Trzy duże plusy dla Krakowa

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
a 

W Krakowie dzieją się dziwne rzeczy. Otóż w ciągu ostatniego miesiąca miało miejsce kilka interesujących wydarzeń. Nie wiadomo czy przyczyn należy szukać w wawelskim czakramie, czy w anomaliach pogodowych, w każdym razie należy je zaliczyć do kategorii cudów jak pojednanie kibiców Wisły i Cracovii. Wszyscy widzą, nikt nie wierzy własnym oczom i nie wie skąd to się bierze.

"Policja" w Bunkrze Sztuki.

18.10 -5.11.2006, kuratorka - Kamila Wielebska

Spis nazwisk w ulotce towarzyszącej wystawie sprawił, że myślałam, że chodzi tu o jakąś inną galerię. Wystawa miała miejsce w tzw. galerii dolnej Bunkra sztuki czyli piwnicy, w której dawniej mieściły się magazyny Triennale Grafiki, (które zresztą właśnie teraz ma wystawę piętro wyżej). Na górze pusto, dobre warunki do np. uprawiania joggingu albo zabawy w chowanego, na dole tłum jak na niedzielnej sumie w Mariackim albo wyprzedaży w pewnej idiotycznie reklamującej się sieci supermarketów. A wystarczyło w Bunkrze "tylko" pokazać górną półkę polskich artystów. Na projekcji Powtórzenia Artura Żmijewskiego w sali projekcyjnej zaduch i brak krzeseł jak onegdaj w Zachęcie. W galerii dolnej trochę ciasno dla tej wystawy, ale bardzo jej to nie zaszkodziło. Wystawa powstała pod patronatem Studiów kuratorskich UJ, które dały błogosławieństwo, Bunkier dał pomieszczenia i sprzęt.

Dwie najlepsze prace to "Powtórzenie" Żmijewskiego i "07 zgłoś się" Anny Niesterowicz ("Bierze mnie Pan?", "Ja w ogóle nie mam prawa jazdy", "Zrób jej tak jak w kinie"). Film Żmijewskiego (z tego co wiem, w Krakowie wcześniej nie pokazywany) przedstawiono w dłuższej - kinowej wersji i jest to jedyna znana mi praca która w wersji rozszerzonej jest jeszcze lepsza niż w pierwotnej. O co chodzi w Powtórzeniu - wiadomo, w każdym razie umieszczenie jej w kontekście głównego tematu wystawy skupia uwagę na wątku władzy i sprawowaniu kontroli, na nieuniknionym konflikcie, tym, że w tym układzie nie da się być "w porządku", że w pewnych okolicznościach wbrew sobie jesteśmy zmuszani do prowadzenia wojny, a przy okazji też do tego, że z władzy zawsze robi się jaja.

