Miastu i światu. Wokół pierwszej wystawy Grupy Krakowskiej

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Nic dwa razy się nie zdarza.
Historia powtórzeń: druga grupa, drugi teatr (choć do potęgi) - tradycja w nowoczesności, szacunek dla wczorajszych burzycieli, szukanie korzeni w wywrotowości.Czy może być coś bardziej krakowskiego w Grupie?

Marek Piasecki, "Drugi kot morski", 1957, 17,8 x 22cm, heliografia/papier fotograficzny kolekcja prywatna, Kraków
Marek Piasecki, "Drugi kot morski", 1957, 17,8 x 22cm, heliografia/papier fotograficzny kolekcja prywatna, Kraków

Pod koniec zeszłego roku w Galerii Starmach mogliśmy po raz drugi zobaczyć pierwszą wystawę drugiej Grupy. Była to jednak druga tego typu jubileuszowa rekonstrukcja; pierwsza to w 1998 odtworzenie w tej samej galerii przełomowej pierwszej Wystawy Sztuki Nowoczesnej z 1948 (pierwotnie wystawa miała miejsce w Pałacu Sztuki w Krakowie).
Ekspozycja z 1998, przygotowana z archiwistyczną precyzją przez Józefa Chrobaka i Marka Świcę, ze znakomitą dokumentacją zachowaną w obszernym katalogu (lektura obowiązkowa) miała charakter historycznego, niemal dokładnego odtworzenia tamtego, przełomowego dla dziejów polskiej sztuki nowoczesnej, wydarzenia.

Ostatnia wystawa w Galerii Starmach nie była w ścisłym znaczeniu rekonstrukcją - pokazano prace artystów, którzy wzięli udział w ekspozycji sprzed 50 lat, powstałe w latach 1957-1958. Nie dokładnie te same, ale zbliżone w charakterze, do tych które wymienia starannie przedrukowany i dołączony do katalogu współczesnej wystawy katalog z 1958 roku. Prace Tadeusza Brzozowskiego, Marii Jaremy, Tadeusza Kantora, Andrzeja Kowalskiego, Janiny Kraupe-Świderskiej, Adama Marczyńskiego, Jadwigi Maziarskiej, Kazimierza Mikulskiego, Daniela Mroza, Jerzego Nowosielskiego, Andrzeja Pawłowskiego, Marka Piaseckiego, Karola Pustelnika, Erny Rosenstein, Teresy Rudowicz, Jerzego Skarżyńskiego, Jonasza Sterna, Jerzego Tchórzewskiego i Mariana Warzechy znalazły się tym razem w nowoczesnym (choć również dotkniętym paluchem historii), dość przestronnym wnętrzu galerii. Dla takich warunków wystawienniczych członkowie Grupy Krakowskiej zapewne chętnie zrezygnowaliby niegdyś ze swego posępnego Lascaux w Krzysztoforach. W 1958 nad opróżnioną naprędce z węgla starożytną piwnicą znajdowała się zamrażalnia ryb, która - co wspomina dziś w przedmowie do katalogu Janina Kraupe-Świderska - często zalewała cały lokal. W końcu - nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody.

Maria Jarema, "Penetracja 6", 1958, tempera, monotypia/papier, 106 x 85,5cm Galeria Marek, Warszawa
Maria Jarema, "Penetracja 6", 1958, tempera, monotypia/papier, 106 x 85,5cm Galeria Marek, Warszawa

W Galerii Starmach wzięliśmy udział w miłych urodzinach. Nie było solennych obchodów, recytacji ani wywoływania duchów. Organizatorzy zadbali o odtworzenie przebiegu pierwszego wernisażu, stylizowany katalog z wycinkami prasowymi sprzed pół wieku, faksymile broszury towarzyszącej tamtej wystawie - wszystko to służyło oddaniu nastroju późnych lat 50. Poczuliśmy nieco tamtej, odwilżowej swobody przy dźwiękach jazzu, nieco z radosnego poruszenia w artystycznym światku ówczesnego Krakowa.

