W różnych okresach długiego życia (poczynając od deportacji na Ural po kampanii wrześniowej, 1939) byłem świadkiem, powiernikiem informacji, wydarzeń i obserwatorem dwóch przestrzeni w sowieckiej Rosji. Wysepki niezależnej myśli i ocean zagrożeń totalitarnej władzy. Doznałem wielokrotnie, na własnej skórze, obecności tajnych służb bezpieczeństwa komunistycznego państwa. Przerażająco brutalnych i wszech obecnych. Bezwzględnych, bezkarnych, perfidnych, wobec niepokornych twórców kultury w szczególności.

Podeszły wiek nakłada na mnie obowiązek, utrwalenia, nawet pozornie błahych incydentów, wszystkiego, co ma związek z osobą Malewicza, jego zmagań z banalną, powszednią egzystencją. Wtedy, gdy znajdował się nieustannie pod obstrzałem krytyki ze strony przeciwników zarówno w łonie twórców, jak i ludzi bolszewickiego systemu. Otwarte represje dotknęły artystę po powrocie z jedynej zagranicznej podróży do Polski i Niemiec. Do nich należą krzywdzące i bezmyślne ruchy aparatu administracyjnego oraz postępowanie władz bezpieczeństwa, do ostatnich dni jego życia. Także po śmierci w formie zakazu publicznego wystawiania jego prac w kraju, z wyjątkiem projektów o charakterze użytkowym. Anatema dotknęła nawet nazwiska, o czym poinformowano mnie w Rosyjskim Muzeum w Leningradzie. Tam, w magazynach „zapasnikach" znajdowały się jego obrazy niedostępne, nie tylko publiczności, także dla badaczy. Jewgenij Kowtun, kurator działu malarstwa XXw., znakomity znawca twórczości Malewicza, miał również ograniczony dostęp do tej części magazynów. Poufnie wyznał, że jego zwierzchnik, dyrektor Muzeum, był świadom wielkości prześladowanego artysty. Cenił go i paradoksalnie, chronił przed prostactwem swoich zwierzchników. Wynajdował sposoby obejścia przepisów w imię wartości wyższego rzędu. Wszelako był zmuszony ślepo wykonać polecenie „góry" (w domyśle KGB). Dziś brzmi to absurdalnie. Kowtunowi zawdzięczam, niejako z pierwszej ręki, bezcenne informacje, jego interpretację filozofii suprematyzmu oraz Malewiczowskiej teorii „elementu dodatkowego" w sztuce różnych epok.

Moi młodsi koledzy, sławni historycy sztuki, mają zapewne swoje przygody podobnej natury, doznane w Rosyjskim Muzeum, w Tretiakowskiej Galerii, Muzeum Teatru i innych miejscach, w latach 1950-70. Pozostają one ich zawodową tajemnicą.

Warto tu przywołać incydent z lat 60., z moich podróży naukowych do Moskwy (w tym czasie prowadziłem także Seminarium design-u w Senieżu, pod Moskwą, na zaproszenie Związku Plastyków ZSRR). Chodzi o odruchy wysoko usytuowanych działaczy Związku Plastyków na sam dźwięk nazwiska - Malewicz. W tym środowisku budziło ono lęk, co najmniej zakłopotanie. Kilkakrotnie próbowałem w lokalu Związku odbyć rozmowę z Konstantinem Rożdiestwienskim, najbardziej umiłowanym i cenionym uczniem Malewicza, jego asystentem. Rożdiestwienskij pełnił wówczas, poza działalnością artystyczną, ważne funkcje wice-przewodniczącego Związku Plastyków. Posiadał niemałą władzę, cieszył się poparciem w najwyższych strukturach administracji. Był beneficjantem zamówień państwowych, jako projektant prestiżowych pawilonów zagranicą. Miał powód do dumy zawodowej. Zdobył Grand Prix na Międzynarodowej Wystawie Sztuk i Technik w Paryżu w 1937r. Wszelako dla milionów obywateli ZSRR rok ten ma złowieszcze brzmienie w historii ich kraju. Masowe aresztowania, śledztwa, wyroki śmierci, zsyłki, obozy, gułagi dla więźniów politycznych, czystki w partii, armii, rozprawa z inteligencją, z twórcami. Na krótko był wezwany na przesłuchanie. Po latach zaledwie napomknął o tym w obszernym wywiadzie (Malewicz o sobie, tom II ). Uratował się. Za jaką cenę?

