Figura ojca na Festiwalu Dialogu Czterech Kultur w Łodzi, 2008

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Dziś - wszystko, co syn może zrobić,
To spojrzeć, westchnąć - i na ścianie
Poprawić twoją fotografię,
Gdy wisi krzywo.
Julian Tuwim, "Ojciec"

Leszek Knaflewski, Złap F, DVD, 2007
Leszek Knaflewski, Złap F, DVD, 2007

Jak napisali w tekście przewodnim Festiwalu Dialogu Czterech Kultur jego dyrektorzy artystyczni, Agata Siwiak i Grzegorz Niziołek, figura ojca jest jednym z najstarszych i najsilniejszych motywów kulturowych1. Podejmowanie tej problematyki przez artystów rozmaitych dziedzin, od literatury, przez teatr po sztuki wizualne i performatywne, można zasadniczo podzielić na rozważania nad tożsamością zbiorową (w tym szczególnie miejscem w niej traumatycznego doświadczenia historycznego, rozliczeniem z niejednoznaczną przeszłością) oraz nad tożsamością indywidualną (w tym analizowanie własnych relacji rodzinnych lub relacji w ramach rodziny w ogóle). Ogrom problemów i wątków, jaki otwiera postawienie pytania o tożsamość w odniesieniu do relacji z autorytetem (ojcem) jest imponujący i niemal niemożliwy do wyczerpania. Rzecz jednak nie w tym, by zagadnienie wyczerpać, ale by dobór artystycznych prób zmierzenia się z tym motywem kulturowym i/lub doświadczeniem osobistym stworzył interesującą platformę wymiany, refleksji, polemiki.

Piotr Bosacki, Film o gumkach, DVD, 2008 z wystawy C.D.N.
Piotr Bosacki, Film o gumkach, DVD, 2008 z wystawy C.D.N.

Ojciec kultury nieświadomości

Jednym z najbardziej oczywistych kontekstów dla tak sformułowanego tematu przewodniego festiwalu jest psychoanaliza, której poszczególni przedstawiciele, od Sigmunda Freuda przez Melanie Klein po Jacquesa Lacana rozmaicie interpretowali i opisywali stosunek ojca i dziecka (choć w rozważaniach tych nie chodziło wyłącznie o stosunek ojca i syna, ta relacja dominuje; widoczna zarówno w popularności "kompleksu Edypa" w kulturze, jak w pracach prezentowanych w ramach festiwalu). W pewnym uproszczeniu rzecz można by ująć następująco: dziecko musi kochać swojego ojca, bo jawi się on jako istota najdoskonalsza, a jednocześnie musi go nienawidzić, bo uniemożliwia on wolne życie popędowe (a także nieograniczony związek matki z dzieckiem). Te sprzeczne impulsy ścierają się w życiu człowieka, nie znajdując pogodzenia czy uspokojenia. Ów metaforyczny ojciec (jednostki, ale i zbiorowości) jako ideał i ten, który karze, jest przedstawicielem prawa, kultury, języka. Można zatem powiedzieć, że ojciec wprowadza w świat porządku symbolicznego za cenę oddzielenia od natury (ciała matki) i w ten sposób dokonuje się pierwsze stłumienie, które otwiera przestrzeń nieświadomości i wyznacza narodziny podmiotu. "Ojciec jest więc tym, kto oddziela, czyli tym, kto chroni, gdy obwieszczając prawo łączy w jednym doświadczeniu przestrzeń, regułę i język. Za jednym zamachem tworzy dystans, w którym na przemian będą rządzić obecność i nieobecność, słowo, którego pierwotną formą jest zakaz i wreszcie związek znaczącego i znaczonego, z którego bierze swój początek nie tylko język, ale też odrzucenie i symbolizacja wykluczenia."2

Paweł Hajncel, Dwóch i Kill pop, 2008, wystawa C.D.N.
Paweł Hajncel, Dwóch i Kill pop, 2008, wystawa C.D.N.

