Biennale to laboratorium przyszłości. Rozmowa z Grzegorzem Piątkiem i Jarosławem Trybusiem

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.


Adam Mazur: Wokół konkursu na Pawilon Polonia na tegorocznym Biennale Architektury w Wenecji narosło wiele nieporozumień. Do tej pory nie zajmowaliście stanowiska w sprawie. Może to dobry moment, by zapytać o to jak z waszej perspektywy to wszystko wyglądało. Zacznijmy od początku, od obrad jury, jaki był ich przebieg?

Jarosław Trybuś: Jury wszystkie projekty potraktowało jednakowo, wszystkie po kolei zostały przeczytane na głos i bez żadnych skrótów, a następnie obejrzane i omówione przez jurorów. Nie byłbym szczery, gdybym nie napomknął, że w trakcie słuchania wielu opisów trudno było utrzymać powagę, że narastało zniecierpliwienie i zażenowanie jury. Obiad w przerwie obrad zjedliśmy w minorowych nastrojach i zgodnie uznaliśmy, że mamy kłopot. Przede wszystkim dyskutowaliśmy czy mamy z czego wybierać i zdecydowaliśmy, że aby się wzajemnie nie nakręcać, że jest beznadziejnie przeprowadzimy anonimowe głosowanie sondażowe. Innymi słowy, jury uznało, że nie głosuje wiążąco, tylko że chcemy sprawdzić w tajnym głosowaniu, czy poczucie beznadziei jest jedynie wynikiem wzajemnego oddziaływania na siebie czy też jest odczuciem podzielanym przez wszystkich członków jury. Przez głosowanie sondażowe chcieliśmy sprawdzić czy jest sens podejmowania wyboru którejś z prac.

Pamiętacie jaki był wynik tego głosowania?

JT: Nie pamiętam. Chyba trzy czy cztery projekty uzyskały jakiekolwiek punkty. Większość kartek do głosowania pozostała pusta. Projektem, który został zauważony był wyróżniający się od początku projekt Aleksandry Wasilkowskiej i Agnieszki Kurant.

Pamiętacie inne projekty?

JT: Szczerze mówiąc, nie chcę pamiętać większości tych projektów. Nie chcę szukać nazwisk autorów. Nie chcę dociekać kto za czym stał, bo obawiam się że zapamiętałbym część z tych nazwisk do końca swojego zawodowego życia. Uważam, że regulamin, który zakazuje ujawniania nazwisk kuratorów jest bardzo życzliwy z dwóch względów: po pierwsze - jeśli prace byłyby ujawnione to nie nadawałyby się do powtórnego użytku, a tak można je realizować gdzie indziej niż w Wenecji. Po drugie jeśli prace są złe, to tajność chroni dobre imię kuratorów. Myślę, że druga opcja ma w przypadku tego konkursu dużo częstsze zastosowanie.

Z tym sądem można polemizować, bo jednak gros projektów nadsyłanych na konkurs ma charakter site-specific i do tej pory, o ile pamiętam, nie zdarzyło się, by odrzucone projekty na Biennale Architektury były realizowane poza Wenecją. Tajność z kolei prowadzić może do nadużyć, a z pewnością wzmaga oparte na przypuszczeniach spekulacje.

Grzegorz Piątek: Nie chciałbym, żeby powstało wrażenie, że wszystko, co przyszło na konkurs było absolutnym dnem. Były ciekawe projekty, które po prostu nie nadawały się do realizacji. W wypadku kilku propozycji wietrzyliśmy duże problemy organizacyjne. Nie wszyscy powinni czuć się obrażeni tym, że nie zostali wybrani. Były prace ciekawe, ale nie na temat, nie na tę imprezę, nie na ten budżet, który - co warto podkreślić - był niższy niż dwa lata wcześniej. Z pewnością nie było tak, że wszystko było intelektualnym dnem.