Unikał i wyraźnie chciał się mnie pozbyć. Zadałem mu pytanie: był Pan uczniem Malewicza? Zaprzeczył. W kolejnych podróżach ponawiałem tę kwestię. Zaprzeczał. Dopiero po upadku systemu, dzielił się w mediach niewątpliwą i głęboką wiedzą o swoim patronie. Był w tej roli wiarygodny. Natomiast ja poczułem zażenowanie po zapoznaniu się z katalogiem wystawy jego malarstwa i rysunku w Galerii Gmurzynska w Kolonii (1993). Nie tylko był uczniem, ale bez żenady, chociaż nie bez talentu, posługiwał się „ściągawką" od Mistrza - ideami, rozpoznawalną paletą tematów, kolorystyką i kompozycją. Niemalże kalka. Zastanawia stopień moralnego konformizmu i głębia etycznego rozdwojenia. Nie znajduję odpowiedzi.

Konkluzja. Po przeszło 70-ciu latach od śmierci Kazimierza Malewicza, wiedza o zmarłym przedwcześnie pionierze sztuki XX wieku, stała się nieporównywalnie pełniejsza. W znacznej mierze dzięki wysiłkom historyków, archiwistów i wydawców w dzisiejszej Rosji.
Sądzę, że nastał czas podjęcia wspólnego trudu badawczego w skali międzynarodowej. Czemu nalegam na umiędzynarodowienie badań ostatniego rozdziału życia tego artysty?
Czytelnik znajdzie odpowiedź w wywodzie poniżej

Z LEWEJ KAZIMIERZ MALEWICZ, KADR Z RADZIECKIEJ KRONIKI FILMOWEJ Z 1923.
Z LEWEJ KAZIMIERZ MALEWICZ, KADR Z RADZIECKIEJ KRONIKI FILMOWEJ Z 1923.

Prawda jest gorzka, dramatyczna. Obejmuje niemal całe życie, z małymi obiecującymi przerwami. Poczynając od narodzin bolszewickiej Rosji - szczucie artysty w łagodniejszej bądź bezwzględnej formie. Jawne i podstępne, za pośrednictwem prasy i organizacji artystycznych podporządkowanych aktualnym dyrektywom partii. Kilkakrotne aresztowania, po raz pierwszy w Witebsku (pomógł wtedy list Łunaczarskiego znaleziony przy rewizji). Podejrzenie o działalność opozycyjną, wymykającą się kontroli władz centralnych (Unowis). Uciążliwa, upokarzająca cenzura ze strony miejscowej władzy (1919-21). Początki gruźlicy z powodu głodowania. Nieustanna inwigilacja, za pośrednictwem tajnych lub podstawionych prowokatorów, względnie szaleńców (I.Terentiew, mieszanka prawdy i zmyślenia). Biedna egzystencja. Sporadyczne zakupy jego prac przez muzea czy kolekcjonerów. Wzruszająca troska o rodzinę, matkę (dla niej był zawsze Kaziem), żonę, córkę (piękne listy!). Zapewnienie im przydziału, pajok na chleb. Gigantyczna korespondencja. Choroba Zofii, drugiej żony. Gruźlica. Brak pieniędzy na leki. Działalność eksperymentalna i pedagogiczna (Instytut Kultury Artystycznej, Ginchuk). nękana kontrolami. Realna groźba zlikwidowania tej unikalnej placówki. Atak prasowy jako wstęp do szerszej ofensywy kół konserwatywnych. Plany urządzenia za granicą wystawy dorobku własnego i metody badawczej. Pierwszy i jedyny wyjazd do Warszawy i Berlina pod ścisłą obserwacją wywiadu. Nagły nakaz władz do powrotu (dziś wiadomo przez kogo osobiście wydany, powód pozostaje tajemnicą). Likwidacja Instytutu. Kurczenie się do minimum wolności osobistej. Kolejny areszt. Rewizja. Podejrzenie o działalność szpiegowską i kontrrewolucyjną działalność w czasie pobytu za granicą. Bieda jeszcze ostrzejsza. Mierne odżywianie. Dotkliwe zimno w mieszkaniu i pracowni. Brak butów, ciepłej odzieży. Początek niebezpiecznej choroby raka (wiemy, że w więzieniu był poddany torturom (t.II, Szatskich, Demosfenowa, str.347-8). Zalecony przez lekarzy natychmiastowy wyjazd zagranicę. Realna możliwość pokrycia kosztów kuracji w Paryżu lub gdzie indziej, ze sprzedaży obrazów pozostawionych w depozycie w Berlinie. Starania o wyjazd. Odmowa wydania paszportu (brak jakiegokolwiek śladu tej odmowy) De facto areszt domowy. Przebieg „ostatniej drogi". Pomijane przez świadków pewne detale tej drogi, zapewne ze szlachetnych pobudek. Wiadomo o tym z kilku źródeł (także Leporska). Tajemnicze zniknięcie po kilku dniach, symboli suprematyzmu z miejsca, które wybrał na ostatni spoczynek jeszcze za życia.

