Zgubne piękno. Tadeusz Dominik "odnaleziony" w Galerii Piotra Nowickiego

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

"Lubię malować, robię to dosłownie od dziecka. Jest to dla mnie tak naturalne, że nie wyobrażam sobie abym mógł zajmować się czym innym i chyba dostateczne to uzasadnienie dlaczego maluję. / Pod koniec studiów - a może zaraz po ich ukończeniu - wydawało mi się, że zmienię oblicze sztuki, że zadziwię czymś całkowicie innym, opartym na nowych, rewolucyjnych zasadach. Po latach, w czasie codziennej praktyki z ulgą zacząłem spostrzegać, że jestem stale na początku drogi, a moje nowe malarstwo to po prostu moje nowe obrazy - mój malowany los..." Tadeusz Dominik w katalogu wystawy.

Plener w Górze Kalwarii, 1949. Dominik czwarty od lewej (siedzi), Jan Świdziński trzeci od lewej (stoi), fot. Galeria Piotra Now
Plener w Górze Kalwarii, 1949. Dominik czwarty od lewej (siedzi), Jan Świdziński trzeci od lewej (stoi), fot. Galeria Piotra Now

Podczas porządkowania mieszkania Tadeusz Dominik odnalazł w zapomnianej komórce kilka tuzinów prac z wczesnego okresu twórczości (lata 1952-65). Nowe/stare prace z pewnością ucieszą fanów sędziwego kolorysty. Odkurzone i oprawione rysunki, akwarele, grafiki i obrazy można oglądać w galerii Piotra Nowickiego na Wierzbowej.

Twórczość dinozaurów sztuki w rodzaju Dominika wprawia w zakłopotanie krytyków sztuki, zwłaszcza młodych. Aparat i narzędzia z nonszalancją stosowane do analizy dzieł współczesnych w dziwny sposób nie przystają do nie tak przecież dawnej sztuki. Może dlatego zamiast tekstu upstrzonego pojęciami tj. "tożsamość", "gender", "queer", "polityka instytucji", "ironia" znajdziemy w katalogu wstęp pióra wiekowego Aleksandra Wojciechowskiego pt. "Człowiek do człowieka". To rzadko dziś spotykana humanistyczna jazda bez trzymanki, z odwołaniami do Różewicza, Verlaina, Kandinskiego, Stajudy...

Nikt już tak nie pisze jak Wojciechowski (dobrze to czy źle nie mnie oceniać). Ktoś może dodać a propos obrazów Dominika, że tak też się już nie maluje. Z pewnością piękne malarstwo kolorystów znajduje się na głębokim marginesie sztuki współczesnej. Dobitnie pokazała to np. ostatnia wystawa ex-girls "Efekty malarskie". Profesor Dominik nie byłby pocieszony oglądając prace Anny Baumgart czy Jana Simona - i vice versa.

Odrębność, a nawet pewna izolacja sztuk pięknych w wydaniu jakie możemy podziwiać w galerii Nowickiego może odstręczać młodzież artystyczną (to w pewnym sensie już tradycja tradycji kolorystycznej, której twórczy wkład w historię sztuki polskiej polega na mnożeniu przeciwników i tworzeniu opozycji), nie znaczy to jednak, że piękne obrazy nie mogą inspirować. Na eleganckiej wystawie szczególną uwagę przyciągają rysunki Dominika, i oczywiście obrazy. Niektóre pochodzą z cyklu "Macierzyństwo" wystawianego w Pawilonie Polskim na pierwszym poodwilżowym Biennale w Wenecji. Wystawie towarzyszy kolorowy katalog. Uważny czytelnik poza przywołanym wyżej tekstem i reporodukcjami prac znajdzie ciekawe zdjęcia ze studenckich lat profesora. Na jednym z plenerów obok Dominika pojawia się Jan Świdziński. Już wkrótce drogi tych kolegów ze studiów rozejdą się radykalnie. Dominik na dobre wsiąknie w akademię i koloryzm, Świdziński pogrążony w lekturach zacznie flirt z nową sztuką, konceptualizmem, i dalej swoją własną ideą sztuki kontekstualnej. Ale to już inny zakres archeologii sztuki współczesnej.

Tadeusz Dominik, "Macierzyństwo", 1955, drzeworyt, papier
Tadeusz Dominik, "Macierzyństwo", 1955, drzeworyt, papier