Prowadzę z obrazem polemikę. Rozmowa z Krzysztofem Mężykiem

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Maciej Monkiewicz: Chciałbym porozmawiać o twoim tekście, nazwijmy go "programowym" z twojej strony internetowej http://www.mezyk.net . Uważam, że warto się na nim zatrzymać, ponieważ rzadko kiedy można spotkać tak syntetyczną - ujętą w kilka zdań - i zgrabną wypowiedź artysty, zwłaszcza młodego artysty, o sobie samym...

"Czasem przez nieuwagę psuję cały obraz w kilka sekund. Innym razem obraz, nad którym się męczę od wielu godzin, doprowadzam do skończenia, do »organicznej całości« w kilka minut. To jest naprawdę cudowne uczucie". To jest wersja, która ostatecznie znalazła się na stronie internetowej. Ale wcześniej wspomniałeś, że rozważałeś też lub nawet pierwotnie tam umieściłeś wersję nie całkiem serio. Z usuniętym środkowym zdaniem. Brzmiałoby to tak: "Czasem przez nieuwagę psuję cały obraz w kilka sekund. To jest naprawdę cudowne uczucie".

Krzysztof Mężyk: (śmiech) Brzmi zabawnie, prawda? Ale prawdą jest na pewno, że cały proces powstawania tych obrazów jest pewnym psuciem na bieżąco tego, co wydaje się takie proste, ładne, miłe, takie uładzone. Ja to właśnie rozbieram, przepracowuję i to jest właśnie ten smak psucia, słodko-gorzki, który właściwie sprawia, że mogę stworzyć jakąś czasem nową jakość i przebić się przez jakąś formułę rysunkową, czy przez jakąś manierę...

Bez tytułu, 2010, 65x80
Bez tytułu, 2010, 65x80

Chciałbym wrócić do tej muzyki, bo jednak jest interesujące, że artysta wizualny pierwsze zdanie, jakie pisze o swojej twórczości, zaczyna do muzyki - "Interesują mnie jakości przekazywane w muzyce". Mówiliśmy wcześniej, że ty nie przekładasz muzyki na język sztuki przedstawiającej, że muzyka jest raczej dla ciebie czymś w rodzaju impulsu.

Tak, czymś, co wprawia mnie w pewien rezonans. To jest ciekawe, że czasem mi się lepiej maluje przy muzyce, ale równocześnie też lepiej mi się słucha muzyki, jak maluję. Że to jest takie sprzężenie zwrotne dodatnie.

Czyli nie starając się przekładać muzyki na malarstwo, poddajesz jednak swoje ciało muzyce podczas malowania.

Jest to pewna forma, może nie powiem, tańca, ale pewna forma takiego rezonansu właśnie. Trudno tu może mówić o transie, ale jest to forma takiego wyeskalowanego stanu świadomości, a raczej stanu uczuć, odbioru emocji. I to łatwo pryska.

Czerwony pokój, 2011, 45x60
Czerwony pokój, 2011, 45x60

"Interesuje mnie zestawianie symboli i form w taki sposób, że sam nie znam ich korelacji. Nie wiem, do czego zaprowadzi mnie ich współistnienie w jednym obrazie. Uważam, że obraz zaczyna wchodzić w obszar sztuki, gdy jest dla mnie samego tajemnicą".

Generalnie odbieram to jako rodzaj manifestu niejednoznaczności, także niejednoznaczności estetycznej, w sensie - nieokreśloności...

Zawsze mnie fascynowała taka myśl, że obraz ma swoją jakąś tam ideę, która jest jedna i która za nim stoi i do której każdy człowiek na swój sposób dotrze. Można to porównać do papierka lakmusowego, który, zależnie od koloru cieczy, jaką nasiąknie, czy też od swojego koloru, przybierze różną barwę. Różni ludzie inaczej będą postrzegać ten obraz, a jednak obserwują jeden przedmiot... Taki sposób myślenia, można rzec - obiektywistyczny, jest mi bliski od dłuższego czasu, natomiast równocześnie zdaję sobie sprawę, że jest w tym pewien paradoks nie do pogodzenia, bo ta wielość odbiorów jest jednak oczywista i ta wielość też zależy od pojemności samego płótna, od tego, co ono w sobie zawiera. Jest wieloznacznością, a także wyrazem pewnych konfliktów we mnie, pewnych przeciwnych sposobów postępowania. Przez to jakby pozwala mi się wyrazić, ponieważ nie realizuję obrazu zgodnie z pewnym ścisłym projektem, tylko właśnie... Obraz mnie prowadzi, a nie ja prowadzę obraz zazwyczaj. Anish Kapoor mówił o dwóch rodzajach twórczości, mówił o tym, że jest taka twórczość, gdzie dzieło prowadzi artystę i taka, gdzie artysta prowadzi dzieło, że to są dwa różne sposoby.

