Tarzan w centrum handlowym.

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Czyli o wystawie prac Miroslava Tichego w Paryżu1

Wśród kilku wystaw fotografii, jakie można obecnie oglądać w stolicy Francji, na szczególną uwagę zasługuje przegląd dorobku Miroslava Tichego. To pierwsza szansa dla francuskiej publiczności, by zapoznać się z fotografiami czeskiego outsidera odkrytego przez krytykę i publiczność zaledwie kilka lat temu. I to w dodatku w uczęszczanym powszechnie zarówno przez Paryżan, jak i turystów, Centrum Pompidou.

Nie jest to artysta młody czy nawet należący do pokolenia średniego - Tichy ma już ponad osiemdziesiąt lat. Przez długi okres czasu pozostawał jednak w kompletnej izolacji i trudno powiedzieć, czy powodem była tu jedynie niezgoda na ustrój polityczny, jak powszechnie interpretuje się jego postawę. Być może ma to również związek z kruchą, wrażliwą naturą artysty poświadczoną przez szereg załamań nerwowych. Przełomem w popularyzacji jego prac stało się Bienal Internacional de Arte Contemporaneo de Sewilla, którego kuratorem był Harald Seemann2. Za tym poszła olbrzymia retrospektywa jego twórczości w Kunsthaus w Zurychu3.

Prace wystawiane w Centre Pompidou, wyselekcjonowane przez kuratora Quentina Baca, stanowią silny kontrast z odbywającymi się równolegle wystawami fotografii w innych paryskich galeriach. W Jeu de Paume możemy np. zapoznać się z bogatym dorobkiem Richarda Avedona4. Jak wiadomo, Avedon, doskonale obeznany z paryskim środowiskiem (ale także nowojorskim), dokonał rewolucji w powojennej fotografii mody. Był także uznanym portrecistą, autorem fotografii takich sław, jak Truman Capote, Andy Warhol czy Charlie Chaplin. W podobnym duchu utrzymana jest ekspozycja zdjęć Annie Leibovitz w Europenne Maison de la Photographie 5. Leibovitz również obracała się wśród "wielkich tego świata". Pracowała dla tak znanych czasopism, jak "Times", "Nesweek" czy "New York Times", z jej ręki wyszły niezliczone portrety gwiazd: choćby Johna Lennona, Yoko Ono, Demi Moore czy Susan Sarandon. Była też "nadworną" fotografką Rolling Stonesów.

Fotografie Avedona i Leibovitz są doskonałe technicznie, dopracowane w każdym calu. Z Tichym rzecz ma się zupełnie inaczej: obcujemy z pracami wykonanymi aparatem "własnej roboty", niedoświetlonymi lub prześwietlonymi, przedstawiającymi głównie zgrabne nogi lub ponętne biusty kobiet zamieszkujących rodzinne miasto Tichego, Kyjov (6). Niedoskonałość fotografii, przyprószenie brudem pracowni Tichego, stanowi kontrast z samym miejscem ekspozycji - przyrównywanym często do centrum handlowego Centre Pompidou. Ponadto, Tichy znany jest światu od zaledwie kilku lat, a niektóre ze zdjęć Avedona czy Leibovitz ilustrują nawet podręczniki fotografii (dotyczy to np. zdjęcia Avedona prezentującego modelkę ze słoniem czy zapisu sesji z Johnem Lennonem i Yoko Ono autorstwa Leibovitz). Prace czeskiego artysty prowadzącego niezwykle nonkonformistyczny styl życia (opłacony więzieniem i pobytami w szpitalu psychiatrycznym) mają w sobie autentyzm, wyróżniający je na tle galeryjnego blichtru. Sam Tichy, żyjący bardzo skromnie, mieszkający w starym domu odziedziczonym po ojcu, twierdzi, że wystawy go kompletnie nie interesują. Ciekawe byłoby dowiedzieć się, czy nagły sukces, ekspozycje w najważniejszych ośrodkach wystawienniczych świata, do jakich niewątpliwie należy Centre Pompidou, nie zmieniły tej nieugiętej postawy artystycznej.

Wystawione w Pompidou, zdjęcia stanowią pewną zamkniętą całość, gdyż artysta od kilkunastu lat - chciałoby się powiedzieć: niestety - nie fotografuje.