Wśród licznie zebranych gości zauważyliśmy osoby przybyłe z Warszawy i innych miast Polski specjalnie na tę okazję. Widzieliśmy m.in. konsula francuskiego z małżonką, spore grono redaktorów naczelnych z żonami i mężami, kilku laureatów miasta Krakowa płci obojga i wielu innych, których nie możemy wymienić z braku miejsca.Toalety pań były na wysokim poziomie, że wspomnimy tylko kilka udanych worków, różowy płaszcz, czarne i kolorowe suknie obecnie b. modne. Oprócz tego zobaczyliśmy ciekawe prace malarzy Grupy Krakowskiej.
Dowcipnie podsumował wydarzenia sprzed 50 lat reporter „Echa Krakowa".

„Życie Literackie" z 6 lipca 1958 odnotowało opis ceremonii otwarcia wystawy: Miało ono formę małej uroczystości trochę tradycjonalnej, a trochę cygańskiej, tak jak tego miejsce i sytuacja wymagała. Gdy Bolesław Drobner (dzięki któremu odnowienie Krzysztoforów dojść mogło do skutku) zstąpił do podziemi - światła pogasły, w jednym zaś z portalów oświetlonych reflektorem ukazał się sławny w Krakowie ogniomistrz Śmietana, trębacz z wieży Mariackiej i odegrał hejnał. Potem dopiero włączono elektryczność, publiczność zdmuchnęła świeczki zapalone na czas trwania uroczystych ciemności, odnowiciele piwnic wygłosili stosowne mowy do mikrofonu, wniesiono kosze wina i rozpoczął się wernisaż podziemny, jakiego dotąd jeszcze w Krakowie nie było.

Na wspominkowym wernisażu był zatem i trębacz z wieży Mariackiej (podobno bardzo trudno to zorganizować), i hejnał, i świece, i stosowne mowy do mikrofonu, i wino, i nawet koncert jazzowego bandu. Byli obecni członkowie II Grupy Krakowskiej, a spośród uczestników tamtej wystawy - Janina Kraupe-Świderska. Był towarzyski i frekwencyjny sukces. Oddaliśmy zasłużone hołdy uznanym artystom-członkom krakowskiej formacji, klasykom polskiej sztuki nowoczesnej. Skorzystaliśmy z przyjemności zobaczenia dobrych obrazów.

Marek Piasecki, heliografia, [1958] papier fotograficzny, 29,8 x 39,7cm kolekcja prywatna, Kraków
Marek Piasecki, heliografia, [1958] papier fotograficzny, 29,8 x 39,7cm kolekcja prywatna, Kraków

Taszyści, surrealiści, abstrakcjoniści. Kantor, Mikulski, Tchórzewski, Brzozowski
- wymienia charakterystyczny - energiczny i jakby nieco zabarwiony ironią głos lektora Polskiej Kroniki Filmowej z 1958 roku, odnalezionej i wyświetlonej na współczesnym wernisażu. Wśród kończonego pospiesznie remontu na filmie gorączkowo krząta się młody Tadeusz Kantor, wysmukły, przezroczysty jakby, i Jonasz Stern w płaszczu i bercie. Oglądają obrazy, decydują o ich rozmieszczeniu. I to ma być sztuka? Przypadkowe machnięcia pędzlem? Zniekształcone przedmioty? Jakieś plamy, kreski i kropeczki? Któż to może zrozumieć? A jednak ... nowoczesne malarstwo ma coraz więcej wielbicieli - kontynuuje lektor - jego wypowiedź jest formułowana zapewne z punktu widzenia tzw. „przeciętnego odbiorcy" z tamtych czasów.

Ton innych popularyzatorskich tekstów o sztuce przedrukowanych w katalogu również świetnie wprowadza w atmosferę epoki. O sztuce w latach 50. mówiło i pisało się żywo, ładną polszczyzną, w założeniach dowcipnie, czasem uszczypliwie, precyzyjnie punktując cechy formy, z pewnym jednak łagodnym pobłażaniem. Było uroczyście i oficjalnie, ale nie zabrakło często ukradkowego mrugnięcia okiem do odbiorcy - proszę nie brać tego wszystkiego zbyt poważnie. Ten „stańczykowy", błazeński nawias miał stać się przestrzenią egzystencji wolnej wypowiedzi artystycznej całej polskiej sztuki powojennej.

