O gender codzienny

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

"Gender w sztuce" jest kolejnym - po sporcie między innymi i ekonomii - przedsięwzięciem w cyklu "... w sztuce" krakowskiego MOCAK-u. Wystawy te niejednokrotnie krytykowane były za brak jasnej koncepcji kuratorskiej, raczej przypadkowy dobór dzieł, a przede wszystkim za szkolne, zawężające interpretacje opisy pokazywanych prac, które doczekały się już nawet swojego prześmiewczego fanpage'a na facebooku.

Maria Anna Potocka na ogół odpowiada, że jej wystawy nie są przeznaczone dla wąskiego środowiska, które pojawia się na każdym wernisażu, ale dla szerokiej publiczności, której kompetencje czytania sztuki współczesnej nie muszą być szczególnie wysokie, więc wymaga ona pomocy w spotkaniu z dziełem.

Jeśli nawet przyjmiemy te wyjaśnienia za dobrą monetę, to z wystawą "Gender w sztuce" i tak jest problem. Gender, w przeciwieństwie do sportu, jest dziś zapalnym tematem. Akademickie pojęcie płci kulturowej stało się za sprawą Episkopatu i ośrodków katolickich zarzewiem nowej odsłony kulturowej wojny. Także wystawa w MOCAK-u zdążyła już zostać w nią włączona. Prawicowe grupy ślą listy protestu, sprzeciwiają się "demoralizującemu kiczowi za pieniądze podatnika", prawicowy internet grzmi, pisma żalą się na "sztukę zła za pieniądze podatnika". Wystawa pokazująca ludziom, którzy nigdy nie słyszeli o Judith Butler i do galerii nie przychodzą, czym właściwie jest ten gender i jak funkcjonuje na co dzień w naszym ciele, mowie, miejscu pracy byłaby na wagę złota. Niestety, krakowska wystawa nie realizuje tej misji.

Bartek Jarmoliński, "Polski export", 2010/2015, fotografia, 70 × 50 cm, dzięki uprzejmości B. Jarmolińskiego
Bartek Jarmoliński, "Polski export", 2010/2015, fotografia, 70 × 50 cm, dzięki uprzejmości B. Jarmolińskiego

Opuszcza się ją z wrażeniem przypadkowości w doborze dzieł i tematów. Zebrane prace nie układają się bowiem w żadną spójną narrację - ani problemową, ani historyczną. Wystawa jest skupiona niemal wyłącznie (poza filmami Shirin Neshat i Olgi Kisselevej) na obszarze euroatlantyckim. Tak jakby poza Europa Zachodnią i Ameryką Północną genderu nie było. Nawet jeśli uznamy, że wystawa tak naprawdę mówi o "genderze w sztuce zachodniej", to wybór ten jest bardzo prowincjonalny. Może lepiej było skupić się na sprawie gender w Polsce i polskiej sztuce? Zwłaszcza że polska sztuka ma na tan temat o wiele więcej do powiedzenia, niż widać w Krakowie.

Piotr Wysocki, "Aldona", 2006/2012, wideo, 26 min, dzięki uprzejmości P. Wysockiego
Piotr Wysocki, "Aldona", 2006/2012, wideo, 26 min, dzięki uprzejmości P. Wysockiego

Gender i drag

Ktoś, kto o gender nigdy nie słyszał i trafił na wystawę, mógłby odnieść mylne wrażenie, że gender to przede wszystkim międzypłciowe przebieranki i transpłciowe transformacje. Tematyka dragu i transpłciowości jest jednym z najbardziej widocznych motywów na wystawie. "Aldona" Piotra Wysockiego - filmowy portret transpłciowej osoby przygotowującej się do zabiegu korekty płci. Obrazy Lidii Krawczyk i Wojciecha Kubiaka z cyklu "Genderqueer", przedstawiające postaci, których płeć trzeba odgadywać. Cykl fotografii "Autoportret" Macieja Osiki, w których artysta - dwudziestokilkuletni chłopak - wciela się w wizerunki wyidealizowanego kobiecego piękna. Żart Bartka Jarmolińskiego "Moje buty świadczą o mnie" - fotografia artysty w eleganckim męskim stroju i szpilkach.

Takie prace na pewno na wystawie o genderze powinny się znaleźć. Transpłciowość, drag, performatywny charakter płci to ważne tematy polskiej sztuki po roku 1989. Niektóre z tych prac to świetne dzieła - zwłaszcza "Aldona", jeden z lepszych filmów na ten temat, jakie widziałem, o kilka długości wyprzedza skupiający się na tym samym temacie dokument "Mów mi Marianna", nagrodzony na tegorocznym Krakowskim Festiwalu Filmowym. Ale gender to nie tylko drag. Nadreprezentacja tej tematyki na wystawie bez wpisania jej w odpowiedni kontekst (choćby przez kuratorski komentarz) wywołuje zamieszanie i konfuzję.

