Artyści głaszczą się nawzajem

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Nowe galerie powstają w Warszawie jak grzyby po deszczu. Chciałoby się powiedzieć: nareszcie - gdyby nie fakt, że jednocześnie nasuwa się niepokojące przypuszczenie, że niebawem może ich być więcej niż samych artystów. Można jednak sądzić, że nie będzie to bynajmniej przeszkadzało w ich funkcjonowaniu, bo te same prace będą mogły przecież być prezentowane w różnych miejscach. Przykładem może być - skądinąd doskonała - praca Zbigniewa Libery "Pozytywy", której jeden z elementów pokazywany jest właśnie w galerii Appendix2. Nie ma jednak sensu się z tego jednego powodu wyzłośliwiać na całą wystawę (a tym bardziej galerię), jako całość bowiem prezentuje się ona bardzo ciekawie.

Artyści polecają się nawzajem,  Galeria Appendix 2, Warszawa
Artyści polecają się nawzajem, Galeria Appendix 2, Warszawa

Zacznijmy od samej galerii. Na to miejsce warto zwrócić baczną uwagę nie tylko ze względu na osobę kuratora, Pawła Sosnowskiego, który dał się poznać na początku lat 90. jako założyciel pierwszego Appendixu. Nawiasem mówiąc, tamta galeria funkcjonowała bardzo prężnie jedynie przez dwa lata i miejmy nadzieję, że drugie podejście Sosnowskiego nie będzie miało tak rychłego końca. Zwłaszcza że miejsce jest fantastyczne. Odremontowane wnętrza po dawnym sklepie spożywczym nie mają w sobie nic z paragaleryjnego klimatu zabałaganionych pracowni artystycznych starej Pragi. W surowym modernistycznym wnętrzu miał już bardzo ciekawą wystawę Ryszard Grzyb, a obecnie trwa zbiorowa wystawa "Artyści polecają się nawzajem", na której można właśnie po raz kolejny podziwiać między innymi pracę Libery.

Artyści polecają się nawzajem,  Galeria Appendix 2, Warszawa
Artyści polecają się nawzajem, Galeria Appendix 2, Warszawa

Do samego projektu łatwo się przyczepić. Założenie jest bowiem następujące: kilku wybranych artystów proponuje kilkoro innych, którzy im wydają się interesujący, a następnie wspólnie konstruują wystawę. Proste? Wręcz banalne. Organizatorzy piszą, że taki gest jakoby "przełamuje romantyczny mit artysty tworzącego w samotności" oraz, że w tym wypadku "istotniejsza niż relacja Mistrz - Uczeń okazuje się różnie definiowana tożsamość, fascynacja, pokrewieństwo". Czy naprawdę trzeba dzisiaj o takie truizmy kruszyć kopie? Przecież wystawę opartą na zasadzie "Artyści i ich ziomale" można by zrobić właściwie w każdym czasie, w każdej epoce i nie dowodzi to absolutnie niczego.

Jeśli jednak zapomnimy o tej prostej idei i zwyczajnie zagłębimy się w prezentowane prace, wystawa okaże się rewelacyjna. Z jednej strony znajdują się na niej świetne prace klasyków - masochistyczny wideoperformens "Jestem elektryczny" Józefa Robakowskiego z 1992 roku, podczas którego artysta rażony był przez publiczność prądem, budzący rubaszne skojarzenia "Ołtarz zgody" Krzysztofa Bednarskiego oraz jeden z dyptyków Tomasza Ciecierskiego. Z drugiej są tam prace młodszego pokolenia, które do zadanego tematu podeszło bardziej serio, usiłując wejść w dialog z innymi pracami. Wojciech Gilewicz i Michał Stachyra dokonali czegoś wręcz bezprecedensowego, łącząc w całość swoje projekty. "Oni" Gilewicza (czyli zdublowany wizerunek artysty) odwiedzili "Poradnię Psychologiczną dla Artystów" Stachyry. Na zdjęciach widać więc, jak dwóch Gilewiczów spoczywa na kozetce przed upozowanym na "mądrego psychoterapeutę" Stachyrą, ani chybi spowiadając się ze swojej schizofrenicznej tożsamości. Ten projekt mógłby nosić nazwę "Artyści pomagają sobie nawzajem".

