Narzędzia niespełnienia

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

W jednym z numerów „Szumu" Jakub Banasiak napisał, że żelazna konsekwencja, z jaką duet Hadryś-Lasota prowadzi galerię Stereo, po przekroczeniu pewnego progu staje się dla niej samej realnym zagrożeniem. Jasne deklaracje i zainteresowania mogą prowadzić do kolejnych przewidywalnych i sformatowanych wystaw, a Stereo budzić automatyczne skojarzenia i tropy. Chociaż przyglądając się kolejnym pokazom od czasu przeprowadzki duetu do Warszawy i za każdym razem do pewnego stopnia zgadzając się z Banasiakiem - przynajmniej w kwestii braku zaskoczenia - równocześnie odkrywam, że minimalistyczna, czarno-biała estetyka Stereo wciąż na mnie działa. Nie chodzi tylko o osobiste upodobania (choć przyznaję, że tamtejsze wernisaże, na których ogląda się te same puste białe ściany i dwie czarne prace, są moimi ulubionymi), ale też o coś więcej.

Działalność Stereo opiera się na ciekawej zależności. Hadryś i Lasota kreują bardzo wyrazisty i stanowczy styl, charakteryzujący się ascetycznymi wystawami z bardzo ograniczoną liczbą prac, grą czerni i bieli we minimalistycznym wnętrzu galerii i sprowadzoną do najprostszych haseł komunikacją z publicznością (fascynujące jest śledzenie facebooka Stereo, na którym publikowane są pisane drukowanymi literami statusy składające się najczęściej tylko z imienia i nazwiska artysty, tytułu jego wystawy i okresu jej trwania). To wszystko jednak pociąga za sobą obciążenie wystaw, które stają się trudne i nieprzystępne, odatrakcyjnione. Zabieg ten jest tym ciekawszy, że jak się wydaje, Stereo robi co może, żeby zminimalizować rolę, jaką w wystawianiu sztuki odgrywa instytucja, proponując sztukę właściwie w stanie surowym, opatrzoną lakonicznym komentarzem. Oczywiście dobrze wiadomo, że nic tu nie jest przezroczyste, tylko takie udaje - chowanie się Stereo za kolejnymi warstwami eleganckiej prostoty jest coraz większym ujawnianiem się. Jeśli coś budziłoby mój niepokój, byłaby to - również sygnalizowana przez Banasiaka - możliwość przygniecenia sztuki kontekstem miejsca, wtłaczania jej w fabryczny schemat Stereo. Wystawa Kiliana Rüthemanna o wdzięcznym i prostym (a jakże) tytule „Tools" przekonała jednak, że galeria Hadryś i Lasoty nie tylko broni się sama, ale i bronią się zgromadzone w niej prace.

Szwajcarski rzeźbiarz pokazywał w Stereo sześć niezatytułowanych prac, z których większość to proste walce zrealizowane w czarnym, smolistym materiale. Nie możemy mieć do końca pewności, co właściwie oglądamy - jak przypominają właściciele galerii, parę lat wcześniej Rüthemann pokazywał w Stereo pracę będącą zszytym futrem zanurzonym w smole zniekształcającej jego pierwotny wygląd. Ukrywanie przedmiotu i jednoczesne pokazywanie nowego jest także poniekąd tematem „Tools". Widoczne jest to przede wszystkim w kompozycji wystawy - co prawda możemy objąć wzrokiem każdą pracę z osobna, ale nawet patrząc na fotorelację z wystawy przekonamy się, że zupełnie nie o to tu chodzi. Praca Rüthemanna jest w jakiś sposób totalna, ogarnia całą przestrzeń Stereo, podporządkowując ją regularnym rytmom czarnych pionowych i poziomych walców oraz smug pozostawionych przez nie, jak możemy się domyślać, na ścianach i drzwiach. Dopełnieniem tego obrazu jest praca najbardziej ze wszystkich bliska malarstwu: kawałek ściany szczelnie zamalowany na czarno. Dopiero patrząc na całość, możemy dać się oczarować prostym, ale imponującym harmoniom wygrywanym przestrzennymi relacjami między dziełami. Dlatego też nie wystarczy nazwać Rüthemanna rzeźbiarzem, bo to, co najbardziej interesujące i co dobrze udaje się wydobyć Hadryś i Lasocie w raczej niełatwej przestrzeni, jaką dysponuje Stereo, rozgrywa się między jego pracami. Wyraźny całościowy zamysł dzieła, nawet jeśli częściowo pochodzi od właścicieli galerii, przekonuje, by mówić nie o kilku dziełach, lecz jednej instalacji - nie bez znaczenia jest przecież to, że widz wchodzi między prace, łączy czarne pasy na ścianach z leżącymi na podłodze walcami. Ciekawe jest też to, że prace Rüthemanna wydają się z zasady non finito - smoliste bryły zostawiają bowiem po sobie wyraźne ślady, co w niektórych pracach zostało uwypuklone przez pozostałości po czarnej substancji. Najmniejszy ruch zostałby więc wizualnie udokumentowany przez kolejną smugę, będącą nową odnogą samego dzieła.