Barbarzyństwo. Jak inaczej nazwać manewry ówczesnego państwa? Terror systemu i bezsiła jednostki. Należy ujawnić wszystkie przejawy tej nierównej walki, artysty, myśliciela, pedagoga, silnej indywidualności, z nieuchwytną machiną strachu. Owo zło winno być dogłębnie poznane i napiętnowane w miarę jak kurczą się i rozmywają możliwości jego udokumentowania. Ostatni świadkowie odchodzą i odejdą drogą naturalną. Nie znam w historii europejskiej sztuki XX wieku podobnego moralnego nakazu - dobranie się do Przechowalni Krzywd. Ujawnienie dramatu życia i śmierci Malewicza zaprowadzi badaczy do udostępnionych, miejmy nadzieję, archiwów Instytucji Strzegącej Tajemnic Najwyższej Wagi Państwowej.

Szukam analogii. Kolejka kobiet, przed murami więzienia w Leningradzie, wśród nich Anna Achmatowa, poetka, mąż rozstrzelany, syn uwięziony. Szeptem składa przyrzeczenie, że opisze ten świat pogardy. Spełniła je w „Requiem". Innym pokrewnym świadectwem odwagi, była ostatnia reduta wolności, redakcja literacko-artystycznego czasopisma „Nowa Generacija" w Charkowie (1927-30) wydawanego o dziwo, w języku ukraińskim. W niej znalazł intelektualne schronienie Malewicz, tam publikował prace teoretyczne, zamieszczał reprodukcje prac (publikował także w kijowskim almanachu „Awangard", 1930). Męstwo opłacone rozwiązaniem redakcji, aresztowaniami, wyrokami, śmiercią.

Na podstawie wiedzy własnej, korespondencji, wspomnień rodziny i przyjaciół stwierdzić trzeba, że na ówczesnej rządzącej partii, jej organach władzy, ciąży moralna wina przedwczesnej śmierci artysty, co najmniej niepożądanego dla systemu. Wpiszmy i ten przykład na długą listę przestępstw, mordów, utajonych, przemilczanych, wyrafinowanych, bo nie udowodnionych. Malewicz nie mieścił się w systemie bolszewickich reguł - władzy nad wszystkim i wszystkimi.

Świadectwa, bliżej prawdy. Upadek systemu totalitarnego, przyniósł wiele obiektywnych, odkrywczych opracowań poczynionych przez badaczy w Rosji i zagranicą. Szereg tabu zostało naruszonych, zasłon uchylonych. Mam na myśli dwutomowe dzieło, które ukazało się w Moskwie (2004). I.K. Wakar, T.N. Michienko: Malewicz o siebie. Sovremienniki o Malevitche. Pisma. Dokumenty. Vospominayja. Kritika. Publikacja, wzorowa pod względem edytorskim, opatrzona cennymi przypisami, notami, oraz obszernym posłowiem I.K. Wakara. Posłowie, samo w sobie jest dziełem niezwykłym. Autor po raz pierwszy, krok po kroku, buduje psychologiczny wizerunek Malewicza, od narodzin do śmierci. Dzięki tej pracy otrzymałem busolę wspomagającą moje podróże do prawdy; Fundacja „The Malevich Society" w Nowym Jorku uczestniczyła w sfinansowaniu tego przedsięwzięcia. Na to dzieło już się powołałem, uczynię to jeszcze nie raz.

