Elegancja zatrzymana w półobrocie - Ziółkowski w Galerii FAIT

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.


"Demi Volte", to termin zapożyczony z szermierki, a oznaczający półobrót lub ruch w bok zawodnika, czyli - jak rozumiem - unik przed ciosem i przygotowanie się do zadania ciosu własnego. Jednocześnie, o czym organizatorzy wystawy ani jej autor już nie wspominają, jest to także termin wzięty z jeździectwa i oznacza ewolucję wykonywaną przez konia.

Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte"
Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte"

Jedno i drugie określenie dobrze pasuje do wystawy Jakuba Juliana Ziółkowskiego w Galerii F.A.I.T. Artysta zaprezentował tutaj nowe prace. Nie są one jednak nowością pod względem stylistycznym, bo nie stanowią ani zwrotu w jego podejściu do sztuki czy specyficznym sposobie malowania, ani też nie wprowadzają elementów świadczących o tym, że artysta stawia przed sobą nowe wyzwania. Artysta nie rezygnuje ze swojej wizji ani ze swojej, dobrze rozpoznawalnej maniery malowania. Brak nowych wyzwań stylistycznych czy formalnych nie przeszkadza jednak temu, że wystawa robi duże wrażenie.

Obrazy Ziółkowskiego wciąż działają hipnotycznie, czarują i zniewalają wciągając w swoje opowieści, oszałamiają ilością detalu, zawartym w nich zastygłym na chwilę ruchem, bogatą i wszystko pochłaniającą wyobraźnią artysty, ciągle prowadzoną ambiwalencją pomiędzy płaszczyzną i abstrakcją a iluzją przestrzeni i złudzeniem przedmiotowości. Na wystawie znalazły się dwa duże płótna i wiele mniejszych gwaszy z głowami i aktami kobiecymi. Jest tu jeden niesamowity rysunek z głową, czymś, co wygląda na mózg i wielką ilością drobnych detali. Są także - i to właśnie zapowiadana wolta - prace wychodzące w przestrzeń. Trudno je zresztą nazwać rzeźbami, gdyż ciągle rozgrywają się w płaszczyźnie, tyle, że teraz ta płaszczyzna została ustawiona w przestrzeni. Są to wycięte z różnych materiałów rysunki. Linearne, splątane struktury zostały umieszczone na postumentach i zabawnie jest śledzić, jak szlachetne materiały zestawiono z pospolitymi. Gdy np. "rzeźbę" wycięto z tworzywa sztucznego, stoi ona na podstawce w niepolerowanego marmuru. Pojawia się także sklejka, lastriko, szkło, stal itd. Kapitalny jest zwłaszcza wielki stół z ustawionym na nim zestawem małych obiektów. Zwróćcie uwagę na detale! Wydłużone nogi stołu, każda inaczej zakończona, zostały odlane z brązu, a krawędzie szklanego blatu zaokrąglone i starannie wypolerowane. Można wchodzić pod stół, żeby oglądać obiekty od spodu, można też wykorzystać niewielki taboret (złożony z dwóch części), żeby obejrzeć to, co na stole, z góry. Motywy "rzeźb"-rysunków w przestrzeni są znane i wiele z nich - nie jestem pewna czy wszystkie - pochodzą z wcześniejszych obrazów Ziółkowskiego. To twarze i jakby "figury osiowe".

Określenie to użyte zostało z pełną świadomością nawiązania do twórczości Jana Lebensteina. Styl wystawy "Demi Volte" jest bowiem wyraźnie retro. Została wystylizowana na sztukę lat 60. W sposobie malowania zwłaszcza mniejszych obrazów widać nawiązania m.in. do polskiej szkoły plakatu, chociażby do działalności Jana Lenicy, w aktach kobiecych widać wczesnego Nowosielskiego i w ogóle Grupę Krakowską. Świadczą o tym linearność, czarne kontury, no i właśnie podobny styl, czyli sposób deformacji form, na pół abstrakcyjne na pół figuratywne kompozycje. Chciałabym wierzyć także w inspirację autora stylistyką działającej po Odwilży w Lublinie Grupy Zamek, w której działali tacy artyści, jak: Włodzimierz Borowski, Tytus Dzieduszycki czy Jan Ziemski. Z Zamościa, z którego Ziółkowski pochodzi, do Lublina przecież niedaleko...

Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte"
Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte"

Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte"
Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte"

Ziółkowski pracuje nad obrazami bazując w dużej mierze na skojarzeniach, na myśleniu intuicyjnym. W myśleniu tym znajdują się chłopackie fascynacje maszynami, literaturą podróżniczą czy science fiction, ale także pamięć o obrazach klasyków malarstwa, także i naiwnego. Wśród różnorodnych inspiracji poczesne miejsce zajmują wirtuozerskie zestawienia porządku przedstawieniowego z nieprzedstawieniowym rodem z późnego surrealizmu, które zderzają się z uwielbieniem do komiksów, ilustracji książkowej, a bogata wyobraźnia artysty jest zdolna wchłonąć i przetrawić wszystko. Do tego dochodzi świadomość aktualnego dziś stylu międzynarodowego, który - jak się okazuje - doskonale się godzi ze spojrzeniem, ukształtowanym - było, nie było - na polskiej prowincji.

Istnieje wiele przykładów na to, że w polskiej sztuce w paradoksalny sposób zbiegły się ze sobą właśnie te elementy: prowincjonalne spojrzenie, "zapóźnienie" (nie lubię tego słowa), wynikające z niebywania w świecie i z życia w najbiedniejszej części Unii Europejskiej, łączy nagle się z tym, co doskonale rozumiane i przyjmowane w międzynarodowym świecie sztuki. Ziółkowski, z jego naiwnym podejściem do malarstwa w stylu niezwykle uzdolnionego chłopca, może przecież doskonale funkcjonować w zamojskim BWA, z drugiej jednak strony jakość jego malarstwa, maestria techniczna i uwodzące wizje plasują go daleko od zamojskich kresów... W podobne zjawisko wpisuje się też działalność innych świetnych artystów, pochodzących z prowincji, wymienić można np. Wilhelma Sasnala czy Jadwigę Sawicką.

Styk Ziółkowskiego jest rozbuchany, ekscentryczny, surrealizujący. Moim zdaniem, żeby dobrze opowiedzieć o jego obrazach, trzeba by napisać po prostu kawałek prozy - opowiadanie, które snułoby paralelną do obrazów nielinearną i rwącą się narrację. Inaczej się nie da uchwycić ich niezwykłej aury. Prawda jednak jest taka, że ta aura została nieco przyćmiona przez elegancki styl wystawienia. Galeria włożyła wiele wysiłku i środków w wyprodukowanie nowych prac młodego artysty, którego międzynarodowa kariera zapowiada się obiecująco. Wystawa sprawia jednak wrażenie eleganckiego gadżetu, niepotrzebnie tłumiącego niepokojące wizje autora. Jest starannie przygotowana, zawieszona, ustawiona. Przeszkadza mi jednak jej elegancja. Istnieje taki termin - "stylizacja". Używa się go w przypadku zdjęć mody, wnętrz, potraw. Przed zrobieniem zdjęcia dany obiekt stylizuje się - dobiera odpowiednie przedmioty, ustawia kolorystycznie, żeby wszystko ładnie wyglądało, żeby uzyskać odpowiedni efekt. Wystawa w F.A.I.-cie też - mam wrażenie - została poddana stylizacji.

"Demi Volte" to jednocześnie tytuł znaczący w przypadku samej galerii. Wystawa Ziółkowskiego jest bowiem pierwszą propozycją odnowionego F.A.I.T.-u, przeniesionego do innej lokalizacji - w centrum Krakowa, na ulicę Karmelicką. Powstały w 2005 roku jako Fundacja-Artyści-Innowacja-Teoria F.A.I.T. prowadził galerię w starym budynku kolejowego dworca towarowego. Galeria, zasłynąwszy miłym, nonszalanckim i undergroundowym klimatem, ma na swoim koncie ambitne wystawy przyciągające tłumy ludzi i opinie, że jest nadzieją krakowskiej sceny artystycznej. Pokazywała m.in. młode środowisko krakowskie (m.in. wystawy Wojtka Doroszuka, Bartka Muchy, Zorki Wollny), ale także np. polsko-ukraińską wystawę o patriotyzmie. Teraz F.A.I.T. pokazuje, że chce być miłą, ale typową galerią komercyjną z ambicjami. Może to bardziej szczere niż pozorowanie (modnej tak naprawdę i dobrze sprzedającej się) rebelii.

Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte", 26 października - 15 grudnia 2007, F.A.I. T. Kraków

Wszystkie fotografie z wystawy publikujemy dzięki uprzejmości Galerii F.A.I.T.

Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte"
Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte"

Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte"
Jakub Julian Ziółkowski, "Demi Volte"