„Kiedyś malarze malowali z przeszłości, dziś musimy przewid. przyszłość”*

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Schyłkowość malarstwa jest zagadnieniem pojawiającym się na ustach krytyków sztuki od momentu, kiedy to Marcel Duchamp wywrócił świat wartości artystycznych do góry nogami. Malarstwo w obliczu konceptualizmu, w konfrontacji z nowymi mediami czy działaniami artystycznymi jawi się jako drobnomieszczański przeżytek. Mowa nie tylko o malarstwie przedstawieniowym, ale również o abstrakcji, która zresztą też kojarzy się z czymś, co wiesza się nad łóżkiem w dobrze zrobionej sypialni. To wyświechtane, nudne stwierdzenie odzwierciedla sytuację, w jakiej znajdują się artyści transponujący idee na powierzchnie płaskie - muszą być zawsze gotowi na niezrozumienie albo mieć tak sprawny warsztat teoretyczny, aby móc się obronić przed jakąkolwiek próbą demistyfikacji ich prób przekazu za pomocą znaku malarskiego. Malarstwo zatem, zgodnie z mainstreamowym przekonaniem, zbliża się ku swojemu końcowi. Nie wystarczy mu sam obraz, gdyż jest on środkiem niedoskonałym; potrzebne są słowa, niezbędne wyjaśnienia, konieczne wytłumaczenia i rozgrzeszenie od bycia li tylko kawałkiem czegoś „pomalowanego". Schyłkowość to dzisiaj rzadko doświadczalna w sztuce jakość. Rozważania o początkach końca nie mają właściwie sensu. Sztuka roztapia się w życiu, a życie w sztuce. To zjawisko widoczne też we wnętrzu samego malarstwa, bo jednak nadal istnieją artyści nie zaprzeczający jego możliwościom „transferu danych" w umysły zainfekowane multiplikacją obrazu w sferze pozaartystycznej.

Jetzt kommen 3000 tolle Jahre (2), 175x200cm, 2008, olej, spray złoty/neon, taśma, silikon, satyna, fragmenty płotna na płótnie
Jetzt kommen 3000 tolle Jahre (2), 175x200cm, 2008, olej, spray złoty/neon, taśma, silikon, satyna, fragmenty płótna na płótnie

Olga Lewicka należy do tej właśnie grupy twórców i - na przekór wszystkiemu - maluje. I wcale nie uważa, aby malarstwo nie było już zdolne funkcjonować w sposób pełny. Wręcz przeciwnie. Tytuł jej wystawy to Teraz nadchodzi 3000 lat... (nie wiem jeszcze jakich..., ale myślę nad tym) - czyżby Lewicka bawiła się w profetkę, igrając na wszelkie możliwe sposoby z obrazem i starając się odsłaniać jego możliwości? Nie jestem pewna. Chyba podobnie jak twórczyni wystawy, która odnosi się do malarstwa z dozą arogancji. Chyba czasem sama łapie się na tym, że obraz już nie wystarcza, że ładunek treściowy, jaki może on ze sobą nieść jest zbyt wielki, aby mógł zostać wyłuskany przez konkretnego artystę, w konkretnych formach. Nagromadzone historycznie konteksty zaciemniają jasność przekazów, a po to, aby stał się on ponownie przejrzysty, potrzebne jest wytłumaczenie. Dosłowna, ale nie zawsze, eksplikatywna formuła wykraczająca poza prostokątne ramy. Z tych przesłanek wynika fakt, iż Olga Lewicka odnosi się w przypadku jednej z prac (tej utworzonej z połączonych ze sobą poprzepalanych flag, które wyglądem przypominają zwiędłe kwiaty) do słów Michela Foucault, które stają się jasnym przekazem jej artystycznego credo, a zarazem odnoszą się do historycznych figur, których wizerunki Lewicka wykorzystała w swojej malarsko-rzeźbiarskiej instalacji: I've been trying to do this with personal, emotional and real devotion that would help to raise the questions within a given situation referring to concrete and precisely defined concept.

Malarstwo, jakie tworzy Lewicka, chce być bowiem czymś więcej, niż tylko malarstwem - tym starym, dobrze zakonserwowanym, aczkolwiek już nieco zatęchłym medium. Jest przejściem między tym, co można wyrazić, a tym, co niewyrażalne. Zmusza do hermeneutycznej analizy, wniknięcia w konteksty i wpływy kulturowe, historyczne, społeczne. Jest nośnikiem znaczącej treści, stanowi przekład pewnej idei na materialne tworzywo, na obraz. Jednocześnie jednak stanowi właściwie coś bardzo trudnego do zanalizowania i pełnego zrozumienia ze względu na swoją schizofreniczną niemal hermetyczność; z góry wiadomo, że odczytanie twórczości Lewickiej potoczy się tym samym torem, jakim kierowała się myśl artystki. Ale być może inną drogą dojdzie się do podobnych wniosków. Jak skonstatował ów problem Stanisław Jerzy Lec: „Czy sztuka ma być zrozumiała? Tak, ale tylko dla adresatów".

