Klasycy trzymają się mocno FotoArtFestival w Bielsku-Białej

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.


19 października uroczyście otwarto drugą edycję FotoArtFestivalu w Bielsku-Białej. Impreza o ambicjach międzynarodowych zgromadziła kilka nazwisk o rzeczywiście światowej sławie, ale także wystaw, po których nie da się zorientować, że żyjemy w XXI wieku.

Walter Rosenblum, Girl on Swing
Walter Rosenblum, Girl on Swing

Pierwsza edycja FAF, która odbyła się na przełomie czerwca i lipca 2005 była zaskoczeniem, a może raczej pozytywnym rozczarowaniem. Bo nagle, z daleka od kulturalnych tras i głównego obiegu sztuki, w beskidzkim mieście, które mija się najwyżej jadąc na narty do Szczyrku, powstał przegląd fotografii z całą pewnością nie prowincjonalny.

Twórcy FAF - Inez i Andrzej Baturo, para fotografów od lat prowadząca w Bielsku-Białej galerię fotografii, podjęli ryzyko i ogromny wysiłek, aby nadać festiwalowi odpowiednią rangę - wszak tylko wtedy miał on szansę powodzenia. I odnieśli sukces. Pokazała to już pierwsza edycja, a druga stała się potwierdzeniem tej tezy. Tak, jak dla pisarza, który świetnie zadebiutował, prawdziwym testem jest druga książka, tak Baturowie udowodnili, że FAF z 2005 roku nie udał im się przypadkiem i że są w stanie utrzymać poziom.

Można mieć zastrzeżenia co do organizacji - jej profesjonalizmu - jednak na pewno nikt nie odmówi organizatorom jednego: ogromnego zaangażowania i pasji.

Co niezwykle istotne, organizatorzy przekonali do swojego pomysłu władze miasta i najważniejsze placówki kulturalne. FAF odbywa się przy współpracy wszystkich tych podmiotów: miasto dokłada pieniędzy (co mu się bardzo opłaca, bo reklama z tego coraz większa), BWA czy Teatr Banialuka udostępniają sale, itd. Patronat nad festiwalem objął Prezydent RP, zaś artystyczną opieką - ZPAF. Co do tego ostatniego można mieć zastrzeżenia, ale - jak mówił podczas otwarcia Andrzej Baturo - dla ZPAF udział w FAF-ie jest okazją do pokazania się z mniej "skostniałej" strony, jednym z elementów walki o zmianę wizerunku tej mocno wszak podupadłej instytucji. Chęci dobre, ale zaprezentowanie na międzynarodowym przeglądzie Stasysa Eidrigeviciusa (sic!) jako jedynego reprezentanta Polski, było chyba - mówiąc delikatnie - nie najlepszym pomysłem. Towarzysząca współczesnym pokazom prezentacja przedwojennego dorobku Fotoklubu Polskiego (piktorialne zdjęcia m.in. Tadeusza Cypriana, Mariana Dederki, Tadeusza Wańskiego) miała też chyba jedynie edukacyjny cel.

Jak Polska długa i szeroka, wszystkich nas gnębi kompleks prowincji, więc gdy w granicach naszego kraju pojawi się ktoś o międzynarodowej sławie, rozpiera nas radość i poczucie absolutnej wyjątkowości. Nie inaczej było w Bielsku. Sarah Moon czy Joan Fontcuberta to nazwiska, które znawcom fotografii mówią na świecie wiele. Naomi Rosenblum, amerykańska badaczka dziejów fotografii, autorka światowego bestsellera o historii tej dziedziny sztuki - wszyscy oni (na chwilkę lub kilka dni) zawitali do beskidzkiego miasta. Można było się więc w nim poczuć jak w Paryżu czy Berlinie, bo znamienici goście byli na wyciagnięcie ręki - można było porozmawiać, wziąć autograf, zrobić zdjęcie. I nie zmienił tego fakt, że sław mogło być jeszcze więcej - w ostatniej nieomal chwili swoje przybycie odwołali m.in. Franco Fontana i Michael Kenna. A przecież głośne nazwisko to także, nie ukrywajmy, doskonała reklama. Każda gazeta i stacja telewizyjna (nie tylko lokalna) głosiła nalot światowych gwiazd na Bielsko-Białą. I to właśnie w tym kontekście szczególnie bolał zdecydowanie najsłabszy punkt festiwalu: nieustanne problemy z tłumaczeniami. Jak można na międzynarodowy festiwal nie zatrudnić zawodowego tłumacza, tylko podpierać się rozpaczliwymi wysiłkami wolontariuszek, które albo padały ofiarami nerwów, albo nie radziły sobie zupełnie z fotograficzną terminologią?
Wbrew telewizyjnym przekazom, FAF nie jest jednak tylko pożywką dla fotograficznych paparazzi - organizatorom zależy na zachowaniu wysokiego poziomu prezentowanych prac. Jak mówi Inez Baturo, na festiwal zaprasza się twórców "z dorobkiem", gdyż nie ma on na celu promocji młodych talentów, ale pokaz prac wybitnych, które mają już swoją wyrobioną markę. FAF ma promować dobrą fotografię w Polsce, podnieść świadomość ludzi interesujących się sztuką, dać szansę obcowania z pracami cenionymi, na wysokim poziomie - mówi Baturo i tej idei można tylko przyklasnąć. Warto więc zapytać, co w programie festiwalu robi "Foto Open" - pokaz prac amatorów i debiutantów pasujący bardziej do kolejnych edycji Galerii Bezdomnej, niż imprezy pragnącej zyskać międzynarodową rangę? Ten fragment pokazu - stworzony chyba dla zaspokojenia ambicji coraz większej rzeszy foto-amatorów - można by spokojnie pominąć, bo debiutanci mają wiele innych miejsc i możliwości, żeby pokazywać swoje prace. Aż się chce powiedzieć: chcecie trzymać wysoki poziom, to bądźcie konsekwentni!