Struktura środka, 2011, 100x70
Struktura środka, 2011, 100x70

Czy jako malarz mógłbyś coś powiedzieć na temat powracającej w ostatnich latach, co pewien czas - zwłaszcza wśród krytyków - dyskusji na temat, czy jeszcze malarstwo ma jakąś szansę, przyszłość, czy może koniec malarstwa jest już bliski? Wprawdzie wystąpienia choćby grupy Ładnie, czy Jakuba Ziółkowskiego pozwoliły niejako odsunąć ją w czasie, ale ona wciąż jest jakoś tam podskórnie obecna.

Może malarstwo nie jest już taką - w tym sensie - sztuką najwyższą, że uważaną za takie medium, które jest najbardziej...

Godne artysty?

Godne artysty. Natomiast jest jedną spośród różnych możliwych wypowiedzi. Pewnie wielu ludzi lepiej się realizuje, wyrażając siebie w wideo, czy w jakiś innych formach, pewnie obrazy nie byłyby dla nich wystarczająco pojemne. Natomiast ja w malarstwie znajduję takie możliwości, cały czas nowe, że nawet gdybym zajmował się innymi rzeczami, to nie przestałbym malować.

Więc wyobrażasz sobie siebie jako kogoś, kto uprawia inną działalność artystyczną poza malarstwem, czy już tego doświadczyłeś?

Wydaje mi się, że na pewno nie zrezygnuję z malarstwa. Ale kwestia poszerzenia spektrum mediów, którymi bym się posługiwał... Dopuszczam taką możliwość, natomiast nie mam dużych doświadczeń w tej sferze, na przykład wideo... Trochę tak jest, że to czeka, ale ja nie chcę robić tego tylko dlatego, żeby zaistnieć w innym medium. Ale jeśli będzie jakiś powód i jakaś konstrukcja do stworzenia pracy wideo, to na pewno ją zrobię. Na razie bardzo dużo się zmienia, przynajmniej w moim subiektywnym odbiorze, w tym, co już robię i sam motyw wyjścia z tego czystego malarstwa w stronę powiązania go z kolażem jest też jakby jakąś tam formą wyboru rozszerzonego języka. To jest może mały krok, ale... Nie jest tak, że czuję się od początku do końca po prostu malarzem.

Bez tytułu, 2011_120x140
Bez tytułu, 2011, 120x140

Chciałbym wrócić do ewentualnych inspiracji, czy też generalnie paranteli artystycznych, które można jakoś u ciebie zauważyć. To jest ciekawe, że można tę twoją twórczość odbierać w kontekście abstrakcji niegeometrycznej, czy sztuki ekspresyjnej nieprzedstawiającej. Jak ty się do tego odnosisz?

W ogóle dalekie jest mi funkcjonowanie w obszarze jakiegoś nurtu, bo chyba teraz to tak nie działa. Trudno by mi było znaleźć jakąś grupę artystów...

Ja tego też tak nie widzę. Jeśli można tak patrzeć na twoje malarstwo, to nie w kontekście współczesności... Ale są widoczne jakieś pokrewieństwa z tym, co się działo w sztuce od końca lat 40. aż po przełom lat 50. i 60. XX wieku...

Są takie rzeczy, które ktoś kiedyś odkrył albo wynalazł, którymi można w dzisiejszych czasach się posługiwać, ale nie przyjmując do siebie całości tej twórczości, tylko pewne jej elementy. Nie stawać się tamtym artystą jakby gdzieś tam w głowie. Wydaje mi się, że można bardziej świadomie lub nie, czerpać z pewnych doświadczeń, bo inaczej w dzisiejszych czasach chyba nic nie dałoby się już namalować. Zawsze ktoś był przede mną, kto podobnie myślał o sztuce. Natomiast wiem też, że nie wrócę do kontekstu, w którym tamte dzieła zaistniały, w sensie kontekstu historycznego. Więc jakby w tym sensie jest co innego, że funkcjonuje to w innym kontekście.

