Polemika przed debatą

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Substancjalne kryteria demarkacji i znikające wywiady, czyli Iwa Zmyślonego poszukiwanie prawdy

Korzystając z dobrego obyczaju (i otwartości redakcji magazynu „Obieg") chciałbym odnieść się do tekstu Iwa Zmyślonego "Prywatne znaczy publiczne". Wypada mi zacząć od tego, że dyskusję, którą „inicjuje" Zmyślony, uważam za cokolwiek nieświeżą - kto zechce, bez trudu znajdzie jej przykłady (sam pisałem o tym obszernie przed rokiem, w numerze 2/2013 drukowanego „Szumu", również przy okazji WGW). Rzekomo „niuansując obraz sytuacji", krytyk „Obiegu" robi to więc chyba głównie... dla siebie. I gdyby sprawa kończyła się w tym punkcie, mój komentarz byłby oczywiście zbędny, jednak autor „Magazynu Warszawskiego" ustawia swój komentarz w kontrze do mojej wypowiedzi (a także tekstu Mikołaja Iwańskiego). Zmyślony lubi powtarzać, że został niezrozumiany, a jego polemiści upraszczają, insynuują itp., więc na pewno z empatią odniesie się do moich uwag. Po kolei zatem.

Wbrew temu, co twierdzi Zmyślony, nie rysowałem „grubej linii podziału" między prywatnym a publicznym.

Wbrew temu, co twierdzi Zmyślony, nigdy nie napisałem, że „sztuka w instytucjach prywatnych jest z gruntu czymś podejrzanym".

Wbrew temu, co twierdzi Zmyślony, nigdy nie napisałem, że „galeriom zrzeszonym w WGW chodzi wyłącznie o »sakralizację« własnej oferty handlowej poprzez zmanipulowanie wciągniętych do imprezy instytucji".

Wbrew temu, co twierdzi Zmyślony, nigdy nie napisałem, że dla młodszych galerii mit założycielski warszawskiej sceny artystycznej jest jedynie „legendą, która od dawna służy cynicznie skalkulowanej promocji".

Wbrew temu, co twierdzi Zmyślony, nie porównałem galerii prywatnych do „złowrogich koncernów farmaceutycznych" - sens mojej metafory zawierał się w zupełnie innym porównaniu...

*

Skoro ustaliliśmy już, czego nie napisałem, skupmy się na tym, co pojawiło się w moim tekście.

Otóż, najkrócej mówiąc, w recenzji WGW dla „Dwutygodnika" starałem się prześledzić, w jakich punktach interesy (niekoniecznie materialne!) galerii prywatnych, publicznych instytucji sztuki i krytyki artystycznej mogą być zbieżne, a gdzie zdają się rozmijać, czy wręcz wchodzić ze sobą w konflikt. Ale to tylko część - nawet nie najobszerniejsza - mojego tekstu; reszta dotyczyła genezy rynku sztuki po 1989 roku i samego Warsaw Gallery Weekend, w tym konkretnych wystaw.

W tak ważnym dla Zmyślonego fragmencie bynajmniej nie waloryzowałem rynku negatywnie, nie pisałem też nigdzie o „cynizmie" galerii prywatnych. Przeciwnie: twierdziłem (i twierdzę), że robią one to, co do nich należy i nie sposób się tego czepiać. Niech zarabiają na potęgę, a reprezentowani przez nie artyści zdobywają intergalaktyczną sławę i promują polską kulturę za granicą. Co innego - krytyka artystyczna i instytucje publiczne. Iwo Zmyślony kreśli idylliczną wizję, w której „środowisko" dba o rozwój polskiej sztuki, a handel traktuje wyłącznie jako środek do tego - jakże szczytnego - celu. Natomiast publiczność - której broń Boże nie możemy narażać na „sprzeczne komunikaty"! - zaczyna cenić (i kupować) sztukę najnowszą. W tej wizji „kulturotwórcza rola" galerii to wydawanie katalogów, organizowanie dyskusji, a nawet - promowanie reprezentowanych artystów i dbanie o ich dorobek (!). Albo Zmyślony udaje, że nie rozumie, czym zajmują się galerie prywatne, albo - o zgrozo - nie rozumie tego naprawdę. Podpowiem: zajmują się właśnie tym. Nawet te bez „transformacyjnej" legendy. Czy kiedy odwiedzam wystawę u multimilionera Larry'ego Gagosiana, to obcuję z kulturą w mniejszym stopniu niż w galerii Starter? A może większym? Tam, gdzie w przestrzeni publicznej pojawia się kultura - niekoniecznie pojawia się i misja. Retoryka misji - o, to co innego.

