Manifestacja romantyczna Beresia

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006.foto: Monika Branicka
Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006.foto: Monika Branicka

Jerzy Bereś po 25 latach powtórzył "Manifestację Romantyczną". Dokładnie tego samego dnia -18 listopada. To jedna z najsłynniejszych jego akcji, wiele osób być może ją pamięta, ponoć wówczas zgromadziła spory tłum. Ćwierć wieku później, w innych warunkach społecznych, politycznych i ekonomicznych jest tak samo aktualna jak wówczas. Dlaczego ją powtarza? - 25 lat temu zrobiłem ją krótko przed stanem wojennym, była taką przepowiednią. Teraz wydaje mi się, że znów jest taka potrzeba. Chciałbym, żeby ją ktoś powtarzał co roku, nawet wtedy, kiedy mnie już nie będzie - powiedział.

Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006, foto: Monika Branicka
Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006, foto: Monika Branicka

Wtedy Bereś wyjechał wózkiem romantycznym z BWA, obecnego Bunkra Sztuki; teraz z Kamienicy Szołayskich, oddziału Muzeum Narodowego w Krakowie. Zresztą oryginalny wózek należy już do MNK więc na tę akcję musiał go wypożyczyć. I jak wtedy przejechał Szczepańską pod studnię gdzie spalił się Wincenty Badylak, dziś natomiast jest postój dorożek z obsikanym brukiem i stoiska z kwiatkami przeniesione tu z drugiej strony rynku (gdzie miały swoje tradycyjne miejsce od setek lat), na skutek awantury wokół nowej nawierzchni rynku wykonanej jak zwykle źle, co też jest tu już tradycją. Tu powstał napis OGNISKO NADZIEI, który szybko rozmywał się na mokrych kamieniach. Przypadkowe turystki pytały, czy to akcja polityczna, jakiś człowiek namolnie sprzedawał pocztówki z Krakowa. Bereś wyciągnął z wózka wiązkę drewna i rozpalił ogień. Na wózku zawiązał pierwszy dzwoneczek i poszedł dalej pod ratusz, a za nim podążył zebrany wianuszek widzów. Tu rozpalił OGNISKO WOLNOŚCI. Za ratuszem czaił się wielki wóz strażacki i służby sprzątające, ktoś komentował że - "ludzi zamykają a ten o wolności pisze", ktoś inny ogrzewał w ogniu ręce, jeszcze inny dziwił się: - "co tu się dzieje że tak wszyscy poważnie stoją?" Bereś zawiązał drugi dzwoneczek i poszliśmy pod Sukiennice u wylotu Brackiej. Tu bez większych zakłóceń artysta rozpalił OGNISKO GODNOŚCI. Z oddala słychać było tylko harmonie rosyjskich muzyków, nieopodal stali mimowie. Z trzema dzwoneczkami udaliśmy się pod pomnik Adama Mickiewicza. Obok metalowej siatki odgradzającej teren wokół wieszcza Bereś zaczął malować OGNISKO MIŁOŚCI. Wtedy podszedł strażnik miejski i chwycił go za rękę mówiąc - "proszę natychmiast przestać malować!" Artysta zaczął wyjaśniać, że ma pozwolenie od prezydenta Krakowa. "Podjąłem interwencje, bo ma pan pozwolenie na przejazd tym urządzeniem i rozpalanie ognisk, ale nie ma tam ani słowa o malowaniu na płycie rynku. To jest nowa płyta i dużo kosztowała. Co by było jakby każdy tu chciał malować? A kto to potem posprząta? Kto jest organizatorem?" - dopytywał się strażnik. Widzowie zaczęli tłumaczyć, że prezydent pozwolił na wszystko, że farba jest wodna, że pan Bereś jest słynnym artystą i dostał od prezydenta nagrodę. Na chętnego organizatora zgłosił się Arti Grabowski, który został wylegitymowany i spisany ("Trzeba czymś odwrócić uwagę"). Gdy strażnik spisywał Artiego, który zarzekał się że nigdy w życiu by nie dopuścił aby farba była olejna i obiecał posprzątać rynek, Bereś kończył rozpalanie ogniska miłości. Strażnik nawet spuścił z tonu.

Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006, foto: Monika Branicka
Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006, foto: Monika Branicka

- A Pan słyszał kiedyś o Panu Beresiu?

- Nie, człowiek się nie może wszystkim interesować - zmieszał się.

- To proszę iść do Muzeum Narodowego, to pan będzie wiedział w jak ważnej akcji pan interweniował; będzie Pan potem dzieciom opowiadał, że interweniował Pan np. na koncercie Hendrixa, akcji Beresia i jak Papież był, to też kilka razy - podpuszczał Arti.

Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006, foto: Monika Branicka
Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006, foto: Monika Branicka

No więc strażnik chyba poczuł powagę sytuacji i dał spokój. Wszyscy poszli pod Sukiennice od strony ul. Jana. Tam Bereś rozpalił OGNISKO PRAWDY. Z drugiej strony rynku kuglarze rozpoczynali już swoje przedstawienie z żonglowaniem pochodniami. Bereś zawiązał ostatni dzwoneczek przy wózku i skierował się znowu w stronę Szczepańskiej. Mimo, że dzwoneczków było pięć, brzmiały cichutko zagłuszane dźwiękami dyskoteki i komentarzami turystów. Mijając ognisko nadziei widzieliśmy już tylko garść popiołu i ślady po nim. Gdy wróciliśmy pod Szołayskich, Bereś zakończył akcję.

Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006, foto: Monika Branicka
Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006, foto: Monika Branicka

Choć to co działo się wokół manifestacji brzmi absurdalnie, nikomu nie było do śmiechu. Okazało się, że po 25 latach nic się nie zmieniło. W polityce wskazówka zmieniła położenie ale dla sztuki nie zmieniło się nic. Choć się zmieniły narzędzia i metody, władza nadal chce ją kontrolować. Wozy strażackie, służby sprzątające i strażnik szukający luki w piśmie do prezydenta są żenujące zwłaszcza w obliczu stojącego na tym samym rynku odlewu Igora Mitoraja. Gdy miasto kłania się w pas Mitorajowi, po akcjach Beresia szybciutko się tu sprząta. Więc ja żałuję, że farba nie była olejna i na zawsze. A Bereś mówił: "Chciałbym, żeby ten rynek był prawdziwą agorą a nie tylko targowiskiem. Myślałem, że dziś to prawda jest takim palącym słowem. A tu proszę, okazuje się że są problemy z miłością".

Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006.

Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006, foto: Monika Branicka
Jerzy Bereś, "Manifestacja Romantyczna", Kraków, 18.11.2006, foto: Monika Branicka