Mimo że nie szokuje już i nie razi fakt zaangażowania politycznego sztuki, a dość powszechnym postulatem stało się uznanie jej za dyskurs równie adekwatny do komentowania rzeczywistości jak sama polityka, nowe prace Roberta Morrisa zaprezentowane na wystawie Morning Star Evening Star w londyńskiej Monika Spruth Philomene Magers Gallery wprawiają widza w konsternację. Nie chodzi jednak o to, że amerykański artysta podejmuje temat tak aktualny i kontrowersyjny w USA jak terroryzm. Problematyczny wydaje się tutaj sam sposób jego ujęcia.
Owa problematyczność ujawnia się w trakcie lektury dzieła stopniowo i na różnych poziomach poczynając od formy. Gdy współczesne pomniki coraz częściej nawiązują formą do dzieł minimalizmu, Morris, czołowy przecież twórca minimalizmu, w swych monumentach terroryzmu nieoczekiwanie sięga do tradycji klasycznego, kościelnego epitafium. Sakralno-podniosły charakter prac dodatkowo podkreśla sposób ich aranżacji. Zgrupowano je bowiem w dwóch niewielkich pomieszczeniach typu white cube, co zamienia je - i ich oddziaływanie na widza - niejako w kaplice, wymuszając na odbiorcy postawę kontemplacyjną.
Same prace to cztery znacznej wielkości epitafia, zestawione parami na zasadzie pendants. Pierwszą parę Morning Terror - Normal Terror stanowią grobowce ofiar terroryzmu, skomponowane każdorazowo z tablicy epitafijnej i reliefu ukazującego oderwane członki ciała w kotle fragmentów machin wojennych. Na tle reliefu znajdują się, w pierwszym przypadku - dziecięce lniane koszulki, w drugim - żołnierska kurtka. Puste krzesła flankujące Morning Terror wskazują na nieobecność figur dziecka i żołnierza, przeistaczając się tym samym w materializację straty. Tematyka drugiej pary Evening Terror - Standard Terror ogniskuje się wokół wskazania winnego. Ich centralną część zajmuje flaga Stanów Zjednoczonych, zestawiona ponownie z reliefem ze szczątkami ludzi i maszyn, ale także z symbolem amerykańskich sił lotniczych, pochyloną ławką i wiadrami, konotującymi nielegalne metody tortur stosowane przez CIA1, oraz, co najbardziej wymowne, z nazistowskim orłem. Duże wrażenie robi mistrzostwo Morrisa ujawniające się w wirtuozerskim opanowaniu materiałów tak różnych jak filc, blacha, drewno i enkaustyka.
Epitafia Morrisa niewątpliwie zwracają uwagę ostrością wypowiedzi i otwartością stanowiska, a dokładniej opozycyjnością wobec polityki trzymających się u władzy Republikanów (warto dodać, że prace te zaczęły powstawać w roku 1981, czyli roku objęcia rządów przez Reagana). Ich potencjał krytyczny wydaje się jednak pozorny. W przeciwieństwie do, chociażby, prac Jenny Holzer, te nie wydają się demaskować i dekonstruować, a po prostu oskarżać. Efektowne zestawienie flagi Ameryki i nazistowskiego orła zakrawa wręcz na populizm, wyraźnie przypominając jego retorykę, lubującą się w chwytliwych i szokujących paralelach, obliczoną na indoktrynację masy przez przedstawienie jej jednostronnej, czarno-białej wizji świata, w której zawsze znajdzie się "ten zły" i "ten dobry". Podobnie jest u Morrisa, z jedyną drobną modyfikacją, polegającą na tym, że państwo powszechnie (w oficjalnych mediach zachodnich) uznawane za "dobre" - państwo, który ogłosiło wojnę z terroryzmem, staje się tutaj "złym" - państwem, którego własne działania należy określać jako terrorystyczne.
