Już tytuł monografii, „Unikanie stanów pośrednich - Andrzej Wróblewski", zdradza ukryte motto jej autorów. Słowa z dziennika Wróblewskiego o postawie życiowego maksymalisty w świetle końcowego eseju zamieszczonego w monografii, mówią także o pracy, którą wykonują lub mają do wykonania prowadzący Fundację Andrzeja Wróblewskiego Magdalena Ziółkowska i Wojciech Grzybała. W eseju „Tłumacząc Wróblewskiego" Boris Buden przedstawia spuściznę i mit malarza jako oczekujące w przedsionku uniwersalnej historii sztuki. To zadanie wydźwignięcia ze stanu pośredniego, jak można sądzić z tytułu, wzięła na siebie Fundacja.
Niniejsza monografia jest jak kolejny stopień w schodach (poniekąd także fizycznie, waży ze cztery kilo) po którymi Wróblewski wchodzi do areopagu sztuki. Tu mogłoby się znaleźć zdjęcie z facebooka Fundacji, pokazujące książkę stojącą w księgarni Tate obok monografii Bacona, Caulfielda, Turnera. Wydanie dwujęzyczne, w którym zebrano wszystkie znane obrazy, notatki z dzienników, listy i teksty Wróblewskiego, daje wrażenie obcowania z pełnym ouevre artysty, harmonijnie uzupełnionym o eseje krytyków sztuki i osób w jakiś sposób związanych z jego spuścizną. Pięknie, metodycznie i z olbrzymim rozmachem zaprojektowany album mógłby służyć jako stopień dla wielkomiejskiego snoba szukającego rzeczy rzadkich, pięknych i służących za dowód, że jego życie również takie jest. Ale obcowanie z Wróblewskim trudno sprowadzić do estetyki i artystycznych gradacji.
Oparcie rytmu książki na szkielecie codziennego kalendarzyka i suchych zapisków Wróblewskiego (spotkanie, film, malowanie) daje wgląd i sugestywnie zaznacza przemiany bohatera, zaś jego dłuższe, niepublikowane dotąd teksty „List do Krystyny Wróblewskiej", „Pamiętnik samobójcy" czy wcześniejszy „Już kilka tygodni żyję życiem pracownianym" pokazują go jako człowieka, który swoje życie potrafi przełożyć także na formę literacką. Obnażają go przez to w sposób pełny i dosłowny, dając przez to czytelnikowi możliwość spojrzenia na samego siebie.
Klarowna samoświadomość Wróblewskiego mieni się i przegląda w czasie mu współczesnym. Za przykład może służyć sam tytuł „unikanie stanów pośrednich". Jest w tych słowach echo nowomowy, zasłyszanej może na którymś ze studenckich wieców, ale i autarkiczna siła, tak wyraźnie obecna w zebranych przez Hannę Świdę-Ziembę w książce „Przerwany lot", pamiętnikach z owego czasu, opisujących pokolenie Wróblewskiego.
No właśnie. Autarkiczna siła. Nie brzmi to dobrze, jednak lepiej niż wyświechtany tekst o człowieku przedwojennym. W rozpaczliwej dzielności tego starannie przekalkowanego na karty niniejszej książki życia odsłania się coś, co trudno było dostrzec nawet w socjologicznej analizie tamtego pokolenia autorstwa Świdy-Ziemby. Samotność, której doświadczyli tamci ludzie, a przede wszystkim przykra aktualność owego czasu, który w jakichś powidokach wciąż wraca do nas książkami, chociażby „Wielką Trwogą" Marcina Zaremby. Pierwszych polskich lat powojennych, kiedy wszystko, co miało jakąś definicję, nawet wojna, zostało zawieszone i życie należało kształtować od nowa.
Ze względu na bogactwo jego prób (ambicje artystyczne, nienawiść do siebie, komunizm, wszystkie klasyczne tematy malarskie Wróblewskiego, akty!) trudno znaleźć jeden wątek, który mógłby przeprowadzić przez strony książki. Zadziwiająca jest na przykład konfrontacja obrazów i pism bohatera monografii. Ostre światło tekstów razi mocniej niż w najbardziej nawet traumatycznych i zimnych obrazach „Rozstrzelań", a przecież nie są to rzeczy, które w jakikolwiek sposób miałyby koić. Ale - może właśnie koić? Wygładzając stopniowo ostrość i nienasycenie tekstu. To napięcie między jednym a drugim środkiem wyrazu daje szansę nie tylko spojrzeć na nowo na Wróblewskiego, ale i zastanowić się nad obiema formami sztuki.
Co więcej, to końcowe pytanie książki, czy i jak Wróblewski wejdzie do upragnionej zachodniej historii sztuki, zbite jest wrażeniem, że historia nad nim się jeszcze nie domknęła. To oczywiście także sprawa obcowania z samą książką AD 2014 (o czym pisze w swoim eseju Boris Duden). Ale historia jest przecież ułożona i spisana, to co żywe - niejasne, niejednoznaczne i dużo trudniej jest wskazać palcem fotografię i powiedzieć: „Tak było. Tak jak widać".