"07 zgłoś się" Anny Niesterowicz
"07 zgłoś się" Anny Niesterowicz

Anna Niesterowicz wykorzystała i zdekonstruowała znany (i swego czasu lubiany) serial 07 zgłoś się. Skarbnica dla efektownych interpretacji. Porucznik Borewicz - polski PRL-owski James Bond, symbol władzy, używany przez władzę do kształtowania swojego wizerunku, jawi się tu jako dzielny kowboj (pościgi polonezami!) nieustraszony stróż prawdy, odważny twardziel (zimna krew w obliczu morderstw) i kobieciarz, któremu żadna się nie oprze, za to on nie da się uwieść, gdy obowiązki czekają (świetny materiał do rozważań na temat obyczajowości mediów w PRL-u). Dwa istotne wątki w tej pracy: Niesterowicz dekonstruuje zachowania (zwielokrotnione czynności ujawniają ich prawdziwe znaczenie, czy po prostu brak znaczenia, ułudę, fasadowość) i język, jakim się dzielny porucznik posługuje. Niby-błyskotliwy, niby-odważny, niby-cyniczny czyli polskie gagi w prawie "amerykańskim" stylu. To czas odziera język porucznika (i innych bohaterów) z pierwotnego znaczenia i ujawnia fałsz, sztuczność. Niesterowicz obnaża język propagandy, język jako narzędzie budowania fikcji, język zapakowany w atrakcyjny papierek filmu akcji jako narzędzie manipulacji. Dziś odczytujemy go zupełnie inaczej, jest niepoprawny nawet politycznie (porucznik Borewicz np. jako seksista ;-). Drugi wątek, istotny dla wystawy: Pożal się Boże -"Bieda James Bond" w starym fiacie, kiepskiej kurtce i fatalnym stanem uzębienia wywołuje dziś tylko pobłażliwy uśmiech, co oczywiście podważa autorytet władzy. Władza jest ośmieszona, skompromitowana. Respekt w sekundę zmienia się we współczucie, litość. Jednym z ważniejszych wątków wystawy jest anarchizujący żywioł i walka z policją. Nieunikniony konflikt między stronami (co pokazuje też Żmijewski) ma źródło już w samym sprawowaniu nadzoru. Świetnie pokazuje to film Szkoła z 1971 r. Zofii Kulik, Przemysława Kwieka, Jana S. Wojciechowskiego i Pawła Kwieka. Eksperyment przeprowadzony w szkole: sala gimnastyczna, 200 uczniów. Kamera rejestruje eskalację agresji uczniów którzy świadomi obecności kamery zaczynają demonstrować "wolność". Kamera jest więc narzędziem nadzoru i jednocześnie przyczyną agresji będącej wyrazem sprzeciwu wobec tego nadzoru. Koło się zamyka. Źródłem zła jest sam nadzór.

Robert Rumas "Materiały operacyjne"
Robert Rumas "Materiały operacyjne"

Dwa bieguny absurdu sprawowania kontroli: Julita Wójcik kierująca ruchem ulicznym na skrzyżowaniu mimo obecności sygnalizacji świetlnej wygląda raczej jak tancerka. Powtarza i "uprzejmie wspomaga" (cyt. za K. Wielebską) komendy świateł, pokazuje bezsensowność swojego działania. Z drugiej strony Robert Rumas przeżywa głęboką traumę z powodu konfrontacji z policją po szczeniackim wybryku "szczania do ogniska". Film, nagrany zresztą w konwencji materiałów operacyjnych (i pod takim tytułem) pokazuje absurd kontroli i opresji sięgający poza granice tego, co niedozwolone. Policja rodzi strach zamiast poczucia bezpieczeństwa, w konfrontacji z nią zaczynamy się tłumaczyć nawet z tego co dozwolone, sami zaczynamy się podejrzewać, tłumaczyć choć nic złego nie zrobiliśmy, a ostatecznie też kontakt z policją każe nam podejrzewać w sobie konfidenta czy "kabla" oraz wroga i zdrajcę. Braku poczucia bezpieczeństwa dotyczy też wideo - zapis performance Angeliki Fojtuch "Złodzieje". Potwornie przejmujący, strach i bezradność wywołują ciarki na plecach.

dokumentacja akcji KwieKulik, "Pomnik bez paszportu w salonach sztuk plastycznych", 1978 r.
dokumentacja akcji KwieKulik, "Pomnik bez paszportu w salonach sztuk plastycznych", 1978 r.

Wątek walki z policją przenosi się nieuchronnie w obszar sztuki w postaci konfliktu artystów z prawem i jego przedstawicielami. We współczesnych warunkach to mandat Mariusza Warasa uznanego przez władzę za chuligana dewastującego miasto. 500 zł za "umieszczanie napisów w miejscu niedozwolonym" to dowód rzeczowy wojny (choć zupełnie niepotrzebnie umieszczony w ramach jak obraz); wcześniejsze to dokumentacja akcji KwieKulik: "Pomnik bez paszportu w salonach sztuk plastycznych" z 1978 r.

mandat Mariusza Warasa
mandat Mariusza Warasa

Wojnę między społeczeństwem a systemem kontroli przenosi do świata sztuki R., który oczywiście ukrywa nazwisko jak podejrzany lub oskarżony. "Zbrodnia i kara" to dokument tragicznych zajść między artystami a kuratorami i dyrektorami galerii. Ma postać kroniki kryminalnej, dokumentów zbrodni, artykułów prasowych, co więcej ofiary i podejrzani mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości. Wreszcie walka w czystej postaci, formie wysublimowanej pokazana w pracach Huberta Czerepoka pt. "Z cyklu seanse". Przemoc jako misterium, obrzęd bez jasno zidentyfikowanego wroga i przyczyny. Nie wiadomo kto z nami, kto przeciwko nam, kto czarny a kto biały. To zresztą nieistotne, istotny jest spektakl.