Pamięć w tragedii

Innym istotnym kontekstem dla Festiwalu wydają się rozważania o pamięci, o konflikcie pamięci, o wspólnej historii, rozliczeniach, urazach i krzywdach, a więc wszystkim tym, co sprawia, że słowo "dialog" nabiera rzeczywistego ciężaru. W eseju "Pamięć podzielona" Krzysztof Pomian pisze o trzech wymiarach pamięci: poznawczym (wiedza o tym, co się stało w przeszłości), emocjonalnym (ożywianie uczuć towarzyszącym przeszłym wydarzeniom) oraz egzystencjalny (wydarzenia przeszłe jawią się pamiętającemu podmiotowi jako składowa jego tożsamości, świadomość trwania)3. Te trzy wymiary zwracają się odpowiednio ku przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Zdaniem autora w gestii historyków znajduje się tylko pierwszy, dwa pozostałe zaś pozostają, jak to ujmuje "poza zakresem ich kompetencji"4, a źródłowy konflikt, konflikt pamięci, powinien być, oglądany nie z perspektywy historycznej, ale hermeneutycznej, która możliwi dostrzeżenie w tym konflikcie tragedii. "Uznanie źródłowego konfliktu za tragedię prowadzi do odrzucenia manichejskiej jego interpretacji jako walki dobra ze złem i do rezygnacji z ujęcia, wedle którego po naszej stronie były tylko ofiary, a po stronie nam przeciwnej - tylko kaci." Wynika stąd, że "tu i tam były ofiary i kaci, ofiary, które niekiedy stawały się katami i kaci, czy ich wspólnicy, którzy padli ofiarą własnych zbrodni [...] Taka zmiana rozumienia źródłowego konfliktu ma ważne skutki dla uczuć, jakie on po sobie pozostawił."5 Do owej hermeneutycznej perspektywy powołani są, zdaniem Pomiana, pisarze i artyści, którzy w materii przeszłości mogą sobie na o wiele więcej niż historyk pozwolić; między innymi, mogą opisywać przeszłe wydarzenia przez pryzmat doświadczenia jednostkowego. W ich gestii leży też apelowanie do przeżyć i doświadczeń odbiorcy, danie mu/jej możliwości wczucia się; przedstawienie przekazu historycznego na innej płaszczyźnie, wyzwalanie uczuć i refleksji, które prowadzą do zmiany spojrzenia czy postawy. Autor pisze o edukowaniu emocji i kształtowaniu tożsamości zbiorowej w taki sposób, aby "zastąpić poczucie własnej niewinności świadomością zasług i win, zaś poczucie zagrożenia przez obcych nastawieniem na trwałe współistnienie"6. Bo choć oczywiste wydaje się, że wszelka pamięć zbiorowa z gruntu jest pamięcią podzieloną, nie oznacza to, że podział ten ma nieustannie przybierać formę konfliktu.

Kluczowe w tych rozważaniach wydaje się właśnie wprowadzenie do rozważań o historii i pamięci kategorii ze słownika terminów zupełnie nie-historycznych, kategorii tragedii. Taka perspektywa bowiem pozwala na odnalezienie się w opowieści o przeszłości wszystkim tym dzieciom "złych ojców", które nie chcą zaspokoić się (i uspokoić) narracją o chwalebnych przodkach wyposażonych w twarde kręgosłupy, samych sprawiedliwych wśród narodów, intelektualistów wielkiej miary, żołnierzy, straconych niewinnie i obrońców tożsamości narodowej i religijnej przed przybierającym rozmaite postaci wrogiem. O bohaterach takich (anty)narracji będzie jeszcze mowa.

Artur Malewski, Likantrop, 2008, wystawa Master&Monster
Artur Malewski, Likantrop, 2008, wystawa Master&Monster

Niemiecka maszyna

Wątek tragedii w rozmyślaniach o historii i ojcostwie nieuchronnie wprowadza jednego z głównych bohaterów tegorocznego Dialogu, niemieckiego dramaturga Heinera Müllera.7. Jednym z tematów jego twórczości jest odraza do katów i ofiar historii; jego teksty, jak pisze Uwe Wittstock "oscylują pomiędzy mitem nieskończonego, beznadziejnego kręgu przemocy a utopią rewolucji, która położy kres temu koszmarowi"8. Obraz historii, jaki Müller zarysowuje to stan, w którym "ciemiężyciele i ciemiężeni są jednakowo skazani na niszczycielskie perpetuum mobile, które biegnie tym szybciej im energiczniej próbuje się je zatrzymać"9. HamletMaszyna, 9-stronicowy tekst, na który składają się monologi Hamleta i Ofelii, stanowi próbę przepisania tekstu Szekspira w taki sposób, aby odnosił się on do współczesnej kondycji w sposób jak najbardziej autentyczny. Tłem dla Hamleta stają się tu wydarzenia dwudziestowiecznej historii: rewolucja październikowa czy węgierski październik 1956 roku, wobec których Hamlet-intelektualista zastyga w "dialektyce bezruchu". "Byłem Hamletem. Stałem na brzegu i rozmawiałem z morzem PLEPLE, z tyłu za mną ruiny Europy" - tak zaczyna się ta napisana w 1977 roku sztuka, w której Müller dekonstruuje historię bohatera i tworzy opowieść o "klinczu rewolucji i kontrrewolucji jako podstawowego wzorca wielkich katastrof stulecia"10, jak określił to sam autor. Doskonałą inscenizację Dymitra Gotscheffa wystawiono na deskach łódzkiego Teatru Nowego.

