Muzeum jedzie na Woodstock. Rozmowa z Jolantą Gumulą

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
PAULINA OŁOWSKA PROWADZI WARSZTATY DLA DZIECI
PAULINA OŁOWSKA PROWADZI WARSZTATY DLA DZIECI
PIOTR LUTYŃSKI Z GRUPY RDZEŃ PROWADZI WARSZTATY DLA DZIECI
PIOTR LUTYŃSKI Z GRUPY RDZEŃ PROWADZI WARSZTATY DLA DZIECI
ZAJĘCIA W SALI POD KOZAMI
ZAJĘCIA W SALI POD KOZAMI

Wojciech Szymański: W Dziale Edukacji krakowskiego Muzeum Narodowego pracujesz od sześciu lat. Czy zawsze chciałaś tutaj pracować? Jak tutaj w ogóle trafiłaś?

Jolanta Gumula: Nie, nie zawsze, ale nie mogę powiedzieć, że jest to przypadek. Kiedy byłam na studiach na historii sztuki, ukończyłam kurs przewodnika i oprowadzając grupy zauważyłam, że dobrze pracuje mi się z ludźmi. Bardzo podobało mi się to, że pewne rzeczy się im tłumaczy i naświetla, że sztuka dzięki mojemu pośrednictwu staje się dla nich nagle zrozumiała. Czułam się w tym dobrze, a kiedy zaczęłam współpracować z Muzeum - na początku wolontariacko, prowadząc warsztaty i oprowadzając wycieczki - pojawiła się szansa, żebym zastąpiła koleżankę, która akurat miała urlop wychowawczy. Weszłam więc na jej zastępstwo i już zostałam.

WS: A co się stało z koleżanką?

JG: Spokojnie, koleżanka wróciła i pracowała z nami nadal. Dział Edukacji wybrałam, ponieważ był mi po prostu najbliższy. Bliski tego, co lubię i tego, co uważam za niezwykle potrzebne. Chociaż prawie wszyscy mówili mi: nie martw się, to tak na początek, zawsze się tak zaczyna. Potem awansujesz do tych porządnych działów. A przecież ja nie chciałam iść do innych, „tych porządnych" działów.

WS: Powiedziałaś właściwie to, o co chciałem także zapytać. Jak traktowany jest Dział Edukacji? Czy jest on w oczach innych pełnoprawną częścią Muzeum, czy raczej czymś niepoważnym, fanaberią grupy zapaleńców?

JG: Faktycznie było tak jeszcze sześć lat temu, ale wiele się od tego czasu zmieniło. Nie mogę powiedzieć, że kiedy zaczynałam tutaj pracę, nic się tu nie działo. Były to jednak bardzo podstawowe rzeczy, takie jak oprowadzenie po stałych ekspozycjach i lekcje muzealne dla dzieci. Sześć lat temu niewiele osób zdawało sobie sprawę, że nowoczesne, otwarte muzeum przede wszystkim opiera się na działaniach edukacyjnych, dzięki którym ludzie chociażby mają po co przyjść tutaj po godzinach. Teraz to bardzo się zmieniło. Zarówno dyrekcja, jak i wicedyrektor Marek Świca, który nas bardzo wspiera, mają dokładnie taką wizję, jaką mamy my w Dziale. Większość osób zauważyła, że jeżeli edukacja nie będzie ważna, to muzeum będzie po prostu miejscem zamkniętym i nikomu nie dostępnym. Jednak wiele osób w muzeum nadal uważa, że edukacja nie jest priorytetem.

WS: Czym kierujesz się koordynując pracę Działu? Skąd czerpiesz inspiracje dla swoich działań? Skąd wzięło się to przeświadczenie, że muzeum to nie jest tylko instytucja, która gromadzi zbiory i część z nich pokazuje, ale być może przede wszystkim ma prowadzić działalność edukacyjną?

JG: Ja, tak jak każda moja koleżanka z Działu, kiedy jeżdżę po świecie i zwiedzam muzea i galerie, nie patrzę tylko na to, co znajduje się na wystawie, ale podglądam jak to muzeum jest zorganizowane. Do której godziny jest otwarte, czy tam się dzieje coś w sobotę, niedzielę. Węszę wszystkie programy, co tam się robi dla ludzi, dla małych dzieci, dla dorosłych, dla młodzieży, dla niepełnosprawnych. Takie informacje są szeroko dostępne, można je znaleźć nawet w Internecie. I my to bardzo dobrze znamy. Raz, jeżdżąc i zwiedzając, dwa przez Internet. I, na przykład, jeśli widzimy, że coś się dzieje w Tate Modern, a bardzo nam się działalność Tate podoba, i jeśli jest to coś, czego u nas jeszcze nie ma, to staramy się to wprowadzić. Nie kopiujemy tego oczywiście, tylko się inspirujemy.

WS: Jakieś przykłady?