Drugą busolą były publikacje historyczki sztuki z Moskwy Aleksandry Szatskich Kazimierz Malewicz i poezja oraz Kazimierz Malewicz Pisma Zebrane (1998-2004). Młoda uczona, którą poznałem w USA, okazała się niestrudzona w badaniu innych, nierozpoznanych dotąd obszarów twórczości Malewicza. Sięgnęła do jego prób posłużenia się frazą poetycką W „kanonicznym", pięciotomowym dziele Szatskich (współpraca Galina Demosfenowa), można się zanurzyć w uporządkowanym i bogato komentowanym świecie kreowanym przez Malewicza, samorodnego wizjonera szlaków cywilizacji.

Wszelako, najnowsze znane mi publikacje, potwierdzają wciąż niezaspokojone oczekiwanie na wypełnienie luk, wydarzeń, przemilczeń i niedopowiedzeń. Również i jego Ostatniej Drogi.

Zacznę od powierzonych mi informacji. Także domysłów, znaków zapytania, własnych dociekań. Osoba, która zawierzyła mi w formie zawoalowanej (pod koniec lat 60.) swoje bóle, to Anna Leporska, malarka, ceramik, asystentka, z najbliższego otoczenia Malewicza. Miała ona widocznie powody by nie dzielić się swoimi domysłami z innymi osobami. Był to wszak czas powszechnych lęków, strachu, podsłuchów, mimo ogłoszonej „odwilży" po śmierci satrapy Stalina. Równocześnie, wraz z ułatwieniem kontaktów, rosło w świecie zainteresowanie dziejami awangardy w Związku Radzieckim. Imponująca fala przybyszów, renomowanych naukowców, galerii, kolekcjonerów, w poszukiwaniu u źródła, tego, co ocalało po „potopie". Byłem jednym z nich..

Próbowałem nie raz, otworzyć nawiasy, używając w wystąpieniach publicznych
niestereotypowych metod, inscenizacji, w swojej pracy historyka sztuki. Uczyniłem to
m.in. w czasie sympozjum w Madrycie, w Muzeum Thysen-Borenmisza z okazji otwarcia wystawy rosyjskiej awangardy „Vanguardias rusas" (2006). Zainscenizowana próba wypełnienia zagadki przebiegu ostatniego, najbardziej dramatycznego ogniwa w drodze przenosin ciała zmarłego, przyjęta została chłodno i bez echa. Tenże gest w skali kameralnej powtórzony został w Warszawie, w 2007 roku w Hotelu „Polonia", z okazji 80. rocznicy pierwszej wystawy Malewicza w tymże Hotelu. Symboliczną wstęgę żałobną z napisem (w języku angielskim i hiszpańskim) „Ostatnia droga Malewicza" przekazali Piotr Nowicki i Sarmen Beglarian w ręce prof. Andrzeja Turowskiego. Także bez echa.

WYSTĄPIENIE SZYMONA BOJKO NA SYMPOZJUM W MADRYCIE (2006).
WYSTĄPIENIE SZYMONA BOJKO NA SYMPOZJUM W MADRYCIE (2006).

OPTYMISTYCZNY FINAŁ WYSTĄPIENIA SZYMONA BOJKO NA SYMPOZJUM W MADRYCIE (2006); Z LEWEJ PROF. NICOLETTA MISLER HISTORYK SZTUKI (NE
OPTYMISTYCZNY FINAŁ WYSTĄPIENIA SZYMONA BOJKO NA SYMPOZJUM W MADRYCIE (2006); Z LEWEJ PROF. NICOLETTA MISLER HISTORYK SZTUKI (NEAPOL), SZYMON BOJKO, NA PRAWO EKATERINA SELEZNEVA, HISTORYK SZTUKI, KURATOR (MOSKWA).