Pedro L. Raota
Pedro L. Raota

FAF to głównie wystawy i spotkania z autorami (tzw. Maraton Autorski); poza nimi odbywały się jeszcze tylko warsztaty organizowane przez sponsorów i pokazy slajdów, którym jednak bliżej było do części Open.

Po pierwszym - w sobotę rano - spotkaniu z Sarah Moon, kolejne przeniesiono do większej sali, bo chętnych było tak dużo, że nie wszyscy się zmieścili. I nie zmieniło się to przez dwa dni (nazwa Maraton jest tu właściwa - spotkania odbywały się jedno po drugim, od 10 rano do wieczora: i w sobotę, i w niedzielę). Na wystawach - prawdopodobnie z tego właśnie powodu - widzów było mniej (jednak te można oglądać jeszcze przez tydzień).

Oszczędność programu (na innych festiwalach imprez towarzyszących są dziesiątki) nie jest bynajmniej wadą. Gdy organizuje się ciekawe spotkania, zaprasza gości, którzy mają coś do powiedzenia, nie trzeba już podpierać się fajerwerkami imprez towarzyszących. I w Bielsku nie czuło się braku atrakcji. Większość spotkań nie była stratą czasu, prawie każdą wystawę warto było zwiedzić. Ponadto samo miasto - choć może nie posiada imponującej infrastruktury turystycznej (trzeba być wytrwałym i zdeterminowanym, żeby zjeść tam obiad), zachęca do bliższego poznania - jest chyba jednym z bardziej niedocenionych miast w Polsce. Malownicze zaułki, wąskie, brukowane uliczki i bogato dekorowane, piękne kamienice, które równie dobrze mogłyby stać w Paryżu, to atrakcyjny kąsek nie tylko dla fotografujących.

Dalang Shao, West Lake (1997)
Dalang Shao, West Lake (1997)

W Bielsku-Białej na pewno srodze zawiedzionym mógłby się poczuć wielbiciel nowych mediów, miłośnik fotografii nowoczesnej, multimedialnej, będącej elementem technologicznych poszukiwań. Bo takiej tu prawie nie znajdzie.

Z całą pewnością wybór gości był podyktowany gustem twórców festiwalu. Dokument i pejzaż, oba gatunki w ujęciu bardzo klasycznym - to dominuje w Bielsku-Białej. Dla kogoś, kto ma świadomość nieodwracalnej digitalizacji fotografii oraz jej "multimedialnego potencjału", przeżyje zaskoczenie. Zobaczy tradycyjne odbitki (nie tylko na wystawie Fotoklubu Polskiego), klasyczną fotografię w najczystszej postaci, zdjęcia bez pikseli, jakby pochodziły z krain, których nie dotknęła era cyfrowa ani przemiany we współczesnej sztuce. Jednak trudno to uznać jako zarzut.

Zwiedzając wystawę Michaela Kenny czy chińskiej rodziny Shao opatrzony na co dzień z cyfrowymi fotkami z telefonów komórkowych widz może przeżyć szok. Każde ich zdjęcie jest po prostu okazem fotograficznej doskonałości - w technicznym rozumieniu, z którym idzie jednak w parze również klasa estetyczna. Minimalista Kenna i nastrojowi, nostalgiczni, zadumani trzej Chińczycy Shao (dziadek, ojciec i wnuczek, niestety także nieobecni osobiście w Bielsku) prezentują najwyższą klasę tradycyjnej fotografii, która nie poszukuje może metafizycznej głębi, ale tworzy za to piękne obrazy. Ortodoksyjnie oszczędne zdjęcia Kenny zestawiono z innym minimalistą, Franco Fontaną. Włoch-samouk nie stara się udawać, że zawiera w swoich fotografiach głębokie przesłania. Fontana bawi się kolorem, a zdjęcia kadruje tak, że stają się one abstrakcyjnymi kompozycjami - pogodnymi, lekkimi i sympatycznymi. Jeszcze inną filozofię działania ma hiszpański teoretyk, wykładowca i wydawca, fotograf Joan Fontcuberta. Jego "Pejzaże bez pamięci" to widoki miejsc, które nie istnieją. Fontcuberta tworzy je za pomocą programu komputerowego (używanego przez wojsko i naukowców), który na podstawie wprowadzonej do systemu mapy tworzy jej trójwymiarowe odwzorowanie. Hiszpan wykorzystuje jednak ułomność programu i zamiast map pod analizę poddaje obrazy klasyków malarstwa i fotografii - Turnera, Cézanne'a, Dalego, Stieglitza, Westona. Zaskakujące, że z fikcyjnych przecież danych komputer tworzy pejzaże, które teoretycznie mogłyby istnieć.