Hubert Czerepok, "Z cyklu seanse"
Hubert Czerepok, "Z cyklu seanse"

Jedyne, czego mi na wystawie zabrakło, to współczesnego symbolu walki z policją. Tego, który objawia się np. w znanym z klatek schodowych skrócie (niekoniecznie musiałby być to ten skrót, choć świetnie by pasował do pracy KwiekKulik "Skrótowce" z 1984 r.) i tego, który w stosunku do artystów objawia się w postaci kontroli nad sztuką (sygnałem była praca Warasa, ale znamy przecież przypadki bardziej radykalne). Ale i tak władza najlepiej na tej wystawie nie wyszła. Nawiasem mówiąc w polskiej policji - i to właśnie w Krakowie - powstał (skądinąd naprawdę pożyteczny) "Zespół do spraw przestępstw przeciwko dziełom sztuki" (kradzieże itd.). Nie wiadomo więc, czy po tej wystawie policja nie powinna się zastanowić nad utworzeniem "Wydziału do spraw przestępstw dzieł sztuki przeciwko policjantom" ;-) W każdym razie zemsta jest krwawa.

Zorka Wollny "Muzeum"
Zorka Wollny "Muzeum"

Zorka Wollny "Muzeum"

13.10.2006 Muzeum Narodowe w Krakowie, kurator - Ewa Tatar

Wystawa "Fin de siecle" w MNK. Dużo gablot, dyskretne spojrzenia, ciche rozmowy. Sytuacja niemal kościelna, widzowie z nabożeństwem oglądają eksponaty. Jest w tym coś podniosłego, jakaś celebracja, święto. Jasnych reguł "konsumpcji sacrum sztuki" strzegą panie pilnujące. W takich miejscach więcej jest zabronione niż dozwolone, (proszę nie dotykać eksponatów, proszę nie zachowywać się głośno, nie biegać, nie rozmawiać przez komórkę, itd.)

W te sytuację ingeruje Zorka Wollny z performance "Muzeum". Studiuje zachowania typowe dla publiczności (ruchy dłoni wskazujące na zamyślenie np. podparcie brody, dłonie złożone z tylu jako dystans do eksponatu itd). Rozpisuje partyturę dla pięciu osób które wkraczają na ekspozycję i zaczynają te zachowania odgrywać. Dwie dziewczyny poruszają się wokół różnych eksponatów w różnych końcach sali, przy czym robią to samo jednocześnie. Są tak dyskretne, że trudno to zauważyć. Nieuprzedzony widz w ogóle nie ma pojęcia o tym, że jest świadkiem akcji artystycznej. W pewnym momencie schodzą się przy jednej gablocie i dublują swoje ruchy. Ktoś zauważa "coś dziwnego" ale ze względu na "powagę miejsca" nie ingeruje, udaje że nic się nie stało, nic nie widział, jakby dziewczyny były przeźroczyste. Po chwili aktorki rozchodzą się w różnych kierunkach. Nieco dalej dwie inne dziewczyny wykonują podobne rytuały. Jedna naśladuje przypadkowego widza, który odbiera telefon, za chwilę nagle wykonuje piruet, który wprawia w zdumienie jedynie jakieś dziecko. Reszta widzów udaje, że nic nie widzi. Chłopak w środku sali krąży wokół dwóch gablot z uporem księżyca.