Lidia Krawczyk, Wojtek Kubiak, "T", 2008, z cyklu "Genderqueer", fotografia, 100 × 66 cm, kolekcja Bunkra Sztuki
Lidia Krawczyk, Wojtek Kubiak, "T", 2008, z cyklu "Genderqueer", fotografia, 100 × 66 cm, kolekcja Bunkra Sztuki

Gdzie ta płeć kulturowa?

Poza podejmującymi temat trans/drag dzieła obecne na wystawie trafiały tu chyba z dość przypadkowego klucza. Da się jeszcze wyróżnić jedna grupa: feministyczna. Prace artystek w różnych mediach wyrażających swój feministyczny przekaz, bunt przeciw patriarchalnemu porządkowi. To jedna z mocniejszych części wystawy; udało się tu zgromadzić dzieła należące już do klasyki sztuki światowej ("Semiotyka kuchni" Marthy Rosler, fotografie Valie Export). Ale jak feminizm Rosler ma się do problemu gender, płci kulturowej? Wystawa nie daje odpowiedzi na to pytanie.

W ogóle mam wrażenie, że temat płci kulturowej jako takiej, tego, jak kształtuje ona nasze codzienne zachowania, relacje z innymi ludźmi, wizerunki i aspiracje nas samych, jest na wystawie słabo obecny. Wyjątkiem jest praca "Jak się tresuje dziewczynki" Zbigniewa Libery. Tak samo brakowało prac podejmujących refleksję nad wzorcami płci obecnymi w popkulturze. Wyjątek stanowi świetna praca "Framed" Debory Hirsch i Iany Filiberti. Jest to montaż obrazów z filmów ery klasycznego Hollywood, przypominający mniej lub bardziej zapomniane aktorki, których karierę przerwało małżeństwo albo macierzyństwo, które nie przeszły bariery dźwięku lub po prostu przestały dostawać role, kiedy przestały wyglądać młodo. Świetna, archeologiczna robota, pokazująca stosunek fabryki snów do kobiet.

Na tym niestety kończy się wątek, który powinien stanowić ważny rozdział wystawy. Prac artystów i artystek pracujących na wizerunkach kobiet w tak potężnym dla kształtowania naszej genderowej wyobraźni medium jak kino jest mnóstwo, jest z czego wybierać. Był to też ważny wątek w twórczości polskich artystek używających techniki found footage. Jak pisała Małgorzata Radkiewicz: "technika found footage umożliwia [...] artystkom «przepracowanie» istniejących narracji filmowych w celu wpisania w nie podmiotu kobiecego lub odtworzenie jego historii ze ścinków i wątków męskich narracji"1.

Wiele polskich artystek pracowało w ten sposób na kulturowych wizerunkach kobiecości. Pochodzących z kina hollywoodzkiego (cykl "Gra z przemieszczającymi się zwierciadłami" Bogny Burskiej), muzyki pop (przeróbka wideoklipu Madonny w "What it Feels Like for a Girl" Karoliny Kowalskiej), kina radzieckiego ("Prawdziwe? Lecą Żurawie" Anny Baumgart) wreszcie klasyki polskiego serialu (cykl "Majka z filmów" Zuzanny Janin i tryptyk "07 zgłoś się" Anny Niestorowicz). To są moje podstawowe skojarzenia, gdy słyszę hasło "gender w sztuce polskiej". Jest wielkim brakiem wystawy nieobecność choćby jednej z tych prac.

O wiele mniej powstaje dzieł, które w ten sposób mierzyłyby się z kulturowymi wizerunkami męskości. Ale bardzo ciekawą wypowiedzią w tej sprawie jest choćby animacja Tomasza Kozaka "Romans dżentelmana". W Krakowie o kulturowym konstruowaniu współczesnej męskości mówią tylko dość banalne fotografie Lubriego. Portrety kulturystów (cykl "Hard Candy") i mężczyzn w pozach znanych z kobiecych aktów, ukrywających swoje genitalia, wydają się dość powierzchownym potraktowaniem tematu. Tymczasem ten właśnie temat, wobec ogłoszonych przez prasę kolorową kolejnych "kryzysów męskości", wydaje się dziś szczególnie atrakcyjny i ciekawy.