Müller zrealizował Hamleta Szekspira wraz z wpisanym weń swoim HamletemMaszyną na deskach Deutsches Theater w Berlinie na przełomie 1989 i 1990 roku. Przedstawienie to formowało się pod wpływem gorących wydarzeń politycznych i zaangażowania w nie aktorów i Müllera, który właśnie Hamleta uważał za najistotniejszą sztukę dla ówczesnej NRD. Kryzys historycznego położenia Szekspirowskiego Hamleta polega na tym, że znajduje się on w "szczelinie dziejowej między dwiema epokami": stary, związany z ojcem, porządek, budzi jego podejrzenia, nowy - związany z osobą zabójcy ojca, "nowego" ojca, tym większe, w efekcie czego konflikt urasta do takich rozmiarów, że może zakończyć się absolutną zagładą. Ta inscenizacja, której zapis filmowy można było obejrzeć podczas sześciogodzinnej projekcji w Teatrze Nowym w Łodzi, a także film dokumentalny, Die Zeit ist aus den Fugen Christopha Ruetera, rejestrujący próby do spektaklu oraz wydarzenia polityczne toczące się w tym czasie w Berlinie, tworzyły niezwykły obraz sztuki powstającej "w szczelinie dziejowej między dwiema epokami", obraz bezprecedensowego wydarzenia artystycznego i historycznego a także tego, jak produktywna może być artystyczna refleksja nad przeszłością i teraźniejszością, traktująca przeszłość (ale i teraźniejszość) jako tragedię właśnie i poprzez tragedię ją komentująca.

Daniel Rumiancew, Cień ojca, 2008
Daniel Rumiancew, Cień ojca, 2008

Jude raus!

O tym, że przestrzeń społeczna, tak jak przestrzeń pamięci, nie jest jednorodna przekonywać nie trzeba. Na przykładzie Łodzi widać to jak na dłoni: w jej historii ale i współcześnie w jej przestrzeni publicznej. Wątkiem pojawiającym się we wspomnianych już rozważaniach Krzysztofa Pomiana jest kwestia miejsc pamięci zbiorowości znajdujących się na terenach innych gospodarzy. Nie chodzi tu wyłącznie o miejsca kultu, ale o zwyczajne przestrzenie i obiekty, które powinny być tym zbiorowościom nie tylko dostępne, ale również otoczone pewną opieką i ochroną, przez gospodarzy11. Powraca to do mnie ilekroć przypomnę sobie spacer w ramach Festiwalu z Joanną Podolską, dziennikarką uparcie próbującą odtworzyć historię "ojców" Łodzi i ten smutny obraz osieroconego miasta i jego mieszkańców, nieodmiennie chyba kojarzących wciąż jego wielkość i świetność z obcością i opresją.