A jednak, czytając te wypowiedzi, współczesny recenzent, postawiony w sytuacji dziwnego czasowego zaplątania, opisania wystawy będącej nostalgiczną projekcją przeszłości, musi stwierdzić, że wiele z nich nie straciło swej aktualności. I on staje w sytuacji powtórzenia. Kuratorzy wystawy w Galerii Starmach roztropnie powstrzymali się od analitycznych wypowiedzi pozostawiając miejsce na świadectwo dokumentów i wspomnienia Janiny Kraupe-Świderskiej. Wystawione prace potwierdziły tak, jak przed 50 laty, różnorodność i indywidualny charakter poszukiwań członków II Grupy Krakowskiej. Nie było wspólnego mianownika, zaskoczenia, rewolucyjnych rozwiązań, nowych prądów. Trochę modnego informelu, surrealizm. Recenzenci utyskiwali na oficjalny nieco charakter awangardowych poszukiwań. Piotr Skrzynecki w „Echu Krakowa" z 5-6 lipca 1958 punktuje zachowawczość i serdeczne stosunki z władzami: wydaje się, jak gdyby walka o nowe wartości została zakończona. Nie ma po prostu przeciwników, ani ze strony podobnych ugrupowań, ani ze strony obojętnego społeczeństwa. Czynniki oficjalne z potępiających stały się afirmujące. Udzielają swego poparcia finansowego i duchowego. Reaktywowana nazwa Grupy Krakowskiej staje się po trosze tylko nazwą. Stopniowo przestaje kryć za sobą treść pełną walczącego, burzliwego awangardyzmu. Grupie nic niestety nie zagraża. Skupia w swoich szeregach najwybitniejsze chyba postacie polskiej nowej plastyki, które tworzą wspólny front.

Jonasz Stern, [1957], olej/płótno, 102,5 x 81cm kolekcja prywatna, Kraków
Jonasz Stern, [1957], olej/płótno, 102,5 x 81cm kolekcja prywatna, Kraków

Tu przychodzi się do dobrych znajomych
- pisze trzydziestodwuletni, przyszły profesor, Tadeusz Chrzanowski w „Tygodniku Powszechnym" z 13 lipca 1958. To, co wypełnia krzysztoforskie piwnice - to sztuka, która nareszcie zajęła należne jej miejsce. W przedsionku poczciwi surrealiści z nieodłączną klatką i parasolami, w sali abstrakcjonistów jeszcze jedna ekspozycja Kantora. Człek chodzi i zastanawia się, o czym do prawdy pisać: za mało to na skrótowe omówienie, za dużo na dokładniejsze analizy. Niezawodna Jarema z tymi wspaniałymi „tekstylnymi" kompozycjami - o! Taką właśnie kompozycję chciałoby się mieć na ścianie nad biurkiem. A tu znów Marczyński. Równie niezawodny. I ta fascynująca, stonowana gama barwna. Tadzio Brzozowski pogubił do reszty elementy przedmiotowości. Zostało nieco haczyków, ognista czerwień, ostrości i drapieżność. Stern też jest inny. Może zanadto Miro'wski i Leger'owski. Za to nasycony i bardziej zrównoważony niż rok temu. Kraupe-Świderska natomiast tylko pozornie zrównoważona.

Trudno dziś może podzielać tamte utyskiwania. Wernisażowa publiczność i krytycy nie oczekują już od wystaw ożywczej burzy artystycznych nowości, naporu nowych -izmów, modernistycznej oryginalności czy awangardowych przełomów. Nawet wernisaże, niegdyś popis pomysłowości, odbywają się w oparciu o pewną bezpieczną rutynę. Nie będziemy przecież, jak nasi rozpieszczeni szalejącą awangardą przodkowie, narzekać, że mogliśmy zobaczyć znów razem piękne, dojrzałe prace Marii Jaremy, Jerzego Tchórzewskiego, Tadeusza Brzozowskiego, nie podlegające upływowi czasu eksperymenty Marka Piaseckiego i Andrzeja Pawłowskiego czy konsekwentnie indywidualne poematy Janiny Kraupe-Świderskiej. Zgodzimy się za to, że rok 1958 jest może datą symboliczną (otwiera bowiem działalność miejsca dla polskiej sztuki nowoczesnej legendarnego), ale nie przełomową.