JG: Jeszcze niedawno nie było w Muzeum Narodowym kursów dla dorosłych, które towarzyszą wystawom czasowym. Teraz już są. W Pałacu Biskupa Erazma Ciołka jest kurs pisania ikon, przy wystawie Zofii Stryjeńskiej był kurs malowania na szkle inspirowany malarstwem ludowym. Jesteśmy także w ciągłym kontakcie z Januszem Byszewskim i Marią Parczewską z Laboratorium Edukacji Twórczej, które działa przy CSW w Warszawie. Oni od ponad dwudziestu lat prowadzą świetne działania z różnymi grupami wiekowymi. To są warsztaty, które nie opierają się na mówieniu o sztuce, tylko na twórczym przefiltrowaniu jej przez siebie, tak, aby coś w odbiorcy zostało. I to jest nasza druga inspiracja. Kontaktujemy się z nimi, oni nas wielokrotnie szkolili.

WS: Jakie inne, oprócz wykładów, propozycje edukacyjne oferuje Dział?

JG: Dla dorosłych, młodzieży i seniorów są to przede wszystkim wykłady i spotkania. W najbliższym sezonie mamy nową propozycję skierowaną do tych grup. Nazwałam to roboczo XX/XXI wiek. Będzie to cykl wykładów na temat sztuk wizualnych, fotografii, dizajnu, architektury i filmu. To są oczywiście najprostsze działania. Dzięki temu uczestnicy wykładów i spotkań dowiadują się, na czym polega sztuka najnowsza i poznają sposoby widzenia. Inne działania dla młodych osób to warsztaty, które odbywają się w weekendy. Te warsztaty także dotykają, a nawet bazują na sztuce współczesnej. Przy okazji wystawy Amerykański sen odbywał się cały cykl spotkań dla dzieci. Teraz trwa kolejny. Tego w ogóle wcześniej nie było. To zajęcia z animacji, tańca i musicalu. Były też zajęcia z instalacji Zrób sobie sztukę na podwórku. To zajęcia czterodniowe, które odbywają się przez cztery godziny dziennie. I faktycznie dotykają sztuki konceptualnej, instalacji.

WS: O tę wystawę miałem oczywiście zapytać, ale skoro się już pojawiła w twojej wypowiedzi, towarzyszy nam zresztą od początku rozmowy jako podkład dźwiękowy, zapytam teraz. Nie będę ukrywał, że widziałem ją przed chwilą, a wcześniej znałem ją z prasy. Jest to totalnie beznadziejna wystawa. To właściwie nie jest wystawa, to jest zagipsowana i wypacykowana fasada z drogą stanową z linoleum i diodowymi błyskawicami na ścianie. Natomiast te kilkanaście hiperrealistycznych czy fotorealistycznych obrazków tworzy sztafaż do gipsowych dekoracji. Plus mała wystawka ulotek firmy, która sponsorowała wystawę w hollu i przegląd plakatów reklamowych Coca-Coli na piętrze. To jest nawet bardzo śmieszne, ale nie sądzę, aby intencją kuratorek tak poważnej instytucji, jaką jest Muzeum Narodowe w Krakowie, było nas rozśmieszyć. Jedyne, co broni tej wystawy, to jest to, co zrobił Dział Edukacji. Było masę towarzyszących wydarzeń, imprez, spotkań, wykładów i projekcji filmowych. I to jest dla mnie paradoksalne. Z jednej strony ta sytuacja pokazuje siłę twojego działu, którego działania są o wiele ciekawsze od tego, co można zobaczyć na wystawie, ale jednocześnie wasze działania promują słabą wystawę. Być może zatem Dział Edukacji powinien odciąć się od tej wystawy, bez jego działalności bowiem wyłazi styropian i gips, i nie da się już tego jakkolwiek obronić. Tylko, że wtedy Dział by nie zaistniał.

JG: Możesz oceniać tę wystawę jak chcesz, masz do tego prawo. Towarzyszący jej program przygotowany przez Dział Edukacji wychodzi, podobnie jak wystawa, od hasła Amerykański sen, ale podąża zupełnie innym tropem, interpretuje ten slogan odmiennie. Program i wystawę łączy właściwie to, że są o Ameryce. Ale są to zupełnie inne wizje Ameryki. Do współpracy zaprosiłyśmy Anię Bujnowską, która jest autorką programu skierowanego do dorosłego odbiorcy. Jest, chyba mogę tak powiedzieć, kuratorką tego przedsięwzięcia. Jak wiesz, bardzo często zapraszamy do współpracy różne osoby i to jest bardzo pozytywne, że sobie na to możemy pozwolić.

WS: No tak, ale trzymając się ściśle wystawy i jej propozycji, tego czym jest ów przywołany Amerykański sen, program byłby tak samo koszmarny, jak wystawa. A nie jest.