Jude raus! krzyczał do grupy zwiedzających mieszkaniec jednej z dawniej żydowskich kamienic, na podwórzu której oglądaliśmy resztki domu modlitwy. Na Bałutach, gdzie patrzyliśmy na miejsce kaźni Cyganów pytano czy nie wystarczą nam kamienice, czy musimy chcieć jeszcze ulic. Czy można myśleć o tym jako o strachu przed powracającym ojcem? Wielką i srogą karą z długą brodą? A przecież ojcowie Łodzi to nie wyłącznie Żydzi12. Przybyli z Saksonii Eisertowie, właściciele kilku fabryk, pałacu przy ul. Piotrkowskiej i willi przy ul. Gdańskiej, podarowali Muzeum Sztuki wspaniałą kolekcję malarstwa. Łódź o nich nie pamięta. Historia tej rodziny przypomina losy innych fabrykanckich rodzin budujących miasto. Byli wśród nich działacze społeczni, współzałożyciel szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych w Kochanówce, fundator szkoły w Dłutowie, dobroczyńca domu sióstr zakonnych Diakonis, honorowy radca miejski (po Ignacym Poznańskim), konsul honorowy Królestwa Danii w Łodzi, kolekcjonerzy dzieł sztuki. Bawarska rodzina Biedermannów była zaangażowana w łódzkie życie społeczne, inicjowała budowę linii tramwajowych, reprezentowała łódzki przemysł na międzynarodowych i ogólnopolskich konferencjach. Bruno Biedermann zastrzelił swoją żonę i córkę a następnie popełnił samobójstwo, zostawiając list z prośbą, by pochować ich w ogrodzie, nie rabować majątku i podzielić go sprawiedliwie. Miało to miejsce w styczniu 1945 tuż po tym, jak na teren Łodzi weszły wojska radzieckie. Saksońska rodzina Anstadtów produkowała piwo w najwyższym gatunku. W ich parku bywali przedstawiciele bogatej łódzkiej burżuazji. Anstadtowie wytyczyli własną drogę łączącą ul. Pomorską z parkiem, która do dziś nosi imię twórcy browaru. I tyle. Przybyli z Lubochni Silbersteinowie odegrali w życiu Łodzi niebagatelną rolę - nie tylko bowiem gromadzili działa sztuki, ale i wspierali artystów, których zapraszali na plenery i którym fundowali studia za granicą. W 1939 ich fabryki - jako własność żydowską - przejął okupant, zaś po 1945 inny okupant je upaństwowił. Potomkowie, którzy ocaleli z holocaustu, trafili w różne zakątki świata. Politechnika Łódzka użytkująca budynki po tkackich przedsiębiorcach, Schweikertach, od kilku lat dba o zabytkowe rodzinne grobowce z czerwonego marmuru znajdujące się na Cmentarzu Starym przy ul. Ogrodowej, upamiętniają ich również specjalne tablice. Ludwik Geyer był pierwszym obywatelem Łodzi, członkiem komitetu budowy szpitala miejskiego, szkoły na Nowym Rynku, komitetu antycholerycznego, zbudował Kasę Chorych i 5 domów dla robotników. Ponadto był pierwszym łódzkim przemysłowcem, który otrzymał prawo oznaczania swoich produktów godłem państwowym. Został zabity przez gestapo. Po przyjeździe do Łodzi Poznańscy zamieszkali na Starym Mieście, gdzie wówczas była dzielnica żydowska; nie mogli osiedlić się poza nią. Byli właścicielami tkalni, przędzalni, bielnika, apretury, farbiarni, drukarni tkanin. Wybudowali gazownię i remizę. Mają na swoim koncie udział w wielu przedsięwzięciach, budowali domy dla robotników, szkołę i stołówkę; ufundowali szpital fabryczny i szpital dla Żydów, przekazali część terenu pod cmentarz żydowski przy ul. Brackiej. Wspierali Łódzkie Żydowskie Towarzystwo Dobroczynności, współfinansowali budowę cerkwi św. Aleksandra Newskiego, Politechniki Warszawskiej, wspierali artystów. Stracili majątek i jeszcze przed wojną wszyscy wyjechali z Łodzi. To tylko fakty, hermeneutyczna praca nad pamięcią tych ojców pozostaje w gestii sztuki i literatury, ciekawe, czy też architektury, bo to architektura przede wszystkim w Łodzi ma życie powikłane i bolesne.

Elżbieta Jabłońska, Święto Kobiet. Kraków, 8 marca 2005, wystawa Master & Monster
Elżbieta Jabłońska, Święto Kobiet. Kraków, 8 marca 2005, wystawa Master & Monster

Tata w SS

W płaszczyźnie opowieści, mikro czy makro historii, wszyscy chcielibyśmy mieć ojców bohaterów, walecznych i dzielnych, rzecz jasna zawsze po właściwej stronie, noszących z dumą swoje bohaterskie nazwiska, sprzeciwiających się wrogowi i walczących w obronie rodziny, a więc nas. Co zrobić kiedy jest inaczej? Kiedy okazuje się, że urodziliśmy się po stronie wroga? Czy mamy tego wroga kochać czy porzucić? Można wybrać każdą z tych opcji, ale przede wszystkim trzeba dążyć do tego, by wiedzieć, by poznać i wtedy na wiele sposobów można kochać i na wiele sposobów można porzucić.

Dwie książki Martina Pollacka, poświęcone ojcom to Ojcobójca napisana w stylu inspirowanym Z zimną krwią Trumana Capote'go, opowieść o losach znanego amerykańskiego fotografa portrecisty, Filipa Halsmana oskarżonego o zamordowanie ojca podczas wycieczki w Alpy. Ta indywidualna historia mocno osadzona w historycznym i socjologicznym kontekście Austrii tamtego czasu staje się tu świadectwem antysemickiego nastroju narastającego w tym społeczeństwie. Podobnie sprawy mają się w Śmierci w bunkrze, opowieści o biologicznym ojcu pisarza, która stanowi rozrachunek z przeszłością rodziny. Pollack rekonstruuje losy Gerharda Basta - esesmana, zbrodniarza wojennego, gestapowca, zamordowanego w 1947 roku podczas próby ucieczki za granicę. W toku narracji ujawniają się skomplikowane i wcale nie oczywiste relacje między Austriakami, Słoweńcami, Niemcami, Żydami i Polakami. Podczas wykładu inaugurującego Festiwal, "Nieznajomy. Mój ojciec" pisarz mówił o zakłamanej idylli dzieciństwa, którą naznaczony wojenną traumą i brzemieniem nazizmu, antysemityzmu i przemocy świat dorosłych uparcie tworzył swoim potomkom. W obliczu tej iluzji, z ponurymi tajemnicami tętniącymi pod powierzchnią życia indywidualnego i zbiorowego, zadaniem, jakie stawia przed sobą człowiek dorosły (i dojrzały) jest stanąć twarzą w twarz z obcym sobie ojcem, a przez to, stanąć w twarz z trudną historią; spróbować się rozpoznać w tej obcej, wręcz odrażającej twarzy, a dzięki temu nie rozliczać się z ojcem (czy też nie rozliczać ojca), ale z samym sobą. W tonie Pollacka nie słychać nienawiści ani chęci zemsty, nie brzmi tam też empatia, ale uparta chęć poznania.

