Nowy taniec z Berlina, zaprezentowany w ramach festiwalu sztuki Willa Warszawa świetnie wpisał się w kameralny klimat starej willi w zaroślach na Ochocie. Spektakle oscylowały na granicy przedstawienia teatralnego, tańca i performansu. Pokazy "Mixtape" Felixa Marchanda i "I'm OK, you're OK." Hanny Hegenscheidt odbyły się na niewielkiej scenie w niegdysiejszym salonie z kominkiem. Tancerze weszli w sytuację zastaną, nie adaptowali przestrzeni, nie pozbyli się zastawiającego scenę fortepianu i skrzyń, nie używali scenografii, zapalili światła robocze, które tak samo oświetlały "scenę" i publiczność, do której zwracali się bezpośrednio.
Wyreżyserowana randka
Felix Marchand czekał na widzów na scenie. Przez cały spektakl pozostawał osobą prywatną, o podwójnej performersko-choreograficznej tożsamości. Marchand rozdał widzom kilkanaście płyt CD ze znanymi utworami, melodiami przywołującymi niedawną, zbiorową przeszłość i poprosił każdą z kilku grup o wybranie jednego utworu. W epoce mp3, szybkiego wypalania i przegrywania, pokolenie trzydziestolatków - a głównie ono zasiadło na widowni - już jako ostatnie pamięta czasy składanek magnetofonowych i ostrożnego doboru utworów, przemyślanego przegrywania kawałków na dwukasetowcach.
Sugerowane przez widownie utwory utworzyły składankę muzyczną wieczoru. Felix prezentował jednocześnie kilkanaście składanek kasetowych i przywoływał powody dla których kiedyś je komponował: "żeby coś powiedzieć, lub czegoś nie mówić; żeby ukryć nieśmiałość, żeby stworzyć tło lub jako prezent dla dziewczyny." Utwory pojawiały się jak części konstruowanej wypowiedzi. W "Mixtape" charakter spektaklu zależał od przypadkowego wyboru zaproponowanego przez publiczność. Stąd też odmienny klimat obu przedstawień w willi - pierwsze było melancholijne i przedłużające się; drugie - rozrywkowe. Felix pozornie złożył w ręce publiczności odpowiedzialność za dramaturgię spektaklu, klimat i porządek wieczoru generowały się same i wynikały nie tyle z utworów, co z ich kolejności i z tego, co wydarzało się pomiędzy nimi. Dlatego też spektakl "Mixtape" jest tak samo nieprzewidywalny, jak najprecyzyjniej wyreżyserowana randka.
Felix nieustannie dystansował się do swojej prezentacji. Wcielał się jednocześnie w role tancerza i konferansjera komentującego własną pracę. Do każdego zaproponowanego utworu tworzył pewną sekwencję ruchową, potem sekwencje łączył komponując kolejną składankę, tym razem taneczną. W ten sposób odpowiadał tańcem na działania widzów. Jego autorskie "Mixtape" polega na zapożyczaniu, miksowaniu, prezentowaniu cytatów lub całych sekwencji układów tanecznych - Lupity Pulpo, Martina Nachbara, Williama Forsythe'a.
Kombinacje mogą być dowolne, w sumie nie tak ważny jest końcowy efekt, ale nieskończona ilość możliwych wariacji. Przedstawienie nie posiada założonego punktu kulminacyjnego, czym też bardziej ortodoksyjna publiczność może być zawiedziona. Pozostają kawałki, fragmenty układanki, przetłumaczenie składanki kasetowej na składankę ruchowa, która formuje gust tancerza, tak jak gust publiczności formowany jest przez muzyczne hity.
I'm OK, you're OK - analiza transakcyjna
Tytuł spektaklu Hanny Hegenscheidt "I'm ok., you're ok." to jednocześnie tytuł słynnego bestselleru Erica Bernea opisującego analizę transakcyjną. Część teorii Bernea stanowią różne typy transakcji, jakie ludzie uprawiają zarówno świadomie jak i nieświadomie na różnych poziomach: społecznych czy psychologicznym. Transakcje, jak również komunikaty i nastawienie względem siebie osób, biorących udział w transakcjach mogą być różnego typu. Uparty socjolog mógłby uznać spektakl "I'm OK, you're OK" za przewrotną lekcję poglądową gier psychologicznych uprawianych przez modelową amerykańską parę. On i Ona pod przykrywką ckliwej miłosnej historii dokonują wielopoziomowych transakcji - pozornie racjonalnych, zawierających jednak ukrytą motywację i przewidywalną korzyść.