Qualia II, 2011, 140x160
Qualia II, 2011, 140x160

Ale ty sam wspominasz pewnych artystów z przeszłości - o ile pamiętam w poprzedniej naszej rozmowie wymieniałeś, czy to Pierre'a Soulage'a, czy Cy'a Twombly'ego. Jak to się odbywa, czy ty po prostu malujesz a potem odkrywasz, że było coś podobnego kiedyś, czy jakby w pewnym momencie dochodzisz do czegoś w rodzaju stwierdzenia: tak, to było dobre, może mógłbym coś z tego wziąć?

Oba te stwierdzenia są prawdziwe i nieprawdziwe równocześnie. Bo jak np. w Cy'u Twombly'm jest jakaś lekkość niesamowita, która mnie pociąga... Ale zdaję sobie sprawę, że naśladowanie w sensie dosłownym kogoś innego nie ma sensu, choć wiadomo, że posługujemy się podobnym może językiem. To tak, jak z używaniem języka, każdy posługuje się tymi samymi słowami, ale ze względu na to, że każdy jest sobą, mówi o trochę różnych rzeczach i w różny sposób. I ten właśnie alfabet został wprowadzony przez historię XX wieku czy też już nawet wcześniej... Chodzi mi właśnie o ten język abstrahowania od "mimesis" i od figuratywności...

Ale także od formy geometrycznej. Bo jednak u ciebie jest coś, co w większym lub mniejszym stopniu można nazwać formą organiczną.

Nie jest to mi bliskie określenie, dlatego że ja nie maluję narządów (śmiech), a jedynie [jest bliskie] w tym, że prace te powstają w procesie organicznym - że jedna forma wpływa na drugą, później powstaje ta druga, a wtedy się okazuje, że z powodu tej drugiej formy trzeba zmienić tę pierwszą i to się zawsze dopiero okazuje w miarę postępowania i komplikowania całego procesu. Kiedyś w mojej rozmowie z Łukaszem Białkowskim, padło takie stwierdzenie, że są dwa rodzaje form organiczności: albo może to być malowanie materii organicznej, albo życie procesu.

Bez tytułu, 2011, 140x160
Bez tytułu, 2011, 140x160

Wśród twoich zapisków można znaleźć określenie "merystem", "tkanka merystematyczna".

Dlatego że to, co pozostaje na obrazie, to jest końcówka tych procesów, to jest to, co najmłodsze, najbardziej żywotne... Reszta, ta stwardniała, ta obumierająca, jest już na dnie i jej już tutaj nie widać.

A jednak!

Rzuciłem nazwisko Twombly'ego, ponieważ zwróciłeś na niego uwagę, ale nie unikniesz takich skojarzeń, które bardziej jednak prowadzą nas w kierunku europejskiego "informelu" niż amerykańskiego "malarstwa gestu". Jakoś tam te twoje obrazy, może wcześniejsze bardziej niż ostatnie, kojarzą się z tak zwaną drugą "École de Paris". [...]

Tak mi się wydaje, nie chcę mówić na ten temat za dużo, ale że to jest coś, do czego świadomie nawiązywać byłoby tak jak do zamkniętej już karty. A równocześnie widzi się w tych pracach jakieś odniesienia, i trudno mi temu zaprzeczyć. [...] Jednak było wielu artystów z tego nurtu, którzy uprawiali malarstwo gestu, wręcz kaligrafię gestu. A ja często się od tego odwracam właśnie, chcę zaburzyć ten proces, w tym sensie, żeby nie eksploatować możliwości jakiejś ekspresji czystej, czy gestu, ruchu ręki.

Chyba nie pociąga cię to w ogóle jako styl, maniera malowania jako taka?

Nie jest to jakaś moja wielka fascynacja.

No, a z drugiej strony człowiek, który patrzy na twoje obrazy, a który naoglądał się różnych rzeczy, może powiedzieć: jak to jest, że nagle w twórczości Krzysztofa Mężyka "informel" (niekoniecznie w dosłownym sensie) wraca z nową siłą? Dawno nie było w Polsce takiego artysty, który by się tak mocno wypowiadał w języku abstrakcji niegeometrycznej.

I jakby pewnie może przez to, że ja tak maluję, to podobne rzeczy mnie nie fascynują, że jakby... Szybko ta fascynacja upływa, dlatego, że jak patrzę na pewne prace, nie wiem, Kantora na przykład...