Tę niejasność przeszłości, wciąż odkrywanych dokumentów po Wróblewskim i jego obrazów, przeszłości, która nie chce odejść, najlepiej chyba oddaje znaleziony gdzieś w tekście niepozorny przypis do danych osobowych, modelki na krakowskim wydziale sztuki: „Aleksandra Peterschein, po mężu Szuliga (17 XII 1928 - 23 II 1992), zamieszkała w Wieliczce, potem w Krakowie, wraz z siostrą Ireną, była modelką w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Do dnia dzisiejszego redaktorom nie udało się odnaleźć żadnej fotografii portretowanej modelki". Jest w tym znak, że nie można również wskazać historycznego, ostatecznego miejsca Wróblewskiego, bo go wraz z atmosferą jego dzieła jeszcze nie pożegnano.
Jako kolejny, a dla mnie najbardziej wymowny tego przykład można tu przywołać cykl obrazów nagrobkowych stworzonych przez malarza po wizycie studyjnej w Jugosławii. Wróblewski, którzy przebywał tam jesienią 1956, zwrócił uwagę na niecodzienną formę trzynastowiecznych nagrobków chłopów z terenu Serbii. Każdy z nich ma wyciągniętą rękę, jakby pozdrawiał kogoś z nas, z tej strony, stojąc w tle nieznanego. Ta ręka, ułożenie ciała, otwartość przypominające próby Pauliny Ołowskiej z jej alfabetem i próbą odkrycia treści zawartych w ułożeniach ciała, mówią jedno: czym innym jest historia sztuki ze swoimi datami, hierarchiami, a czym innym sama sztuka, która jest od nich w pełni niezależna.
To ruch pomimo historii, w przeszłość, ale do momentów, kiedy wydarzyła się sama obecność - jak z tą pozdrawiającą ręką. Coś, co wyczuł w tym Wróblewski i co musiała czuć jego matka, wchodząc do pracowni zmarłego syna i przyjmując na siebie zadanie uporządkowania i nazwania setek, jeśli nie tysięcy jego prac. To unikanie stanów pośrednich właśnie. Gdziekolwiek nas zaprowadzą skrajne.
I jeszcze jedno na koniec. Trudno pisać, uczciwie używając pojęć: obecność, historia, przywoływanie. To wielkie słowa, dla najlepszych, którzy łatwo znajdą za nimi realne zdarzenia i zwroty. Trzeba przecież decyzji i dystansu, żeby w dzieleniu z kimś pokoju, drogi i myśli na spacerze pomyśleć o „obecności". Większość z nas nie poradzi sobie także z określeniem czegoś „wydarzeniem historycznym" bez pomocy mediów, „przywoływanie" zaś to już w ogóle nie wiadomo czym jest. Ale w wypadku „Unikania stanów pośrednich" słowa te przychodzą do głowy poniekąd same. Jak pewne wrażenie z letniego popołudnia 2002, kiedy to profesor Hanna Świda-Ziemba, z którą miałem przyjemność wraz z kilkoma absolwentami spotykać się w małej salce Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych, wspomniała o znajomości z Wróblewskim. O ile mi wiadomo, Hanna Świda-Ziemba „nie zajmowała się malarzami" i nie wspomina go w swojej książce, ale jak widać, jego obecność w niepublikowanych tekstach, odnalezionych obrazach i niepokoju, który przynoszą, wraca. Także jako najbardziej wymowny przykład tezy o przerwanym locie tego pokolenia.
„Unikanie stanów pośrednich. Andrzej Wróblewski (1927 -1957)"; format: 22×28 cm, oprawa twarda, 752 str., kolor, 864 ilustracje; wydawcy: Fundacja Andrzeja Wróblewskiego / Instytut Adama Mickiewicza / Hatje Cantz Verlag; cena: 198 PLN.
Koncepcja naukowa i redakcja: Magdalena Ziółkowska, Wojciech Grzybała;
autorzy: Noit Banai, Boris Buden, Branislav Dimitrijević, Charles Esche, Eckhart Gillen, Wojciech Grzybała, Eryk Krasucki, Elżbieta Linnert, Barbara Majewska, Elżbieta Modzelewska, Ewa Skolimowska, Agnieszka Szewczyk, Andrzej Wróblewski, Magdalena Ziółkowska; tłumaczenia: Krzysztof Kościuczuk (angielski), Zuzanna Głowacka (serbsko-chorwacki, angielski), Anna Taraska-Pietrzak (niemiecki);
projekt graficzny, skład: Łukasz Paluch / AnoMalia Studio
Publikacja współfinansowana ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
ISBN HC: 978-3-7757-3796-8
ISBN FAW: 978-83-935822-1-1
Dystrybucja międzynarodowa: Hatje Cantz Verlag; dystrybucja krajowa: TMC ART