Maciej Osika, z serii "Kolekcja Autoportrety", 2000–2012, fotografia, 70 × 50 cm, dzięki uprzejmości M. Osiki
Maciej Osika, z serii "Kolekcja Autoportrety", 2000–2012, fotografia, 70 × 50 cm, dzięki uprzejmości M. Osiki

Maciej Osika, z serii "Kolekcja Autoportrety", 2000–2012, fotografia, 70 × 50 cm, dzięki uprzejmości M. Osiki
Maciej Osika, z serii "Kolekcja Autoportrety", 2000–2012, fotografia, 70 × 50 cm, dzięki uprzejmości M. Osiki

Gender pracujący

Wystawa sprawia wrażenie, że gender to przede wszystkim kwestia ciała zmagającego się ze swoją seksualną tożsamością. Ciała pokazywane na wystawie nigdy nie są ciałami pracującymi (pomińmy litościwie dość żenujący żart Łodzi Kaliskiej: fotografię przedstawiającą nagie kobiety wykonujące typowo męskie prace z cyklu "Niech sczezną mężczyźni"). Olga Kisseleva ustawia swoją kamerę w poradzieckiej fabryce biustonoszy i pokazuje ujęcia, w których robotnice, przygotowując się do wypowiedzi, odruchowo wchodzą w "kobiecą" rolę - poprawiają włosy, ubranie itd., by spełnić oczekiwania patrzącego na nie podmiotu. Szkoda, że Kisseleva nie pokazała tych kobiet przy pracy. Gender nie jest przecież kategorią wyabstrahowaną ze sfery pracy, produkcji i reprodukcji, z ekonomii. Nie unosi się w próżni, ale istnieje w złożonym układzie sił ekonomiczno-społecznych.

Gender to także upłciowienie podziału dochodu narodowego i podziału pracy. To niższe pensje i prestiż kobiecych zajęć. To niewidzialna praca reprodukcyjna, wykonywana głównie przez kobiety. Sztuka, w tym i polska, podejmowała przecież te tematy. Najgłośniejszy był happaning Julity Wójcik w Zachęcie w 2001 roku, w trakcie którego artystka obierała w galerii ziemniaki. Nie była to pierwsza próba Wójcik uczynienia widoczną niewidocznej pracy kobiet. Znów jestem zdziwiony, że ten wątek został w MOCAK-u zupełnie pominięty.

Jana Sterbak, "Dystrakcja", 1992/1995, obiekt, 92 × 150 × 110 cm, dzięki uprzejmości J. Sterbak, Galerie Steinek
Jana Sterbak, "Dystrakcja", 1992/1995, obiekt, 92 × 150 × 110 cm, dzięki uprzejmości J. Sterbak, Galerie Steinek

Wystawić dyskurs, wystawić historię

Gender nie jest łatwą kategorią dyskursywną. I być może mierząca się z nią wystawa także wymaga szerszego wpuszczenia dyskursu w przestrzeń wystawienniczą. Nie jest to nic nowego - na zeszłorocznej wystawie poświęconej markizowi de Sade w Musée d'Orsay w Paryżu "wrzucone" na ściany muzeum obszerne passusy z "boskiego markiza" służyły jako przewodnik po sztuce XIX i XX wieku. Na pokazywanej teraz w MSN postkolonialnej wystawie "After Year Zero" obok filmów i obszernego komentarza kuratorskiego wystawione są ważne dla narracji książki.

Nie chodzi mi to, by do MOCAK-u wstawić w gablotce "Uwikłanych w płeć". Ale samo zainteresowanie artystów gender owocowało dyskursywnym zwrotem. W 1995 roku Artur Żmijewski przy współpracy Katarzyny Kozyry wydaje poświęcony gender i feminizmowi specjalny numer produkowanego przez Żmijewskiego od studiów na ASP zinu "Czereja" - w przestrzeni wystawy byłby on z pewnością ciekawym artefaktem.