Jeśli miałbym wymienić jakiegoś polskiego artystę, który mi przychodzi na myśl, kiedy patrzę na twoje, szczególnie nowsze obrazy, to byłby to Marian Bogusz z drugiej połowy lat 50.

Nawet teraz, jak sobie przypominam te prace, to odczuwam ten ciężar, tę bliskość mojemu odczuwaniu, mojemu temperamentowi. W jednym czasie na przykład jak pracuję nad jakimś obrazem, to chcę patrzeć na tego typu ekspresję w sztuce, a czasem jest mi to bardziej odległe i jakby nasiąkanie tym jeszcze... Nie wiem, nie czuję takiej potrzeby... Raczej nie jest to coś, do czego często wracam.

Ale czy czujesz fałsz w tym porównaniu?

Nie. Czasem... Jeden na przykład obraz Bogusza później zobaczyłem, po namalowaniu swojego, zobaczyłem czy też przypomniałem sobie... Czasem odnajduję takie pokrewieństwa, ale to nie było intencjonalne.

Bez tytułu, 2011, 120x140
Bez tytułu, 2011, 120x140

Czy sądzisz, że coś wisi w powietrzu? Przesyt figuratywnością?...

Może jest to część czegoś większego, jak rozumiem. Też widzę, obserwując swoje środowisko, że ludzie powracają do podobnych postaw. Kiedy ostatnio przeszedłem po pracowniach na Akademii, widziałem, że jest trochę tej abstrakcji. A jeszcze niedawno dało się zauważyć praktycznie tylko mocno zaangażowaną sztukę, bardzo kontekstualną, albo silną inspirację surrealizmem.

Jak odbierasz to, że w ciągu zaledwie dwóch lat twoje malarstwo jednak przeszło pewną istotną przemianę. Mam nadzieję, że się z tym zgodzisz. Czy mógłbyś określić w jakim kierunku dążysz? Nazwać tę ewolucję, jaka się w twojej sztuce dokonała?

Najpierw to było tak, że odchodziłem od konkretu, a właściwie to zrobiłem sobie przerwę od malowania na jakieś pół roku. To znaczy: skończyłem Akademię, przestałem malować, zająłem się czymś innym i w pewnym momencie [na powrót] poczułem taką potrzebę [malowania]. I to, co stworzyłem, było zupełnie inne niż to wszystko, co do tej pory zrobiłem. Więc może uwolniłem się od kontekstu korekt, kolegów, nie wiem, sam byłem, dużo czasu spędzałem sam w domu, mieszkałem na wsi. I to był taki etap odchodzenia od konkretu. Teraz - bo pojawia się takie pytanie, takie wręcz ogólne pytanie, nie tylko dotyczące mnie - czy jeśli maluję obrazy, to zawężam sobie możliwość zrobienia wielu nowych obrazów w przyszłości, w sensie takim, czy wyczerpuję te możliwości formalne, tematykę itd., czy wręcz otwieram sobie nowe możliwości? Czy każdym nowym obrazem mogę zapoczątkować dziesięć obrazów, czy po namalowaniu jednego obrazu otwiera mi się droga do zrobienia kolejnych obrazów, innych jeszcze niż ten, który powstał? Raczej prawdziwa jest ta druga odpowiedź. Kiedyś tak myślałem o abstrakcji, że jak namaluję pięć obrazów abstrakcyjnych, to skończy się na tym, że później już będę się powtarzał, albo nie wiedział, co zrobić dalej. Okazało się, że jest zupełnie odwrotnie.

A więc najpierw się wyzwoliłeś z przedmiotu...

A teraz właśnie zorientowałem się poniewczasie, że mały format nie jest wystarczająco pojemny dla moich obrazów. I nie chcę wybiegać myślą do przodu, ale zastanawiam się nad tym, czy dwuwymiarowość płótna [też] nie jest pewnym "a priori", które ja sobie narzucam tylko dlatego, że przyzwyczaiłem się do myśli o sobie jako o malarzu, że ja sobie po prostu narzuciłem taki aksjomat. Natomiast z drugiej strony widzę nieskończone wręcz możliwości eksploatowania płótna dwuwymiarowego...

Pojawiają się różne możliwości posługiwania się różnymi mediami, ale jedno jest pewne, że z malarstwa nie mogę zrezygnować, bo nie wydaje mi się, żebym się wyczerpywał...