JG: Podkreślam jednak, że kuratorka i koordynatorka wystawy były otwarte i entuzjastycznie nastawione do propozycji programu edukacyjnego. Najczęściej mamy pozostawioną swobodę działania. Działania towarzyszące wystawom przygotowywane przez Dział Edukacji nie muszą wcale być ściśle podporządkowane wystawie. Program wydarzeń wokół wystawy, która tak ci się nie podoba, powstał w podobny sposób. Nie kierowałyśmy się tym, co jest na wystawie. Hasłem wywoławczym była po prostu Ameryka. Zresztą Dział Edukacji nie promuje wystawy, ona świetnie wypromowała się sama i miała świetną prasę.

WS: Tak, bardzo mnie to dziwi. Osiem tygodni temu, kiedy się otwierała, byłem w szoku, w jak afirmatywny sposób piszą o niej media ogólnopolskie, nie branżowe, ale jednak opiniotwórcze. Jednocześnie autorzy i autorki pochlebnych recenzji nie napisali właściwie nic o wydarzeniach towarzyszących temu amerykańskiemu koszmarowi. A przecież mogli.

JG: To jest niestety reguła, że jeśli się coś na dużą skalę promuje, to promuje się tylko wystawę. Oczywiście byłoby świetnie, gdybyśmy zaczęli promować to, co towarzyszy dużym wystawom, bo to także jest ważne. Przecież ludzie przychodzą na wystawę raz, a na wydarzenia towarzyszące wiele razy. Ale to tylko marzenie. Jest dobrze, jeżeli pojawia się w ostatnim akapicie zdanie, że wystawie towarzyszą ciekawe wydarzenia edukacyjne. Promując wystawy, nie promuje się niestety wydarzeń związanych z wystawą.

WS: Działalność edukacyjna siłą rzeczy ma swojego odbiorcę. Do kogo jest głównie adresowana?

JG: Spotkania dotyczące sztuki współczesnej, wykłady poświęcone filmowi, sztukom wizualnym, fotografii i architekturze skierowane są głównie do młodzieży, studentów i dorosłych w średnim wieku. Adresatami wykładów na temat sztuki dawnej są przede wszystkim seniorzy. Oczywiście wszystkie cykle promowane są podobnie, nikt nikogo nie wyrzuca, bo profil spotkania nie jest przeznaczony dla niej albo dla niego. Jakoś tak już jest, że ludzi sami dzielą się: seniorzy - sztuka dawna, ludzie w wieku średnim i młodzież - współczesna. Natomiast w weekendy mamy, jak już powiedziałam, warsztaty dla najmłodszych. Dzieci przychodzą do Muzeum tłumnie. Od tego roku wprowadzamy innowacje. Nie będzie zmieniających się co tydzień warsztatów, natomiast będą cykle. Będzie cykl dla dzieci dwu, dwu i pół letnich. Wydaje mi się, że w tym momencie jesteśmy jedyną w Krakowie instytucją, która proponuje zajęcia dla tak małych dzieci.

WARSZTATY DLA NIEWIDOMYCH
WARSZTATY DLA NIEWIDOMYCH

WARSZTATY DLA NIEWIDOMYCH
WARSZTATY DLA NIEWIDOMYCH

WS: Na czym będą polegały zajęcia dla takich dzieci?

JG: Jeden z cyklów nazywa się A co to jest? Są to spotkania z dizajnem dla najmłodszych. Opierają się na historii najprostszych przedmiotów, używanych w życiu codziennym, jak łyżka, stół, krzesło itp., oraz na ich projektowaniu. Chcemy, aby dzieci po takich zajęciach wiedziały, co to jest dizajn. Byłoby super, gdyby udało nam się w ten sposób kształtować ich poczucie estetyki i smak, który odbiegałby od powszechnie panującej estetyki Disneylandu.

WS: Muzeum Narodowe było chyba zresztą pierwszą instytucją w Krakowie, która zaczęła prowadzić warsztaty z dziećmi.

JG: Nie jestem pewna, ale chyba tak. Kiedy przyszłam tutaj sześć lat temu, takie zajęcia już się odbywały. Wtedy jeszcze nieregularnie, ale od pięciu lat odbywają się regularnie. Od trzech lat co niedziela.

WS: Realizowałyście także projekt skierowany do osób niewidomych, za co zresztą zostałyście wyróżnione Sybillą. Opowiedz coś o tym projekcie.

JG: Sybillą zostałyśmy wyróżnione za całokształt naszych działań. Odkąd jestem tutaj, jeżeli zgłaszają się grupy dotknięte dysfunkcjami: niewidomi, głuchoniemi, niepełnosprawni psychicznie i ruchowo, objęte opieką specjalistycznych placówek, zawsze przygotowujemy dla nich zajęcia. Problemem było to, że nie mieliśmy takiego programu skierowanego do osób, które przychodzą indywidualnie. Teraz, obojętnie, czy przychodzą sami, czy przychodzą z kimś, będzie coś, z czego będą mogli korzystać. Tak powstał program Zobaczyć niewidzialne. Celem programu było, aby osoby, które nie widzą, mogły jednak zobaczyć sztukę. Przede wszystkim wybrałyśmy rzeźby, które mogą poznawać przez dotyk. W Galerii Sztuki XX wieku są więc rzeźby, które można dotykać. Każdy taki eksponat opatrzony został tabliczką z opisem w alfabecie Braille'a. W każdej sali w Galerii XX wieku jest także tabliczka z tekstem w alfabecie Braille'a z opisem tego, co się w niej znajduje. Mamy też przewodnik po tej galerii napisany w alfabecie Braille'a. Te działania rozciągnęłyśmy też na Pałac Biskupa Erazma Ciołka.