Wbrew temu, co twierdzi Zmyślony, w tekście dla „Dwutygodnik.com" pisałem głównie w trybie przypuszczającym - raczej pytałem niż rozstrzygałem. Czy zamiana przestrzeni wystawienniczej MSN-u w witrynę sklepową rok temu była dobrym pomysłem, czy może nie do końca? Czy, wspierając WGW, instytucje publiczne naprawdę walczą o nową publiczność, czy może przede wszystkim podbijają wartość sztuki pokazywanej w galeriach prywatnych? Znowu: wbrew temu, co twierdzi Zmyślony, nie wskazywałem bezspornych „nieprawidłowości", ale miejsca potencjalnego konfliktu interesów.

Ale jedną kwestię faktycznie postawiłem ostrzej - cóż, koszula zawsze bliższa ciału. Pytałem (!) więc: „Czy aktywny udział w WGW krytykowi pomaga, przeszkadza, czy nie ma znaczenia? Decyzja „»Dwutygodnik.com«, by wejść w alians z galerzystami, może być ciekawym punktem wyjścia do takiej dyskusji". I w innym miejscu, w odniesieniu do decyzji Zmyślonego: „Proszę wyobrazić sobie analogiczną sytuację: dziennikarz niezależnego czasopisma medycznego przeprowadza rozmowy z właścicielami największych firm farmaceutycznych, którzy zorganizowali branżowe targi i wydali przy tej okazji specjalny magazyn".

Bynajmniej nie „koncerny farmaceutyczne" były w moim porównaniu najważniejsze, ale skoro fraza ta kojarzy się demonicznie - nie ma sprawy - proszę wstawić w to miejsce jakiekolwiek inne figury opisującego i opisywanego: dziennikarza „Świata Wędkarza" i branżową imprezę sprzedawców wędek i spławików; reportera „Od Kuchni" i targi restauratorów; przedstawiciela „Dużego Formatu" i pijarowców nowego serialu HBO „Wataha", którzy przekonują, że cały numer można poświęcić Bieszczadom, obie strony mają przecież wspólne interesy, to dobre story, „Gazeta Wyborcza" robi wiele prospołecznych akcji, poza tym to promocja polskiej turystyki, a... Zaraz, zaraz, przecież taki deal to nie żadna zbrodnia, a jedynie nowatorska reklama natywna!

Być może odezwał się we mnie inkwizytor, a problem jest wydumany i nie ma o czym mówić: krytyk, który zapełnia pół objętości organu prasowego WGW (vel „specjalne wydanie »Dwutygodnika«"), wykonuje po prostu swoją robotę. Zmyślony pisze wprost: „Alternatywną metodą dekonstrukcji stereotypów jest pokazywanie prawdy - ujawnianie rzeczywistych funkcji i metod działania galerii. Temu służyły wywiady przeprowadzone przeze mnie do specjalnego wydania »Dwutygodnika« z okazji WGW".

Wierzę, że ta wiekopomna fraza przejdzie do historii polskiej myśli krytycznej. Do tej pory naiwnie myślałem, że ukazywaniu „prawdy" (?) o „rzeczywistych funkcjach i metodach działania galerii" służy raczej krytyczna lektura wywiadów z ich właścicielami niż podstawianie im mikrofonu - a tu proszę!

Zaiste, Iwo Zmyślony to wymarzony rzecznik prasowy galerii prywatnych. Autor ten ma przykrą tendencję do wypowiadania banałów tonem mędrca („stereotypy, jak to stereotypy, są czymś nieświadomym, co większość z nas przyjmuje jako oczywiste"), ale rozmowy z przedstawicielami rynku sztuki wychodzą mu znakomicie. Pozostaje mieć nadzieję, że klęcznik - jak w wypadku wywiadu z Grażyną Kulczyk, który z niewyjaśnionych przyczyn wyparował ze stron „Dwutygodnika" kilka chwil po publikacji - nie uwierał zbyt mocno.