Bez tytułu, 2012, 160x160
Bez tytułu, 2012, 160x160

W kontekście tego, co mówiłeś wcześniej - chodzi o dopowiedzenie - czy określiłbyś siebie bardziej jako malarza gestu, czy bardziej jako medium przekazujące wrażenia? Bo mówisz o rezonowaniu, o rezonansie ciała. Czy to malarstwo jest bardziej taką czynnością jakby fizjologiczną, czy...

Nie, nie jest. Dlatego, że za tym idzie pewien stan umysłu, którego ciało jest jakimś zewnętrznym poziomem obrazowania. Ciało jest dla mnie bardziej zewnętrzne w tym sensie, że przy okazji tak się dzieje, że ja maluję w szczególny sposób, że w taki sposób rezonuję. Ale ogólnie nie chodzi tu o formę tańca. Jest dla mnie oczywisty pewien sposób bycia medium, w sensie wyciągania ze swojej wrażliwości, ze swojego umysłu i ze swojego odczuwania jakichś rzeczy i wykładania ich na wierzch. Jest to mi bardziej bliskie, bardziej o to mi chodzi, niż żeby zapisać to, jak ja się czułem fizycznie, lub sposób, w jaki dany gest powstał.

Czy uważasz, że obraz nic nie sugerujący tytułem jest "bardziej abstrakcyjny"?

Abstrahowanie od pojęcia w ogóle? I tak, i nie. I jedno, i drugie, i żadne z nich. Ale ogólnie, to z tytułami jest tak, że czasem jakieś tytuły mi za łatwo przychodzą do głowy i po prostu nie chcę nimi ograniczać odbioru obrazu. Czyli to by było to drugie. Ale też całkiem intencjonalnie mógłbym nazwać większość tych obrazów. Z tytułami obrazów, które pokażę na wystawie, chciałem poczekać, spokojnie się nad nimi zastanowić, żeby nie były pochopnie odczytywane w jakiś sposób. Jednocześnie byłoby prawdą, gdybym wszystkie obrazy nazwał "Qualia", albo gdybym wszystkie nazwał "Wydobywanie". Ale też nie chciałbym ich jakoś ujednolicać, bo wiem, jak sam oglądam obrazy, które się nazywają w większości tak samo. To nie jest dla mnie takie oczywiste, jak nazwę obraz. Można również sobie zadać pytanie: skoro wszystkie nazywamy tak samo, to po co je nazywać w ogóle? To nie jest tak, że one się między sobą bardzo różnią, a jednocześnie one się między sobą bardzo różnią. Nie są jakąś formą alegorii, nie chcę ich nazywać opisowo. Daleko mi także do anegdoty. Bardziej się skłaniam do tytułu, który będzie uwidaczniał to, że zanim taki obraz powstał, on już gdzieś tam był we mnie, w mojej głowie, a tylko nie przystąpiłem do pracy fizycznie, obiektywnie. A po pracy też on gdzieś tam jest we mnie i dlatego ani się nie zaczął, ani nie skończył jakby. Później maluję nowy obraz i ten obraz też nie ma swojego początku ani końca. Wydaje mi się, że widać to w ich formie, że one są w tym sensie pozostawione, że ten proces nie jest zakończony.

Jak pejzaż, 2012, 140x140
Jak pejzaż, 2012, 140x140

Wśród twoich zapisków znalazłem coś takiego: "»ductus« - przywództwo, moja niekończąca się władza nad obrazem".

To jest tak z pompą może za dużą, ale ja przecież odpowiadam na to, jak obraz się zachował (śmiech), co się stało w nim, co się z nim stało. Prowadzę taką polemikę z obrazem, on mi odpowiada, a ja coś w nim zmieniam, i to jest forma relacji ze samym sobą, prowadzenia jakiegoś dialogu ze sobą...

No i właśnie z jednej strony jest tak, że dzieło prowadzi mnie, ale przecież to ja prowadzę dzieło. Więc jak to jest naprawdę?

No właśnie, przedtem podkreślałeś coś odwrotnego.

A jednak tak materialnie i, że tak powiem, chronologicznie, no to ja wszystko prowadzę (śmiech).

Fragmenty rozmowy zamieszczonej w katalogu wystawy.

Krzysztof Mężyk, Wydobywanie, Galeria Zielona Marchewka, Aleja Wilanowska 83, Warszawa, 16.05 - 9.06.2012.

Topnienie głębinowego lodu, 2012, 160x120
Topnienie głębinowego lodu, 2012, 160x120