Raczej zauważam. Rozmowa z Szymonem Kobylarzem o jego projekcie "Diamat"

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Jesteś racjonalistą?

Chyba mógłbym nazwać siebie umiarkowanym realistą. To znaczy, że zdarza mi się nim być.

Gdzie są granice?

Wydaje mi się, że w sztuce postawa racjonalna może przeszkadzać i zawężać pole widzenia. Chociaż nie uważam, żeby podejście rozumowe nie było istotne, gdyż to analiza, pozwala dochodzić do pewnych wniosków, które finalnie zamieniają się w fakty artystyczne.

A co jest przed analizą?

Choroba psychiczna. A tak serio, to uważam, że chyba wszyscy artyści mają jakieś zachwiania psychiczne. Spójrz przykładowo na natręctwa, które objawiają się w ich pracach. Może wydawać się to oczywiste, ale tylko status artysty umożliwia im w miarę normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Przez to, że są artystami, nie traktuje się tego jako dysfunkcji, nad którymi trzeba pracować czy które należy zmieniać.

Szymon Kobylarz, bez tytułu (statek), instalacja z cyklu „Człowiek, który przeżył koniec świata," 2011
Szymon Kobylarz, bez tytułu (statek), instalacja z cyklu „Człowiek, który przeżył koniec świata," 2011

Czy afirmowanie wątków związanych z ezoteryką i teoriami spiskowymi nie jest wyrazem kryzysu lub nawet regresu kultury? Choćby w tym sensie, że zbiega się z ekspansją populizmu i skrajnej prawicy w Europie, czyli polityki uprawianej przez generowanie atmosfery lęku.

Trudno zaprzeczyć. Wydaje mi się, że artyści są bardzo podatni na wszelkiego rodzaju wpływy dziedzin pozanaukowych. Ale naukowych również. Przy czym te drugie są trudniejsze do zrozumienia. Dla mnie wszelkie teorie spiskowe, zjawiska związane z wiedzą tajemną i ezoteryką często przekazywane są w sposób populistyczny lub popularnonaukowy, padając na stosunkowo łatwy, artystyczny grunt. Problem powstaje wtedy, kiedy brak jakiejkolwiek refleksji i dystansu wobec konkretnych zjawisk. Jeśli chodzi o moje prace, nie afirmują one w żaden sposób teorii spiskowych czy wiedzy tajemnej. Wykorzystuję je, ale ich nie wartościuję, nie nadaję im statusu wyjątkowości. Raczej zauważam.

Ale czy właśnie nie na tym polega problem, że jedynie „zauważenie" może łatwo stać się afirmacją?

Moje intencje przy tworzeniu prac mogą się mieć nijak do interpretacji. Według mnie to raczej głębsza analiza pozwala odbiorcom dostrzec różnice między „zauważeniem" a afirmacją. Pierwsze wrażenie zwykle polega na porównaniu do sytuacji i zjawisk, które znamy. To działa na tej samej zasadzie jak to, że najbardziej lubimy piosenki, które już słyszeliśmy. Tak naprawdę dopiero poznanie nowego kontekstu, który często nie wynika z samej pracy, osłuchanie się z czymś nowym pozwala odebrać coś na innej płaszczyźnie. Podsumowując, siła takiego gestu w dużej mierze zależy od odbiorcy, a nie samego artysty. Nie interesuje mnie szufladkowanie. Wydaje mi się, że jest to raczej domena teoretyków, którzy starają się unaukowić i usystematyzować wiedzę na temat sztuki. Problem zaczyna się wtedy, gdy chce się pewne rzeczy uregulować za szybko, bez odpowiedniego dystansu czasowego.

Sięgnijmy więc po taki przykład: Monika Branicka w książeczce „77 dzieł sztuki z historią" opisuje, jak znany projekt „Haunebu" Huberta Czerepoka - poświęcony „tajnej" broni hitlerowców - zyskał uznanie zwolenników, jak się sami ładnie określają, „niezależnej wiedzy". Artystę zaproszono nawet na konferencję, żeby przedstawił pracę. Nie dostrzeżono w niej ironii. Jak rozumiem, przyjąłbyś takie zaproszenie, gdyby wystosowano je do ciebie w związku z „Niesamowitymi jonolotami antygrawitacyjnymi"?