W 1953 roku Robert Rauschenberg wymazał gumką zakupiony przez siebie rysunek Willema de Kooninga, emblematycznego przedstawiciela wyszukanego abstrakcyjnego ekspresjonizmu. Wkrótce w sztuce pojawi się znów fascynacja przedmiotem gotowym, ikonografią codzienności, mieszaniem sztuki i przeciętności, akcji artystycznych i zwykłego życia. Wyrafinowana wystawa z 1958 niczego nie wymazuje. Jest jakby chwilowym, migawkowym zatrzymaniem, jak w formalinie, w pożółkłym werniksie, pewnego momentu w twórczości kilku, bardzo od siebie różnych artystów. Nawet nastrój epoki, tak sugestywnie przywołany przez zabiegi kuratorskie, dobrotliwy mecenat państwa, łagodne, przyjazne w sumie pohukiwania i postękiwania codziennej prasy, znamionują jakiś względny spokój tego czasu. To zupełnie inny klimat niż wspomniana I Wystawa Sztuki Nowoczesnej - pierwsza i ostatnia przed okresem represji - dramatyczna, wobec rodzącej się i dyszącej za plecami doktryny obowiązkowego wkrótce socrealizmu.

Wiemy, że wbrew obawom ówczesnych krytyków, późniejsze nowatorskie poszukiwania w sztuce nadal należały będą do członków Grupy Krakowskiej: happeningi Kantora, akcje plastyczne Jerzego Bersia, feminizm Marii Pinińskiej-Bereś, konceptualizm Adama Marczyńskiego i wielu innych. Zagrożone dziś eksmisją Krzysztofory były przecież w latach 60. i 70. scenerią niezliczonych, prawdzie przełomowych, legendarnych już wystaw, ogłaszania, rodzenia się kierunków i tendencji. W 1958 jednak czas na chwilę się zatrzymał, zawieszając przed nami w przelotnej nieruchomości pewien moment. Z perspektywy naszej kapryśnej i nieco zblazowanej ponowoczesności to chwilowe zatrzymanie czasu jest prawdziwie rozkosznym, mądrym i pouczającym doświadczeniem.

Stawiając sobie na koniec najprostsze, podstawowe pytanie każdego recenzenta, postanowiłam pomieszać znów w czasowej zawiesinie i wyciągnąć z niej podsumowanie sformułowane w 1958 przez T. Chrzanowskiego: Więc jaka jest ta wystawa? Na pewno dobra. I na pewno już taka, która wyśmienicie pasuje do omszałych murów i równie omszałych krakowian. To znaczy pokryta już lekkim nalotem patyny. Jeszcze ten i ów się burzy, ale cały „kulturalny", cały snobistyczno-kibicujący Kraków przyjdzie tu jak do swego.

Wokół pierwszej wystawy Grupy Krakowskiej 50 lat później, Galeria Starmach, Kraków, październik-grudzień 2008
Kuratorzy: Anna Bujnowska, Andrzej Starmach.

Cytaty (dość dowolnie skrócone przez autorkę) pochodzą z katalogu wystawy: Wokół pierwszej wystawy Grupy Krakowskiej w Krzysztoforach 50 lat później, red. Anna Bujnowska, Galeria Starmach, Kraków 2008.

Andrzej Pawłowski,  Fotogram, 06/56, 1956, 30 x 40cm Maciej, Marcin, Marek  Pawłowscy
Andrzej Pawłowski, Fotogram, 06/56, 1956, 30 x 40cm Maciej, Marcin, Marek Pawłowscy