Czemu bohater tragiczny? Powtórzmy raz jeszcze fakty. Artysta mógł być wzorcem żywotności, energii, siły fizycznej. Takim widzimy go na wszystkich fotografiach. Szczególnie fascynuje swoją witalnością na jedynym zachowanym kadrze filmowym (zbiorowa fotografia uczestników „Wystawy wszystkich kierunków", Piotrogród,1923). Zmarł nieoczekiwanie, po krótkiej lecz bolesnej chorobie raka prostaty w wieku 56 lat. Po rozpoznaniu znalazł się wnet pod opieką wybitnych lekarzy. Ich diagnoza od razu przewidywała najgorsze. Proponowali wyjazd na kurację do Paryża, lub Nowego Jorku. Medycyna radziecka była bezradna wobec tej choroby. Aż nadto skąpe są informacje na temat zabiegów przyjaciół o przepustkę - zwaną paszportem - na wyjazd zagranicę. Znów potrzebne wyjaśnienie funkcjonowania sieci zakazów. Wyjazd artysty ze względów osobistych, nie mieszczący się w biurokratycznym słownictwie „delegacji służbowej" (taką była pierwsza jednorazowa przepustka w 1927 r., nagle przerwana), był niewykonalny. Aż strach pomyśleć jakie nasuwają się pytania. „Organy" (potoczna nazwa służb bezpieczeństwa) zapewne dobrze zorientowane w sytuacji krytycznej, nie uczyniły kroku, by zapewnić realną pomoc choremu o światowym nazwisku. Hipoteza - na Łubiance (centralna siedziba służb) czekano na naturalne rozwiązanie - na śmierć. Tak się też stało. Czy mamy do czynienia ze świadomą strategią, de facto zbrodniczą metodą, pozbycia się potencjalnego opozycjonisty w sferze estetycznej (już wiemy, „staruszka nie ruszać", słowa dygnitarza bezpieki). Dodajmy. Nie ruszać, poczekać, sam się wykończy...

Najbliższa rodzina i uczniowie, matka Ludwika, żona Natalia, córka Una, Leporska, Rożdiestwienskij, Suetin, bezradni przy łożu Kazimierza. Jego oczy na fotografiach mówią, że kres się zbliża. Znane są szczegóły wstępnego zamysłu skrzyni trumiennej autorstwa chorego (realizacja Suetin, Rożdiestwenskij) Wydłużona, suprematyczna bryła z uskokami i profilami Suprematyczne oznakowanie na zewnątrz, kwadrat, koło. Jego ostatni, wyrazisty gest, przesłanie dla świata. Niezłomny nawet wtedy, cierpiący. Uroczyste pożegnanie w mieszkaniu, utrwalone w fotografiach, pozostanie po wszystkie czasy. Niedościgniony w pomysłach Daniel Charms (jeden z grupy poetyckiej „Obieriutów") włożył do otwartego katafalku swoje wiersze. Umierający wyraził ponadto życzenie, aby ciału nadać formę pionu i poziomu - rozwartych ramion. On sam, jego ciało miało pełnić rolę znaku, supremus. Jak możliwe było to życzenie zrealizować? Musimy po kolei rozpoznać przestrzeń. Diabeł, jak wiadomo, tkwi w szczegółach.

