Melancholia pejzażu – o wystawie fotografii Zbigniewa Dłubaka

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Melancholia, tęsknota, smutek, zniechęcenie
Są treścią mojej duszy.

(Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Zamyślenia)


Motto niniejszego tekstu wydaje się doskonale oddawać klimat fotografii wykonanych przez Zbigniewa Dłubaka w latach 1950-53. Pojęcie melancholii znane jest od dawna, głównie wiązane jest z artystami przeżywającymi rozterki twórcze czy egzystencjalne. Postać melancholika rysuje się więc niewesoło - mamy do czynienia z osobą pełną lęku, którą charakteryzują trudności w podejmowaniu decyzji. Na pozór trudno więc łączyć podobny stan z postawą jednego z najbardziej znanych polskich fotografików awangardowych. Dłubak był bowiem osobą niezwykle aktywną - tuż po wojnie współorganizował Wystawę Sztuki Nowoczesnej w Krakowie, podejmował współpracę z galeriami warszawskimi i wrocławskimi, powołał do życia Seminarium Warszawskie, które za punkt zainteresowań obrało sobie analizę procesu twórczego, przez 19 lat pełnił funkcję redaktora naczelnego „Fotografii". Mało tego, mimo że był samoukiem, wykładał na uczelniach artystycznych, a także wielokrotnie wypowiadał się na temat sztuki. Jego aktywność jest zaprzeczeniem melancholijnej pasywności. Dlatego nie dziwi fakt, iż mimo że najciekawsze prace Dłubaka należą do kanonu dwudziestowiecznej sztuki polskiej, fotograficzne pejzaże Warszawy pokazywane w warszawskiej galerii „Asymetria" 1 nie były dotąd szerzej znane. Można przypuszczać, że twórca traktował je jako swego rodzaju dziennik intymny, dowodzący rozmaitych rozterek. Zdjęcia te powstały w ciężkim dla Dłubaka czasie - stracił pracę, miał trudności materialne. Poza tym, co niezwykle istotne, mimo że był aktywny, zawsze czuł się kimś stojącym na uboczu, osobą z peryferii. Warto w tym miejscu odwołać się do jego słów: [...] byłem poza nurtem, poza tym, co się działo w galeriach, np. okres socrealizmu. To było bardzo specjalne, wówczas nie robiłem nic jeśli chodzi o sztukę. Później, po roku 1956, kiedy powstała Galeria Krzywego Koła uczestniczyłem w pierwszym etapie, bo to właściwie robiła nasza grupa (55). Później się trochę odseparowałem. Oceniłem działalność galerii jako pójście w pewnego rodzaju stylizację. [...] Wtedy troszkę stanąłem na uboczu, żeby odnaleźć to, co mnie interesuje. Chciałem nawiązać do tego, co robiłem wcześniej. [...] Ta postawa stwarzała taką sytuację, że byłem czasem zupełnie poza nurtem, choć brałem udział w wystawach. Nawet w Galerii Krzywego Koła. Ale nie trzymałem się z tym środowiskiem, a nawet miałem trudności w kontaktach z tymi ludźmi (mówiąc oględnie) 2.

dd

Fotografie warszawskich przedmieść, małych miasteczek czy pól doskonale oddają poczucie osamotnienia osoby z pogranicza, peryferii. Melancholijny stan artysty zawładnął jego sposobem widzenia rzeczywistości. Tak jakby szedł on w kierunku nicości, czego symbolem może być chociażby wyludnienie zarejestrowanych przez niego miejsc. Całkowity bezruch miasta przyjmuje na siebie bezruch, który ogarnął samego fotografa. Brak celu, stagnacja - pejzaże te mają w sobie klimat znany doskonale ze sławnej ryciny Dürera, będącej godłem melancholii. Dochodzi tu do głosu niewiara w jakąkolwiek wartość, a jednocześnie głęboka tęsknota za takąż wartością. Zdjęcia sprawiają wrażenie wyjętych z wystawy „Melancholia - geniusz i opętanie w sztuce", mającej miejsce dwa lata temu w Berlinie. Znany głównie jako artysta awangardowy, Dłubak odrzuca tutaj eksperymenty i zwraca się ku, na pierwszy rzut oka, prostemu odwzorowaniu rzeczywistości. Ten epizod w twórczości artysty jest niezwykle interesujący, ponieważ pozwala patrzeć na te fotografie z perspektywy pozostałych, znanych szerszej publiczności prac. Czy jest to zmęczenie awangardą czy też, jak już wspomniałam wcześniej, rodzaj bardzo osobistej rejestracji oglądu peryferyjnej rzeczywistości?