A jak oceniacie projekt Kurant/Wasilkowskiej „Wejście/Wyjście"? On chyba dostał największą ilość punktów?

JT: Z pewnością został zauważony przez jury i był dyskutowany. Zyskał zainteresowanie, ale był niewykonalny. Z drugiej strony, pamiętam jak wówczas myślałem, że gdyby realizacja projektu była wyzwaniem, ale sam pomysł byłby trafiony, to bym się z całą siłą zaangażował w jego obronę. Tymczasem nie było takich projektów, a nadesłana przez Wasilkowską i Kurant propozycja moim zdaniem po prostu nie pasowała tematycznie do tegorocznego biennale.

GP: W projekcie były elementy - jak otwarcie terenów Giardini na miasto czy zalewanie pawilonu wodą - które były ryzykowne w realizacji, a gdyby z nich zrezygnować to nic lub bardzo niewiele by z tego projektu pozostało.

Na jąka imprezę w takim razie waszym zdaniem Kurant/Wasilkowska ze swoim projektem „Wejście/Wyjście" by pasowały?

JT: Pamiętajmy, że jury było związane tematem zaproponowanym przez organizatorów Biennale Architektury, przez główną kurator, którą w tym roku jest Kazuyo Sejima. Warto podkreślić, że Biennale Architektury nie jest tym samym co Biennale Sztuki, ani tym bardziej nie jest to wystawa budowlana.


GP: Oliwa sprawiedliwa na wierzch wypływa - procedura wyłaniania zwycięzców zatoczyła koło: autorki najciekawszego projektu konkursowego ostatecznie realizują projekt, choć inny. Widocznie ta konkretna artystka i ta konkretna kuratorka wykazują sporo potencjału intelektualnego i artystycznego, co dostrzegł również niezależnie, w oderwaniu od pracy konkursowej kurator Elias Redstone.

Czy były nadesłane projekty, które nie zostały otwarte i przedyskutowane?

JT: Owszem, dwie prace przyszły po terminie i nie wiemy co było w kopertach. Przyznam, że wśród części jurorów była pokusa, by te projekty otworzyć i zobaczyć, czy aby tam nie ma zwycięzcy, ale byłoby to wbrew regulaminowi.

Jeśli głosowanie sondażowe i dyskusja po nim wykazały zainteresowanie jury projektem Wasilkowskiej/Kurant, to dlaczego nie wygrały?

GP: Decyzja jury o niewyłanianiu zwycięzcy była jednogłośna. Nie chcę się wypowiadać w imieniu całego jury i nie pamiętam wszystkich argumentów. Ja uważałem, że projekt, jakkolwiek ciekawy, mógł nie przejść weryfikacji finansowej i technicznej. Wtedy, zgodnie z regulaminem, do realizacji zostałby skierowany projekt drugi w kolejności, a tu już ze spokojnym sumieniem trudno było coś wskazać.

JT: Uważałem ten projekt za najbardziej interesujący, ale mimo to nie na temat. Nie na Biennale Architektury.

Dlaczego waszym zdaniem projekty konkursowe były słabe?

GP: Projektów było znacznie więcej niż zwykle. Myślę, że wielu dowiedziało się, że jest taki konkurs, dzięki Złotemu Lwu. W związku z tym swoje propozycje przysłały również przypadkowe osoby, które zapragnęły pokazać, co im w duszy gra i stąd wzięły się scenariusze z cyklu „humor zeszytów". Innymi słowy, nastąpiła inflacja propozycji. Ale od tego ważniejszy jest inny czynnik, a mianowicie to, że nie ma w Polsce instytucji ani skonsolidowanego czy licznego środowiska teoretyczno-architektonicznego, w którym odbywałaby się dyskusja na temat teorii architektury i sposobów jej wystawiania. Trudno oczekiwać, żeby polska reprezentacja wygrywała w piłkę nożną jeśli intensywnie nie trenuje, więc trudno oczekiwać, by kraj, w którym wystawy architektoniczne organizuje się rzadko, a ciekawe jeszcze rzadziej, raz na dwa lata obradzał dobrymi pomysłami. Nie ma systemu produkcji, szlifowania talentów zajmujących się architekturą.