Doskonałą możliwość zapoznania się z osobowością Tichego stanowi pokazywany na wystawie film Tarzan retired, zrealizowany przez znającego artystę od lat dziecinnych Romana Buxbauma - jego ucznia, kolekcjonera prac i dokumentalistę. Oglądamy na nim staruszka mającego wyraźne braki w uzębieniu, długowłosego i długobrodego, sączącego czeskie piwo. Rzecz dzieje się w domu zaniedbanym i mocno zakurzonym. Można odnieść wrażenie, że człowiek ten nigdy nie wyściubił nosa z rodzinnego Kyjova i jest rodzajem ludowego świątkarza. Pozory jednak mylą, bowiem Tichy odebrał staranne wykształcenie - studiował malarstwo na praskiej ASP. W tamtym okresie malował pod wpływem Picassa, Matisse'a i niemieckich ekspresjonistów. Gdy jednak w 1948 roku w Czechosłowacji nastąpiło komunistyczne przejęcie władzy, opuścił Akademię. To wówczas doszło do kilku załamań nerwowych artysty, który w drugiej połowie lat 50. wrócił do rodzinnego miasta. I wciąż malował obrazy nawiązujące do tych samych przedwojennych poetyk europejskiego modernizmu. W latach 60. zaniedbał swój wygląd, w związku z czym miał często problemy - w czasie oficjalnych komunistycznych uroczystości był zatrzymywany, przebierany i myty przez służby porządkowe. W następnej dekadzie dostał nakaz eksmisji z pracowni wynajmowanej od sąsiadki, lecz nie chciał się do niego zastosować, więc jego prace wyrzucono przez okno. Wydarzenie to zaowocowało kolejnym kryzysem - Tichy przestał malować i rysować. Na szczęście nie porzucił fotografii - obecnie rozpoznawany jest bowiem nie jako malarz czy rysownik, lecz przede wszystkim oryginalny fotograf. Znany jest niejeden przypadek malarza, którzy - stwierdziwszy, że nie osiągnie już nic w tej dziedzinie - zwrócił się ku nowej dyscyplinie. Z gruntu paryskiego wymienić można choćby Brassaia, który stworzył niezapomniane wizerunki Paryża nocą w latach 30. czy wspominaną na początku Annie Leibovitz, która porzuciła studia malarskie i zajęła się fotografią. Podobnie rzecz miała się z Tichym, o czym mogą świadczyć jego słowa przywołane na wystawie: Obrazy zostały już namalowane, rysunki narysowane, cóż więc mogłem zrobić: szukałem nowych środków wyrazu. Przy pomocy fotografii zobaczyłem wszystko w nowym świetle. Był to nowy świat.

Zdjęcia Tichego nie ukazują wielkich stolic czy sławnych ludzi, koncentruje się on na "zwyczajnych" obywatelach małego miasteczka. Obcujemy przede wszystkim z kobietami zamieszkującymi Kyjov w latach 60. czy 70. Możemy poznać stroje czy fryzury z czasów komunizmu na terenie byłej Czechosłowacji - są to więc nie tylko zdjęcia stricte artystyczne, ale również swoiste dokumenty epoki, obrazujące życie codzienne w tamtych czasach. I jak Schulz uczynił małe, niepozorne miasteczko Drohobycz znane całemu światu, tak Tichy odsłonił nogi czeskich kobiet dla publiczności w wielkich metropoliach europejskich. Kurator wystawy, próbując "ujarzmić" otrzymany do rąk materiał, szereg zdjęć, które nie mają tytułów, a bardzo często nie wiadomo, w którym dokładnie roku zostały wykonane, dokonał następującego podziału dla potrzeb ekspozycji: Figury/Studia, Twarze/Portrety, Obiekty/Pejzaże, Blisko/Daleko, Pojawianie się/Zanikanie.

W Pompidou możemy obcować z dorobkiem artysty, który przez ponad trzydzieści lat tworzył "do szuflady". Jednak codziennie powstawały dziesiątki fotografii - przedstawiające kobiety na stacji autobusowej, skwerze, parku czy basenie, a czasami nawet na ekranie telewizora... Artysta fotografował nierzadko trzymając aparat pod swetrem, nie zerkając w wizjer. Stąd kobiety pojawiające się na fotografiach często nie wiedziały, że stają się modelkami. W fotografiach Tichego odnajdujemy duży ładunek erotyzmu, choć kobiety ukazane są w sposób czasami może zbyt przedmiotowy: zazwyczaj nie widzimy ich twarzy, a jedynie zgrabne nogi, pantofelki grające rolę fetysza, piersi, pośladki, a także rozwieszone na sznurze staniki, które autor komponuje w swoiste martwe natury. Raczej nie spotykamy kobiet z defektami wyglądu, artystę interesują figury pociągające, emanujące kobiecością. Stają się one jego obsesją, tajemniczymi, niedościgłymi zjawami. Sprzyja temu wrażeniu pojawiająca się czasami na fotografiach druciana siatka, która jest wynikiem zakazu, nałożonego na Tichego przez władze. Ściśle rzecz biorąc - zakazu wstępu na basen, jednego z ulubionych miejsc artysty w rodzinnym Kyjovie. Fotografie te oddają więc w jakiś sposób doświadczenie artysty, który przyznaje się do braku kontaktów z płcią przeciwną czy braku doświadczenia miłości. W ten sposób sylwetka artysty staje się jeszcze bardziej intrygująca. Kurator wystawy oddał Tichemu głos również w tej kwestii: Kobiety są dla mnie tylko motywem. Figura - stojąca, klęcząca czy siedząca. Ruch, chodzenie. Nic więcej mnie nie interesuje. W każdym bądź razie erotyka jest tylko marzeniem. Świat jest tylko iluzją, naszą iluzją - mówi artysta.