Wystawa Kiliana Rüthemanna "Tools", fot. galeria Stereo
Wystawa Kiliana Rüthemanna "Tools", fot. galeria Stereo


Wystawa Kiliana Rüthemanna "Tools", fot. galeria Stereo
Wystawa Kiliana Rüthemanna "Tools", fot. galeria Stereo


Wystawa Kiliana Rüthemanna "Tools", fot. galeria Stereo
Wystawa Kiliana Rüthemanna "Tools", fot. galeria Stereo


Wystawa Kiliana Rüthemanna "Tools", fot. galeria Stereo
Wystawa Kiliana Rüthemanna "Tools", fot. galeria Stereo

Nawet jeśli tylko potencjalna, interaktywność instalacji Rüthemanna jest jednym z najciekawszych jej aspektów. Z olbrzymim żalem przyjąłem informację, że dzieł nie można dotykać, bo wydaje się, że dopiero to w jakiś sposób byłoby dopełnieniem pracy rzeźbiarza. Jego refleksja nad materialnością rzeźby, jej fakturą, kształtem i ciężarem, rozszerzana także na interakcje z przestrzenią (w sposób dosłowny poprzez smugi na ścianach i symboliczny poprzez kompozycję wystawy), bez możliwości dotknięcia prac wydaje się sucha, pozbawiona ważnego elementu doświadczania tej materialności. Nawet skojarzenia, które budzi materiał wykorzystywany przez Rüthemanna, czyli szminka (także przez kształt) albo plastelina, wyraźnie odnoszą nas do rejestru zmysłu dotyku. Stałe, ale jednocześnie rozmiękczone i elastyczne formy wydają się tylko czekać na kontakt z ciałem, walce wydają się czekać na podniesienie i wysmarowanie kolejnej smugi na ścianie.

Wystawa Kiliana Rüthemanna "Tools", fot. galeria Stereo
Wystawa Kiliana Rüthemanna "Tools", fot. galeria Stereo

Szkoda, że ten performatywny aspekt wystawy nie został w żaden sposób przewidziany, ponieważ na pewno wzbogaciłby to, co w swojej instalacji mówi sam artysta o relacjach w przestrzeni. Chociaż tytułowe narzędzia wcale nie są narzędziami, bo nie za bardzo służą do czegokolwiek poza teoretyczną i dość wsobną refleksją artysty, może właśnie o to przewrotne niespełnienie też chodzi. „Tools" wydaje się więc ironiczną grą odraczania przyjemności widza, krępowania go w jego tradycyjnie biernej pozycji. Jeśli mowa była o polityce odatrakcyjniania wystaw, to najlepszy jej przykład. Dlatego tym bardziej przekonany jestem do „Tools", ponieważ jako standardowy wybór Stereo nie jest nim tylko na płaszczyźnie estetycznej, ale i ideologicznej, która - chociaż oczywiście do pewnego stopnia tożsama z pierwszą - zasługuje tu na odrębne wyróżnienie.

Znamienne, że bezpośrednio po Rüthemannie Stereo zaprezentowało wystawę Romana Stańczaka, artysty od długiego czasu milczącego, ale otoczonego nimbem pracowni Kowalskiego i sztuki krytycznej lat 90., a ostatnio rozgłosem na temat rzeźby Anioła Stróża, zrealizowanej dla bródnowskiego Parku Rzeźby. Również zainteresowany przedmiotem i jego materialnością Stańczak dochodzi jednak w swojej pracy do zupełnie innych wniosków niż Rüthemann - zamiast kompozycji proponuje destrukcję, na miejsce uświęconych przedmiotów-totemów podkłada przedmioty w swojej trochę beznadziejnej, a trochę podrasowanej zwykłości. Poza tym, że wystawione dzieła tworzą spójną i interesującą całość, warto na nie spojrzeć, wziąwszy pod uwagę wpływ, jaki wywiera na nie sama galeria. Na wystawie Stańczaka świetnie unaoczniony zostaje wyraźnie ambiwalentny status Stereo: znowu otrzymujemy wyobrażenie o sztuce na surowo, co podkreśla tym razem też biedny (a może lepiej, kiedy o Stereo mowa: penerski) rodowód prac artysty; a z drugiej strony to właściwie wystawa-manifest, powrót Stańczaka do świata żywych, sygnowany nie tylko jego nazwiskiem, ale również pozycją oficjalnie go reprezentującej Stereo. Ślad strategii jednoczesnego odsłaniania i ukrywania jest tutaj bardzo wyraźny. Wydobycie ze Stańczaka pierwszej od dawna artystycznej wypowiedzi będzie niewątpliwie jednym z ważniejszych dokonań galerii, choć przecież jej surowość, lakoniczność i bezceremonialność każą wierzyć, że to tylko kolejna wystawa, po której przyjdzie wiele następnych. Nawet jeśli w tej wygłuszającej umiejętności Hadryś i Lasoty jest coś przerażającego, w pełni mnie to przekonuje. Zwłaszcza że wystawa Stańczaka, nawet jeśli jest przede wszystkim wystawą w Stereo, wciąż się broni.

Wystawa Romana Stańczaka "Jedna z miliarda", fot. galeria Stereo
Wystawa Romana Stańczaka "Jedna z miliarda", fot. galeria Stereo


Wystawa Romana Stańczaka "Jedna z miliarda", fot. galeria Stereo
Wystawa Romana Stańczaka "Jedna z miliarda", fot. galeria Stereo