JT: To prawda. Nie ma ośrodka zajmującego się myślą architektoniczną. Teorią nie zajmują się ani politechniki, ani w wystarczającym stopniu instytucje sztuki. SARP z kolei jest stowarzyszeniem zawodowym i pod względem intelektualnym nie ma wiele do zaoferowania.

GP: SARP to profesjonaliści zainteresowani interesami branży, spotkaniami na temat materiałów budowlanych czy fetowaniem znakomitych kolegów. Są mocniejsze ośrodki np. Katowice i Wrocław. Tam SARP-y organizują wystawy i wykłady, ale to najczęściej prezentacja dorobku architektów. Wrocławskie Muzeum Architektury ma duży potencjał i kilku energicznych pracowników, ale robi głównie wystawy retrospektywne albo przyjmuje zagraniczne gotowce. Mało się tu problematyzuje architekturę. Odczuwalny jest brak refleksji z zewnątrz. Na uniwersytetach refleksja jest rozproszona i dotyczy głównie architektury dawnej. Podsumowując, mizeria tegorocznego konkursu wynika z tego, że bardzo mało osób praktykuje wystawianie architektury i refleksję nad nią, bo nie ma instytucji, które na co dzień zajmowałyby się takim treningiem do przygotowania „czegoś" na biennale architektury

JT: Jesteśmy jednym z nielicznych krajów europejskich, który takiego ośrodka nie posiada. W Wielkiej Brytanii jest podupadająca RIBA i prężna Architecture Foundation, Francuzi mają arc en rêve w Bordeaux, Holendrzy Instytut Architektury NAI w Rotterdamie, przez długi czas pod dyrekcją Betsky'ego.

Polskie magazyny o architekturze nie tworzą takiej debaty?

JT: Magazyny zajmują się głównie prezentacją tego, co zbudowano, ale nie ma w nich miejsca na głębszą refleksję. Teoria występuje w szczątkowej formie, bo miesięczniki nie są od teorii.

A co jest od teorii?

JT: Mogłyby nimi być uczelnie wydając periodyki, w których pisze akademicka kadra i udostępnia tym samym teorię środowisku architektów.

GL: Są pisma, które produkują istotną refleksję na temat architektury, na przykład niemiecki „Arch+", chorwacki „Oris", „Harvard Design Magazine" albo „Perspecta" w USA. Nawet w coraz bardziej obrazkowym „Architectural Review" jest miejsce dla nie zawsze pogłębionych, ale polemicznych i wyrazistych tekstów.

JT: Trudno sobie wyobrazić działanie sztuki bez funkcjonowania ośrodków zajmujących się teorią. W przypadku sztuki jest to oczywiste i tak samo sytuacja powinna wyglądać w architekturze. Tymczasem nie wygląda i sprawa jest niebezpieczna bo architektura ma bezpośrednie przełożenie na życie: architektura jest sztuką użytkową. To początki dramatu, który nas czeka jeśli nie zajmiemy się prawdziwą debatą w czasach, gdy w Polsce buduje się tak dużo jak nigdy wcześniej. Problem z biennale jest dalekim odpryskiem prawdziwych problemów, bo to czy Pawilon Polonia jest pusty czy pełny to mniej ważne od tego jak wygląda architektura w naszym kraju, jak żyje się w naszych miastach.

GP: Są w Polsce większe niż kiedykolwiek pieniądze, buduje się dużo, są zdolni architekci, są technologie takie same jak na świecie, ale bez teorii bardzo rzadko buduje się mądrze.

JT: Jeśli nie pomyślimy o przyszłości, to my i nasze dzieci będziemy mieli duże kłopoty i to jest główny temat, który się wyłania, a nie czy kuratorem pawilonu jest Redstone czy ktoś inny. Cała sytuacja z pawilonem to odbicie poważnego niedoboru myśli architektonicznej w Polsce.