Herta Müller w wywiadzie zamieszczonym w katalogu festiwalu O ojcu, matce, dokładnej miłości i wspólnocie ze znacznie większą niż Pollack surowością odnosi się do swojego dziedzictwa. Pisarka pochodzi z mniejszości niemieckiej w Rumunii, jej ojciec był esesmanem i alkoholikiem, który kiedy się upijał śpiewał nazistowskie piosenki. "Urodziłam się po stronie tych, którzy byli odpowiedzialni" - mówi autorka Sercątka i całą jej wypowiedź (a może i prozę) należy chyba traktować jak próbę świadomego tworzenia własnej tożsamości. Pisarka pochodzi z wiejskiej społeczności mniejszościowej i przekonana jest, że do analizy jej mechanizmów psychoanaliza nie dostarcza odpowiednich narzędzi. Wprowadza tym samym zaskakująco kategoryczną perspektywę, nie pozostawiającą właściwie nadziei, do której ona (być może) ma akurat prawo. Müller nie chce mówić o wyparciu historii wojennej przez swoich bliskich, jej zdaniem byli oni (zbyt) prostymi ludźmi. Wojna jawiła im się jako klęska wielkiego planu, wielka przegrana, a ich powojenne postawy kształtowało poczucie niesprawiedliwości, obciążenia winą. Pisarka niezwykle krytycznie odnosi się do idealizowania rodziców, a także tradycji i przeszłości (rodziny). "Jeśli dostrzegam błędy mojego ojca, staję się dojrzała. Od pewnego wieku, kiedy zaczynamy myśleć, wychowujemy się sami (odrzucenie przez rozdział i zerwanie kontaktu, kiedy przestajemy być od niego/niej zależni w sensie biologicznym nawet, nie mówiąc o mentalnym) - taką mam przynajmniej nadzieję - i przejmujemy odpowiedzialność za swoje czyny. A jeśli kurczowo trzymamy się rodziców, wisimy na nich i musimy ich idealizować, żeby nam było dobrze w życiu, wtedy pozostajemy niedojrzali"13. Z całą mocą Müller odrzuca "determinizm genetyczny", choć nie zaprzecza swoim korzeniom "Urodziłam się tam, tacy, a nie inni byli moi rodzice, to wszystko nadal jest prawdą. Nie wypieram się ich, ale wszystko inne jest niemniej ważne14." To przyjęcie (do wiadomości) i odrzucenie ojca budzi podziw i przestrach jednocześnie. Taki wybór, niemal jak ateizm, kojarzy się z koniecznością tworzenia własnych korzeni i pielęgnowania ich własnymi rękami, koniecznością samodzielnego decydowania o swoich autorytetach i sobie samej/samym. Ale jak widać taka tragedia historyczna.

Grzegorz Sztwiertnia, 365 batów, instalacja - efekt warsztatów z dziećmi, 2008
Grzegorz Sztwiertnia, 365 batów, instalacja - efekt warsztatów z dziećmi, 2008

Sztuka szuka ojca

Dwie wystawy współczesnej sztuki polskiej zajęły przestrzeń opuszczonej kamienicy Ludwika Geyera przy ulicy Piotrkowskiej. Mówi się, że wystawa w dobrej starej kamienicy z odchodzącym tynkiem to samograj, wszystko tam nieźle wygląda, a i klimat odpowiednio historyczny i skłaniający do refleksji. A jak w takiej przestrzeni mają się ojcowie? Nie odnoszę wrażenia, aby autorki wystaw miały jakąś szczególnie sprecyzowaną koncepcję tego, co chciały przedstawić. Temat dość ogólny, perspektywa szeroka, przeszłość-przyszłość, psychoanaliza-trauma, ojciec-syn, historia-bohater, pamięć-niepamięć, obcy-swój, spadek-balast, etc. etc. Wyglądało więc na to, że z biedą każda praca każdego artysty/artystki mogła by tam znaleźć swoje miejsce. Jest to opinia oczywiście krzywdząca i upraszczająca, ale też pomysł, żeby robić wystawy na TAKI temat, bez określenia precyzyjnych parametrów spojrzenia, wydaje się karkołomny i z gruntu skazany na rozmycie, bezbarwność a nie wielobarwność, hałas a nie polifonię.