WS: To chyba także pierwsze takie działania w Krakowie.

JG: W Krakowie być może tak, ale to jest zupełnie bez znaczenia, kto był pierwszy. Na świecie takie programy to norma. Chciałabym zatem podkreślić, że naprawdę nie chodzi o to, że my pierwsze wymyśliłyśmy program dla niewidomych albo alfabet Braille'a... Każde muzeum powinno mieć taką ofertę, to nie może być coś specjalnego. To obowiązek instytucji takiej, jak Muzeum, utrzymywanej ze środków publicznych. Stosowanie podstawowych rozwiązań i ułatwień dla osób niepełnosprawnych, znanych od dawna w świecie, nie może być przecież rozpatrywane w aspektach plagiatu.

WS: Oferujecie coś dla osób z innymi dysfunkcjami?

JG: Mamy też program dla głuchoniemych. Jest to cykl siedmiu warsztatów. Na podstawie sztuki, nie tylko współczesnej, ale także rzemiosła, na przykład historycznych strojów, których kolekcja znajduje się w Galerii Rzemiosła, prowadzone są zajęcia wykraczające swoją tematyką daleko poza sztukę. Mówi się o feminizmie, gender, etyce, a także życiu codziennym. W Pałacu Erazma Ciołka jest program zatytułowany Gdzie zaczyna się niebo. To program dla niepełnosprawnych umysłowo. Z Moniką Drożyńską pracujemy nad programem, który wykorzystuje fotografię. To program dla młodzieży, nastolatków z domów dziecka, ze świetlic MOPS, ale też dla tych z tak zwanych dobrych domów.

WS: Jaki jest cel tego programu?

JG: Chcemy podczas takich warsztatów zintegrować tę młodzież, aby nie byli dla siebie obcy, niezrozumiali. Młodzież wykluczona społecznie będzie współpracować z młodzieżą z pełnych, pozbawionych takich problemów rodzin.

WS: Czy prowadzone przez was warsztaty są bezpłatne?

JG: Niektóre tak. Są oczywiście takie, na które rodzice wykupują karnety dla dzieci. Te, przeznaczone dla młodzieży wykluczonej społecznie natomiast będą oczywiście bezpłatne. Bezpłatne są także te zajęcia, które mamy wpisane do budżetu jako specjalny cykl, oczywiście po akceptacji dyrekcji. Także wszystkie spotkania towarzyszące wystawom czasowym, jak Amerykańskie wakacje, zorganizowane przy wystawie, o której rozmawialiśmy. Warsztaty w ramach projektu, które odbywają się cztery razy w tygodniu po cztery godziny dziennie są darmowe, właśnie dzięki specjalnie zabudżetowanej w kosztorysie wystawy sumie.

WS: Czy podejmowałyście jakieś działania wychodzące poza muzeum?

JG: W tym roku prowadziłyśmy działania podczas krakowskiej Nocy Muzeów i zaprosiłyśmy Joannę Warszę do tego projektu. Nie były to może działania wychodzące poza muzeum, ale na pewno wychodzące poza to, co uważane jest za muzeum. Kuratorką tego projektu była Ania Grajewska, moja koleżanka z działu. Z Joanną i Michałem Gorczycą wymyśliliśmy, aby udostępnić zwiedzającym te miejsca w muzeum, które nie są dostępne na co dzień i do których w ogóle nie można wchodzić. Joanna zrobiła przewodnik, rodzaj mapy po tych przestrzeniach, a Michał opracował ścieżkę dźwiękową. Oczywiście to była droga przez mękę, aby uzyskać przepustki i zgodę na wejście do tych wszystkich pomieszczeń, stolarni, miejsca, gdzie znajdują się turbiny chłodzące. Ale się udało. Joanna nagrywała rozmowy z dyrekcją i z personelem sprzątającym i te rozmowy też posłużyły jako podkład dźwiękowy Michałowi. Opracowała mapę z hasłami, które każdemu muszą wydać się dziwne. A te hasła to nic innego jak nazwy komórek w muzeum. Jest na przykład coś takiego jak Sekcja Utrzymania Ruchu, która absolutnie nie wiąże się z ruchem turystycznym, bo chodzi o powietrze. Podczas Nocy Muzeów grupy po dziesięć osób, korzystając z mapy stworzonej przez Joannę, zwiedzały różne zakamarki Gmachu, wchodząc bramą transportową przy dźwiękach stworzonych przez Michała Gorczycę. Wszystko było oświetlone na czerwono, ludzie wchodzili więc do bijącego serca muzeum i przechodzili przez wszystkie trzewia.