Wąskie drzwi wyjściowe, schody, kuchenna klatka schodowa (jej wygląd, niedogodności, opisane w kilku wspomnieniach), nie pozwalały na skomplikowany ruch z katafalkiem. Groziło naruszeniem ciała. O tym wiedzieli wszyscy obecni. Wiadomo było, także, że po likwidacji Instytutu Kultury Artystycznej, zwolnione pomieszczenia zostały zajęte przez jakieś radzieckie instytucje. Pozwolono artyście i rodzinie pozostać na miejscu w trzypokojowym mieszkanie nr 5. Atoli zamurowano główne drzwi na paradnyj chod . Praktycznie odcięto mieszkańcom dostęp do głównej klatki schodowej, od placu Isakowskiego. Drzwi łączące mieszkanie z pomieszczeniami zlikwidowanego Instytutu pozostały, niczym atrapa. Za nimi był mur. Pozostało tylko wyjście boczne - czornyj chod. Czyż nie poniżono świadomie artystę będącego w pełni sił, czynnego twórczo, odwiedzanego przez rodzinę, przyjaciół, gości i przyjezdnych? Co, lub kto, zmusił administrację budynku do tego kroku? W ówczesnych warunkach działał prikaz - decyzja wyższych pięter biurokracji. W mieszkaniu, nazywanym przez przyjaciół „pokojem Malewicza" na ścianach galeria obrazów z różnych okresów (opisane przez Charmsa) zgromadzone bezcenne dzieła, dokumenty. Także pianino.

Z fotografii wynoszenia skrzyni na zewnątrz, na ramionach uczniów Suetina i Rożdiestwienskiego można odczytać informację - „wyprowadzenie katafalku z Domu Artystów", nie zaś z budynku zamieszkania i kuchennym wyjściem. Wstydliwie opuszczono czornyj chod. Nasuwają się pytania. Co się działo w międzyczasie? Jedno ogniwo już znane ze wspomnienia Rożdiestwienskiego (tom II str 306). Musieli wyjąć ciało ze skrzyni, by przepchnąć ją przez drzwi.

Zacytujmy wspomnienia N.I. Kostrowa, malarza i grafika (tom II str.389): Doskonale pamiętam pogrzeb Malewicza [...] Kiedy skrzynię z ciałem Malewicza wynoszono z mieszkania, trzeba było ją ustawić pionowo, ponieważ schody były bardzo wąskie...
Na dużym placu delegacje z wieńcami i ludzie pragnący uczestniczyć w oddaniu hołdu zmarłemu. Grała orkiestra. Czekała ciężarówka. Zgodnie z wolą Malewicza ciało miało być kremowane, przewiezione w towarowym wagonie oznaczonym „czarnym kwadratem", do Moskwy, następnie do wsi Niemczynowka, zamieszkałej przez rodzinę Rafałowiczów, rodziców drugiej żony, Zofii.

Latami nie dostrzegano luk, nie wysuwano pytań. Pytania nosiła w sobie Anna Leporska.
W tym świetle należy tłumaczyć jej zachowanie świadczące o czymś, co ją bolało.

ANNA LEPORSKA, KADR Z FILMU „SZTUKA DLA MILIONÓW”. WFO, ŁÓDŹ 1978.
ANNA LEPORSKA, KADR Z FILMU „SZTUKA DLA MILIONÓW”. WFO, ŁÓDŹ 1978.

Pewnego dnia gdy gościłem u Anny w jej mieszkaniu w Leningradzie (druga połowa lat 70.) bez wstępu i tłumaczenia, poprosiła: Szymonczik, (tak mnie nazywała) weź swój aparat fotograficzny, pójdź na plac Isakowski do pałacyku, dawnej siedziby, Inchuku, nie zatrzymuj się u wejścia, obejdź budynek do rogu, skręć w uliczkę Sojuz Swjazi nr 2, zobaczysz arkadę, wejdź na dziedziniec, napotkasz na lewo niepokaźne drugie kuchenne wejście do tegoż budynku. Ostrzegła: dziedziniec jest stale strzeżony przez uzbrojonego strażnika. Uważaj. Jeśli się uda, otwórz drzwi do klatki schodowej. Wejdź do środka. Napotkasz kilka stopni w dół. Potrzebna mi fotografia tych drzwi od wewnątrz.

Udało się. Zmyliłem strażnika. Ta fotografia oraz druga, wejście do budynku z ulicy, opatrzone podpisami (pewnie za wiedzą Anny) ukazały się w katalogu wystawy w Galerii Gmurzynska w Kolonii.z okazji 100-lecia urodzin Malewicza (1978).