Tableau Vivant 9.01.2009 fot. A.Rerak, sound rec. M.J.
Tableau Vivant 9.01.2009 fot. A.Rerak, sound rec. M.J.

Mimo, że artystka została w 2005 roku laureatką Grand Prix 7. Konkursu im. Eugeniusza Gepperta, podczas którego miotano ognie w sporze o to, czy malarstwo w ogóle ma jeszcze jakikolwiek sens, to jednak podchodzi ona do tego medium z dystansem a nawet z pewną dozą niepewności. Świadczą o tym chociażby jej prace prezentowane podczas wystawy w Zachęcie w 2007 roku - pokryte szczelnie białą farbą płótna z uformowanymi z grubych impastów literami składającymi się w słowa i zdania. Obraz został zastąpiony przez znaki słowne, przez tekst mający być nośnikiem przekazu, który przecież też jest niedoskonały. Prace Lewickiej należy rozpatrywać jako dzieła konceptualne - z założenia mają być jedynie sygnałem, komunikatem, który prowokuje do dalszych skojarzeń i powiązań.

Kiczowatość prac Lewickiej nie jest być może zamierzona, chociaż z pewnością artystka świadomie kreuje płaszczyzny swoich obrazów tak, aby widoczna w nich była dążność do przesady formalnej, a co za tym idzie, osiągnięcie dystansu twórcy do jego dzieła. Abstrakcje nie posiadają tytułów (obok utartych przekonań to kolejne natręctwo współczesności...), dzięki czemu odbiorca sam może na podstawie ich tkanki wizualnej, która równa się tu banalnym, niemalże jarmarcznie kolorowym, pulsującym i dynamicznym geometriom, konstruować własne analogie i sensy. Lewicka mimo to nie pozostawia swoich obrazów na pastwę wolnomyślicielskich aluzji zadufanych w sobie krytyków i znawców. Obok płaskich, tradycyjnie „nudnych" obrazów umieszcza przestrzenne instalacje w prostokątnych ramach, dołącza do wystawy tekst testamentu Tadeusza Kościuszki skierowany do Jeffersona, a sama również bierze udział w tym, z pietyzmem skonstruowanym łańcuchu wzajemnych relacji znaczeniowych. Artystka, ubrana w fantazyjnie zbudowaną (zrekonstruowaną) czapkę przywódcy powstania, odczytuje podczas wernisażu napisane przez Kościuszkę słowa, wcielając się tym samym w niego samego. Jest to jakby odpowiedź na historyczne wymogi malarstwa, aby posługiwać się w nim tematami historycznymi, służącymi za alegorię aktualnych zagadnień. Autentyzm pomieszany został ze świadomie wziętą w nawias relacją z przeszłością, z patetycznością historii i jej demonów. Obok tej referencji wśród „eksponatów" pojawiają się Dzieła Marksa i Engelsa, a na nich ustawiona figurka Stanisława Augusta Poniatowskiego. Kolejny już raz, Lewicka wykorzystuje kulturowe archetypy: podobnie jak na wystawie z 2007, mamy do czynienia z postacią Samsona, którego imieniem zatytułowana jest jedna z instalacji, złożona z plastikowych rurek oraz innego rodzaju odpadów i śmieci cywilizacyjnych takich, jak monety, błyskotki, kauczukowe piłki, guziki, sznurki, czyli wszystkiego, co za 3000 lat znajdą po nas archeolodzy gdzieś pod warstwą ziemi. Materialność tej instalacji ma wskazywać na kondycję współczesnego artysty; to alegoria twórczego wysiłku, ale także „spalania się" na rzecz sztuki.

Aspekt ideologicznych tych prac funkcjonuje na równi z ich stroną estetyczną: instalacje z kolorowych, zniekształconych flag są po prostu ładne, a użycie materiałów o statucie śmieci, odrzuconych, niepotrzebnych przedmiotów determinuje kolejne skojarzenia, przy czym jest wizualnie afektywne. Można zadać sobie pytanie, czy zamierzona „ciężkość" znaczeniowa prac Lewickiej, połączona ze swoistą formą ich estetycznego ukształtowania - patrz: krzykliwe barwy, ostre formy geometryczne - nie stanowią razem mieszanki zbyt wysublimowanej i egzotycznej, niezdatnej do spożycia, a co dopiero, do przetrawienia.

Jetzt kommen 3000 tolle Jahre (1), 180x190cm, 2008, olej, spray złoty/neon, taśma, silikon, satyna, moneta, zwęglona bawełna, sa
Jetzt kommen 3000 tolle Jahre (1), 180x190cm, 2008, olej, spray złoty/neon, taśma, silikon, satyna, moneta, zwęglona bawełna, sadza, drewno, fragmenty płotna na płótnie.