A tego typu kwestie i ten rodzaj myślenia na konkursie - jak rozumiem - się nie pojawiły?

JT: Nie miały się za bardzo skąd pojawić, bo nie ma kontekstu intelektualnego, o którym wspomnieliśmy.

GP: Biennale nie jest po to, żeby pokazywać osiągnięcia architektury danego kraju, ani żeby prezentować aktualnie modne formy. Biennale to laboratorium przyszłości. Najlepsze pawilony narodowe mówią coś inspirującego i ważnego na przyszłość właśnie.

JT: Biennale to wymiana idei do przodu, a nie na teraz, a tym bardziej nie wstecz. Architektura to nie przelewki. Architektura dotyczy podstawowych rzeczy, dotyczy nas wszystkich bez wyjątku. Do galerii można nie pójść, ale bez architektury się nie obejdziemy. To są rzeczy fundamentalne dla naszej egzystencji.

Kuratorzy zajmujący się sztuką nie mieli w tym roku nic do powiedzenia na temat architektury?

JT: Sposób przekazu idei architektonicznej zbliża się do metod ekspozycji sztuki współczesnej. Można przecież powiedzieć, że to co pokazano w 2008 roku to była wystawa fotografii.

GP: Podobnie w 2006 roku pawilon Jarosława Kozakiewcza obył się bez makiety. I vice versa - rzeźba Moniki Sosnowskiej z 2007 mogłaby równie dobrze zaistnieć rok wcześniej lub rok później na Biennale Architektury.

JT: Forma przekazu jest niemal identyczna, ale chodzi o refleksję, a nie o formę. Poprzednie wystawy, mam na myśli tę w 2006 i 2008 roku, tę refleksję niosły.

GP: Kuratorzy zajmujący się sztuką mogą wyprodukować wystawy ważne dla architektury, ale w Polsce nie ma właściwie kuratorów profesjonalnie zajmujących się architekturą. Dwa lata temu, wysyłając swój projekt na konkurs też nie byliśmy kuratorami zajmującymi się architekturą na co dzień. Byliśmy szczęśliwym przypadkiem. Przyszliśmy znikąd, nie będąc produktem środowiska, reprezentantami określonej instytucji, uczelni czy szkoły teoretycznej. Kuratorzy zajmujący się sztuką mają szansę na Biennale Architektury, ale nie należy oczekiwać, że załatają dziurę w systemie. Sytem nie może polegać na wyjątkach.

JT: Nikt nie odmawia środowisku sztuki potencjału zrobienia wystawy architektonicznej. Przeciwnie, trzeba zauważyć, że mamy w Polsce więcej projektów artystycznych, które ciekawie problematyzują architekturę i przestrzeń publiczną, niż architektury, która podejmuje próbę problematyzacji, wyraża jakieś stanowisko wobec rzeczywistości. W moim odczuciu jest to oznaka deficytu. Deficytu, który został zauważony przez artystów i środowisko sztuki współczesnej, które na tę sytuację reaguje.Gorzej z refleksem i refleksją u architektów. A artworld tej dziury nie załata.

GP: Jestem za specjalizacją. Nie można liczyć na to, że za każdym razem pojawi się szczęśliwy przypadek. W tym konkursie to się nie zdarzyło. Formuła konkursu na Biennale Architektury jest taka sama jak na Biennale Sztuki, ale te branże dzieli przepaść profesjonalizacji. W polskim świecie sztuki są bardziej określone reguły kształcenia kuratorów, artystów, krytyków. Jest system ewaluacji, selekcji i krytyki, nie zawsze sprawiedliwy, ale nie polegający wyłącznie na przypadku. System jest stabilny, a w przypadku biennale architektury tego niestety nie ma. Przedziwna i niebezpieczna jest nonszalancja, z którą w Polsce podchodzi się do architektury.