Na wystawie dominuje przedwojenna architektura warszawskich przedmieść, nadszarpnięta, zdradzająca historię, mająca w sobie niewypowiedzianą mądrość, jaką odczytać można z twarzy starego człowieka. Pejzaże są bezludne. Jeżeli sporadycznie na fotografiach pojawiają się postacie ludzkie, to mają mikroskopijny wymiar - przypominają mrówki, przez co są niemal niewidoczne. Tramwaje i autobusy robią wrażenie pojazdów-widm.

ddd

Wystawa została zatytułowana „Pejzaż peryferyjny", co można rozumieć w sposób dwojaki. Otóż, fotografowane budynki znajdują się na obrzeżach miasta, a jednocześnie ukazują peryferie samego budynku. Dłubak wybierał bowiem bardziej zaniedbane tylne ściany kamienic, niedostępne dla oczu przeciętnego przechodnia, nie zapuszczającego się w te zagadkowe i często niebezpieczne rejony. Fotografował obdrapane, "trędowate" ściany, betonowe płoty, wysypiska śmieci i gruzu. Czasami jako swój motyw wybierał opustoszałe, boczne uliczki, w których najbardziej malowniczym fragmentem był kawałek obdrapanego muru, gdzie goła cegła występuje na przemian z zachowanymi plamami tynku, a dziury są efektem upływającego czasu czy działań wojennych. Do kamienic często prowadzą ulice wybrukowane tzw. kocimi łbami - nierówne, pełne kałuż. Czujne oko Dłubaka zarejestrowało też podwórka przedwojennych kamienic, omijane przez przypadkowych przechodniów, jak też budynki gospodarcze. Wijące się w górze druty wysokiego napięcia wprowadzają dodatkowy - nieprzyjemny i złowrogi - element.

Prezentowane w galerii „Asymetria" prace nie są bezpośrednią dokumentacją polskiej rzeczywistości lat 50. Wiązane z tendencją neorealistyczną, kojarzą się nieuchronnie z surrealistyczną aurą, przede wszystkim z uwagi na niemal zupełny brak w pejzażu postaci ludzkich. Oglądając je, można odnieść wrażenie, że znaleźliśmy się w śnie-koszmarze, którego bohater krąży po wyludnionych miastach, rozpaczliwie szukając choćby jednego człowieka. Właśnie z uwagi na ten aspekt zdjęcia mają w sobie apokaliptyczny wymiar.

W ostatnich czasach pojawia się on chociażby w fotomontażach Kobasa Laksy, prezentowanych niedawno na Biennale Architektury w Wenecji, w pawilonie polskim - tam opuszczone, zaniedbane budynki Warszawy otrzymują nowe, zaskakujące funkcje, np. stają się krematoriami. U Dłubaka, człowiek, jeśli już się pojawia, niknie w oddali. Stąd jego fotografie kojarzą się z klimatem malarstwa metafizycznego, rodem z płócien Georgia de Chirico. To właśnie z jego obrazami najczęściej łączy się pojęcie melancholii - ze względu na zauważalną w nich atmosferę poczucie osamotnienia, tajemnicy, niepokoju zawieszonego w nieokreślonej przestrzeni. Ten sam klimat odnajduję w zdjęciach Dłubaka, będących dokumentem jego samotnych wędrówek, głównie po peryferiach Warszawy. Jeden z tytułów obrazów de Chirico, „Tajemnica i melancholia ulicy" dobrze mógłby posłużyć serii zdjęć wykonanych przez Dłubaka w latach 1950-53. Fotografie te mają też z pewnością wiele wspólnego z obrazami Edwarda Hoppera, który także przy użyciu realistycznych środków rejestrował przygnębiający pejzaż emanujący sennością, nierealnością, metafizyką. W ten sposób, poddając analizie prace Dłubaka, można byłoby szukać rodowodu jego fotografii w sztuce tych artystów, którzy czynili próby zaklęcia niepokoju duszy w pozornie realistycznym pejzażu miejskim.

Z drugiej strony - niektóre z prac Dłubaka zbliżają się charakterem do wybitnych malarskich przykładów abstrakcji ekspresyjnej. Zniszczony mur sam w sobie stanowi niezwykle ekspresyjną, inspirującą płaszczyznę. Zainteresowanie tą materią ma długą historię, potwierdzoną w ostatnich dziesięcioleciach. Wystarczy odwiedzić salę z fotografiami Brassaïa w paryskim Centrum Pompidou, by zobaczyć tam jego prace z lat 30. XX wieku, będące wynikiem fascynacji paryskim graffiti, a więc zdewastowanym kawałkiem miejskiego muru. W przypadku polskiego twórcy dochodzi jednak nie do rejestracji swobodnej ekspresji na ścianie lub murze, lecz rejestracji skutków erozji bądź historii. Zdjęcia Dłubaka przypominają nieco również dzieła z obszaru malarstwo materii, popularnego w Polsce zaledwie kilka lat po wykonaniu przez artystę opisywanych prac.