Kobieta i mężczyzna siedzą zwróceni twarzami do publiczności. Początkowo wydaje się, że zwracają się do widzów. Dopiero po chwili z sensu słów wnioskujemy, że toczą dialog między sobą. Ich amerykański akcent jeszcze lepiej pozwala nam wyobrazić sobie wyemancypowaną, nowoczesną parę zachodniej cywilizacji. Siedzą sztywno obok siebie, jak jednym z talk show, gdzie zwróceni twarzami do kamery małżonkowie opowiadają o swoim idealnym związku. Słyszymy dwie różne historie o początkach ich znajomości. Za każdym razem historie są improwizowane, tworzone na nowo. Kobieta jest bardzo spokojna, opanowana. Mężczyzna rozemocjonowany, mówi podniesionym głosem, gwałtownie gestykuluje. Przerywają sobie nawzajem, przepychając się do mikrofonu. Każde z nich chce opowiedzieć swoją wersję wydarzeń. Grają parę idealnie dobraną i manifestują to w najdrobniejszych zachowaniach. Ani na chwilę nie tracą ze sobą fizycznego kontaktu, przeważają nerwowe ruchy, poprawianie koszuli partnerowi, strzepywanie nieistniejących pyłków.
Ich związek ma być przede wszystkim nietoksycznym. Kobieta włącza niemiecką, międzywojenną, miłosną piosenkę. Mężczyzna, mimo że nie rozumie tekstu, stara się ją odtworzyć. Naśladuje usłyszane słowa, czasem wplata własne, by nie zgubić rytmu. Zerwane zostają związki między znakiem a sensem, między słowem a działaniem. Mężczyzna używa słów których nie rozumie i nakłada na nie swój komunikat. Zapewnia swoją partnerkę, że czuje się wspaniale, chwilę potem jego ciałem zaczynają wstrząsać konwulsyjne ruchy. "I' m OK, you're OK." to magiczne hasło, które dosłownie i w przenośni pozwala zachować partnerom równowagę. Przywołują je kilkakrotnie w sytuacjach kryzysu. Jednak nad całą ytuacją gromadzą się czarne chmury pozostałych modeli przywoływanej wcześniej analizy transakcyjnej: "I'm OK, you're not OK", "I'm not OK, you're OK, "I'm not OK, you're not OK". Pod przykrywką telewizyjnych uśmiechów i samych "OK" kryją się emocjonalne pojedynki, niedociągnięcia, niemożliwe do usunięcia pretensje. Masaż, który mężczyzna proponuje swojej ukochanej, zamienia się w szamotaninę będącą jednocześnie wyrazem czułości i agresji. Mężczyzna wciela się następnie w postać psa, którego wodzi partnerka. Ostatnia scena jest komiczną sceną konwulsyjnego tańca, najlepiej oddającą relację zachodzącą w tym typowym związku monogamii sukcesywnej. Próba stworzenia pełnego namiętności układu rozpada się w ciągłych potknięciach, niedociągnięciach; znikają szanse na nieinwazyjność i niezależność. Związek nie jest ani niezawisłym paktem, ani czystą, prostą relacją. Spektakl kończy się nagle, aktorzy przerywają taniec, trzymając się za ręce zwracają się w stronę publiczności, z niemym gestem "to by było na tyle".
Wyszła z domu i nie wróciła
Najciekawiej i najpełniej zaistniała w willi grupa Two Fish w przedstawieniu "Christiane Muller przeprowadza się". W tym spektaklu nie było podziału na scenę i widownię, publiczność zajęła tę samą przestrzeń co tancerze. Przedstawienie rozegrało się w kilku pokojach na pierwszym piętrze willi, które stały się mieszkaniem niejakiej Christiane Muller. W domu Christaine Muller widz staje się odpowiedzialny za swój własny spektakl. Co bardziej niecierpliwi wychodzą, nie potrafią odnaleźć się w nowej roli widza-uczestnika. Zamknięte drzwi, zgaszone światła, publiczność zostaje zaproszona do zwiedzania mieszkania, samodzielnego rozpoznania terenu. Widzowie wydają się zdezorientowani, zaglądają do kolejnych pomieszczeń w poszukiwaniu aktorów, boją się że coś im umknie, że znajdą się w niewłaściwym miejscu. Są też tacy, którzy postanawiają zająć jak najlepsze miejsca, rozsiadając się na wygodnej kanapie w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Śledzenie wszystkich wątków przedstawienia nie jest łatwe, gdyż spektakl rozgrywa się w kilku pomieszczeniach naraz.
Obserwujemy zachowania piątki współlokatorów, którzy zajmują mieszkanie po Christiane Muller. Nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się o nich i o niej niczego konkretnego. Jedyny bohater, zagubiony Anglik, który opowiada nam o swoim życiu, za każdym razem podaje inną wersję. Dzieje bohaterów zostają wydestylowane do czystego układu emocji, relacji prezentowanych za pomocą dynamicznego ruchu. Aktorzy powoli wyłaniają się z tłumu widzów, potem coraz odważniej zaznaczają swoją obecność. Ich ruchy staja się coraz bardziej dynamiczne i to właśnie ruch, a nie sztuczny podział na scenę i widownię wyznacza przestrzeń działania, w którą widzowie mogą być mniej lub bardziej zaangażowani. Aktorzy za każdym razem muszą wywalczyć sobie miejsce do gry. Czasem przestrzeń "sceny" ogranicza się do ciała aktora, który zaznacza swoją obecność bardziej dynamicznym ruchem, odmiennym od społecznie akceptowanych zachowań.