Wspomnieliście, że pawilon na Biennale Architektury to rodzaj laboratorium. Ale z tego nie wynika wprost dlaczego jest tak ważny dla świata architektury? Rozumiem, że właśnie powaga sytuacji zadecydowała, że jury w bezprecedensowym geście podjęło decyzję o odstąpieniu od wyboru projektu do realizacji?

JT: Pawilon narodowy jest witryną, w której wystawia się aktualną myśl dotyczącą architektury. Pawilon narodowy jest formułą anachroniczną, gdyż nigdy nie było architektury polskiej, a co najwyżej architektura w Polsce, włączona do globalnego systemu. Pawilon w tym globalnym kontekście jest mównicą, z której lokalne środowisko artykułuje mające globalną wagę przemyślenia. W tym miejscu wracamy do tego czym by to środowisko w Polsce mogło być.

GP: Pawilon jest skierowany do tych wszystkich specjalistów, którzy przyjeżdżają do Wenecji, by coś interesującego, inspirującego zawieźć do siebie, do swoich państw, do swoich lokalnych kontekstów. Myślę, że należy w pawilonach narodowych mówić o sprawach globalnych posługując się lokalnym doświadczeniem. Czyli nie o zaznaczanie odrębności czy chwalenie się „naszą" architekturą tu chodzi, tylko o dorzucenie swojego doświadczenia do globalnego skarbca. Nie jest dobrą strategią wystawianie makiet, projektów, zdjęć budynków, nawet ze względu na tempo oglądania tych wystaw. Biennale to kilkadziesiąt wystaw do obejrzenia w jeden lub dwa dni.

Co zatem sądzicie o powołaniu Eliasa Redstone'a jako pierwszego w historii kuratora zagranicznego? Co sądzicie o jego konspekcie dotyczącym sportu i organizacji Euro 2012?

GP: Powołanie osoby z zagranicy - abstrahując od tego czy w Polsce jest środowisko, które może wydać genialnego kuratora - to ożywcza praktyka. Powinno to być naturalne w takich czasach jak dzisiejsze. Polski świat sztuki przez to przeszedł choćby przy Haraldzie Szeemanie w Zachęcie i okazało się, że galeria narodowa jakoś to wszystko przeżyła i spojrzenie z zewnątrz okazało się zdrowe i interesujące. Szczerze mówiąc dziwię się, że to może jeszcze kogoś szokować. Przypomnę, że Amerykanin Aaron Betsky był trzy razy komisarzem holenderskiego pawilonu narodowego, jako dyrektor NAI, czyli Holenderskiego Instytutu Architektury. Nie było oburzenia, a jedna z trzech jego wystaw zdobyła Złotego Lwa. Tak samo uważam, że byłoby bardzo ożywcze, gdyby któraś z polskich instytucji miała zagranicznego dyrektora. Jeśli nawet ksenofobiczny świat kibiców piłki nożnej zaakceptował zagranicznego trenera, to w świecie sztuki czy architektury nie powinno być z tym problemów. Jeśli Adam Szymczyk może być dyrektorem Kunsthalle Basel, a Adam Budak ważnym kuratorem w Kunsthaus Graz, to dlaczego zagraniczny kurator nie może być na podobnym stanowisku u nas?

JT: Kwestia narodowości nie jest tematem do dyskutowania w dwudziestym pierwszym wieku. W regulaminie konkursu na Pawilon Polonia nie ma żadnego ograniczenia co do obywatelstwa i gdyby ten konkurs był rozpropagowany za granicą, to mogliby do niego stawać również zagraniczni kuratorzy.

Z pewnością to zależy jedynie od organizatorów i szerzej polityki kulturalnej państwa. Tymczasem mam pytanie ogólniejsze, przekraczające ramy narodowości. Mianowicie, kim waszym zdaniem powinien być kurator w pawilonie Polonia na Biennale Architektury?