György Stalter, Ozd, 1994
György Stalter, Ozd, 1994

Drugim silnie reprezentowanym w Bielsku gatunkiem jest dokument. Litewski (Alexandras Macijauskas), węgierski (Judit M.Horwath i György Stalter), słowacki (Karol Kallay), argentyński (José Luis i Pedro Luis Raota) i wreszcie amerykański (Walter Rosenblum). Czarno-białe zdjęcia prezentujące węgierskich Romów, litewskie targowiska, południowoamerykańskie zakonnice czy dzielnice robotnicze na Manhattanie w latach 30. - wszystkie one odpowiadają XX-wiecznej klasycznej teorii dokumentu fotograficznego, który z gazet przenosi się dziś do galerii i książek.

Doskonałym (choć może nieco zbyt długim, bo trwającym ponad 2 godziny) uzupełnieniem tych wystaw był wykład Naomi Rosenblum, która przy okazji opowiadania o Foto-Lidze, grupie fotografów, w której działał jej zmarły przed rokiem mąż, Walter Rosenblum, naszkicowała dzieje i przemiany dokumentu społecznego w XX-wiecznej światowej fotografii. Po wykładzie matki wystąpiła córka, Nina Rosenblum, która pokazała film dokumentalny o ojcu i jego twórczości.

György Stalter, Budapest, 1985
György Stalter, Budapest, 1985


Ciekawym wątkiem tegorocznego FAF-u był pierwiastek rodzinny. Okazuje się, że fotografia spaja rodziny i łączy pokolenia. Du Shao - dziadek, Jiaye - ojciec i Dalang - wnuczek, których pejzaże zebrano w jednej galerii, pokazują, jak przez cały XX wiek ewoluowała ich estetyka - od zamglonych, pełnych detali widoków Du z pierwszej połowy XX wieku, po dużo bardziej surowe, oszczędne i kontrastowe pejzaże Dalanga z lat 1996 - 2002. Z kolei Pedro Louis Raota od lat 60. do 1986 roku, kiedy to nagle zmarł, dokumentował świat w lakonicznej, prostej i czytelnej formie. Tę surowość ujęcia próbuje dziś kontynuować w swoich zdjęciach jego syn, Jose Louis. Także Nina Rosenblum odziedziczyła po matce zainteresowania badawcze, posługując się tylko innym medium - filmem. Obie w Bielsku opowiadały o Walterze Rosenblumie i jego idei fotografii zaangażowanej społecznie.

Jednak największą chyba gwiazdą drugiej edycji FAF była Sarah Moon, której powierzchowność okazała się doskonale współgrać z jej eterycznymi zdjęciami. W Bielsku fotografka pokazała cykl "Circus" powstały w 2005 roku, który ogłoszono rokiem cyrku. Moon, znana wciąż głównie ze swoich zdjęć modowych, od lat 90. odsuwa się powoli od prac komercyjnych na rzecz własnych projektów, łączących fotografię z krótkometrażowym filmem i animacją. Inspirowany "Dziewczynką z zapałkami" Andersena "Circus" jest jednym z serii projektów związanych z bajkami duńskiego pisarza, a składa się ze zdjęć (wydanych w książce) i kilkunastominutowego filmu. Podczas spotkania autorskiego Moon okazała jeszcze jeden swój film - co było nie lada atrakcją, bo ten fragment jej twórczości jest praktycznie niedostępny.

FotoArtFestival 2007 cofnął widzów w czasie. Pokazał fotografię o korzeniach sięgających nawet początku XX wieku, fotografię bardzo estetyczną i w sumie łatwą w odbiorze. Gust i własne poszukiwania artystyczne Inez i Andrzej Baturo odcisnęły piętno na programie festiwalu, widoczne też było ogromne osobiste zaangażowanie twórców w samą imprezę. Ze względu na międzynarodowe ambicje organizatorów trudno sam festiwal oceniać po dwóch dopiero edycjach, warto jednak życzyć Bielsku-Białej, które może być dumne ze złamania kulturalnego monopolu dużych miast, żeby na stałe zaistniało na artystycznej mapie świata, a przynajmniej Europy.

Wszystkie wystawy można w Bielsku-Białej oglądać do 28 października (więcej na www.faf.art.pl)

Joan Fontcuberta
Joan Fontcuberta