Wydaje mi się, że w tej liberackiej książce nie chodzi o przekazanie informacji o panoramie, jednym z pierwszych masowych mediów, nawet jeżeli jest ona skomponowana z fragmentów tekstów teoretycznych kilku różnych autorów, ani o tworzenie jakichś nowych obrazów przez dekonstrukcje starych. Jest to książka o tym, jak można podejść do tematu panoramy z perspektywy poznawczo-artystycznej; trochę rzuca czytelnikiem - jak na przykład pociąg przy hamowaniu czy skręcaniu.
Bez nie-ludzi nie ma człowieka
Teraz, kiedy już na dobre weszliśmy w dwudziesty pierwszy wiek - zapowiadany jako wiek biotechnologii - widzimy, że choć w ostatnich dekadach nie wydarzył się żaden spektakularny przełom, nie sposób jednak zignorować istotnych zmian w myśleniu o tym, kim jesteśmy wobec nie-ludzkich form życia i technologii.
Najbardziej podoba mi się w Twojej książce to, że działa jak GPS - pokazujesz jakie są opcje osiągnięcia celu, w tym przypadku stworzenia kolekcji sztuki, bez podawania gotowych rozwiązań czy nawet sugestii.
Czytałam niegdyś pewną książkę. Autorem był chyba ojciec gatunku campus novel, Malcolm Bradbury, ale ręki za to nie dam sobie obciąć. Opowiadała o małym miasteczku, które żyje wyłącznie dzięki uniwersytetowi. Nic się tam nie dzieje. Znudzeni profesorowie wyczerpali już wszelkie formy rozrywki. W ograniczonym gronie nie ma szans na żaden nowy romans, bo wszystkie się już odbyły, na żadną porządną aferę, bo na to wykładowcy są zbyt poważni. Co robić?
1.
Łódzka rzeczywistość wyglądała tak: o godzinie 18, kiedy zamykały się sklepy, na ulicy Piotrkowskiej i w centrum miasta zanikał ruch pieszy. O godz. 19 w tramwajach byli już tylko spóźnieni ludzie i pijani mężczyźni za późno wracający do swoich rodzin. Martwe miasto... Pamiętam jak na Teofilowie Przemysłowym mężczyźni po pracy zbierali się w grupkach, szli do pobliskich parków lub zagajników, i tam pili szybko, na stojąco... Były godziny, kiedy akurat w fabrykach kończyła się zmiana.
Korzystam z nadarzającej się okazji, której dostarczyła mi zamieszczona w „Obiegu" polemika Wiesława Borowskiego z moją książką „Wierzę w wolność, ale nie nazywam się Beethoven" żeby raz jeszcze spróbować mówić o Kantorze. Pokaźna część mojej książki jest prób takich świadectwem. Pozbawiona sensu byłaby ich powtórka, choćby ze względu na to, że o Kantorze pisałam - z wymownymi przerwami - całe życie. Od pracy magisterskiej pisanej pod kierunkiem Jacka Woźniakowskiego w 1958 roku na KUL-u do dzisiaj. Pisałam to, co w danym momencie uważałam za prawdę o nim, a ściślej - za jej cząstkę podwieszoną do niemożliwego pytania o całość.
Wystawa pięciu palestyńskich artystów „Here & Now" w CSW Łaźnia, kuratorowana przez Samar Marthę i Agnieszkę Kulazińską, jest, jak czytamy, próbą „spojrzenia na region oczami kilku młodych artystów (...), których prace starają się być wolne od polityki.
Gdybym miała grać w ciuciubabkę w przestrzeni wystawy Honzy Zamojskiego w galerii Leto, to co chwilę wpadałabym na różne, dziwne, mniejsze i większe przedmioty zestawione w niecodzienne konstrukcje. Musiałabym zapomnieć o wszystkich swoich przyzwyczajeniach co do zastosowań rzeczy, bo inaczej mogłabym boleśnie upaść.
Brewerie wokół osoby i dzieła Tadeusza Kantora oraz wokół Galerii Foksal, które są głównym motywem książki Anki Ptaszkowskiej