JT: To zależy. Może być opiekunem, a może być twórcą. To jest indywidualne i zależne od momentu, od kuratora, uczestników wystawy, ich zapatrywań i możliwości.

GP: Myślę, że to niewiele się różni od sytuacji w świecie sztuki. Kurator może być „wyszukiwaczem" materiału, który spina jedną klamrą tematyczną. Albo wręcz przeciwnie może być inspiratorem zamawiającym materiał pod określonym kątem. Stawiałbym tu znak równości z wystawami sztuki współczesnej.

A w wypadku waszego Pawilonu na Biennale? Czy byliście właśnie takimi kuratorami/inspiratorami?

GP: To nie jest temat dotyczący tego biennale, bo współpraca może przyjmować różne formy.

Pytam o to, bo moim zdaniem przy okazji Biennale Sztuki dominuje model rozgraniczający wyraźnie role kuratora i artysty. Upraszczając, kurator/urzędnik odpowiada za realizację wystawy indywidualnej artysty/geniusza. W jakiejś mierze Złoty Lew dla waszego pawilonu tę sytuację zakwestionował. „Hotel Polonia" to pawilon bardzo mocno „kuratorski". Do tego stopnia, że trudno znaleźć analogię z wystawami prezentowanymi na Biennale Sztuki w Pawilonie Polonia.

GP: W pawilonach innych krajów na Biennale Architektury dominuje model wystawy zbiorowej. Kierujesz naszą rozmowę na model współpracy między artystą a kuratorem, gdy tymczasem ważny jest efekt tej pracy. Pawilon może powstać jako zamówienie („commission"), może być wynikiem synergii, a czasem może być prowadzeniem artysty/architekta przez kuratora.

JT: Wolelibyśmy, żeby komentarze medialne nie skupiały się na tym kto jest pierwszy - kuratorzy czy artyści, ale na przesłaniu. Zespół artystów/kuratorów wypracował jakość, która została dostrzeżona i to jest najistotniejsze.

Jak przebiegały konsultacje środowiskowe i dlaczego akurat wy byliście zaproszeni do nich jako jedyni?

JT: Bardzo istotne jest rozdzielenie prac jury od tego, co działo się później. Pamiętam, jak po podjęciu decyzji o niewybieraniu projektu do realizacji, powiedziałem: „Nie naszą rolą jest szukanie innych rozwiązań". Były próby podejmowania dyskusji nad tym co dalej, ale zostały one ostro ucięte. Jury wypełniło swoje zadanie.

GP: Dopiero po fakcie dowiedzieliśmy się, że jesteśmy jedynymi, z którymi później się konsultowano.

Co się stało po zamknięciu obrad?

GP: Dyrektor Agnieszka Morawińska zaproponowała nam spotkanie. Na spotkaniu, które odbyło się około tygodnia później od początku nie była brana pod uwagę opcja organizacji kolejnego otwartego konkursu, na który nie było już czasu i który wcale nie gwarantował lepszych efektów. Na spotkaniu dyrektor Morawińska radziła się nas jaki warto przyjąć plan B. Po pierwsze zastanawialiśmy się nad tym, czy wyeksportować do Wenecji istniejącą wystawę lub artystyczny projekt okołoarchitektoniczny. Takiego projektu jednak nie znaleźliśmy. Po drugie rozważaliśmy, czy zwrócić się bezpośrednio z zaproszeniem do wybranego polskiego kuratora lub architekta. W rozmowie doszliśmy do wniosku, że takie rozwiązanie byłoby niezręczne, gdyż konkurs już się odbył i ci, którzy wzięli w nim udział już wykorzystali swoją szansę, a ci, którzy nie przysłali projektów najwyraźniej nie mieli nic do zaproponowania i dawanie im szansy byłoby nie fair wobec tych, którzy nadesłali swoje propozycje. Rozmawialiśmy jeszcze o tym, że zapraszanie kogoś z jury też nie wchodzi w grę z oczywistych względów. Wreszcie, trzecie rozwiązanie, które ktoś rzucił w atmosferze lekkiej paniki, gdy kończyliśmy obrady jury, ale poza protokołem, a mianowicie opcja powołania kuratora zagranicznego .To rozwiązanie, jak nam się wydawało, ukróciłoby spodziewane posądzenia o kolesiostwo czy faworyzowanie kogoś z Polski.