Nie zbudziły zainteresowania u badaczy ani w mediach. Nigdy nie powtórzone. Natomiast katalog ten i wystawa z innych powodów wszedł do międzynarodowego obiegu. Fotografia po raz pierwszy publikowana: Una, córka Malewicza z Natalią, trzecią i najbardziej ukochaną żoną artysty przy symbolicznym grobie w polu (w okolicy osiedla Niemczynowka, krótko po pogrzebie). Umocowana do bryły w formie sześcianu, tablica z „Czarnym kwadratem". Stosowna tabliczka na pobliskim drzewie. Nieco kwiatów. Inne ujęcie tego wydarzenia z udziałem rodziny Rafałowiczów, opublikowano w II tomie wspominanego opracowania I.A. Wakara. Tamże rysunek mogiły (ołówek, A.Bogdanow).

Wkrótce symboliczna bryła z suprematycznym „czarnym kwadratem" znikła. Pole położone w pobliżu domu Rafałowiczów zarosło, po wojnie zaorano. Jakaś ręka dokonała usunięcia i tego śladu. Niewykluczone, że tym razem nie była to ręka „organów", lecz ziściła się mistyczna, kosmiczna perspektywa artysty. W 1918 zapisał wierszem myśl. Oto fragment:

Rozstaję się z ziemią, w świadomości przebiegają prądy
i zwiększa się rozum.
Wychodzimy poza horyzont do oderwania się od
ziemi rozsypując się w kopule przestrzeni opadając rozsypanymi punktami

[ok.1918] przekład: Agnieszka Lubomira Piotrowska i Adam Pomorski

Wspomnienia sprzed lat w których występuje Anna Leporska zawierają jeszcze jeden rozdział. Pozostają w związku z realizacją filmu dokumentalnego o udziale awangardy w sztuce pierwszych lat rewolucji (Sztuka dla milionów, reż. Tomasz Pobóg-Malinowski, operator Jacek Petrycki, scenariusz Szymon Bojko, Wytwórnia Filmów Oświatowych, Łódź, 1978). Film ocenzurowany, po kilku latach wypuszczony do obiegu , nie był ukończony. Opowieść o trudnościach na jakie napotkaliśmy w Moskwie i Leningradzie, obfituje w dramatyczno-komiczne sytuacje. Scenariusz został przedstawiony warszawskiej wytwórni. Strona radziecka nie miała zastrzeżeń skoro mogliśmy w trójkę wraz z sprzętem, odbyć podróż do Moskwy i Leningradu. Początek zapowiadał się pomyślnie. Filmowane były rozmowy z artystami, uczestnikami wydarzeń pierwszych lat rewolucji, fragmenty masowych działań propagandy, autorów plakatów agitacyjnych - sztuka ulicy w muzeach, pracowniach w archiwach. Mieliśmy do dyspozycji samochód i dwie towarzyszące osoby - kierowcę, kobietę oraz przewodnika-tłumacza, słabo mówiącego po polsku. Był absolutnie zbyteczny, znałem język rosyjski. Dano nam do zrozumienia, że każdy nasz krok będzie rejestrowany.

Pewnego dnia byliśmy umówieni na spotkanie z Zinaidą Rajch, aktorką, żoną Meyerholda. Nie zdołaliśmy się jeszcze przywitać, gdy rozległ się dzwonek u drzwi. Wkroczyło kilka cywilnych osób. Oznajmili, że z polecenia władz, od tego momentu nie wolno nam niczego filmować ani fotografować, natomiast możemy rozmawiać. Naszych protestów, że realizujemy film na podstawie umowy, nie przyjęli do wiadomości. Opuściliśmy mieszkanie. Wróciliśmy do hotelu. Zrezygnowaliśmy z innych spotkań w Moskwie. Mimo zakazu postanowiliśmy odbyć podróż do Leningradu wedle scenariusza. W pociągu towarzyszył nam tenże agent. W przedziale, moi koledzy dla żartu upili go. Zaczął opowiadać o sobie i bełkotać krytyczne uwagi pod adresem przełożonych. Wtedy wyznali mu, że jestem jakoby ważną figurą w Komitecie Centralnym partii komunistycznej w Polsce, a jego wynurzenia nie ujdą mu na sucho. W tym czasie byłem w toalecie. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi i błagalne prośby o puszczenie w niepamięć tego, co powiedział w przedziale. Incydent w pociągu wpłynął na zachowanie agenta. Po przybyciu do miasta i zainstalowaniu w hotelu zniknął nam z oczu. Jak się wkrótce okazało, przekazał nas w inne ręce. Uzyskaliśmy zgodę Anny Leporskiej na filmowanie w jej mieszkaniu. Gdy zaszliśmy do hotelu aby zabrać aparaturę, Jacek stwierdził, że w międzyczasie, nieproszeni „goście" weszli do pokoju, (zakładam, za wiedzą administracji hotelu), otworzyli skrzynię z aparaturą i uszkodzili instalację elektryczną kamery filmowej. Postanowiliśmy mimo wszystko, sfilmować scenkę z panią Leporską. Należało rozebrać aparaturę na części i przenieść do jej mieszkania. Oględnie poinformowaliśmy ją, że idziemy. Reszta nie jest ważna dla naszej przygody. Natomiast na taśmie filmowej pozostał ślad tego uszkodzenia - brak kilku klatek...