Pierwszy tego rodzaju performance pt. "Koncert na wysokie obcasy" odbył się w 2004 r. (zrealizowany z Anią Szwajgier) na klatce schodowej Collegium Novum UJ. Potem Zorka (także z Anią Szwajgier) wykonała w Landesmuseum w Munster (2005) performance w klatce schodowej, rodzaj "koncertu na drzwi i kroki". W akcji "Muzeum" analizuje specyfikę miejsca - instytucji narzucającej pewien kanon zachowań. Performance wskazuje na płynność granicy między naszym naturalnym zachowaniem a tym czego się od nas oczekuje; analizuje to, na ile w muzeum jesteśmy świadomi, że jesteśmy obserwowani (pilnowani) i na ile świadomie przyjmujemy rolę i gramy widza. Sam performance jest równie dyskretny jak dyskretnie narzucane są formy zachowań w muzeum.

Pia Lanziger przestrzega Nową Hutę przed konsumpcją własnego mitu
Pia Lanziger przestrzega Nową Hutę przed konsumpcją własnego mitu

Nowa Huta

"Futuryzm Miast Przemysłowych "100 lat Nowej Huty i Wolfsburga"

14.10. - 12.11.2006; wystawa w przestrzeni publicznej Nowej Huty, cykl wykładów, paneli dyskusyjnych i seminariów; Kuratorzy Kuba Szreder, Martin Kaltwasser

"Futuryzm Miast Przemysłowych "100 lat Nowej Huty i Wolfsburga" to nie tylko wystawa ale projekt obejmujący też wykłady sesje itd., dotyczące przyszłości miast przemysłowych, które powstawały w Europie od początku XX w. Jako przykład posłużyły właśnie Wolfsburg i Nowa Huta. Pierwsza część odbyła się w ubiegłym roku w Niemczech, teraz projekt ma swoją edycję krakowską. Wszystko dotyczy utopii i dystopii.

Autorzy projektu mieli dość tanich chwytów opartych na sentymencie za "socem", który w Niemczech przybrał rozmiary przemysłu, a w Polsce objawia się pomysłami w stylu "muzeum socrealizmu". Grzebanie w tej przeszłości nic już nie pomoże, więc ich projekt dotyczy przyszłości: urządzili setne urodziny miast, które w rzeczywistości będą je obchodzić za kilkadziesiąt lat. To tak, jakbyśmy się zastanawiali, co z nami będzie za 40 lat. Strach myśleć, wygląda to raczej niewesoło.

Taran, praca Janka Simona
Taran, praca Janka Simona

Efektownym wejściem jest wielki taran na Placu Centralnym, obecnie imienia -o ironio- Ronalda Reagana. Taran, praca Janka Simona, skierowany jest prosto w bramę główną kombinatu Huty im. Lenina później Sendzimira obecnie Mittal Steel. Do bramy kombinatu wyglądającego z tej perspektywy jak forteca jest jeszcze kawałek (na oko 1,5 km ;-) ale taran bynajmniej nie chce jej burzyć (zresztą jest nieruchomy) bo huta i tak wkrótce zawali się sama. Stara maszyna oblężnicza wskazuje raczej, że huta nigdy nie powinna była tu powstać (zresztą obok jest przecież średniowieczne miasto, które w porównaniu z rozlatującą się po pięćdziesiątce Nową Hutą trzyma się całkiem nieźle). W tym tkwi problem miast, które powstały mimo, że nie powinny były, które od początku skazane były na śmierć i to całkiem młodo, w okropnym stylu. W chwili gdy się rodziły koncepcja gospodarki monoindustrialnej już była skazana na fiasko.

Dwa miasta: Niemiecki Wolfsburg lat 68, Nowa Huta lat 57. Niewiarygodnie mało. Obydwa powstały na desce kreślarskiej i obydwa obiecywały mieszkańcom świetlaną przyszłość. W Wolfsburgu przyszłość ta spełniła się w porządku, trawnikach i konsumpcji rodzinnego szczęścia pracowników koncernu VW, w Nowej Hucie przyszłość minęła zanim nadeszła. O ironio, huta - powód dla którego miasto powstało, zamieniła się w przyczynę destrukcji miasta. Wolfsburg choć na razie trzyma się nieźle i tak długo nie pociągnie, bo produkcji aut grozi przeniesienie do np. Chin a kto wie, może auta w ogóle przestaną być produkowane? Przy tej skali restrukturyzacja nikomu już nie pomoże, czego dowodem właśnie Kraków.