Zmyślony nie mógł się powstrzymać, żeby ze złośliwą satysfakcją nie wtrącić, że kiedyś prowadziłem galerię, a teraz - pismo o sztuce. Nie wiem, co ma piernik do wiatraka (poza mąką), ale postaram się wyłożyć różnicę w sposób możliwie klarowny: otóż kiedy prowadziłem galerię, zawiesiłem na kołku krytykę artystyczną, z dnia na dzień i całkowicie.

„Uważam więc, że samo traktowanie podziału prywatne vs publiczne jako podstawowych, substancjalnych kryteriów demarkacji polskiego świata sztuki, psuje nam dyskusję i zaciemnia rzeczywisty stan rzeczy" - pisze Zmyślony. A ja uważam, że zrobienie wywiadów z galerzystami na 50 stron ich czasopisma spełnia substancjalne kryterium... no, powiedzmy - jechania po bandzie.

Kończy Zmyślony w ten sposób (nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że jego wypowiedź to próba rozcieńczenia zarzutu, który stawiam mu w swoim tekście): „Pod koniec swojego tekstu Jakub Banasiak pyta, jaka w kontekście galeryjnej sceny powinna być rola pozostałych »graczy« warszawskiego artworldu - krytyki, instytucji publicznych i kolekcjonerów. To ważne pytania, na które on sam niestety unika odpowiedzi". Nie pod koniec i wcale nie unika - ale to detale. Na szczęście wszelkie wątpliwości będzie można wkrótce rozwiać: „Obieg" i Zmyślony zorganizowali w MSN-ie debatę, podczas której bez przeszkód będzie można omówić radosny alians wszystkich ze wszystkimi, bez jątrzenia i stawiania grubych linii podziału. Instytucje publiczne, galerie prywatne i krytyka artystyczna to naczynia połączone, czyż nie? Po co za bardzo kombinować... Odnoszę tylko wrażenie, że Zmyślony nie ma o tym wszystkim zielonego pojęcia - w każdym razie nie wynika to z jego wywiadów. Natomiast rozumiem doskonale, że autor „Magazynu Warszawskiego" pilnie potrzebuje wystąpić teraz w roli eksperta od rynku.

Cieszę się, że mój tekst był jedną z inspiracji - do panelu nie zostałem niestety zaproszony, więc pozwalam sobie wypowiedzieć się w tym miejscu. A uczestnikom życzę, żeby doszli do minimalnie bardziej odkrywczych wniosków niż ten, że „instytucje publiczne oraz ponad dwadzieścia galerii prywatnych tworzą złożony konglomerat inicjatyw i strategii, rywalizacji i elementów synergii"*.

Jakub Banasiak

* Od redakcji: autor powyższego tekstu zapomina, że zacytowane tu zdanie nie jest wnioskiem, lecz początkiem informacji określającej temat panelu.

 

Jak jest każdy widzi

Jakub Banasiak twierdzi, że nie napisał tego, co napisał. Przy okazji serwuje kolejną porcję insynuacji pod moim adresem. Już mnie to nie dziwi. Każdy może sobie wyguglować i samemu ocenić, kto z nas ma coś konstruktywnego do powiedzenia, a kto epatuje wybujałym ego. Straciłem motywację, by punkt po punkcie tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem. Bicie głową w mur nie ma żadnego sensu. Jak jest i tak każdy widzi.