Choć Małgorzata Ludwisiak poświęca znaczną część pierwszego akapitu swojego programowego tekstu na mówienie o tym, jak bardzo determinuje nas miejsce, z którego wychodzimy, drzewo genealogiczne, z którego odrasta nasza gałązka, to jednak konkluduje w tonie optymistycznym, że nasz ciąg dalszy nie musi być poddany ślepemu determinizmowi. Analiza przeszłości dokonywana przez sięgających do "pamięci i niepamięci" (?) artystów ma posłużyć, jak obiecuje kuratorka, do twórczej syntezy. Widz ma być tu prowadzony od traumy do ostatecznego aktu wybaczenia i ulgi. Przyznaję, że nie odnalazłam tej drogi, i choć niektóre projekty wydały mi się niezwykle interesujące i intrygujące, inne rozsypały się w dosłowności, laurkowatości, banalności czy wręcz naiwności. W wywiadzie udzielonym Paulinie Dzwonkowskiej, Ludwisiak za swój kuratorski cel stawiała sobie "pokazanie potencjału, który tkwi w Łodzi, a więc artystów, którzy tutaj mieszkają i tutaj mają swoje korzenie"15. Jak mówi dalej autorka C.D.N. zafascynowały ją nawiązujące do łódzkiej wielokulturowości biografie niektórych z nich, jednak ta perspektywa w wystawie zupełnie nie znajduje oddźwięku, a szkoda. Obok artystów łódzkich pojawiają się też inni. Kuratorka zebrała więc "opowieści o tożsamości": jedne namacalne, dosłowne, inne poetyckie, metaforyczne, jeszcze inne konceptualne, abstrakcyjne.

Intrygująco przedstawiają się prace artystek. Agata Michowska, w Waiting for the Summer Day, (2008) na dwóch projekcjach wyświetlanych na przyległych ścianach ukazuje małego chłopca (na jednej) i młodego mężczyznę (na drugiej) w malowniczej scenerii zielonej łąki. Mężczyzna leży w trawie nieruchomo z białą opaską na oczach, chłopiec zaś "buszuje" w trawie, zbliża się do obiektywu i oddala od niego. Projekcjom towarzyszy dźwięk będący parafrazą fragmentu piosenki zespołu The Doors The End, jest to dialog między ojcem a synem, który w oryginale jest odtworzeniem sytuacji Edypalnej: "Father (Yes, son?) I want to kill you". U Michowskiej dziecięcy głos mówi: "Father (Yes, son?) I want to kiss you" i towarzyszy mu narkotyczna muzyka, wykorzystana przez Francisa Forda Coppolę w Czasie Apokalipsy, opowieści o piekle wojny i okrucieństwie. Przesunięcie dokonane przez artystkę zmienia całkowicie kontekst, choć sytuacja nie staje się wcale rajsko-idylliczna. Czy spod opaski na oczach leżącego mężczyzny nie płynie krew? Czy jest on żywy? Czy pod tą pacyfistyczno-miłosną (make love not war!) propozycją nie kryje się podtekst homoerotyczny? Praca ta otwiera niezwykle bogate pole skojarzeń jest subtelna i prosta, co nie znaczy łatwa i "kobieca".

Magdalena Moskwa w dobrze zaaranżowanym pokoju ze swoich prac bez tytułu (2005-2007) tworzy przestrzeń osobną, niesamowitą, pęczniejącą od tajemnicy. Między niby-ludzkimi ciałami, niby-kobiecymi sukniami, męskimi przedmiotami, obrazami i fotografiami buduje atmosferę intymnej codzienności naznaczonej jakąś skazą, cierpieniem, przemocą. Wszystko to jednak, niewypowiedziane wprost, nie pozwala na łatwe diagnozy patologii i rozpadu. A może chodzi o portret symbolicznych więzi międzyludzkich, o metaforyczne pęta i wewnętrzne cierpienia codzienności? Męskie przybory leżą na podłodze, ułożone równo na tkaninie, tak oswojone i tak budzące grozę jednocześnie. A może chodzi o sen?

Marta Zasępa i Michał Zasępa, Młodosc Witka J., DVD, 2008, wystawa Master & Monster
Marta Zasępa i Michał Zasępa, Młodosc Witka J., DVD, 2008, wystawa Master & Monster

Początek świata (2008) i Porządki domowe (instalacja in situ, 2008) Anny Orlikowskiej zawiązuje rozmowę między ojcem, stojącym w warsztacie, pochylonym nad robotą i otoczonym setkami rzeczy do "męskich robótek" a sobą. Dwoje twórców: majsterkowicz i artystka w swoim świecie, świecie swojego uporządkowanego chaosu. Odwrócony plecami ojciec-Demiurg i wprowadzająca swoje porządki artystka, która bawi się w naprawianie świata poprzez naprawianie podupadłej kamienicy. Dużo w tym sensu, ale i lekkości i jeśli zastanowić się głębiej, można powołać do życia całkiem bogaty świat interpretacji, wychodzący poza granice schematycznie formułowanych pytań i odpowiedzi.

