Po bioarcie, interaktywnych instalacjach i histerycznych maszynach w programie "Art + Science Meeting" w CSW Łaźnia przyszła kolej na roboty, maszyny i marionetki. Kuratorką wystawy jest Jasia Reichardt, pionierka w dziedzinie prezentacji sztuki komputerowej i robotycznej, autorka wystawy poświęconej sztuce komputerowej "Cybernetic Serendipidy" w londyńskim ICA w 1968 roku oraz książki poświęconej historii robotów "Robots: Fact, Fiction, and Prediction" (1978). Wystawa "Nearly Human" skupia się na dziejach robotyki i jest opowieścią o idei ponadczasowego pragnienia człowieka, by tworzyć własne podobieństwa, lepsze wersje siebie oraz narzędzia doskonalsze i sprawniejsze od niego samego. Wbrew temu, co o gdańskich wystawach pisze Wiktoria Bieżuńska ("33% krytyczności") wystawa, którą proponuje Reichardt, wcale nie jest wyrazem lęku przed "zatraceniem granicy między człowiekiem a maszyną, prawdziwą i sztuczną inteligencją czy przed eksperymentami w dziedzinie genetyki". Wręcz przeciwnie - "Nearly Human" to wyraz fascynacji tym wszystkim właśnie. To równocześnie podkreślenie roli wyobraźni - czynnika ludzkiego, którego nie zastąpi efektowna technologia, co we współczesnym świecie jest aktualne jak nigdy przedtem. W końcu łatwiej dziś o drona niż o dobry scenariusz filmowy.
"Nearly Human" dotyczy tematu wytwarzania przedmiotów, a jednak, paradoksalnie, nie jest ekspozycją obiektów. Jest ich na niej bardzo niewiele, więcej znajdziemy obrazów i wizualizacji prezentujących efekty robotycznych dążeń na różnych polach ludzkiej działalności. Duża część ekspozycji to reprodukcje prac i rysunków, pokazujących historię fantazji na temat konstruowania mechanizmów podobnych do człowieka i zwierząt. Kuratorka korzysta zarówno z realizacji artystycznych wizji, jak i dokumentacji naukowych eksperymentów (w niektórych wypadkach trudno o jednoznaczną kwalifikację). Ryciny przedstawiające warianty mechanicznych lalek, protoplastek współczesnych robotów (lalka pianistka z XVIII w., lalka potrafiąca pisać i rysować z XIX w. czy japońska mechaniczna lalka podająca herbatę), zestawione są z dziełami artystów różnych epok. Reprodukcje "Hektora i Andromachy" Gorgio de Chirico, fotograficznego kolażu Mieczysława Bermana "Obrady Gabinetu" czy fragmentów scenografii do słynnej sztuki Karela Čapka "R.U.R." Reichardt zestawia z wizjami popkultury takimi, jak okładki kolorowych magazynów, fotografie prasowe (np. mechaniczny człowiek z dwiema wielbicielkami na plaży w Kalifornii) czy kadry z filmów (zarówno z "Metropolis" Fritza Langa, jak i fantastyki naukowej z lat 50. "Target Earth", przeznaczonej dla niezbyt wymagającej widowni). Równolegle umieszczone zostały fotografie i ilustracje dokumentujące mniej bądź bardziej udane próby stworzenia sztucznych organizmów: XIX-wieczny automat grający w szachy Wolfganga von Kempelena, który wymagał jednak pewnej pomocy ze strony człowieka; niejaki Elektro, zbudowany przez Westinghouse Electric Corporation pod koniec lat trzydziestych (potrafił chodzić, znał siedemset słów, nadmuchiwał balony); Nam June Paik w towarzystwie swojego robota K-456 na ulicy w Nowym Jorku; robot Honda P3 z 1997 roku (mógł samodzielnie chodzić po schodach); w końcu rozpoznający twarze i rozmawiający z ludźmi robot B-Reem (2010). W tym imponującym zbiorze dokumentującym rozmaite wizje i dążenia robotyczne na przestrzeni wieków całkowicie zacierają się granice między sztuką i nauką, fantazją i rzeczywistością.
Balansowanie między tym co materialne i niematerialne powtarza się na wystawie w kilku kontekstach. Kuratorka uważa przedmioty za najlepszych depozytariuszy naszych snów i koszmarów, uważa jednak, że szkodzi im szczegółowość i naturalizm odwzorowania. W swoim tekście kuratorskim Jasia Reichardt powołuje się na przykład Frankensteina, którego Mary Shelley opisuje tak, by zarysować kierunek i pobudzić wyobraźnię, ale równocześnie na tyle ogólnie, by nie narzucić szczegółów i ostatecznego kształtu potwora. Dlatego za każdym razem, w każdej adaptacji tytułowy stwór wygląda inaczej. Chodzi tu zatem o wyobraźnię tak twórcy, jak i odbiorcy. Stąd zapewne "Egzoszkielet" ("Exoskeletal", 2013) został przez swego twórcę Christiana Zwanikkena skonstruowany dosyć schematycznie. To "przenośne i zrobotyzowane przedłużenie ciała", jak pisze sam artysta, to połączenie robotyki, animatroniki i szczątków zwierzęcych w postaci czaszki umieszczonej na końcu mechanicznego ramienia. Egzoszkielet porusza się płynnie, pobudzany przez emocje osoby, która go założy (na wystawie przytwierdzony jest jednak do martwego uchwytu i sterowany za pomocą automatu). Niesamowity jest moment, kiedy jego głowa zawisa na moment na wysokości twarzy widza. Patrząc w oczy monstrum, zastanawiam się nad jego samodzielnością - tak ruchów, jak i samej decyzji o zatrzymaniu się na poziomie moich oczu. Czy nadejdzie dzień, kiedy takie stworzenia będą nas otaczać na co dzień?