Prywatna przestrzeń spektaklu sprawia, że widz z jednej strony czuje się pewniej, często komentując przedstawienie o dwa kroki od aktora. Jednocześnie jest też intruzem, podglądaczem, który wtargnął w prywatną przestrzeń bohaterów. Nie może się czuć do końca swobodnie, tuż przed nim tancerze opowiadają o intymnych szczegółach swojego życia, rzucają w siebie swoimi ciałami, wykonują slalom pomiędzy widzami. Autystyczny chłopiec grany przez Thomasa Conwaya przywołuje mroczne historie ze swojego dzieciństwa zepsutego pedofilą. Ich absurdalność w połączeniu z elegancją brytyjskiego akcentu wzbudza nasz śmiech. I właśnie dlatego, że sytuacje pokazujące agresję czy rozpacz są zwykle kontrapunktowane komicznym efektem, docierają do nas z dużo większą siłą. Tym bardziej, że sytuacji zagrożenia jest tu naprawdę wiele. Mecz koszykówki rozgrywany za pomocą jednej z tancerek zamiast piłki jest jedną z mocniejszych scen spektaklu. W grze ujawniają się role przyjmowane przez poszczególnych członków grupy. Niewinna zabawa przeradza się w rozgrywkę pomiędzy oprawcami i przypadkową ofiarą, nie tracąc przy tym cały czas charakteru zabawy. W podobny sposób zbudowana jest kolejna scena, w której zdominowany przez silniejszego kolegę niepełnosprawny umysłowo chłopiec czyta brutalne fragmenty z "American Psycho" i to łamaną polszczyzną. Pomiędzy nimi leży bezwładna dziewczyna, która przed chwilą chciała uwieźć jednego ze współlokatorów.
Zagrożenie jest odczuwalne nie tylko w relacjach pomiędzy aktorami. Odczuwa je również widz znajdujący się tak blisko zachodzących wydarzeń. Aktorzy potrzebują miejsca do wykonywania swoich działań, przepychają się między widzami, czasem nieomal na nich wpadają, budują cały czas sytuacje fizycznego napięcia. Wykorzystanie w ten sposób przestrzeni, przeniesienie punktu ciężkości z relacji pomiędzy postaciami na relację pomiędzy aktorem a widzem zbliża to przedsięwzięcie do performansu. W prywatnej atmosferze mieszkania dochodzi do przedziwnego spotkania znajdującego się gdzieś pomiędzy sferą prywatną a publiczną. Dzielenie wspólnej przestrzeni stwarza nowe możliwości komunikowania się, większa odpowiedzialność za uczestnictwo w spektaklu spoczywa na widzu, zachowania aktorów/tancerzy/perfromerów są niejednoznaczne. Trudno tu oczekiwać tanecznych popisów, ważniejsza jest siła przekazu, ruch pozostaje celowo "nieczysty", energiczny. Tancerze nie tracą prywatności, są wciąż trzydziestolatkami z Berlina i doskonale operują pomiędzy aktorstwem, własnym "ja", choreografią i instalacją przestrzenną.
Przeniesienie spektaklu w najbardziej prywatną przestrzeń jaką jest mieszkanie, sprawia, że ciało tancerza przestaje być wystawiane na pokaz. Na pierwsze miejsce wysuwa się działanie, współuczestnictwo. Zamiast zaprogramowanej z góry relacji pokaz - odbiór, szuka się terenu porozumienia, komunikacji, współtworzenia. Tancerze nie muszą posiadać szczególnych predyspozycji fizycznych, prezentować wyćwiczonych ciał. Komunikacja, półprywatność i kontekst spektaklu stają się ważniejsze od pokazu. Więcej jest zatem scen improwizowanych, momentów pozostawionych dla interakcji z publicznością. Zacierają się granice między sztuką a życiem, między przestrzenią prywatną a publiczną, okazuje się, że widz może odbierać spektakl nie tylko w postaci gotowego produktu serwowanego w przestrzeni publicznej. Widz jest po prostu z wizytą w mieszkaniu Christiane Muller, współtworzy spektakl w starej willi przy Barskiej 29. I taniec i widz na tym dużo zyskuje.
Taniec w willi - kuratorka programu Joanna Warsza
w ramach Willa Warszawa 25.08-1.09
"Mixtape" - solo performance Felixa Marchanda
"I'm OK, you're OK" reżyseria Hanna Hegenscheidt
TWO FISH "Christiane Müller przeprowadza się" reżyseria Angela Schubot i Martin Clausen