Spośród pozostałych prac prezentowanych na wystawie zwracają jeszcze uwagę dowcipny Film o gumkach Piotra Bosackiego (2008): historyjka o naciąganych na gwoździe "starych" i "nowych" gumkach, których ruchy i "działania" zamieniają się pod wpływem słów wypowiadanych przez małą dziewczynkę (sic!) w metaforę zmagań i konfliktów pokoleń, a także długiego trwania tradycji. Pamięci Czarnego Malarza - Stanisława Kuskowskiego mojego Ojca Kamila Kuskowskiego (2008), hołd złożony ojcu, malarzowi, z wykorzystaniem oryginalnych ram jego obrazów poprzez co artysta wchodzi w przestrzeń sztuki swojego ojca, a ojciec ramuje projekty syna. Ciężar pamięci potrafi być przytłaczający, podobnie jak brak wspomnień; próba znalezienia swojego miejsca w konstrukcji świata, obok ojców to projekt zaiste trudny i ryzykowny. Odniosłam wrażenie, że artystki mają większą łatwość mówienia na ten temat i to mówienia mądrze, bez zadęcia i bez walki o swoje miejsce, używając do tego języka adekwatnego i tonu "wpadającego w ucho".

Magdalena Ujma postawiła na fantazmaty i fantazje, z jednej strony, jak sugeruje tekst przewodni, mieliśmy zmierzyć się z wzorcami narzucanymi mężczyznom przez kulturę (do których ci nie chcą, lub nie mogą dorosnąć) a nieobecnym. Autorka stwierdza "Polacy mają problem z ojcostwem". Trudno z tym dyskutować, tyle, że sprawa ma zasięg ogólnozachodni, jeśli nie ogólnoświatowy i wymaga nieco bardziej pogłębionej refleksji, niż szukanie przyczyn takiego stanu rzeczy w rządach PiS czy nawet długim życiu PRL. Trudno mi też zgodzić się z koncepcją autorki o Polskim ojcu jako ukrytym Obcym czy Nieobecnym (z wielkiej!), bo choć w płaszczyźnie realności jest to może i prawda, w płaszczyźnie symbolicznej, a ta dla kształtowania kultury i tożsamości zbiorowej, jest kluczowa, ta obecność wydaje się niekwestionowana, o czym świadczy dobra kondycja Kościoła Katolickiego i miłość do silnych wodzów.

Ciekawy wydaje mi się wątek "fantastyczny" i dotykające go na wystawie prace takie jak seria obrazów Basi Bańdy, Krawiec Fifo, (2008), Boczki są fajne, siniaki i włosy też, (2008), Do dziury, (2008), Ty krowo (2008); czy Ruchacz pospolity, (2008) - utrzymane w ciemnej, mrocznej kolorystyce obrazy przedstawiające istoty człekokształtne, a przez swoje tytuły budzące lęki i fantazje związane z seksualnością i przemocą. Pamięci Majora Józefa Monety i wszystkich prawdziwych nauczycieli Olafa Brzeskiego (2005), stylizowany na stary niemy, utrzymany w czarno-białej kolorystyce film o fikcyjnym Majorze - bohaterze, którego nieludzka postać utrudnia jednak łatwą identyfikację czy podziw. Interesująco przedstawia się też fantazja na temat przeszłości niejako rejestrowanej przez ojców i dziadów, a następnie przerabianej przez artystów. Marta i Michał Zasępa, w Młodości Witka J. (2008) "komponują" materiały archiwalne nakręcone w latach 70. przez "dziadka Kostka" tak by w konwencji komedii slapstikowej opowiedzieć z dużym wdziękiem i dozą nostalgii o świecie ojców. Ta fantazja nie jest mroczna, ale ciepła i bezpretensjonalna.

Olaf Brzeski, Pamięci Majora Józefa Monety i wszystkich prawdziwych nauczycieli, 2005
Olaf Brzeski, Pamięci Majora Józefa Monety i wszystkich prawdziwych nauczycieli, 2005