Tak jak dawne roboty i automaty wymagały ingerencji człowieka, by wprawić się w ruch, tak i na wystawie pojawiły się dzieła wymagające fizycznej aktywności zwiedzających. W instalacji "Mule Make Mule" ("Muł z muła", 2012) Tima Lewisa człowiek, kręcąc korbką, wprawia w ruch mechaniczne ramię marionetki, muła siedzącego z ołówkiem wymierzonym w kartkę papieru. Odpowiednio długo podtrzymywany ruch mechanizmu sprawia, że muł rysuje swój portret. Pytanie tylko, do kogo należy sam akt rysowania: do artysty, jego marionetki czy tego, kto porusza korbą mechanizmu? Więcej możliwości interakcji otrzymał odbiorca od Studia Azzurro w interaktywnej instalacji "Tavoli (Why Are These Hands Touching Me?)" (Tavoli [dlaczego te ręce mnie dotykają], 1995). Składają się na nią trzy drewniane stoły z interaktywnymi projekcjami: śpiąca kobieta w halce, paląca się świeczka, zastawiony stół. Obrazy pozostają nieruchome - uruchamia je dopiero dotyk lub uderzenie w stół: kobieta budzi się i wierci; świeczka chwieje się, spada; blat zajmuje się ogniem; obrus jest ściągany ze stołu, spadają z hukiem naczynia. Dzieła stawiające na interakcję - choć angażujące i budzące chwilową radość - bledną jednak przy pozostałych, nawet jeśli pokazanych jedynie za pomocą fotografii czy filmu. Mam wrażenie, że angażując ciało i uwagę odbiorcy, pozostawiają niewiele miejsca dla jego wyobraźni i fantazjowania na temat przyszłych możliwych scenariuszy.
Potrzeba tworzenia podobieństw opiera się na cechach fizycznych, związanych z wyglądem zewnętrznym oraz umiejętnością poruszania poszczególnymi częściami ciała (i całego ciała), a także przemieszczania się. Jak się okazuje, chodzi również o zdolność przetrwania, reagowania na bodźce zewnętrzne i samodzielność w działaniu i myśleniu. To podobieństwo do istoty ludzkiej nie kończy się jednak na pretensjonalnym określeniu "sztuczna inteligencja". Według kuratorki robot to nie kopia, której zadaniem miałoby być naśladownictwo. Przeciwnie - jako efekt czyjejś twórczości obiekt artystyczny powinien cechować się pewną autonomią. Samodzielność polegać ma na poszukiwaniu własnych sposobów funkcjonowania, ekspresji i komunikacji. Roboty i mechanizmy to nie protezy ani przedłużenie ludzkiego ciała, wspomagające go w jego niedoskonałości. W tej potrzebie tworzenia podobieństw istot żywych i samodzielnych jest coś z działań demiurga i próby naśladowania samego Stwórcy. Najlepszym przykładem tych dążeń są "Strandbeest" Theo Jansena (na wystawie zaprezentowano wideo "Animaris Plauden Vela" [Łopoczące żagle, 2013]). Są to ogromne, skomplikowane konstrukcje z plastikowych rurek i butelek po napojach. Wyposażone w żagle, napędzane są wiatrem, dzięki czemu poruszają się i przemieszczają samodzielnie (przy bezwietrznej pogodzie porusza nimi wytwarzające się w butelkach ciśnienie). Podobno potrafią samodzielnie przetrwać burzę i przypływy. Tak, "potrafią" - świadomie antropomorfizuję, bo twory Jansena sprawiają wrażenie istot żywych, ścigających się po plaży. Artysta pracuje nad ich kolejnymi wersjami, które chce zostawić samym sobie, wierząc w ich zdolność nauki i analizowania informacji.
Podobne wrażenie żywego organizmu (w tym wypadku całej ich grupy) sprawia instalacja "The Robotic Church" ("Robotyczny kościół", 2013) Chico McMurtiego. W czterdziestopięciominutowym performansie, którego filmową dokumentację pokazano na wystawie, występuje około pięćdziesięciu robotycznych rzeźb. Skonstruowane ze złomu, odpadków, niekiedy fragmentów instrumentów muzycznych maszyny tworzą orkiestrę, która zdaje się żyć własnym życiem, bez konieczności jakiejkolwiek ingerencji człowieka. To, co urzeka w tej instalacji to wcale nie spektakularna technologia - zresztą rzeźby składają się z elementów już niepotrzebnych. Jasia Reichardt w tekście kuratorskim przeciwstawia technologię wyobraźni, która według niej jest podstawowym motorem działań zarówno artysty, jak i naukowca. "Wyobraźnia - pisze Reichardt - domaga się przerwanej linii, niedokończonego zdania, braku definicji, poetyckiej pauzy". Być może dlatego właśnie rzeźby zmajstrowane z odpadków i drobnych śmieci sprawiają wrażenie nie tylko żywych, ale i posiadających własny charakter i cechy osobowe, wywołują zaciekawienie, w przeciwieństwie do pięknie przelewającego się przez kraty filmowego Terminatora.
"Nearly Human", CSW Łaźnia 2, ul. Strajku Dokerów 5, Gdańsk Nowy Port, 8.05 - 5.07.2015; Porsgrunn, Norwegia, Kunsthall Grenland, 19.09 - 31.10.2015
Kuratorka: Jasia Reichardt