Nie byłbym taki pewien, że nie zauważono w nim ironii. Wpisz w Google Haunebu i zobacz, jakie rzeczy wyskakują. Osoby, które się tym zajmują, muszą mieć dużo dystansu do tego, co robią. Fikcja jest bardziej ekscytująca, kiedy dotyka rzeczy prawdopodobnych. Najbardziej wciągająca literatura science i political fiction bardzo dba o prawdopodobieństwo sytuacji przedstawionej w książce. To, czy przyjąłbym takie zaproszenie, jest uzależnione od tego, w jakim celu byłbym zaproszony. Jeśli chodziłoby o przedstawienie mojego projektu z punktu widzenia tego, co dla mnie jest w nim interesujące, a co niekoniecznie pokrywa się z wizją osób zainteresowanych naukowym aspektem „projektu", to czemu nie. Rzecz jest w klarownym określeniu oczekiwań drugiej strony. Wymiana doświadczeń i obserwacji między różnymi, czasami skrajnymi środowiskami jest bardzo rozwijająca. Jak wymiana doświadczeń osób na poniższym zdjęciu.

Fot © http://www.naziufosecret.com/
Fot © http://www.naziufosecret.com/

Krytycy sztuki często próbują nadać działaniom artystów walor naukowy - posługują się sformułowaniami typu „bada", „analizuje", „testuje" „research", „eksperyment" itd. Wchodzenie sztuki w alians z nauką Artur Żmijewski uczynił jednym z postulatów „Stosowanych sztuk społecznych". Jednak w wypadku większości artystów, którzy sięgają po narzędzia zaczerpnięte z fizyki, chemii i innych nauk ścisłych i tak kończy się na bardzo powierzchownym oglądzie, pozostaje zaledwie klimat i estetyka.

To naukowe słownictwo opisujące prace artystów wydaje mi się zwykle nieadekwatne do tego, co powstaje. Pewnie jest w jakiś sposób naturalne dla teoretyków sztuki i dla niektórych artystów (którzy czasem są teoretykami i artystami w jednym), żeby nazywać coś poważniej i tym opisem dodawać dziełu powagi. W jakimś stopniu też system uczelni wyższych, a potem grantów, składania wniosków stypendialnych i tak dalej, wymusza „poważny" opis sztuki. Już na studiach artyści są zmuszani do tego, aby opisywać swoje prace w sposób przypominający naukowy. Nie jest to problemem, jeśli ktoś ma do tego narzędzia. Jednak zaczyna nim być, gdy zupełnie nie potrafi się w tym odnaleźć. Wtedy najczęściej taki opis przestaje mieć charakter opisu, a staje się kolejnym elementem dzieła sztuki, zwykle ironicznym, a czasem błyskotliwym komentarzem. Najciekawsze kwiatki najczęściej powstają w pracowniach nowych mediów, gdzie opis zwykle musi potwierdzać albo udowadniać, że praca ma sens.

Czyli na ogół są to w sumie nieudane eksperymenty?

Niekoniecznie. Myślę, że dla wielu artystów, również dla mnie, świat nauki jest czymś fascynującym, bo niepoznanym i innym od rzeczywistości artystycznej. Niewielu jednak potrafi się do tego przyznać, starając się udowodnić swoje naukowe podejście. W sztuce raczej występuje swobodne interpretowanie nauki. Z drugiej strony, przez intuicyjne podejście do zjawisk nauk ścisłych, intuicyjne w sensie artystycznym, dla samych naukowców sztuka może być bardzo inspirującym doświadczeniem. Oni chyba też co jakiś czas potrzebują naiwnej i świeżej myśli.

 

Szymon Kobylarz, „Diamat", kurator: Łukasz Białkowski,

BWA Sokół, Nowy Sącz, 4.04 - 11.05.2014

Małopolski Ogród Sztuki, Kraków, 6- 30.06.2014

Szymon Kobylarz, „Fraktal” (drzewo), 2014, fragment
Szymon Kobylarz, „Fraktal” (drzewo), 2014, fragment

„Fraktal”, akryl na desce, 2013 (c) Galeria ŻAK|BRANICKA
„Fraktal”, akryl na desce, 2013 (c) Galeria ŻAK|BRANICKA