Dlaczego konsultacje, w których braliście udział nie były protokołowane?

GP: Pytanie o protokołowanie nie jest pytaniem do nas. Ważne jest to, że zostaliśmy zaproszeni do Zachęty na spotkanie mające na celu przedyskutowanie tego, co dalej i to zaproszenie oczywiście przyjęliśmy. Nie uchylaliśmy się przed odpowiedzialnością. Mieliśmy swoje zdanie i poczucie, że skoro nie wybraliśmy projektu w konkursie, to jako osoby, które podjęły wraz z resztą jury tę trudną decyzję powinniśmy pomóc Zachęcie szukać wyjścia.

JT: Nie ukrywaliśmy, że mamy swoje zdanie na ten temat i że mamy pomysł kogo zaprosić, a proponując konkretną osobę kładziemy na szali swoją reputację i swoje nazwiska. Uważaliśmy, że jak Redstone sobie nie poradzi, to będzie problem, ale nie możemy uciec od tego ryzyka. Łatwiej byłoby nam po prostu nic nie zrobić w tej sytuacji. Ale od początku była to dla nas sytuacja jak najbardziej oczywista i ludzka. Ktoś pytany o zdanie wypowiada je, a wypowiedź nasza nie była obarczona żadną sankcją, że to będzie brane pod uwagę. Trudno nam było się uchylać przed pytaniem ze względu na powagę sytuacji, powagę osoby i instytucji, która zadaje to pytanie.

Kim jest Elias Redstone?

GP: Kim jest Redstone każdy może przeczytać na jego stronie. Jest młodym, wybitnym kuratorem. Z pewnością ma niebagatelny dorobek w wystawianiu architektury, dorobek, który trudno porównać z kimkolwiek innym w Polsce. Robił też projekt Venice Super Blog na Biennale w Wenecji. Z Redstonem znamy się od dwóch lat. Poznaliśmy się na London Festival of Architecture, którego część kuratorował. Robiłem projekt w Londynie i mieliśmy dużo okazji, żeby się poznać zawodowo i towarzysko. Chcieliśmy zrobić coś razem i nie jest to bynajmniej pawilon w Wenecji, tylko trwający właśnie program wymiany młodych architektów londyńskich i warszawskich. Architecture Foundation zaprosiła trzy pracownie warszawskie, żeby zrobiły na wykłady w Londynie i być może inne projekty, a trzy młode pracownie z Londynu będą pod moją kuratelą, w ramach organizowanego przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej festiwalu „Warszawa w budowie" realizować swoje projekty tu.

JT: Dla mnie ważne było to, że Redstone to człowiek całkowicie z zewnątrz, a jednak mający orientację w polskiej architekturze.

GP: Wrócę jeszcze do momentu konsultacji w Zachęcie, bo to wymaga ważnego uzupełnienia. Redstone bynajmniej nie był jedynym rozważanym kandydatem. W trakcie rozmowy padło kilka propozycji. Nie wiem czy ktoś kontaktował się z innymi, natomiast jeszcze z Zachęty wykonałem sondażowy telefon i zapytałem, czy brałby pod uwagę taką propozycję i czy mogę przekazać jego telefon i maila dyrektor Morawińskiej. Elias Redstone wyraził zgodę. Nie muszę dodawać jak niewielu zagranicznych kuratorów ma jakiekolwiek rozeznanie w polskiej scenie artystycznej, a Elias był wcześniej w Polsce w związku z wymianą i spotkał się z ludźmi z branży, więc miał obraz sytuacji i nie był kompletnym kosmitą.