W fotografiach Tichy kontynuuje swoje zainteresowania malarskie - także w jego obrazach punkt ciężkości stanowią studia kobiet. Wpisuje się w ten sposób w długą tradycję artystyczną, w której powab pięknego, kobiecego ciała został zaprezentowany już niemal na wszystkie możliwe sposoby. Tichy zaproponował jednak ujęcie świeże, oryginalne, przy pomocy medium szeroko używanego przez artystów współczesnych, koncentrując się zazwyczaj na jednym z atrybutów kobiecości, nie prezentując w całości powabnego ciała.

Jego fotografie nie ograniczają się jednak tylko do studiów kobiecego ciała, znajdziemy wśród nich również wiele znakomitych portretów, na których kobiety "odzyskują" swoje twarze, czy pejzaży - skoncentrowanych oczywiście na rodzinnym mieście i okolicach. Te ostatnie stanowią jednak margines jego twórczości. Tichy kocha swoje miasto. Miasteczko, jakich dziesiątki, niczym nie różniące się od innych, dzięki jego oku, oku mistrza, staje się miejscem mitycznym. Wszystkie widoki - zarejestrowane, mówiąc słowami samego artysty, "aparatem z epoki kamienia łupanego" - możemy obejrzeć później na filmie dokumentalnym Buxbauma, ale nie ma już w nich tej magii.

Część ekspozycji zatytułowana Dalekie/Bliskie dobrze ilustruje radykalizm postawy twórczej Tichego: koncentruje się on albo na zbliżeniu jakiegoś szczegółu, albo na motywie widzianym z całkowitego oddalenia. Wiele z tych fotografii, powstałych w czasie ulicznych wędrówek artysty po rodzinnym mieście, "popada" w abstrakcję, o czym możemy przekonać się w ostatniej części ekspozycji noszącej nazwę Pojawianie się/Zanikanie. Uchwycone przez aparat Tichego postacie są czymś nieokreślonym i nierealnym niczym senne zjawy. Być może wiąże się to z faktem, że często są to zdjęcia ekranu telewizyjnego. Figura rozpada się, niemal jak w obrazie Francisa Bacona... Prace te, nieostre, niedoskonałe, mają w sobie poezję, ukazują rzeczywistość tkwiącą pod codzienną, namacalną tkanką świata, w ten sposób zbliżając się również do fotografii surrealistycznej.

Ciekawy jest sposób "produkcji" owych zdjęć. Otóż, jak wspominałam, wykonane one zostały aparatami zrobionymi przez artystę. Pierwszy sprzęt odziedziczył Tichy po ojcu, jednak później, gdy nie było go stać na kupno nowego aparatu, musiał go sam skonstruować. Jak powszechnie wiadomo, bardzo często bieda, niedostatek, brak są źródłami najlepszych pomysłów - tak stało się również w przypadku Tichego. Jego aparaty, samie w sobie będące nieomal dziełami sztuki, ustawione w ekspozycyjnej gablocie, przypominają urządzenia z bajki opowiadającej o Flinstonach czy z futurystycznego filmu Mad Max, wieszczącego upadek cywilizacji. Zrobione zostały ze zużytych części aparatów fotograficznych, metalowych puszek, fragmentów szkła i innych odpadków. Obiektywy powstawały z pleksiglasu wypolerowanego papierem ściernym i popiołem tytoniowym. Powiększalnik skonstruowano m.in. ze sztachet, które Tichy wymontował z płotu, lampę - z żarówki ułożonej w metalowej puszce.