Daniel Rumiancew i Grzegorz Sztwiertnia podeszli do sprawy bardziej od strony mistrza niż potwora, choć jeden bez drugiego wydaje się nie istnieć. W Cieniu ojca (2008) mały chłopiec, a także sam artysta, znajdują się dosłownie w "cieniu ojca": chłopiec idąc za rękę z mężczyzną, Rumiancew układając się na chodnikach, tak by zmieścić się w cieniach przypadkowych mężczyzn. Jest w tym dużo zabawy, trochę jak z Ministerstwa Głupich Kroków, a jednocześnie cała masa trudnych kwestii z tym cieniem związanych, które wywoływane są niby ot tak, a jednak! Grzegorz Sztwiertnia, w 365 batów, dokumentacji z warsztatów prowadzonych z dziećmi przed wystawą odwołuje się jak sądzę do 400 batów, czyli kultowej opowieści o skutkach złego wychowania. Sztwiertnia jest dobrym choć nieco szalonym wychowawcą, poświęcającym dzieciakom twórczą uwagę, uczącym niemożliwego - a więc sztuki. Te dwa wątki mistrza i potwora nie zagrały jednak w całości ekspozycji, fantazja i fantazmat i nie okazały się dla siebie ani twórczo oświetlające, ani krytyczne. O kryzysie ojcostwa nic nowego pod słońcem.

Tak zamykam historię, jaka ułożyła się po kilku dniach spędzonych w Łodzi. Historię, z której świadomie wyłączam niektóre wątki: o jednych za wiele nie umiem powiedzieć, na inne, jak chociażby Janusz Korczak i jego dziedzictwo, czy figura Tadeusza Kantora nie ma tu miejsca. Celnie wybrany i dobrze ulokowany temat i program Festiwalu sprawiają, że będzie o czym myśleć do przyszłej jesieni. Wielokulturowość Łodzi, która przecież stanowi punkt wyjścia dla samej idei festiwalu znalazła świetną realizację w takiej formule. To, co polskie, żydowskie, niemieckie i rosyjskie może wyjść poza folkowy festyn i poza opowieści znad grobu starej wspaniałej Europy wychodzi. Jak napisał we wstępie do Powojnia Tony Judt "Powojenna historia Europy to opowieść, na którą cień rzucają przemilczenia i nieobecność. Kontynent europejski stanowił niegdyś misterny splot języków, religii, społeczności i narodów. Wiele jego miast - szczególnie mniejszych, jak Triest, Sarajewo, Saloniki, Czerniowce, Odessa (ale także Łódź!!!, kb) czy Wilno, leżących na terenach starych i nowych imperiów - naprawdę było wielokulturowe avant le mot, zgodnie ze sobą w nich żyli katolicy, prawosławni, muzułmani, żydzi i inni. To, co polski pisarz Tadeusz Borowski nazwał niewiarygodnym niemal komicznym tyglem ludów i narodowości, buzującym niebezpiecznie w samym sercu Europy, było okresowo wstrząsane zamieszkami, masakrami i pogromami, ale było rzeczywiste i przetrwało w żywej pamięci."16.

fot. Łukasz Zbieranowski

Festiwal Dialogu 4. Kultur, Łódź, 5-12.9.2008 http://www.4kultury.pl

Paulina Kara, Wieża, wystawa Master& Monster
Paulina Kara, Wieża, wystawa Master& Monster

Teresa Czepiec-Chwedeczko, DPS
Teresa Czepiec-Chwedeczko, DPS
  1. 1. Zob. http://www.4kultury.pl/fest/pl/site/festiwal-2008.html
  2. 2. M. Foucault, "Ojcowskie nie", przeł. M.P. Markowski, w: tegoż, Powiedziane, napisane. Szaleństwo i literatura, Altheia, Warszawa 1999, s. 26.
  3. 3. Zob. K. Pomian, Pamięć podzielona, w: "Przegląd Polityczny" nr 89, 2008.
  4. 4. Tamże, s. 9.
  5. 5. Tamże, s. 9.
  6. 6. Tamże, s. 10.
  7. 7. Innym takim bohaterem tegorocznego festiwalu był Tadeusz Kantor
  8. 8. U. Wittstock, Heiner Muller: Po obu stronach frontu, w: "Dialog" 6/1990 (405), s. 71.
  9. 9. Tamże, s. 72.
  10. 10. Zob. materiały organizatorów, katalog VII edycji Festiwalu Dialogu Czterech Kutur, I. Gańczarczyk red., Łódź 2008.
  11. 11. Zob. K. Pomian, dz. cyt., s. 10.
  12. 12. http://miasta.gazeta.pl/lodz/8,35155,5491417.html. Korzystałam z artykułów Joanny Podolskiej publikowanych na łamach łódzkiej "Gazety Wyborczej". Za spacer szlakiem sierot niajgoręcej dziękuję.
  13. 13. O ojcu, matce, dokładnej miłości i wspólnocie., w: katalog VII edycji Festiwalu Dialogu Czterech Kutur, I. Gańczarczyk red., Łódź 2008, s. 50.
  14. 14.  Tamże, s. 52.
  15. 15. Zob. http://www.moda.pl/
  16. 16. Tony Judt Postwar, London Pimlico 2007, s. 8-9. Książka ma się wkrótce ukazać nakładem wydawnictwa Rebis