Niektóre fotografie prezentują tylną ścianę warszawskiej kamienicy, mniej starannie opracowaną niż fasada, stąd można by je również skojarzyć ze sławnym cyklem Eustachego Kossakowskiego zatytułowanym „Apostołowie", gdzie autor odwrócił przyjęty punkt widzenia - uczynił ze znanych rzeźb znajdujących się w kopule bazyliki świętego Piotra prace abstrakcyjne, właśnie poprzez sfotografowanie ich z tyłu, od strony nieopracowanej.

Czasami, oglądając fotografie Dłubaka, dostrzec w nich można romantyczną fascynację ruiną, będącą z jednej strony obiektem niezwykle malowniczym, a jednocześnie, na co należałoby zwrócić szczególną uwagę, swoistym memento mori. Ruina stanowi nierzadko nieodzowny składnik krajobrazu melancholijnego. W przypadku prac Dłubaka trzeba mieć koniecznie na uwadze fakt, że zostały wykonane zaledwie kilka lat po wojnie. Bardzo często fotografowane przezeń miejsca jeszcze tuż przed wojną tętniły obecnością ludności żydowskiej. Po wojnie pejzaż i przekrój ludnościowy Warszawy, a także wielu innych polskich miast i miasteczek, uległ diametralnej zmianie; to stąd mi.in. może się brać klimat melancholii i opustoszenia, zaklętego w starych murach i gruzowiskach.

Wojenne doświadczenia samego Dłubaka były zróżnicowane. Był m.in. więźniem obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Starał się do tych doświadczeń odnosić na różne sposoby, o czym świadczy m.in, obraz o znamiennym tytule „Wojna - umierające konary", pochodzący z 1956 roku. Wielu artystów nie potrafiło poradzić sobie z powojenną traumą. Może proste, dokumentalne zdjęcia Dłubaka lepiej oddają klimat tamtych czasów - poczucia wielkiej pustki, nieobecności, będącej skutkiem Zagłady. Zarejestrowane na zdjęciach mury wydają się być niemymi świadkami katastrofy dziejowej, widmami przeszłości. Melancholia samego artysty, naznaczonego wojną, miesza się z melancholią samego miasta. Jednocześnie trudno zapomnieć, iż te jawnie antyestetyczne pejzaże mają w sobie coś niezwykle pięknego, innego. Artysta odkrywa zaklęte wartości gruzowisk i odrapanych ścian.

Z drugiej strony fotografie Dłubaka stanowią ważny dokument polskiej rzeczywistości lat 50. Jest to jednak dokument bardzo nietypowy, artysta nie koncentruje się bowiem na reprezentacyjnych miejscach Warszawy - ukazuje trudno dostępne, jakby zakazane zakątki, pozbawione obecności ludzkiej. Nie odnajdziemy w tych fotografiach obrazów wielu typowych elementów PRL-owskiej codzienności lat 50., takich jak symbole umacniania nowej władzy, propagandowe plakaty itp. Artysta skoncentrował się na starannie wyselekcjonowanych elementach, bardzo typowych dla szarej warszawskiej rzeczywistości. Ten sposób rejestracji pejzażu stolicy w ostatnim czasie wydaje się podejmować Maurycy Gomulicki (album „Warszawa", 2000-2004). Artysta należący do zupełnie innego pokolenia również skoncentrował się na miejskich zaułkach omijanych na co dzień, na fragmentach chodników czy ogrodzeń, starając się dostrzec piękno w kawałkach szarej popeerelowskiej rzeczywistości. Wracając jednak do zdjęć samego Dłubaka, trzeba pamiętać, że zdjęcia wykonane „do szuflady" w latach 1950-1953, abstrahując od wszelkich ich walorów artystycznych, są przede wszystkim doskonałym dokumentem epoki.


Wystawa zatytułowana Krajobraz peryferyjny - Zbigniew Dłubak, będzie czynna w warszawskiej galerii „Asymetria" w dniach 3 grudnia 2008 - 12 stycznia 2009.

gg

  1. 1. Warto podkreślić fakt, iż nazwa galerii nawiązuje do sławnego cyklu Dłubaka „Asymetria", a jednocześnie do równie znanego stwierdzenia artysty, iż świat składa się z rzeczy różnych, niepowtarzalnych czyli asymetrycznych.
  2. 2. Sztuka nie rozwiązuje żadnych problemów, poza własnymi. Rozmowa Jerzego Wójcika ze Zbigniewem Dłubakiem, http://fototapeta.art.pl/2001/dlb.php.