Z populizmem kojarzy się także druga część wystawy poświęcona ofiarom terroryzmu. Jeszcze piętnaście lat temu, w wywiadzie z Mitchellem, Morris przywołał słynną sentencję Stalina "Śmierć jednostki to tragedia, śmierć miliona to statystyka", wyraźnie podkreślając, że tym, co go interesuje, jest wyłącznie historia jednostek; bowiem historia ogólna, jak deklarował, jest zawsze formą czyjejś propagandy2. W Morning Terror i Normal Terror Morris zdecydowanie sprzeciwia się swojej wcześniejszej wypowiedzi. Odchodzi od skupienia na jednostce, przenosząc się na przeciwległy biegun. Tym co napotykamy jest dość zbanalizowany hołd poległym w wojnie z terroryzmem, z rodzaju tych odwołujących się do najprostszych uczuć, wymuszających w odbiorcy momentalną, wykalkulowaną reakcję : "jak straszny jest ten świat!", by po chwili, przy pierwszym mijanym oknie wystawowym, ów odbiorca, znieczulony nieustannym widokiem telewizyjnych tragedii, o swym sztucznie wywołanym wzruszeniu równie szybko zapomniał.
Zestaw czterech epitafiów Morrisa ukazuje idealnie zrównoważony obraz świata, w którym zawsze w czystej postaci występują: oprawca (reprezentowany przez flagę), niewinna ofiara (reprezentowana przez białe, czyste, dziecięce koszulki) i męczennik za sprawę (reprezentowany przez sfatygowaną, żołnierską kurtkę). Jest to prosta i klarowna konstrukcja wywołująca wyuczoną reakcję. Podobnie bezpieczny schemat odnajdujemy również w różnego rodzaju oficjalnych pomnikach, które, jak już wielokrotnie zwracano uwagę, służą nie pamięci, a zapominaniu. Prace Morrisa dzielą z nimi niestety także nieznośny patos, a w konsekwencji wywołują - mogą wywoływać - u widza wzburzenia, złość.
I może właśnie to wzburzenie jest kluczem do odczytania wystawy Morning Star Evening Star, punktem zwrotnym lektury, skłaniającym do ponownego zapytania o krytyczny potencjał tego projektu? Mijane wielokrotnie w przestrzeni publicznej pomniki i najeżone ideologią wypowiedzi polityków często nie robią już wrażenia, nie wzburzają, gdyż tak przywykliśmy do ich retoryki. Wyrwanie tej retoryki z naturalnego dla niej otoczenia i unaocznienie jej oddziaływania poza kontekstem, w przestrzeni galerii, "bezczasowym" i "neutralnym" white cube, sprawia, że jawi się ona jako wyolbrzymiona, uzmysławiając tym samym metody działania propagandy.
Zasada działania epitafiów Morrisa opiera się właśnie na ich powtórzeniu. "Powtórzenie [w nauczaniu Lacana] służy do maskowania Realnego rozumianego jako traumatyczne. Zarazem jednak ta właśnie potrzeba powtarzania nakierowana jest swym ostrzem na Realne i w punkcie dotknięcia Realne przerywa ekran powtórzenia. Jest to nie tyle przerwa w świecie, ile w podmiocie - między percepcją a świadomością podmiotu dotkniętego przez obraz"3. Powtarzając dosłownie figury dyskursu ideologicznego, Morris odsłania nachalność retoryki amerykańskiej polityki i mediów. Ostrze wymierzone jest więc wciąż w Stany Zjednoczone, silniej jednak w kiczowatą martyrologię wojny z terroryzmem. Gdzieś pomiędzy początkowym wizualnym szokiem towarzyszącym spotkaniu z owymi epitafiami, a następującą później refleksją, widz uświadamia sobie, że prezentowana mu natrętna indoktrynacja jest w rzeczy samej parodią i dekonstrukcją indoktrynacji.
Robert Morris, Morning Star Evening Star, Monika Spruth Philemene Magers, London, 26.07-24.09.2008.