Apel
Czuję ulgę po ułożeniu w słowa tego „co mnie boli?". Z tym osobistym wyznaniem zwracam się do grona młodszych koleżanek, kolegów, historyków, badaczy sztuki XX w., pedagogów, popularyzatorów, autorów publikacji. Tworzą oni międzynarodową „rodzinę", zgłębiającą „kosmos" Kazimierza Malewicza. Apel dotyczy wypełnienia „białych plam". Niechaj przybierze on formę „łańcucha", blogu na stronach Internetu. Moja opowieść w OBIEG-u, czasopiśmie funkcjonującym w wirtualnej przestrzeni, mogłaby otworzyć drogę do wielogłosu w nie zamkniętej, bolesnej, historii artysty. Oto osoby mi znane, zasłużone dla historii Suprematyzmu i postaci Malewicza, dla których żywię najwyższy szacunek. Liczę na nie.

Wymieniam nazwiska według alfabetu:
Troels Andersen
John Bowlt
Dmitro Gorbaczew
Jean-Claude Marcadé
Ałła Powielichina
Andrzej Turowski
Dima Sarabianow
Aleksandra Szatskich
Na tej liście znajdują się także, znani mi wyłącznie z publikacji: I.A. Wakar, T.N. Michienko

Epilog

Pamięć o jedynym, prawie miesięcznym pobycie w Warszawie Kazimierza Malewicza, herolda Nowej Sztuki XX wieku, zostanie już niebawem zaznaczona. Z inicjatywy Andrzeja Turowskiego, wybitnego historyka sztuki, autora źródłowej publikacji „Malewicz w Warszawie", odbędzie się 29 maja 2009 o g. 19.30 uroczystość nazwania sali Hotelu „Polonia" imieniem Kazimierza Malewicza. W hotelu tym, budynku, który przetrwał wojnę i okupację, w marcu 1927r. odbyło się otwarcie wystawy Malewicza oraz raut, który zgromadził elitę kulturalną stolicy. Wydarzenie zapisane przez obiektyw fotografa, stało się dokumentem historycznym. Na Warszawę, na moment, zwrócone były oczy oświeconego świata. Dla pokoleń, postać i żywot Kazimierza Malewicza, Kazia, być może, posłuży jako dowód naturalnego przemieszania kultur, języków, obyczajów, sag i rodzinnych genealogii.

Mimo zakrętów historii, kordonów, wzajemnej podejrzliwości, trzy sąsiadujące narody: polski, ukraiński, rosyjski, generują po dziś dzień, (czy nie za pośrednictwem „planitów" Malewicza?), niewyczerpane ładunki energii pozytywnych.

Warszawa, 2009

RYSUNEK KAZIMIERZA MALEWICZA (OK. 1930), NADPIS ODRĘCZNY GŁOSI:
RYSUNEK KAZIMIERZA MALEWICZA (OK. 1930), NADPIS ODRĘCZNY GŁOSI:

Tylko w poczuciu wolności
Możemy odkrywać nowe formy

ANGIELSKA WERSJA TEKSTU