WS: To właściwie nie jest już działanie sensu stricto edukacyjne, ale raczej artystyczne. Czy współpracujecie stale z jakimiś artystami?

JG: Współpracowałyśmy między innymi z Pauliną Ołowską, która prowadziła z dzieciakami działania na wystawie Pierwszy krok.... Zajęcia prowadzili też Pola Dwurnik, Marek Chlanda czy Piotr Lutyński. Każde z nich aranżowało jakąś twórczą sytuację bliską sferze, którą się zajmują. Lutyński na przykład bliską muzyce, wykorzystując do tego różne rurki, kulki i grzechotki.

WS: Przystanek Woodstock? Nie powiesz mi chyba, że inspirowałyście się Przystankiem Jezus?

JG: Nie, skąd! Oni w ogóle nie wyściubiali nosa spoza swojego namiotu. Pomysł pojechania na Przystanek Woodstock wyszedł od Jurka Owsiaka, który zaproponował nam udział w Akademii Sztuk Przepięknych, towarzyszącej Przystankowi. Pani dyrektor chętnie się zgodziła, a działania dla uczestników festiwalu miał przygotować Dział Edukacji.

WS: Byłyście jedynym muzeum zaproszonym na festiwal?

JG: Tak. Naszym zadaniem było wymyślenie czegoś, co zainteresowałoby uczestników festiwalu i w czym mogliby wziąć udział. Oczywiście nie mogła to być tylko wystawa reprodukcji obrazów, bo nikt by na to nie przyszedł. To musiało być coś interaktywnego, przy pełnym uczestnictwie docelowych odbiorców, podane w ich języku. Zaproponowałyśmy więc warsztaty, które polegały na założeniu Muzeum Woodstocku. To był punkt wyjścia.

WS: Miałyście wolną rękę w sowich działaniach?

JG: Nie do końca. Był wymóg, aby na tym festiwalu zaistniały Sukiennice, ponieważ są teraz remontowane, więc trzeba je wypromować.

WS: Nie zbyt fortunne miejsce na promowanie, a i towar nie dla tej grupy.

JG: Z jednej strony tak, ale z drugiej to naprawdę było wyzwanie. Bo jak połączyć Sukiennice z tymi ludźmi? Co oni mają ze sobą wspólnego? Powstał więc pomysł, aby zrobić Muzeum Woodstocku. Punktem wyjścia była dla nas historia Sukiennic jako pierwszego oddziału Muzeum, ich początku, który wyrósł na idei dzielenia się swoimi prywatnymi kolekcjami i udostępniania ich innym, swego rodzaju społecznego czynu. Idea dzielenia się częścią siebie łączy więc Sukiennice z Muzeum Woodstocku. Podczas warsztatów zbierałyśmy to, co uczestnicy festiwalu chcieli przekazać, czym chcieli się właśnie podzielić z innymi. A więc pamiątki, ważne przedmioty, zdjęcia.

PRZYSTANEK WOODSTOCK
PRZYSTANEK WOODSTOCK

PRZYSTANEK WOODSTOCK
PRZYSTANEK WOODSTOCK

WS: Ile dni trwały warsztaty?

JG: Trzy. Oprócz warsztatów odbywała się wystawa dziesięciu reprodukcji obrazów z kolekcji Muzeum. Aby przybliżyć te obrazy, napisałyśmy kilkuzdaniowe komentarze. Nie były utrzymane w schematycznym tonie: artysta urodził się i zmarł, był wybitny. Komentarze raczej poruszały tematy, dla których obraz był jedynie pretekstem. To cały czas wisiało na ścianach namiotu. I te teksty bardzo się spodobały. A warsztaty zaczynałyśmy o 9 rano. Więc kto przyjdzie na 9, jeśli nie spał całą noc? Ale przyszła grupa trzydziestu osób, co oczywiście w porównaniu do pół miliona uczestników festiwalu nie jest liczbą oszałamiającą. Ale nie czarujmy się, ja też bym chyba nie przyszła na ich miejscu.

WS: Jak się z nimi współpracowało?