Folke Köbberling, polityczna akcja "Politycy zrobili kupę dla narodu - ty też coś zrób"
Folke Köbberling, polityczna akcja "Politycy zrobili kupę dla narodu - ty też coś zrób"

Z Niemiec do Łaźni Nowej przyjechało sporo prac tam pokazywanych, np. kalendarz Roberta Rumasa na rok 2049 ilustrujący życie poznanych w Wolfsburgu trzech tureckich chłopców (zresztą akcja toczy się np. przed kościołem Arka Pana w Hucie, kobiety chodzą w burkach wiec wizja przyszłości z punktu widzenia Nowej Huty jest dość egzotyczna). Dla Nowej Huty Rumas przygotował zestaw zawodów przyszłości które "reklamuje" w książce wyłożonej w księgarni przy Placu Centralnym i w sklepach nowohuckich z rtv i używaną odzieżą. Pia Lanziger przestrzega Nową Hutę przed konsumpcją własnego mitu, tak jak uczynił to Wolfsburg i jego "Autostadt". W Alei Róż stanęły reklamy rozrywek w mieście skansenie, w którym mieszkańcy grają rolę samych siebie. Daniel Banaczek pokazał film w stylu kroniki filmowej z oryginalnych kronik z lat 50. i ujęć współczesnych, zresztą jakże podobnych do pierwszych ujęć kina w ogóle - ludzi wychodzących z fabryki. Inne prace to np. wykład Neila Cummingsa czy gigantyczny portret Lakshmiego Mittala - właściciela huty, którego tu zresztą nikt nie rozpoznaje. Nie chce tu robić spisu treści z wystawy, natomiast fajne było to, że artyści jako jedyni potrafili oderwać się od celebrowania mitu przeszłości oraz od konsumpcji współczesnego chaosu. Natomiast sami mieszkańcy nie są w stanie wybiec myślami ani rok do przodu. Dowodem choćby praca Folke Köbberling, która zaproponowała model samoorganizacji: teren huty należy podzielić na działki administrowane przez mieszkańców (średnio 44m kw. dla każdego). Do projektu realizowanego (na razie) na plakatach wokół Placu Centralnego zaprosiła mieszkańców, z czego powstała np. dość naiwna historia różowego dymu z kominów i polityczna akcja "Politycy zrobili kupę dla narodu - ty też coś zrób" Dowcipne, ale nadal brakuje wizji na siebie i swoje miasto. Myślenie o przyszłości ogranicza się do festynów, jak ten, w którym Łaźnia Nowa organizuje na lotnisku konkurs na tort - święto domowego piekarnika i układanie napisu "100 lat NH" z ludzi sfotografowanych z lotu ptaka. Ostrzeżenie Pii Lanziger okazało się uzasadnione. No i znów się wyszło na to, że artyści mają rację.

gigantyczny portret Lakshmiego Mittala - właściciela huty
gigantyczny portret Lakshmiego Mittala - właściciela huty

Przy okazji tego projektu myślę o nieco wcześniejszym, także opartym na porównaniu dwóch miast: "Miasto idealne - miasta niewidzialne" zrealizowanym w Zamościu i Poczdamie (nawiasem mówiąc dobra wystawa zamojska wyszła całkiem słabo w Poczdamie, ale to inny temat). Podobna konstrukcja wystaw, ale zupełnie odmienne efekty. Projekt "Miasto idealne" odnosi się do przeszłości, krakowsko-wolfsburski do przyszłości. Jeden pokazuje piękne idee, drugi pokazuje smutną prawdę. Kontrast między miastem służącym ludziom i ludziom służącym miastu. W każdym razie Nowa Huta nareszcie została zauważona jako coś więcej niż turystyczna atrakcja i wrzód na ciele nobliwego Krakowa.

Robert Rumas przygotował zestaw zawodów przyszłości
Robert Rumas przygotował zestaw zawodów przyszłości