W ogóle niepodjęcie przez wystawę MOCAK-u narracji na temat historii gender i polskiej sztuki to powód największej pretensji, jaką mam do autorów wystawy. Zwłaszcza że alternatywą jest obecny na niej chaos. A jest to historia fascynująca. To ciało i jego płciowe tożsamości (choć problemy te pojawiają się już w neoawangardzie lat 70.) stały się głównymi tematami sztuki lat 90. To genderowe wystawy - "Antyciała" w Zamku Ujazdowskim w 1995 roku, "Płeć? Sprawdzam" w Zachęcie, "Moja matka nie jest boska" w krakowskim Bunkrze Sztuki należały do najważniejszych w ostatnich latach. To wokół tematu genderowego wywiązują się największe kontrowersje w polu sztuki współczesnej. Atakowanej nie tylko przez religijną prawicę, ale także przez centrową "Gazetę Wyborczą" (piórem Andrzeja Osęki) czy prasę popkulturową. Kiedy w 1999 roku Katarzyna Kozyra pokazała w polskim pawilonie w Wenecji "Łaźnię męską" nie religijne bynajmniej pismo "Machina" nagrodziło ją Czarnym Machinerem, pisząc o jej pracy: "my uważamy, że to hochsztaplerka. Kiedyś babę z fiutem można było obejrzeć w jarmarcznym salonie osobliwości, dzisiaj wkroczyła na salony sztuki", dodając: "mamy prawo nie zgadzać się na nazywanie sztuką voyeurismu połączonego z ekshibicjonizmem"2. W tym samym roku nominację do tej antynagrody otrzymała zresztą Kinga Dunin za "agresywny feminizm".

Szczytem tych kontrowersji była sprawa "Pasji" Doroty Nieznalskiej. Genderowego dzieła o kryzysie współczesnej męskości, które zostało całkowicie błędnie odczytane przez religijną prawicę w religijnym kontekście. Praca składała się z dwóch projekcji - pierwsza na ekranie w kształcie krzyża greckiego przedstawiała męskie genitalia, druga mężczyznę ćwiczącego zapamiętale na siłowni. Drugi ekran całkowicie zniknął ze sporu o dziele, prawica skupiła się na atakach na "przyczepione" do krzyża genitalia. Rozumiem rezerwę kuratorek (i być może samej artystki), ale czy wystawa o gender w sztuce nie byłaby właściwym miejscem, by przywrócić dzieło Nieznalskiej właściwemu kontekstowi?

Adam Rzepecki, "Projekt pomnika Ojca Polaka", 1981, fotografia, 70 × 50 cm, dzięki uprzejmości A. Rzepeckiego
Adam Rzepecki, "Projekt pomnika Ojca Polaka", 1981, fotografia, 70 × 50 cm, dzięki uprzejmości Galerii Dawid Radziszewski

Gender nasz codzienny

Studia genderowe pokazują przede wszystkim to, że z genderem jest jak z prozą i panem Jourdain. Wszyscy nie wiemy, że go mamy i nas kształtuje. Niestety, tego codziennego, przenikającego wszystko genderu na wystawie nie widać. Nie widać także historii tego, jak polska sztuka toczyła swe najważniejsze spory właśnie w cieniu genderowych kategorii. Nie ma także spojrzenia na nowe paradygmaty, przeniesienia dyskusji o gender na nowy grunt. Osika i Jarmoliński nie mówią niczego, czego nie widzieliśmy dekadę temu. Takim novum mogłoby być pokazanie związków płci i pracy, płci i biedy, ale to jest akurat zagadnienie całkowicie na wystawie w MOCAK-u nieobecne. Może w latach 90., kiedy gwałtownie tworzył się w Polsce kapitalizm, polska sztuka odkryła ciało, by nie musieć zaprzątać sobie głowy problemem klasy, władzy ekonomicznej, kapitału? Chętnie zobaczyłbym taką rewizjonistyczną narrację.

Na wystawie nic takiego się nie dzieje. Jest trochę dla nikogo: mało nowych rzeczy powie osobom siedzącym w art worldzie; dla osób niezorientowanych jest zbyt chaotyczna i bez-narracyjna. Choć wobec prób cenzury i ataków prawicy MOCAK-owi i kuratorom wystawy należy się wsparcie i solidarność, to trudno wykrzesać z siebie dla niej entuzjazm. Praca pokazująca Polakom i Polkom co na co dzień oznacza, że mają gender, pozostaje do wykonania.

 

"Gender w sztuce", MOCAK, Kraków, 15.05-27.09.2015

VALIE EXPORT, "Z portfolio spsienia (Aus der Mappe der Hundigkeit)", 1968, fotografia, 80,7 × 121,5 cm, dzięki uprzejmości Chari
VALIE EXPORT, "Z portfolio spsienia (Aus der Mappe der Hundigkeit)", 1968, fotografia, 80,7 × 121,5 cm, dzięki uprzejmości Charim Galerie, Wiedeń
  1. 1. Małgorzata Radkiewicz, "Władczynie spojrzenia. Teoria filmu a praktyka artystek i reżyserek", Ha!Art, Kraków 2010, s. 131.
  2. 2. Cyt. za: Karol Sienkiewicz, "Zatańczą ci, co drżeli", Wydawnictwo Karkter-Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, s. 289.