JG: Pracowało się świetnie. Pierwszego dnia wypracowywaliśmy statut przyszłego Muzeum Woodstocku. Rozmawialiśmy o tym, jak im się kojarzy muzeum. Co jest fajne w muzeum, a co nie. Dałyśmy im teksty misji różnych muzeów w Polsce i oni wycinali z tych tekstów to, co im się podobało, dodając kolejne punkty od siebie. W ten sposób stworzyli swoją własną misję przyszłego muzeum. Jak ma funkcjonować, co ma zbierać i jakie cele przed sobą stawia. I właśnie ta młodzież podkreślała konieczność prowadzenia akcji edukacyjnych. Drugi dzień był poświęcony tworzeniu własnych przewodników po reprodukcjach, które tam wywiesiłyśmy. Dostali wielkie kartony i gazety, z których mogli wycinać hasła i w ten sposób tworzyć komentarze do dzieł. Mogli tworzyć kolaże. Powstały świetne komentarze. Potem oprowadzali siebie wzajemnie oraz innych, którzy dołączali się w ciągu dnia, aby zwiedzić to muzeum. Trzeciego dnia robiliśmy instalację ze sznurków i tkanin, a oni przynosili rzeczy, które chcieliby darować przyszłemu Muzeum Woodstock. Każdy dostał powiększoną kartę inwentarzową, którą samodzielnie mógł wypełnić. Wklejali przedmioty na karty, lub fotografowali. Pisali także swoje własne historie tych przedmiotów.

WS: Chcecie to jakoś wykorzystać w przyszłości?

JG: Tak. Chciałybyśmy robić takich akcji więcej. To, czy pojedziemy na Woodstock w przyszłym roku, zależy oczywiście od Jurka Owsiaka. Ma prawo oczywiście zaprosić inne muzeum. Ci ludzie piszą teraz do nas maile. Dziękują, piszą, że nie wiedzieli, że muzeum może być takie super. Ci ludzie już wiedzą, że muzeum może być interesujące i oni tu przyjdą. Dla nich nie jest to już teren nieznany, miejsce odstraszające. Chcemy w naszej Sali edukacyjnej Pod Kozami zrobić wystawę tego, co zrobili uczestnicy warsztatów, pokazać projekcję filmu kręconego podczas festiwalu.

WS: Jakie macie plany na rozpoczynający się właśnie nowy sezon? Pozyskałyście niedawno nową przestrzeń w sali Pod Kozami.

JG: Tak. Udało nam się zmodernizować salę Pod Kozami, która po przeniesieniu późnorenesansowego stropu, od którego wzięła swoją nazwę, do Pałacu Erazma Ciołka, stała chwilowo niewykorzystana. Napisałyśmy więc projekt modernizacyjny, ministerstwo przyznało nam część funduszy, a resztę dołożyło muzeum. Zaprosiłyśmy dwójkę młodych architektów, Agatę Jasińską-Malec i Tomka Malca, którzy pracują nad obiektami przeznaczonymi do pracy z dziećmi. Sala służyć będzie przede wszystkim jako miejsce warsztatów dla dzieci, ale nie tylko.

WS: Do czego jeszcze?

JG: Muzeum zyskało dzięki modernizacji ciekawą przestrzeń wystawienniczą. W sali odbyła się wystawa prac studentów ASP, których zaprosiła Monika Dylewska przy okazji wystawy malarstwa Zbyluta Grzywacza. Oni na bazie pokazywanych na wystawie prac tworzyli własne propozycje, co ciekawe ze względu na specyfikę wystawy, głównie instalacje i obiekty. Chcemy wejść w ściślejszą współpracę z ASP i stworzyć miejsce, gdzie studenci będą mogli prezentować swoje działania. Chcemy też, aby było więcej takich wydarzeń, które robiłyśmy z Pauliną Ołowską, Joanną Warszą czy Michałem Gorczycą, aby zapraszać artystów do wspólnych, edukacyjno-artystycznych projektów.

WS: W październiku zorganizowałyście również konferencję na temat edukacji w muzeum.

JG: Tak. Edukacja i nowoczesne muzeum odbyła się w dniach 26-29 października. Chciałyśmy rozmawiać o edukacji jako o czynniku, który kształtuje wizję nowoczesnego muzeum. Co to znaczy nowoczesna placówka? Otwarta placówka? Czy do muzeum trzeba przychodzić na zwiedzanie wystawy, czy też w innym celu?

WS: Kto uczestniczył w tej konferencji?

JG: Zaprosiliśmy Janusza Byszewskiego, który jest i teoretykiem i praktykiem, razem z Marią Parczewską chyba o największym doświadczeniu w tej dziedzinie. Był też Marcin Szeląg, szef Działu Edukacji w Muzeum Narodowym w Poznaniu, który jest głównym koordynatorem i pomysłodawcą opracowania Raportu o Stanie Edukacji Muzealnej w Polsce; pracuje nad tym raportem kilka działów Edukacji, w tym nasz. Zaprosiliśmy również panią Jolantę Skutnik, która pisała doktorat na temat muzeum sztuki nowoczesnej jako przestrzeni edukacji.

WS: Zaprosiłyście jakichś artystów?