Relacje słowa i obrazu, homerycki koncept ut pictura poesis były dyskutowane wielokrotnie i wygląda na to, iż w sferze sztuki pozostaną dyskusyjne do momentu, w którym dojdzie do - trudnego do wyobrażenia - zespolenia słowa z obrazem, procesu tyleż dziwacznego, co niemożliwego. Poprzez słowo artystka pragnie przekraczać jednakże ograniczenia malarstwa. Dlatego właśnie łączy tradycyjnie namalowane kompozycje abstrakcyjne z tymi, w których powierzchnia płótna jest zakryta kolorowymi śmieciami prezentującymi się - co należy podkreślić - nader efektownie. W kontekście estetyki Lewickiej zauważalna jest chęć tworzenia prac zdatnych do odbioru jedynie na pierwszym, najbardziej płaskim poziomie; prac, które jednocześnie byłyby oparte o pewne głębsze konteksty niosące ważne treści. Korzystając z wolnej instancji percepcyjnej, każdy może odczytać jej twórczość na własny sposób, chociaż nie sposób zaprzeczyć, że malarka narzuca nam konkretny punkt widzenia. Nie sposób zaprzeczyć, że jej nieco frywolne podejście do samego odbiorcy, którego pozostawia się na pastwę tak różnych zestawionych ze sobą prac, jest zabiegiem zamierzonym. Każda z realizacji funkcjonuje zależnie od drugiej, jako znacząca całość. Oderwanie jednej z kontekstu pozostałych zapewne pozbawiłoby każdą z osobna jakiejkolwiek treści. Znak, słowo, abstrakcja przenikają się, aby jako pełna struktura przemawiać głosem Lewickiej.

Prace pokazane w Galerii Entropia nawiązują do jednej z dramatycznych/przełomowych epok w historii Polski, z którą skojarzone są postaci najbardziej znanego przywódcy powstańczego, a także ostatniego króla polskiego. Ponadto pojawia się odniesienie do marksizmu stanowiącego kolejny etap w historii Polski rozdartej między małością wobec zachodu a poczuciem wyższości względem świata wschodniego. Lewicka rozprawia się z mitami i legendami posługując się postacią Samsona - symbolu siły i mocy. Tymczasem pozostaje problem malarstwa. Omawiana przeze mnie wystawa jest przyczynkiem do zadania sobie kolejnych pytań o jego status we współczesnej sztuce.

Umberto Eco stwierdził, że mówiąc o tym, co nowego wnosi wystawa ukazująca malarskie doświadczenia pewnej generacji, warto przyjąć punkt widzenia nieprzygotowanego odbiorcy: w jego reakcjach wynikających z niewiedzy trzeba szukać wskazówek na temat natury i funkcji współczesnego malarstwa, a jednocześnie dostrzec obiecujące możliwości, które wynikają z klęski, jaką na pierwszy rzut oka odbiorca ten ponosi w konfrontacji ze sztuką 1. Wydaje się, że obecnie malarstwo stało się tylko pewną formułą słowną. Nazwa niekoniecznie odpowiada temu, co się pod nią kryje. Środowisko artystów upierających się wciąż przy koncepcie malarstwa jako zamalowanej płaszczyzny będzie oczywiście oponować, ale faktem stało się już, że malarstwo to taka masoneria świata sztuki. Etymologia pojęcia masonerii wiąże się z masonami, a więc murarzami, wolnymi mularzami, dopiero potem zaczęło ono funkcjonować jako określenie organizacji racjonalistycznych, wolnomyślicielskich dżentelmenów. Podobnie jest dzisiaj z malarstwem, którego twórcy mają tyle samo wspólnego z malarstwem sensu stricte, co wymuskani wolnomularze z murarzami. Nie ma więc po co mówić o schyłkowości. Wystarczy zaniechać sztywnych kategoryzacji, potrzebnych jedynie w świecie poukładanych i zrozumiałych znaczeń i wartości, w rzeczywistości, jakiej nie doświadczymy na orbicie ponowoczesnych zmagań z wieloznacznością, plagiatem, symulakrum.

*Słowa użyte w jednej z prac przez Pawła Susida.

Olga Lewicka, Teraz nadchodzi 3000 lat...(nie wiem jeszcze jakich..., ale myślę nad tym), Galeria Entropia, Wrocław 9-30.01.2009.

Lewicka_Untitled_Yet zobaczone i przetworzone przez M.J.
Lewicka_Untitled_Yet zobaczone i przetworzone przez M.J.
  1. 1. U. Eco, Postępowa funkcja nowoczesnego malarstwa [w:] Tegoż, Sztuka, przeł. P. Salwa, M. Salwa, Kraków 2008, s. 226.