Czy on sam przedstawił swój projekt kuratorski, w którym mowa była o Orlikach i Euro 2012, czy Zachęta lub Ministerstwo na niego wpływały?

JT: O ile mi wiadomo to Redstone od początku chciał coś zrobić ze sportem. Domyślam się, że chodzi o jego interpretację tematu biennale... (People Meet in Architecture)

Czy spotykaliście się z Agnieszką Morawińską po zaakceptowaniu przez Ministra kandydatury Redstona?

GP: Był jeszcze obiad zorganizowany podczas pobytu Eliasa w Polsce, na który zaproszono też Ewę Porębską (redaktor naczelna „Architektury-murator"), Hannę Wróblewską (wice dyrektor Zachęty) i Zenona Budkiewicza, przedstawiciela Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który był z nami w jury. Potem nad Polską pojawiła się chmura pyłu wulkanicznego i Redstone nie mógł wrócić do Londynu, więc na początku nocował w Zachęcie, a potem dwie lub trzy doby dla odmiany u mnie.

Co sądzicie o nowym, zwycięzkim projekcie Wasilkowskiej/Kurant?

JT: W czarujący sposób jest zaskakujący. Prawdę mówiąc nie dostrzegałem wątku braku niepewności i braku ekscytacji w achitekturze, na który zwracają uwagę autorki, nomen omen, „Wyjścia awaryjnego". W tym projekcie został podkreślony wyrugowany z architektury element ryzyka, przypadku, niepewności. Ma to korzenie w dwóch zjawiskach: pierwszym jest przewrót modernistyczny, Od tamtego czasu architekci chcą zaplanować wszystko i raz na zawsze. Drugie zjawisko to rosnąca w procesie kształtowania architektury rola przepisów dotyczących bezpieczeństwa, rośnąca rola kontroli i aparatów kontroli. Przez tę obsesję bezpieczeństwa znika element nieprzewidywalności zarówno w sensorycznym odczuwaniu przestrzeni, jak i w nieprzewidywalności idei. Jeśli wszystko skrępowane jest przepisami to architekt zmienia się w osobę, która musi sprostać coraz większym wymaganiom i podlega coraz bardziej konsultantom. Warto zdać sobie z tego sprawę.

Czy waszym zdaniem „Wyjście awaryjne" jest lepsze od „Wejścia/Wyjścia"?

GP: Tak, jest spójniejsze. Tamto było rozrzucone ideowo i topograficznie. Projekt wybiegał poza obręb pawilonu i był mniej spójny intelektualnie. Nowy projekt to jedna instalacja obliczona na wywołanie dużego wrażenia, a nie jak wcześniej szereg rozproszonych doświadczeń opartych o sumę działań/interwencji. Ta jedna instalacja może mieć większe szanse powodzenia, bo na Biennale liczą się silne wrażenia, bezpośredniość komunikatu.

JT: Ten projekt jest dojrzalszy, bardziej wyrafinowany. Może jest w tym ręka kuratora.

W tym temacie czytaj także:
Aleksandra Wasilkowska, Agnieszka Kurant, Małgorzata Tomczak, Roman Rutkowski, Marcin Szczelina, Michał Duda, Agnieszka Pindera, Daniel Muzyczuk, Joanna Zielińska, Zachęta wybrała „Wyjście awaryjne"
Anna Cymer, Krzysztof Żwirblis/Karolina Breguła, Marek Witaszewski, Krzysztof Kołodziejski, Co się stało z naszym sukcesem na Biennale Architektury w Wenecji?
Adam Mazur, Zamieszanie wokół konkursu dot. Biennale Architektury w Wenecji 2010
Odpowiedź Zachęty, komentarz redakcji, projekt Redstone'a i nie tylko
Kaja Pawełek, Ewa Kuryłowicz, Maks Dobkowski, Joanna Erbel, Konkurs do wymyślenia od nowa