JG: Tak, oczywiście myślałyśmy o tym. Była Jadwiga Sawicka, która też przecież współpracuje z młodzieżą. Ta konferencja nie opierała się jednak tylko na rozmowach. Nie wysyłałyśmy zaproszeń do muzeów przemysłu i techniki, nie dlatego, że uważamy, iż one są gorsze, tylko dlatego, że chcemy zająć się edukacją bazującą na kolekcjach sztuki. Z naciskiem na sztukę współczesną. Zaprosiłyśmy więc Muzeum Sztuki w Łodzi MS2, WroArtCenter, Zachętę, Łaźnię w Gdańsku, CSW Znaki Czasu w Toruniu. Wszystkich, którzy naszym zdaniem robią interesujące rzeczy. Chcemy też porozmawiać o specyfice pracy w wielkich molochach, jakimi są muzea narodowe. Albo galerie narodowe, jak Zachęta. Bo to jest specyficzna robota. Często jesteśmy działem usługowym wobec wystaw organizowanych w takich placówkach, co niejednokrotnie niesie wiele problemów. O tym też chcemy rozmawiać. Konferencji towarzyszyć będą warsztaty prowadzone przez Janusza i Marię oraz ekipę z Muzeum Sztuki w Łodzi.

WS: Jakiego typu warsztaty?

JG: Warsztaty, których celem będzie ukazanie, w jaki sposób, bazując na kolekcji sztuki współczesnej, prowadzić edukację i jak wciągnąć w to społeczność lokalną. Coś, co można przenieść na grunt community art.

WS: Ciągle podkreślasz, wydaje mi się, uprzywilejowaną rolę sztuki współczesnej w waszej działalności. Dlaczego akurat nią przede wszystkim ma zajmować się Dział Edukacji?

JG: Po trosze wynika to z naszych osobistych zainteresowań, ale również z tego, że w Gmachu Głównym Muzeum bazujemy przede wszystkim na kolekcji sztuki współczesnej. Chociaż oczywiście, włączając Czartoryskich, posiadamy także zbiory sztuki starożytnej i powinnyśmy nastawiać się na całość. Każdy z oddziałów jednak kładzie nacisk na to, co ma. Gmach Główny siłą rzeczy skupia się przede wszystkim na tym, co najnowsze w sztuce. Nasza (w Gmachu) Sekcja Edukacji koordynuje ofertę edukacyjną całego Muzeum i pracę osób odpowiedzialnych za działania edukacyjne w większości pozostałych Oddziałów Muzeum. Dwa lata temu udało nam się wywalczyć sytuację, aby w Oddziałach tych były osoby, do których obowiązków należało by zajmowanie się właśnie ofertą edukacyjną dostosowaną do profilu eksponowanych tam kolekcji. Na przykład w Pałacu Erazma Ciołka ze zbiorami sztuki średniowiecznej, mamy świetne wykłady i warsztaty dotyczące tej tematyki. Poza tym, bardzo wielu ludzi uważa, że nie rozumie sztuki współczesnej. Szkoliłyśmy kiedyś nauczycielki i jedna z nich powiedziała, że dla niej to jeszcze Kantor, ale po nim to już nic. A na pytanie, dlaczego akurat Kantor, padła odpowiedź, no bo to Kantor. Bo to jest uznane. A więc wszystko, co po Kantorze, to już nie jest sztuka. Poza tym to sztuka współczesna dotyczy nas, dotyka naszego życia, a uczestnicy warsztatów dotyczących sztuki współczesnej, chociaż często na początku krytyczni i bardzo nieufni, wynoszą z takich zajęć o wiele więcej niż z zajęć poświęconych sztuce dawnej. Wychodzą naprawdę poruszeni. Dlatego warto.

JOANNA WARSZA I MICHAŁ GORCZYCA, BŻUCH MÓZEUM
JOANNA WARSZA I MICHAŁ GORCZYCA, BŻUCH MÓZEUM
JOANNA WARSZA I MICHAŁ GORCZYCA, BŻUCH MÓZEUM
JOANNA WARSZA I MICHAŁ GORCZYCA, BŻUCH MÓZEUM

WS: Zostałaś także zaproszona do Zespołu Badania Stanu Edukacji Muzealnej w Polsce.

JG: Tak jak wspominałam, jesteśmy jednym z koordynatorów regionalnych opracowania Raportu o Stanie Edukacji Muzealnej w Polsce. Pomysł narodził się przez Forum Edukatorów i jeszcze raz wspomnę tu Marcina Szeląga z Muzeum Narodowego w Poznaniu, który jest głównym pomysłodawcą i koordynatorem tego projektu. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego dość duży nacisk kładzie na edukację i dla naszej pracy jest to zauważalne, w pozytywnym sensie.

WS: I jak minister tak twierdzi, to muzea też tak twierdzą! Z pieniędzmi też jest lepiej?

JG: Tu się akurat wiele nie zmieniło. Ale dzięki temu, że ministerstwo interesuje się edukacją pod jego patronatem powstaje raport o stanie edukacji muzealnej w Polsce, o którym mówiłam.