W tym miejscu należy podkreślić, że aby samemu skonstruować skomplikowany sprzęt, jakim jest aparat fotograficzny, potrzebna jest olbrzymia wiedza. Tichy posiadł ją w sposób samorodny i niejako ezoteryczny. Charakter jego prac w dużej mierze wynika z tego właśnie faktu, że zostały one wykonane niezwykłym narzędziem. Co ciekawe, artyście niejednokrotnie proponowano nowy sprzęt fotograficzny. Ten jednak zawsze odmawiał i pozostawał przy swej fantastycznej aparaturze. Powstałe w tym procesie niedoskonałe pod względem technicznym fotografie, po wywołaniu poddawane były działaniu przypadku. W ten sposób zrealizowany został zamysł artysty, który sprowadza on do słów: Usterka, pomyłka. Dzięki nim powstaje poezja. Fotografie, rozrzucone w pracowni, zadeptane, sponiewierane, wystawione zostały następnie na działanie kurzu i myszy. Plamy i inne zabrudzenia, które w efekcie pozostały na zdjęciach, nadały im nowe jakości, które można porównać z malarskimi. Następnie odbitki, które ocalały, zostały poddane przez artystę świadomym działaniom artystycznym. Tichy używał ołówka czy pędzla - gdy chciał coś podkreślić lub uwydatnić, wyretuszować niejasne zarysy czy poprawić inne błędy. W ten sposób zdjęcie stawało się przedmiotem istniejącym na pograniczu fotografii, malarstwa i rysunku. Niektóre prace zostały oprawione w ramki wykonane przez samego artystę, z tektury czy gazety, materiałów zużytych i niepotrzebnych; podobnie działo się, gdy Tichy konstruował sprzęt fotograficzny. Artysta malował lub przyozdabiał ramki kolorowymi kredkami, stąd przywołują one skojarzenia z twórczością ludową. Zdjęcia, które zostały udekorowane w ten - czasem niemal barokowy - sposób, sprawiają wrażenie wiszących w szacownym muzeum obrazów, prezentujących piękne akty kobiece. Zamiast klasycznego wizerunku widzimy jednak impresjonistycznie rozmyte figury kobiet w strojach i fryzurach charakterystycznych dla państw komunistycznych lat 60. czy 70. ubiegłego stulecia. Ramki wprowadzają niekiedy żywą kolorystykę do monochromatycznych zdjęć, choć trzeba w tym miejscu wspomnieć, że czasem nawet sama fotografia zostaje przekształcona przy użyciu kolorowych kredek.

Dom-pracownia artysty przypomina znane studio Francisa Bacona, zrekonstruowane kilka lat temu w dublińskiej galerii Hugh Lane, zasypane stosem pomiętych gazet, książek i... zadeptanych zdjęć. Jednak w przypadku malarza był to jedynie materiał wyjściowy do powstawania obrazów, były to fotografie innych twórców, stanowiące iskry zapalne do wykreowania nowych dzieł. W przypadku Tichego zaś, te właśnie sponiewierane fotografie stanowią punkt docelowy. Bałagan, przypadek i chaos - wszystko to staje się świadomym działaniem artystycznym. Tym, co łączy obu artystów, jest natomiast przekonanie, że fotografia rzucona na ziemię, "zeszmacona", poddana działaniu przypadku, przekształca wizerunek, nadając mu nowe malarskie wartości. Są jednak również inne analogie z Baconem: na wystawie wiele cytatów przywołuje bardzo ważną dla Tichego kategorię przypadku. Również w dublińskiej ekspozycji można odczytać słowa Bacona podkreślające wagę przypadku, chaosu, jak choćby następujące: Ten bałagan wokół mnie jest jak mój umysł; może być dobrym obrazem tego, co znajduje się wewnątrz mnie, tak to wygląda, moje życie jest takie. Obaj twórcy należą niewątpliwie do tych, dla których przypadek, pomyłka, niedociągnięcie, stanowią iskry zapalne procesu twórczego. Ich pracownie, zagłębione w chaosie tego świata, odkrywają tajniki ich duszy. Co ciekawe, obaj artyści doskonale poruszali się w tym chaosie, zawsze wiedzieli, gdzie odnaleźć konkretny przedmiot. Jakże inna jest choćby zrekonstruowana przy Centre Pompidou pracownia Brâncuşiego - jasna, przestronna, gdzie każde narzędzie jest na swoim miejscu, a każda doskonale dopracowana rzeźba staje się świadkiem tego porządku.

Miroslav Tichy, Centre Pompidou, Paryż, 25 czerwca-22 września 2008.

  1. 1. Na stronie http://www.tichyocean.ch/, można znaleźć bogatą dokumentację twórczości artysty, jego zdjęcia, teksty krytyków itd.
  2. 2. Od tamtej pory prace Tichego wystawiane są w ważnych ośrodkach światowych, w Berlinie, Nowym Jorku, Antwerpii, Londynie, Vancouver, Tokio, Pekinie, Frankfurcie, Dublinie itd. 
  3. 3. Richard Avedon, Photographies 1946-2004, Jeu de Paume, Paryż, 1 lipca-27 września 2008.
  4. 4. Annie Leibovitz, A Photographer's Life, 1990-2005, Maison Européenne de la Photographie, Paryż, 18 czerwca-14 września 2008.
  5. 5. Jako rodzinne miasto Tichego podaje się Kyjov lub Nětčice, które kiedyś były częścią Kyjova, obecnie zaś stanowią odrębną jednostkę administracyjną.