Z rozmaitych tekstów Banasiaka i osób z jego redakcji zdążyłem już się dowiedzieć, że jestem schematyczny i karykaturalny, że się lansuję, zazdroszczę Karolinie Plincie, a w moich tekstach co rusz popadam w ekstazę albo się podlizuję. To wszystko oczywiście bez cienia argumentu. Równocześnie Banasiak nigdy nie odpowiedział na żadne z moich pytań, nie odniósł się merytorycznie do żadnego ze stawianych przez mnie problemów, formułowanych twierdzeń i postulatów. We wszystkich naszych dotychczasowych „polemikach" posługuje się tą samą logiką wywodu: bryzgnąć jak najwięcej błota, a nuż się coś do mnie przylepi. Przypomina się stara lekcja Arthura Schopenhauera: wobec braku argumentów merytorycznych należy adwersarza zdyskredytować, odebrać mu wiarygodność.

Tym razem Banasiak zawyrokował, że o rynku sztuki nie mam zielonego pojęcia. No cóż. Dziękuję za cenzurkę, szanowny panie magistrze! Po trzech miesiącach kwerendy przy Warsaw Gallery Weekend chyba powinienem stawić się do niego na zaliczenie, postać i pomiętosić czapkę pod drzwiami katedry .

Banasiak udaje również, że nie wie jak robić wywiady. Albo, co gorsza, samemu je źle robi. Wbrew temu, co napisał, nie polega to wcale na „podstawianiu mikrofonu". Wywiad to wynik żmudnej redakcyjnej pracy, która polega na uchwyceniu i wydobyciu esencji myślenia rozmówcy, uporządkowaniu jego wypowiedzi w zrozumiałą całość. Towarzyszą temu liczne skróty, parafrazy i dopowiedzenia. Swoją drogą „Dwutygodnik" jakiś czas temu opublikował znakomity materiał na ten temat.

Redaktor „Szumu" po raz kolejny dał dowód, że wbrew pozorom troski o jakość polskiej krytyki, nie zależy mu wcale na dialogu, subtelnym ważeniu racji, budowaniu konsensusu, wspólnym dociekaniu prawdy. W swych tekstach ocenia surowo, ale nie uzasadnia, nie analizuje różnorakich aspektów wartościowanych zjawisk (ale to ja - pamiętajmy - przemawiam „tonem mędrca"). Z czego to wynika? Trudno spekulować. Fakt faktem, że niektórzy po prostu chcą czuć się ważni.

Owszem, ja również potrafię insynuować. Banasiak pisze na przykład, że gdy otworzył galerię, to działalność krytyczną natychmiast zawiesił na kołku. Cóż za etyczny kryształ! To nic, że potem odwiesił, aby założyć magazyn, w którym dziś sprzedaje powierzchnię reklamową (do tej mojej uwagi jakoś się nie odniósł). A co jak mu przyjdzie do głowy znowu otworzyć galerię? Albo wystartować w konkursie na dyrektora Zamku? Czy wtedy to, co napisał, znowu zawiśnie na kołku? Niby skąd mamy wiedzieć, że tego już dziś nie planuje? Że redakcyjna polityka laudacji i przemilczeń nie służy wyłącznie czyszczeniu przedpola, promocji wizerunku i budowaniu koalicji?

Tak, wiem, to obrzydliwe. Ale we wszystkim można widzieć drugie dno i trzecie. Dlatego pisałem o hermeneutyce podejrzeń. Tego rodzaju myślenie szkodzi debacie - nam wszystkim. Domniemywanie złej woli, złośliwości itp. Naprawdę nie można inaczej?

Iwo Zmyślony

PS. Co do klęczenia przed Grażyną Kulczyk: wywiad zniknął po interwencji jej prawników, którzy uznali, że godzi w jej wizerunek. Wspólnie z redakcją „Dwutygodnika" uznaliśmy, że nieetycznym będzie opublikowanie materiału wbrew woli rozmówcy. Ale być może Banasiak wymyśli inny powód - sam jestem bardzo ciekaw. Na dyskusję zapraszam jego i wszystkich innych - będzie czas na pytania i komentarze z sali.

 

Zrób to sam? Do czego artystom potrzebne są instytucje?", debata „Obiegu" w ramach festiwalu „Warszawa w budowie", Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Warszawa, 28.10.2014, g. 18. Udział biorą: Joanna Kiliszek, Mikołaj Iwański, Michał Lasota, Małgorzata Ludwisiak;
prowadzenie: Iwo Zmyślony

Zobacz także:

Piotr Parda, Siła grawitacji