W tym miejscu nie mogę powstrzymać się od dłuższej dygresji. Istnieją mianowicie na świecie przynajmniej trzy realizacje, niemalże identyczne, będące seriami zmanipulowanych fotografii. Na każdym zdjęciu widać autora oraz jego sobowtóra. Gestu podwojenia własnej osoby dokonali mniej więcej w tym samym czasie Wojciech Gilewicz, Marcin Gajewski oraz Kobas Laksa. Żaden z nich, pracując nad swoim projektem, nie wiedział nic o pozostałych. Każdy z nich uprawia inny rodzaj sztuki: Gilewicz głównie malarstwo, Gajewski wideo, a Laksa fotografię. Wszyscy wpadli w tym samym czasie na ten sam, bardzo zresztą ciekawy pomysł. To już jest coś więcej niż podobne do siebie prace Kozyry i Cattelana. Co to jednak oznacza? Tylko tyle, że wartościowanie prac poprzez kryterium oryginalności już dawno straciło rację bytu. Bo kto rozsądny próbowałby dzisiaj dociekać, który ze wspomnianych artystów był pierwszy, uzależniając od tego ocenę pozostałych prac? A jeśli ich prezentacje dzieliło tylko kilka dni? Godzin? Minut? To nie podstawówka, jeśli ktoś tu mówi o zżynaniu, tylko się ośmiesza. Zauważyłem zresztą, że sami artyści zaczynają mieć związane z tym lęki, nie realizując przez to swych projektów, lecz nieustannie poszukując ich wcześniejszych wcieleń. Gdy oglądałem pracę Stachyry i Gilewicza, pomyślałem, że artysta może się leczyć u innego artysty z powodu takich właśnie fobii... To już jednak temat na cały felieton. Koniec dygresji.

Artyści polecają się nawzajem,  Galeria Appendix 2, Warszawa
Artyści polecają się nawzajem, Galeria Appendix 2, Warszawa

Bardzo ciekawie na zaproszenie Robakowskiego zareagował Igor Krenz. W konfrontacji z mistrzem polskiej sztuki wideo wyciągnął asa z rękawa, prezentując film, który zrealizował jako czternastolatek. Tym samym dołączył do swego oeuvre’u wideo z 1973 roku, będące próbą uchwycenia w obiektywie lecącego ptaka "w sposób zbliżony bardziej do użycia procy niż kamery filmowej" - jak pisze sam artysta. Tym samym przekornie uderzył w główną ideę wystawy, biorąc udział w rywalizacji o pierwszeństwo w sztuce. Polowanie na ptaka przerodziło się w zdobywanie trofeum.

Z kolei Oskar Dawicki odwiedził w pracowni Tomasza Ciecierskiego, gdzie będąc pod wrażeniem prawdziwie artystycznego entourage’u oraz malarskiej scenografii, wykonał serię zdjęć. Obok minikatalogu powstałego z tej wizyty umieścił też na wystawie swoje pobrudzone farbą ubranie jako niemego świadka malarskiego gestu. Trudno się na ten widok nie uśmiechnąć, zwłaszcza że wielki dyptyk Ciecierskiego wisi tuż obok. Sam Ciecierski wykazuje zresztą często duży dystans i poczucie humoru w realizowanych przez siebie pracach, nic dziwnego więc, że na wystawę polecił właśnie Dawickiego.

Warta odnotowania jest też kolejna praca Anny Konik z serii "In the middle of the way", prezentowanej w zeszłym roku w Austriackim Forum Kultury. Tym razem pokazała ona dwoje ubogich mieszkańców przyczepy kempingowej pod Zurichem - Jenny i Pelego. Z kolei Bogna Burska nadesłała wideo "One More", w którym zmiksowała ze sobą fragmenty dwóch filmów, w których postacie opowiadają ten sam rasistowski dowcip. W jednym jednak opowiadający jest biały, a w drugim przeciwnie.

Podsumujmy: mogła to być wystawa lizusowska, w której artyści utwierdzają się wzajemnie w swoich talentach. Trudno zresztą nie zauważyć, że udało się tego uniknąć jedynie o włos. Tym niemniej nawet ten projekt pokazuje, jak ogromnym potencjałem dysponuje galeria Appendix2. Nie zdziwiłbym się, gdyby stała się niebawem jedną z najważniejszych warszawskich galerii; wszystko okaże się przy następnych projektach.

fot. materiały galerii Appendix2

"Artyści polecają się nawzajem", 20.12.07 - 29.2.08, Galeria Appendix 2, Warszawa www.appendix2.com

Artyści polecają się nawzajem,  Galeria Appendix 2, Warszawa
Artyści polecają się nawzajem, Galeria Appendix 2, Warszawa