Kraków, lato-jesień 2009

***

Edukacja a nowoczesne Muzeum
26-29 października 2009 roku, Muzeum Narodowe w Krakowie

Konferencja i warsztaty adresowane są do osób zajmujących się edukacją w takich placówkach jak Muzea Narodowe, Galerie Narodowe, Centra Sztuki Współczesnej, BWA (bądź innych chętnych pracowników wymienionych placówek).
Dlaczego takie instytucje? Ponieważ łączy je fakt posiadania kolekcji opartej na sztukach wizualnych, a co za tym idzie, działania i projekty edukacyjne często odwołują się właśnie do nich. Charakterystyczna jest również specyfika pracy w takich placówkach. Narodowe muzea i galerie to w większości wielkie instytucje posiadające wystawy stałe i czasowe, a działy - przez większość postrzegane jako komórki usługowe względem instytucji - ścierają się często z problemami (zarówno administracyjnymi, jak i organizacyjnymi), które są obce placówkom niewielkim. Charakter podejmowanych inicjatyw edukacyjnych też jest inny niż w takich miejscach jak przykładowo Muzeum Ziemi, czy Muzeum Techniki. Dlatego zostały wybrane te instytucje, dla których wspólnym mianownikiem jest specyfika pracy i rodzaj kolekcji, przy czym silny nacisk będzie położony na kolekcje sztuki współczesnej i nowe media w sztuce - stąd zaproszone są też niewielkie instytucje posiadające w kolekcji sztukę współczesną.

Celem konferencji jest rozmowa o nowoczesnej edukacji. Przewidziany jest panel dyskusyjny z udziałem praktyków, teoretyków, artystów i wspólna rozmowa na temat pracy - edukacji - jako czynnika kształtującego wizję nowoczesnego, otwartego muzeum (placówki kulturalnej), warsztaty twórcze w oparciu o kolekcję sztuki współczesnej, warsztat szkoleniowy poświęcony promocji projektów edukacyjnych, dobre praktyki i prezentację projektów wybranych Działów Edukacji placówek kultury w Polsce.

Harmonogram konferencji:

26.10.2009
10.00 - Panel dyskusyjny na temat edukacji i jej funkcjonowania w placówkach takich jak Muzea Narodowe, Narodowe Galerie Sztuki, Centra Sztuki Współczesnej. Edukacja jako czynnik kształtujący wizję nowoczesnego muzeum.
Paneliści: Janusz Byszewski, dr Marcin Szeląg, dr Jolanta Skutnik, Jadwiga Sawicka. Moderatorka: Jolanta Gumula


15.00 - 18.00 - dobre praktyki, część I:
• Laboratorium Edukacji Twórczej CSW Zamek Ujazdowski
• Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Dział Edukacji
• Muzeum Sztuki w Łodzi, Dział Edukacji

27.10.2009
15.00 - 18.00 - dobre praktyki, część II:
• WRO Art Center
• CSW Łaźnia Gdańsk
• Muzeum Pałac w Wilanowie, Dział Edukacji

28.10.2009
warsztaty

29.10.2009
15.00 - uczestnicy prezentują swoje dokonania (forma prezentacji, nie dłużej niż 5 minut na instytucję)

Konferencji towarzyszyły warsztaty:

26.10.2009
Warsztat twórczy prowadzony przez artystkę Jadwigę Sawicką

27.10.2009
Translatorium I - warsztaty twórcze opierające się na kolekcji sztuki współczesnej; metody. Część I. prowadzenie: Janusz Byszewski i Maria Parczewska - LET CSW Zamek Ujazdowski

28.10.2009
Translatorium II - warsztaty twórcze opierające się na kolekcji sztuki współczesnej; metody. Część II. prowadzenie: Janusz Byszewski i Maria Parczewska - LET CSW Zamek Ujazdowski
Warsztaty twórcze prowadzone przez Dział Edukacji Muzeum Sztuki w Łodzi MS2

29.10.2009
10.00 - warsztat szkoleniowy z marketingu: Jak wypromować projekt edukacyjny.


W TYM TEMACIE CZYTAJ TAKŻE:
Ewa Małgorzata Tatar
, „Co artysta miał na myśli?", czyli o sztuce i edukacji
Dorota Jarecka, Biblioteka i reading room. Nowe muzea: edukacja czy zabawa?
Ewa Małgorzata Tatar, Dominik Kuryłek, Kuba Szreder, Pomiędzy krytyką instytucjonalną a krytycznością instytucji. O projekcie "Przewodnik" w Muzeum Narodowym w Krakowie
Janusz Byszewski, Grzegorz Borkowski, Adam Mazur, Muzeum nie tylko dla kuratorów: Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie z punktu widzenia edukatora
Kongres Kultury Polskiej, różni autorzy
Paulina Olszewska, T jak Tarnów, czyli lekcja ze sztuki współczesnej
Katarzyna Hołda, Edukacyjna aktywność wokół "Białej". Z Anną Nawrot i Janem Gryką rozmawia Katarzyna Hołda